Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12637.80 km (12.69%)
Czas na rowerze: 162d 04h 06m
Średnia prędkość: 25.58 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Sierpień16 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2020
Dystans całkowity: | 2014.58 km (w terenie 77.50 km; 3.85%) |
Czas w ruchu: | 71:59 |
Średnia prędkość: | 27.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.52 km/h |
Suma podjazdów: | 9353 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 138 (73 %) |
Suma kalorii: | 54519 kcal |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 100.73 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
- DST 54.19km
- Czas 01:53
- VAVG 28.77km/h
- VMAX 46.08km/h
- Kalorie 1969kcal
- Podjazdy 142m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Piątek, 18 września 2020 · dodano: 28.09.2020 | Komentarze 0
Rankiem do pracy. Pod wieczór powrót z pracy. Dni już coraz krótsze, więc powroty za chwilę zaczną się w ciemnościach. Póki co jeszcze mogłem załapać się na zachód słońca...
Nawet wiatraki prezentują się ładniej na tle takiego nieba...
Nawet wiatraki prezentują się ładniej na tle takiego nieba...
Kategoria Praca / służbowo, Szosowo
- DST 201.63km
- Czas 06:28
- VAVG 31.18km/h
- VMAX 48.24km/h
- Kalorie 7747kcal
- Podjazdy 641m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
"Rekreacja" na wietrze
Czwartek, 17 września 2020 · dodano: 28.09.2020 | Komentarze 0
Dzień wolny od pracy, więc zaplanowana rekreacyjna jazda po okolicach. Szybko jednak okazało się, że z rekreacją wiele wspólnego to miało nie będzie, bowiem wiatr dmuchał dość mocno. O ile z wiatrem można rzec, że było rekreacyjnie, to pod wiatr trzeba było ostro naginać. Najpierw zrobiłem pętlę przez Bieślin, Witkowo, Powidz, Przybrodzin, Orchowo...
Wróciłem do Trzemeszna i pomknąłem przez Jastrzębowo na Gołąbki. Tam ruszyłem na pętlę przez Oćwiekę, Ryszewo i Gościeszyn. Powtórzyłem tę pętlę w sumie trzy razy, w międzyczasie uzupełniając kalorie i płyny w przydrożnym sklepie. I tak oto zamiast rekreacji, wyszedł całkiem solidny trening :D
Wróciłem do Trzemeszna i pomknąłem przez Jastrzębowo na Gołąbki. Tam ruszyłem na pętlę przez Oćwiekę, Ryszewo i Gościeszyn. Powtórzyłem tę pętlę w sumie trzy razy, w międzyczasie uzupełniając kalorie i płyny w przydrożnym sklepie. I tak oto zamiast rekreacji, wyszedł całkiem solidny trening :D
Kategoria Szosowo, Wyprawy 200-kilometrowe
- DST 98.06km
- Czas 03:25
- VAVG 28.70km/h
- VMAX 51.12km/h
- Kalorie 2597kcal
- Podjazdy 282m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Sobota, 12 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 0
Przed południem do pracy. Niestety po drodze łapię kapcia w przednim kole. Okazało się, że nawet rzekomo niezawodna opona Continental GP5000 nie jest gwarantem braku przygód na trasie. Kamyszek ostry niczym grot ołówka wbił się dość głęboko i uszkodził dętkę. Konieczna była wymiana dętki...
Powrót z pracy wieczorem bez przygód przez Jastrzębowo, Smolary i Grabowo. Przy okazji przetestowałem odcinek z nowiutkim asfaltem od Grabowa do Kruchowa. Piękny, gładki dywanik :-)
Powrót z pracy wieczorem bez przygód przez Jastrzębowo, Smolary i Grabowo. Przy okazji przetestowałem odcinek z nowiutkim asfaltem od Grabowa do Kruchowa. Piękny, gładki dywanik :-)
Kategoria Praca / służbowo, Szosowo
- DST 100.79km
- Czas 03:35
- VAVG 28.13km/h
- VMAX 45.00km/h
- Kalorie 3503kcal
- Podjazdy 285m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Piątek, 11 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 1
Przed południem dojazd do pracy nieco na okrętkę. Wieczorem powrót na jeszcze większą okrętkę. Zajrzałem zobaczyć co tam słychać w centrum miasta, gdzie bywam ostatnio niezwykle rzadko...
