Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12637.80 km (12.69%)
Czas na rowerze: 162d 04h 06m
Średnia prędkość: 25.58 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Sierpień16 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Dolomity 2024
Dystans całkowity: | 410.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 20:17 |
Średnia prędkość: | 20.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 100.07 km/h |
Suma podjazdów: | 9064 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (77 %) |
Suma kalorii: | 11551 kcal |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 82.12 km i 4h 03m |
Więcej statystyk |
- DST 51.12km
- Czas 01:39
- VAVG 30.98km/h
- VMAX 64.80km/h
- HRmax 183 ( 97%)
- HRavg 133 ( 71%)
- Kalorie 827kcal
- Podjazdy 361m
- Sprzęt Siwobrody Kozak
- Aktywność Jazda na rowerze
Dolomity 2024 [5/7] - El Crep Belvedere & Lago di Alleghe
Piątek, 30 sierpnia 2024 · dodano: 19.11.2024 | Komentarze 0
Piąty dzień był dniem regeneracji. W zasadzie cała ekipa odpuściła jazdę, a część samochodem udała się na Passo Pordoi, by kolejką wjechać na szczyt Piz Boe. Ja byłem chętny do jazdy, ale regeneracyjnej, więc wykorzystałem okazję i zapakowałem rower do busa i razem z chłopakami udałem się na przełęcz, z której postanowiłem sobie zjechać. W drugiej części zjazdu odbiłem na punkt widokowy El Crep Belvedere pokonując krótki i mało wymagający, jak na tamtejsze trasy podjazd...
Widoki z punktu widokowego bardzo ładne. Szło nawet dostrzec w dole rejon naszej kwatery nad jeziorem...
Po krótkim postoju przez Colle Santa Lucia i Selva di Cadore zjechałem na dół do Caprile i znaną już trasą wzdłuż rzeki kierowałem się w stronę Alleghe...
Po dojeździe do Alleghe postanowiłem pomknąć jeszcze naokoło Lago di Alleghe...
Nie dało się objechać całego jeziora dookoła, bowiem pod koniec pętli droga zmieniła się w nawierzchnię szutrową, więc tak jak przyjechałem, tak wróciłem pod kwaterę. W ten sposób wyszło przyjemne i regeneracyjne 50km tego dnia.
Widoki z punktu widokowego bardzo ładne. Szło nawet dostrzec w dole rejon naszej kwatery nad jeziorem...
Po krótkim postoju przez Colle Santa Lucia i Selva di Cadore zjechałem na dół do Caprile i znaną już trasą wzdłuż rzeki kierowałem się w stronę Alleghe...
Po dojeździe do Alleghe postanowiłem pomknąć jeszcze naokoło Lago di Alleghe...
Nie dało się objechać całego jeziora dookoła, bowiem pod koniec pętli droga zmieniła się w nawierzchnię szutrową, więc tak jak przyjechałem, tak wróciłem pod kwaterę. W ten sposób wyszło przyjemne i regeneracyjne 50km tego dnia.
Kategoria Ciekawe wyprawy, Dolomity 2024, Szosowo
- DST 89.03km
- Czas 05:19
- VAVG 16.75km/h
- VMAX 80.76km/h
- HRmax 158 ( 84%)
- HRavg 130 ( 69%)
- Kalorie 2764kcal
- Podjazdy 2559m
- Sprzęt Siwobrody Kozak
- Aktywność Jazda na rowerze
Dolomity 2024 [4/7] - Passo Giau, Passo Falzarego, odbicie na Passo Valparola + Cortina d'Ampezzo w bonusie
Czwartek, 29 sierpnia 2024 · dodano: 14.11.2024 | Komentarze 0
Czwarty dzień campu zapowiadał się równie ciekawie. Od rana piękna pogoda i wysoka temperatura, która na początkowych kilometrach trasy była dla mnie nawet za duża. Wymagający podjazd na Passo Giau i garmin pokazujący 32°C powodowały, że ciężko znosiłem te kilometry. Na szczęście można było podziwiać piękne widoki, co rekompensowało trudy podjazdu...
Podjazd ciągnął się i ciągnął. Na jednej z serpentyn zrobiliśmy krótki postój na kilka zdjęć...
