avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 99824.12 km
Km w terenie: 12637.80 km (12.66%)
Czas na rowerze: 162d 15h 28m
Średnia prędkość: 25.56 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2024

Dystans całkowity:122.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:07:15
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:76.82 km/h
Suma podjazdów:3882 m
Maks. tętno maksymalne:163 (87 %)
Maks. tętno średnie:135 (72 %)
Suma kalorii:4482 kcal
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:122.06 km i 7h 15m
Więcej statystyk
  • DST 122.06km
  • Czas 07:15
  • VAVG 16.84km/h
  • VMAX 76.82km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 163 ( 87%)
  • HRavg 135 ( 72%)
  • Kalorie 4482kcal
  • Podjazdy 3882m
  • Sprzęt Siwobrody Kozak
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolomity 2024 [7/7] - Epic Day: Passo Giau, Passo Tre Croci, Tre Cime Di Lavaredo, Passo Falzarego

Niedziela, 1 września 2024 · dodano: 22.12.2024 | Komentarze 0

Ostatni dzień pięknej, włoskiej przygody. Prognozy na ten dzień nie były optymistyczne w godzinach popołudniowych, w związku z tym nieco wcześniej niż zwykle postanowiliśmy ruszyć na trasę. Jako, że mieliśmy zaplanowany najbardziej wymagający trip z całego tygodnia pojechaliśmy tylko we dwójkę razem z Pawłem. Na początek wymagający podjazd na Passo Giau. Po drodze delektowałem się pięknymi widokami...




Ostatnie metry przed wjazdem na przełęcz, to widoczne napisy pozostałe po Giro Italia...


Po wjeździe na przełęcz krótki postój...




Następnie zjazd w dół i kierowanie się do Cortina d'Ampezzo, dalej wyjazd z miasteczka i obranie kierunku na główny cel, jakim było Tre Cime Di Lavaredo. Po drodze kolejne przyjemne widoki...


Zanim u celu, to jeszcze jedna przełęcz...


Zjazd w dół, a następnie trochę płaskiego odcinka...


W Misurinie zrobiłem postój na ciacho i herbatkę. Paweł był już gdzieś z przodu jadąc swoim tempem. W tej miejscowości zatrzymałem się nieco dłużej podziwiając widoki na jezioro i góry...


Po kilku minutach lenistwa ruszyłem dalej. Przede mną był najbardziej wymagający odcinek tego dnia, jakim był podjazd na Tri Cime Di Lavaredo. Nie było lekko, ale udało się podjechać...


Na górze można było delektować się pięknymi widokami...












Zanim ruszyłem w drogę powrotną odwiedziłem przyjemną knajpę, choć ludzi było w niej sporo. Postanowiłem nie tracić czasu, odpuściłem obiad, zaopatrując się tylko w izotonik i batony. Wsiadłem na rower i ruszyłem w dół. Powrót do Cortina d'Ampezzo tą samą drogą, więc było trochę w dół, trochę w górę i znowu w dół. Przed miasteczkiem urzekł mnie piękny krajobraz...


Jako, że czas gonił nie robiłem postoju, tylko mknąłem dalej. Przede mną był ostatni podjazd tego dnia, długi choć nie z tych najtrudniejszych. Od Cortiny do samego Passo Falzarego to jazda pod górę. I gdy już myślałem, że w myśl powiedzenia "do trzech razy sztuka" nareszcie uda mi się dotrzeć na przełęcz bez deszczu, jakieś 2 kilometry przed końcem podjazdu dopadł mnie opad. Ta przełęcz mnie prześladowała, trzy wjazdy w ciągu czterech dni i za każdym razem na mokro. Przed samą przełęczą, gdy zatrzymałem się, by ubrać kurtkę i ochraniacze, mogłem podziwiać sporą ilość owiec...


Po wjeździe na przełęcz od razu rozpocząłem zjazd, z początku ostrożnie z uwagi na mokrą nawierzchnię. Deszcz ustąpił, a po kilku kilometrach zjazdu, okazało się, że miałem wybitnego pecha, bowiem opad przeszedł tylko w rejonie przełęczy, dalej było już sucho...


Ostatnie kilometry zjazdu już bez większych komplikacji. Wyszedł tego dnia piękny i udany trip. Co prawda dopadł mnie krótki opad, ale wobec prognoz, które przedstawiały się na ten dzień, było i tak pięknie. W ten sposób zakończyliśmy tygodniowy camp we włoskich Dolomitach. Mogłem zobaczyć wiele pięknych miejsc, zmierzyć się z trudnymi podjazdami, oraz bujnąć się na szybkich zjazdach, co by nie było 100km/h pękło. Dzięki ekipa za wspólny wyjazd!!! :-)