Z Gniezna do Trzemeszna dotarłem przez Osiniec, Nową Wieś Niechanowską, Kołaczkowo, Ostrowite Prymasowskie i Trzemżal.
Z Gniezna do Trzemeszna dotarłem przez Osiniec, Nową Wieś Niechanowską, Kołaczkowo, Ostrowite Prymasowskie i Trzemżal.
Kategoria Praca / służbowo, Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 20.16km
- Czas 00:40
- VAVG 30.24km/h
- VMAX 43.56km/h
- Kalorie 792kcal
- Podjazdy 72m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Tryb serwisowy
Czwartek, 10 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 0
Przegląd łożysk, napędu, pedałów. Coś trzeszczy od czasu do czasu przy kręceniu korbą, ale nie wiadomo co. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, ale jak kręcę korbą, to coś trzeszczy. Zrobię dwa, trzy obroty korbą do tyłu i przez kilka chwil cisza. I tak za każdym razem. Łożyska do suportu zamówione, oby po wymianie nastąpiła błoga cisza.
Kategoria Szosowo
- DST 74.25km
- Czas 02:30
- VAVG 29.70km/h
- VMAX 47.88km/h
- Kalorie 2772kcal
- Podjazdy 207m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Środa, 9 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 0
Kategoria Praca / służbowo, Szosowo
- DST 40.49km
- Teren 1.50km
- Czas 01:46
- VAVG 22.92km/h
- VMAX 36.36km/h
- Kalorie 529kcal
- Podjazdy 114m
- Sprzęt Zwęglony Stefek
- Aktywność Jazda na rowerze
Regeneracja
Poniedziałek, 7 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 0
Pranie zrobione, sprzęt z grubsza ogarnięty, więc czas na regenerację po karkonoskiej wyrypie. Trochę lasu i jazda w spokoju bez napinki, z nóżki na nóżkę. Rundka przez Kruchowo i Gołąbki...Powrót przez Cegielnię, Gościeszyn, Grabowo i Jastrzębowo.
- DST 553.25km
- Czas 20:31
- VAVG 26.97km/h
- VMAX 65.52km/h
- HRmax 180 ( 96%)
- HRavg 138 ( 73%)
- Kalorie 8651kcal
- Podjazdy 3726m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Puchar Polski w ultramaratonach kolarskich "Piękny Zachód 2020"
Sobota, 5 września 2020 · dodano: 13.09.2020 | Komentarze 1
Ostatnia, kończąca sezon runda Pucharu Polski w ultramaratonach kolarskich "Piękny Zachód". Przyjazd na miejsce dzień wcześniej w godzinach wczesnowieczornych. Szybkie ogarnięcie pakietu startowego, roweru, garderoby (prognozowane burze), krótkie rozmowy i sen. Rano pobudka, szybka toaleta, śniadanie i czas szykować się do startu...
Jako, że na trasie naszego ultramaratonu przejeżdżać miał etapowy wyścig kolarski, start odbywał się wyjątkowo od grup najwolniejszych do najszybszych. Startowałem w grupie 14 (na 16) o godz. 8:05. U boku znane już mi osoby: Piotr, Adam, Dorota, Stasiu i Paweł...
Ruszyliśmy punktualnie. Przejechaliśmy może 5 km i zaczęło padać. Za chwilę zamknięte rogatki na przejeździe kolejowym. Ale pierwsze koty za płoty i dalej już jechaliśmy swoje, równo po zmianach, trochę w deszczu, trochę z bocznym wiatrem. Postój na rogatkach spowodował, że dość szybko doszła nas grupa startująca za nami. Wspólnie pokręciliśmy nieco, a następnie puściliśmy mocniejszych do przodu. Jeszcze przed pierwszym punktem kontrolnym w Kożuchowie dogoniliśmy Piotra i jego grupę. Taki był plan. Tempo miało być dość mocne, póki będzie płasko. Z tej grupy zabrali się z nami Czesia i Piotr, więc jechaliśmy 7-osobowym składem...