Dzięki Pawłowi mogliśmy ujrzeć kilka fotek zrobionych z drona, co pokazuje ile wjeżdżania było na górę, a to jeszcze nie był koniec podjazdu...
Po kilku minutach ruszyliśmy dalej i niebawem dotarliśmy na Passo Giau...
Widoki oczywiście piękne...
Na górze przerwa na ciacho, po czym zjazd w dół...
Następnie był plan dojazdu pod Cinque Torri, ale albo nie tak wyznaczyliśmy trasę, albo po prostu nie było tam drogi asfaltowej. W związku z tym postanowiliśmy podjechać do Cortina d'Ampezzo, gdzie prowadził przyjemny zjazd. Tam przerwa na coś słodkiego i krótkie zwiedzanie centrum kurortu...
Po wizycie w tym urokliwym miasteczku ruszyliśmy dalej, po drodze podziwiając widoki, które widzieliśmy wcześniej na zjeździe, jednak na podjeździe można było spokojniej popatrzeć na panoramę miasteczka...
Podczas, gdy ja robiłem zdjęcia, chłopaki pojechali do przodu, więc długi podjazd na Passo Falzarego pokonywałem samotnie. I gdy do celu pozostawało jakieś 5 kilometrów popsuła się pogoda. Z pięknego słonecznego dnia w jednej chwili zrobił się paskudny szary krajobraz. Z początku lekko padało, więc jechałem dalej. Jednak po kilku minutach lekki deszcz przekształcił się w burzę z ulewą i gradem. Byłem w takim miejscu, że nie było gdzie się schronić. Kurtka przeciwdeszczowa dała radę, ale ochraniacze na buty już nie. Na górę, więc dotarłem w niezbyt komfortowych warunkach...
Chłopaki czekali na górze, też trochę oberwali, ale znacznie mniej tym deszczem. Jako, że blisko było na Passo Valparola, to postanowiliśmy tam odbić...
Dalej pozostał już tylko zjazd do domu, jednak z uwagi na warunki nie był on ani trochę przyjemny. Te 20 kilometrów zjazdu ciągnęło mi się w nieszkończoność. W butach mokro, temperatura spadła do 8°C, a rozpędzenie się do prędkości powyżej 30km/h potęgowało uczucie zimna, co przy przemoczeniu było okropne. Chłopaki pojechali nieco szybciej w dół, a ja spokojnie, aby się nie wyziębić zjechałem swoim tempem. Dzień mimo nieprzyjemnej końcówki był mimo wszystko udany. Wieczorem trzeba było zrobić szybkie pranie i suszenie butów :D
Podjazd ciągnął się i ciągnął. Na jednej z serpentyn zrobiliśmy krótki postój na kilka zdjęć...
Dzięki Pawłowi mogliśmy ujrzeć kilka fotek zrobionych z drona, co pokazuje ile wjeżdżania było na górę, a to jeszcze nie był koniec podjazdu...
Po kilku minutach ruszyliśmy dalej i niebawem dotarliśmy na Passo Giau...
Widoki oczywiście piękne...
Na górze przerwa na ciacho, po czym zjazd w dół...
Następnie był plan dojazdu pod Cinque Torri, ale albo nie tak wyznaczyliśmy trasę, albo po prostu nie było tam drogi asfaltowej. W związku z tym postanowiliśmy podjechać do Cortina d'Ampezzo, gdzie prowadził przyjemny zjazd. Tam przerwa na coś słodkiego i krótkie zwiedzanie centrum kurortu...
Po wizycie w tym urokliwym miasteczku ruszyliśmy dalej, po drodze podziwiając widoki, które widzieliśmy wcześniej na zjeździe, jednak na podjeździe można było spokojniej popatrzeć na panoramę miasteczka...
Podczas, gdy ja robiłem zdjęcia, chłopaki pojechali do przodu, więc długi podjazd na Passo Falzarego pokonywałem samotnie. I gdy do celu pozostawało jakieś 5 kilometrów popsuła się pogoda. Z pięknego słonecznego dnia w jednej chwili zrobił się paskudny szary krajobraz. Z początku lekko padało, więc jechałem dalej. Jednak po kilku minutach lekki deszcz przekształcił się w burzę z ulewą i gradem. Byłem w takim miejscu, że nie było gdzie się schronić. Kurtka przeciwdeszczowa dała radę, ale ochraniacze na buty już nie. Na górę, więc dotarłem w niezbyt komfortowych warunkach...