Krótko przed drugim punktem kontrolnym dojechała do nas trójka z najmocniejszej grupy z Sylwią i Rafałem. I tak w 10 osób zameldowaliśmy się w Dąbrowie Bolesławieckiej...
Z punktu ruszyliśmy w siedem osób. Za Bolesławcem na hopkach zostawiliśmy trzy osoby i dalej cisnęliśmy we czwórkę: Adam, Dorota, Piotr i ja. Po chwili zaczęło padać i zerwała się burza. Szybka decyzja, postój, ubieramy kurtki, ochraniacze. W tym czasie minęła nas urwana trójka. Ale jeszcze przez Pielgrzymką odrobiliśmy starty, bowiem na przyodzianie garderoby zatrzymała się wspomniana trójka. Przed Kaczorowem Adamowi wypadła lampka i do trzeciego punktu kontrolnego dojechaliśmy we trójkę. Na moment przestało padać. Zjedliśmy żurek, dopchaliśmy się ciastem i ruszyliśmy szybko dalej, bowiem nadciągał pogodowy armagedon. Grzmoty, błyskawice, na niebie dosłownie czarno. Uciekaliśmy przed sporą burzą. Można powiedzieć, że z sukcesem, bowiem trafił nas tylko lekki opad. Patrząc na to co działo się za naszymi plecami, trzeba przyznać, że mieliśmy szczęście.
Do Jarkowic dotarliśmy po 10h 30m jazdy. Tam był zlokalizowany czwarty punkt kontrolny. Na nim czekały na nas przepaki. Szybkie przebranie się w suchą i cieplejszą na noc odzież, ciepły makaron, smarowanie łańcucha i można było ruszać dalej. Nastąpiły przetasowania. Adam i Czesia szybciej zebrali się z punktu i trzeba było gonić. Z Piotrem i Dorotą ruszyliśmy na pierwszy poważniejszy podjazd, przełęcz kowarska nieopodal Okraju. Niestety Dorota została z tyłu. Uznaliśmy z Piotrem, że jeśli jej strata nie będzie duża, to poczekamy na kolejnym punkcie kontrolnym. W międzyczasie na zjeździe do Kowar rozpętała się ulewa, co w połączeniu z mgłą mocno skomplikowało sprawny zjazd. We dwójkę dojechaliśmy do Karpacza, gdzie na kolejnym podjeździe wyprzedziliśmy Czesię. I zaczął się najgorszy odcinek trasy. Nie żaden stromy podjazd, a zjazd!!! Takie karkonoskie piekiełko. Mgła ograniczająca widoczność do 10 metrów, mokro, ślisko, ciemno, a droga dziurawa. Cały czas pełne skupienie, zaciśnięte klamki hamulców i ostrożny zjazd. Mimo tego cztery razy wjechałem w takie wyrwy, że ledwo kierownicę w rękach utrzymałem.
Następnych kilka kilometrów było bardziej płaskich, dojazd do Szklarskiej Poręby i czekał nas najbardziej wymagający podjazd do "zakrętu śmierci". Dogoniliśmy Adama i dalej jechaliśmy we trójkę. Zjazd do Świeradowa przyjemny, ale z uwagi na warunki bez szaleństwa. Za Świeradowem jeszcze trochę w dół i na kolejnym punkcie kontrolnym mogliśmy uzupełniać puste żołądki serwowaną pizzą. W międzyczasie na punkt dotarła Czesia z Krzychem Fijołkiem, który wcześniej złapał kapcia. Sprawdziliśmy gdzie znajduje się Dorota, jednak była zbyt daleko, byśmy na nią mogli czekać. Z punktu zebraliśmy się w piątkę. Krzychu podyktował dość szybkie tempo, ale każdy bez marudzenia trzymał koło. Moje problemy zaczęły się za Lubaniem. Moja lewa, nie w pełni sprawna dłoń (najpierw oberwała na zjeździe z Karpacza) miała dość, bowiem każdy łuk drogi był sfrezowany. Zacząłem odczuwać duży dyskomfort w dłoni i odpuściłem grupę. Zostałem sam. Na punkt kontrolny w Iłowie wjechałem dziesięć minut później jak grupa. Ja w zasadzie wszedłem podbić kartę, to grupa zbierała się do odjazdu. Postanowiłem maksymalnie skrócić czas postoju. Zjadłem małą porcję makaronu, wypiłem ciepłą herbatę i ruszyłem dalej.
Dalej jechałem samotnie. Płaskie drogi dłużyły mi się masakrycznie. Nie lubię tej części, gdzie już wyjechałem z gór i dalej nic się nie dzieje, ciągnie się wszystko jak flaki z olejem. Nim dotarłem na punkt kontrolny w Lubsku moja dłoń jeszcze trochę odczuła odcinki brukowe. W Lubsku pojawiłem się o godzinie 4:32. Ponownie grupa od której odpadłem zbierała się do odjazdu. Szybko zapytałem Piotra o której się tu zjawili i odpowiedź: 4:15. Traciłem coraz więcej. Bez zastanowienia zjadłem ryż, popiłem kawą (bo za chwilę będzie świtać, czyli będzie brało mnie spanie) i zebrałem się w pogoń. Odrobiłem na punkcie kilka minut, bowiem ruszyłem jakieś siedem minut za grupą. Jednak postoje w pojedynkę, to spory handicap, na nikogo się nie czeka, załatwia swoje i jedzie dalej. Do Krosna Odrzańskiego dotarłem sprawnie, tam minąłem małą grupkę. Dwójka zawodników zabrała się ze mną. Po kilku minutach na horyzoncie pojawiły się trzy postacie. Powoli, mozolnie, ale z każdym kilometrem odrabialiśmy dystans. Jakieś 20 km przed metą udało się dogonić. Okazało się, że to Piotr, Czesia i Adam. Nie wyglądali na świeżych, nie dawali zmian. Piotr ciągnął całą grupę. Ja po pościgu też postanowiłem nieco odpocząć...
Szarpnąłem jeszcze niecałe dwa kilometry przed metą, tak żeby urwać tą minutę do klasyfikacji, żeby zmęczyć się jeszcze na koniec. Na metę wjechałem z czasem 23h 33m. Trafiłem niemal idealnie według założeń i rozpisanej taktyki przed startem. Założenie było na 23h 30m. Udało się niemal perfekcyjnie, chociaż gdyby nie deszcz i mgły, to zapewne zszedłbym poniżej 23h. Ale nie ma co narzekać. Robota zrobiona, wynik w porządku, więc sezon ultra dobrze zakończony...
Kategoria Open: 22/83
Wszyscy: 29/110
Jako, że był to ostatni start, to na koniec małe podsumowanie klasyfikacji końcowej Pucharu Polski w ultramaratonach kolarskich 2020:
Klasyfikacja generalna (wszyscy): 26/502
Kategoria Open: 17
Myślę, że jak na pierwszy sezon w pucharze, to wstydu nie przyniosłem. Co będzie dalej? Zobaczymy, czas pokaże :-)
Jako, że na trasie naszego ultramaratonu przejeżdżać miał etapowy wyścig kolarski, start odbywał się wyjątkowo od grup najwolniejszych do najszybszych. Startowałem w grupie 14 (na 16) o godz. 8:05. U boku znane już mi osoby: Piotr, Adam, Dorota, Stasiu i Paweł...
Ruszyliśmy punktualnie. Przejechaliśmy może 5 km i zaczęło padać. Za chwilę zamknięte rogatki na przejeździe kolejowym. Ale pierwsze koty za płoty i dalej już jechaliśmy swoje, równo po zmianach, trochę w deszczu, trochę z bocznym wiatrem. Postój na rogatkach spowodował, że dość szybko doszła nas grupa startująca za nami. Wspólnie pokręciliśmy nieco, a następnie puściliśmy mocniejszych do przodu. Jeszcze przed pierwszym punktem kontrolnym w Kożuchowie dogoniliśmy Piotra i jego grupę. Taki był plan. Tempo miało być dość mocne, póki będzie płasko. Z tej grupy zabrali się z nami Czesia i Piotr, więc jechaliśmy 7-osobowym składem...
Krótko przed drugim punktem kontrolnym dojechała do nas trójka z najmocniejszej grupy z Sylwią i Rafałem. I tak w 10 osób zameldowaliśmy się w Dąbrowie Bolesławieckiej...