Chłopaki czekali na górze, też trochę oberwali, ale znacznie mniej tym deszczem. Jako, że blisko było na Passo Valparola, to postanowiliśmy tam odbić...
Dalej pozostał już tylko zjazd do domu, jednak z uwagi na warunki nie był on ani trochę przyjemny. Te 20 kilometrów zjazdu ciągnęło mi się w nieszkończoność. W butach mokro, temperatura spadła do 8°C, a rozpędzenie się do prędkości powyżej 30km/h potęgowało uczucie zimna, co przy przemoczeniu było okropne. Chłopaki pojechali nieco szybciej w dół, a ja spokojnie, aby się nie wyziębić zjechałem swoim tempem. Dzień mimo nieprzyjemnej końcówki był mimo wszystko udany. Wieczorem trzeba było zrobić szybkie pranie i suszenie butów :D
Kategoria Ciekawe wyprawy, Dolomity 2024, Szosowo
- DST 90.44km
- Czas 04:26
- VAVG 20.40km/h
- VMAX 100.07km/h
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 140 ( 74%)
- Kalorie 2737kcal
- Podjazdy 2254m
- Sprzęt Siwobrody Kozak
- Aktywność Jazda na rowerze
Dolomity 2024 [3/7] - Passo San Pellegrino & Passo Fedaia
Środa, 28 sierpnia 2024 · dodano: 03.11.2024 | Komentarze 0
Trzeci dzień z pozoru nie zapowiadał tego, co miało nastąpić pod jego koniec, ale o tym w końcowej treści wpisu.
Poprzednie dwa dni zaczynaliśmy od jazdy w górę, natomiast tym razem
pierwsze 8 kilometrów przyszło nam zjechać w dół do Cencenighe Agordino,
skąd rozpoczęliśmy wspinaczkę. Im dalej, tym bardziej stromo. Lekko nie
było, bowiem przez dłuższy czas nachylenie trzymało powyżej 10%,
momentami sięgając do 18%. Po blisko dwóch godzinach dotarliśmy na Passo
San Pellegrino...
Podjazd dał w kość, więc postanowiliśmy zrobić przerwę na smaczną pizzę. Po niecałej godzince ruszyliśmy dalej. Najpierw przyjemny zjazd do Moeny, gdzie rozpędziłem się do ponad 86km/h, choć myślę, że można było jeszcze dołożyć, ale w drugiej części zjazdu pojawiło się trochę nierówności i mokrej nawierzchni po przejściu przelotnego deszczu. Wystarczył krótki odcinek, a w butach od razu zrobiło się mokro. Ale trzeba było jechać dalej. Przez kilka kilometrów zrobiło się płasko, ale widoki nadal były piękne...
Trochę jazdy przyjemną drogą rowerową, trochę główną drogą, a oko nadal cieszyło się okolicznymi widokami...
W końcu nadszedł czas na drugi konkretny podjazd tego dnia. Celem Passo Fedaia, co oczywiście się udało...
Wysiłek został nagrodzony cudownymi widokami. W jaką stronę się nie spojrzało, to było po prostu pięknie...
Oczywiście obowiązkowe foto na tle masywu Marmolada...
Przy zaporze zrobiliśmy krótki postój po czym ruszyliśmy dalej. Za chwilę czekał nas zjazd w dół...
Te serpentyny wyglądały niewinnie. W pewnym momencie nawet zacząłem marudzić, że nie idzie się porządnie rozpędzić i trzeba hamować. Ale za kilka chwil nastąpiło to o czym wspomniałem na samym początku wpisu. A, więc do rzeczy... Skończyły się serpentyny i zaczęła długa prosta w kierunku miasteczka Malga Ciapela. No to dzida!!! Spoglądam na licznik i 80km/h, tyłek na tył siodła, głowa nad mostek, dolnych chwyt, pozycja aero i cisnę. Patrzę 86km/h, za chwilę 92km/h. Przestałem patrzeć na licznik, obserwuję otoczenie i drę japę z frajdy. Dziewczyna, która jechała z naprzeciwka i ciężko pracowała na podjeździe, aż się uśmiechnęła z tego faktu. Minęło kilka chwil i trzeba było hamować, bo w oddali pojawił się zakręt, a prędkość należało zredukować nie paląc okładzin hamulcowych. Gdy się wypłaszczyło postanowiłem przewinąć ekran na garminie i spojrzeć do ilu się bujnąłem. No i booooom!!! Stało się to, co chciałem, by kiedyś się stało. Licznik nie kłamał, magiczna bariera prędkości pękła...