Z punktu ruszyliśmy w siedem osób. Za Bolesławcem na hopkach zostawiliśmy trzy osoby i dalej cisnęliśmy we czwórkę: Adam, Dorota, Piotr i ja. Po chwili zaczęło padać i zerwała się burza. Szybka decyzja, postój, ubieramy kurtki, ochraniacze. W tym czasie minęła nas urwana trójka. Ale jeszcze przez Pielgrzymką odrobiliśmy starty, bowiem na przyodzianie garderoby zatrzymała się wspomniana trójka. Przed Kaczorowem Adamowi wypadła lampka i do trzeciego punktu kontrolnego dojechaliśmy we trójkę. Na moment przestało padać. Zjedliśmy żurek, dopchaliśmy się ciastem i ruszyliśmy szybko dalej, bowiem nadciągał pogodowy armagedon. Grzmoty, błyskawice, na niebie dosłownie czarno. Uciekaliśmy przed sporą burzą. Można powiedzieć, że z sukcesem, bowiem trafił nas tylko lekki opad. Patrząc na to co działo się za naszymi plecami, trzeba przyznać, że mieliśmy szczęście.
Do Jarkowic dotarliśmy po 10h 30m jazdy. Tam był zlokalizowany czwarty punkt kontrolny. Na nim czekały na nas przepaki. Szybkie przebranie się w suchą i cieplejszą na noc odzież, ciepły makaron, smarowanie łańcucha i można było ruszać dalej. Nastąpiły przetasowania. Adam i Czesia szybciej zebrali się z punktu i trzeba było gonić. Z Piotrem i Dorotą ruszyliśmy na pierwszy poważniejszy podjazd, przełęcz kowarska nieopodal Okraju. Niestety Dorota została z tyłu. Uznaliśmy z Piotrem, że jeśli jej strata nie będzie duża, to poczekamy na kolejnym punkcie kontrolnym. W międzyczasie na zjeździe do Kowar rozpętała się ulewa, co w połączeniu z mgłą mocno skomplikowało sprawny zjazd. We dwójkę dojechaliśmy do Karpacza, gdzie na kolejnym podjeździe wyprzedziliśmy Czesię. I zaczął się najgorszy odcinek trasy. Nie żaden stromy podjazd, a zjazd!!! Takie karkonoskie piekiełko. Mgła ograniczająca widoczność do 10 metrów, mokro, ślisko, ciemno, a droga dziurawa. Cały czas pełne skupienie, zaciśnięte klamki hamulców i ostrożny zjazd. Mimo tego cztery razy wjechałem w takie wyrwy, że ledwo kierownicę w rękach utrzymałem.
Następnych kilka kilometrów było bardziej płaskich, dojazd do Szklarskiej Poręby i czekał nas najbardziej wymagający podjazd do "zakrętu śmierci". Dogoniliśmy Adama i dalej jechaliśmy we trójkę. Zjazd do Świeradowa przyjemny, ale z uwagi na warunki bez szaleństwa. Za Świeradowem jeszcze trochę w dół i na kolejnym punkcie kontrolnym mogliśmy uzupełniać puste żołądki serwowaną pizzą. W międzyczasie na punkt dotarła Czesia z Krzychem Fijołkiem, który wcześniej złapał kapcia. Sprawdziliśmy gdzie znajduje się Dorota, jednak była zbyt daleko, byśmy na nią mogli czekać. Z punktu zebraliśmy się w piątkę. Krzychu podyktował dość szybkie tempo, ale każdy bez marudzenia trzymał koło. Moje problemy zaczęły się za Lubaniem. Moja lewa, nie w pełni sprawna dłoń (najpierw oberwała na zjeździe z Karpacza) miała dość, bowiem każdy łuk drogi był sfrezowany. Zacząłem odczuwać duży dyskomfort w dłoni i odpuściłem grupę. Zostałem sam. Na punkt kontrolny w Iłowie wjechałem dziesięć minut później jak grupa. Ja w zasadzie wszedłem podbić kartę, to grupa zbierała się do odjazdu. Postanowiłem maksymalnie skrócić czas postoju. Zjadłem małą porcję makaronu, wypiłem ciepłą herbatę i ruszyłem dalej.
Dalej jechałem samotnie. Płaskie drogi dłużyły mi się masakrycznie. Nie lubię tej części, gdzie już wyjechałem z gór i dalej nic się nie dzieje, ciągnie się wszystko jak flaki z olejem. Nim dotarłem na punkt kontrolny w Lubsku moja dłoń jeszcze trochę odczuła odcinki brukowe. W Lubsku pojawiłem się o godzinie 4:32. Ponownie grupa od której odpadłem zbierała się do odjazdu. Szybko zapytałem Piotra o której się tu zjawili i odpowiedź: 4:15. Traciłem coraz więcej. Bez zastanowienia zjadłem ryż, popiłem kawą (bo za chwilę będzie świtać, czyli będzie brało mnie spanie) i zebrałem się w pogoń. Odrobiłem na punkcie kilka minut, bowiem ruszyłem jakieś siedem minut za grupą. Jednak postoje w pojedynkę, to spory handicap, na nikogo się nie czeka, załatwia swoje i jedzie dalej. Do Krosna Odrzańskiego dotarłem sprawnie, tam minąłem małą grupkę. Dwójka zawodników zabrała się ze mną. Po kilku minutach na horyzoncie pojawiły się trzy postacie. Powoli, mozolnie, ale z każdym kilometrem odrabialiśmy dystans. Jakieś 20 km przed metą udało się dogonić. Okazało się, że to Piotr, Czesia i Adam. Nie wyglądali na świeżych, nie dawali zmian. Piotr ciągnął całą grupę. Ja po pościgu też postanowiłem nieco odpocząć...
Szarpnąłem jeszcze niecałe dwa kilometry przed metą, tak żeby urwać tą minutę do klasyfikacji, żeby zmęczyć się jeszcze na koniec. Na metę wjechałem z czasem 23h 33m. Trafiłem niemal idealnie według założeń i rozpisanej taktyki przed startem. Założenie było na 23h 30m. Udało się niemal perfekcyjnie, chociaż gdyby nie deszcz i mgły, to zapewne zszedłbym poniżej 23h. Ale nie ma co narzekać. Robota zrobiona, wynik w porządku, więc sezon ultra dobrze zakończony...
Kategoria Open: 22/83
Wszyscy: 29/110
Jako, że był to ostatni start, to na koniec małe podsumowanie klasyfikacji końcowej Pucharu Polski w ultramaratonach kolarskich 2020:
Klasyfikacja generalna (wszyscy): 26/502
Kategoria Open: 17
Myślę, że jak na pierwszy sezon w pucharze, to wstydu nie przyniosłem. Co będzie dalej? Zobaczymy, czas pokaże :-)
Kategoria Szosowo, Wyprawy 500... / ultra
- DST 8.09km
- Czas 00:20
- VAVG 24.27km/h
- VMAX 40.32km/h
- Kalorie 283kcal
- Podjazdy 39m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Ogarnięcie rumaka przed sobotą
Czwartek, 3 września 2020 · dodano: 13.09.2020 | Komentarze 0
Nic specjalnego. Po prostu ogarnięcie roweru szosowego przed sobotą. Mycie, smarowanie, drobna regulacja i krótka jazda celem sprawdzenia.
Kategoria Szosowo
- DST 40.30km
- Teren 30.00km
- Czas 01:56
- VAVG 20.84km/h
- VMAX 45.00km/h
- Kalorie 587kcal
- Podjazdy 726m
- Sprzęt Zwęglony Stefek
- Aktywność Jazda na rowerze
Podjazdy w deszczu
Wtorek, 1 września 2020 · dodano: 13.09.2020 | Komentarze 0
Ostatni trening przed ostatnim ultramaratonem w tym roku. A, że trasa przez Karkonosze, to trzeba było trochę podjazdów zrobić. W okolicy mam tę możliwość tylko w rejonie Duszna, więc chociaż na MTB coś się potrenowało. Oczywiście deszcz w ostatnim czasie bardzo mnie lubi :D
Najważniejsze, że podjazdy w ciężkim, gliniastym terenie zrobione. A będąc w rejonie Duszna obowiązkowo zajrzałem pod wieżę widokową...
Kolejne dni, to złapanie świeżości, by na sobotę być jak najlepiej dysponowanym :-)