Radocha była duża, 100km/h stało się faktem. Do kwatery w dalszym ciągu ciągnął się przyjemny zjazd. Postanowiłem jednak jeszcze wjechać troszkę w górę, aby rzucić okiem na Caprile...
Następnie zjazd w dół i prosto na kwaterę. To był piękny dzień z cudownymi widokami i ogromem frajdy na zjazdach :-)
Podjazd dał w kość, więc postanowiliśmy zrobić przerwę na smaczną pizzę. Po niecałej godzince ruszyliśmy dalej. Najpierw przyjemny zjazd do Moeny, gdzie rozpędziłem się do ponad 86km/h, choć myślę, że można było jeszcze dołożyć, ale w drugiej części zjazdu pojawiło się trochę nierówności i mokrej nawierzchni po przejściu przelotnego deszczu. Wystarczył krótki odcinek, a w butach od razu zrobiło się mokro. Ale trzeba było jechać dalej. Przez kilka kilometrów zrobiło się płasko, ale widoki nadal były piękne...
Trochę jazdy przyjemną drogą rowerową, trochę główną drogą, a oko nadal cieszyło się okolicznymi widokami...
W końcu nadszedł czas na drugi konkretny podjazd tego dnia. Celem Passo Fedaia, co oczywiście się udało...
Wysiłek został nagrodzony cudownymi widokami. W jaką stronę się nie spojrzało, to było po prostu pięknie...
Oczywiście obowiązkowe foto na tle masywu Marmolada...
Przy zaporze zrobiliśmy krótki postój po czym ruszyliśmy dalej. Za chwilę czekał nas zjazd w dół...
Te serpentyny wyglądały niewinnie. W pewnym momencie nawet zacząłem marudzić, że nie idzie się porządnie rozpędzić i trzeba hamować. Ale za kilka chwil nastąpiło to o czym wspomniałem na samym początku wpisu. A, więc do rzeczy... Skończyły się serpentyny i zaczęła długa prosta w kierunku miasteczka Malga Ciapela. No to dzida!!! Spoglądam na licznik i 80km/h, tyłek na tył siodła, głowa nad mostek, dolnych chwyt, pozycja aero i cisnę. Patrzę 86km/h, za chwilę 92km/h. Przestałem patrzeć na licznik, obserwuję otoczenie i drę japę z frajdy. Dziewczyna, która jechała z naprzeciwka i ciężko pracowała na podjeździe, aż się uśmiechnęła z tego faktu. Minęło kilka chwil i trzeba było hamować, bo w oddali pojawił się zakręt, a prędkość należało zredukować nie paląc okładzin hamulcowych. Gdy się wypłaszczyło postanowiłem przewinąć ekran na garminie i spojrzeć do ilu się bujnąłem. No i booooom!!! Stało się to, co chciałem, by kiedyś się stało. Licznik nie kłamał, magiczna bariera prędkości pękła...
Radocha była duża, 100km/h stało się faktem. Do kwatery w dalszym ciągu ciągnął się przyjemny zjazd. Postanowiłem jednak jeszcze wjechać troszkę w górę, aby rzucić okiem na Caprile...
Następnie zjazd w dół i prosto na kwaterę. To był piękny dzień z cudownymi widokami i ogromem frajdy na zjazdach :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Dolomity 2024, Szosowo
- DST 112.26km
- Czas 05:40
- VAVG 19.81km/h
- VMAX 69.36km/h
- HRmax 164 ( 87%)
- HRavg 138 ( 73%)
- Kalorie 3297kcal
- Podjazdy 2552m
- Sprzęt Siwobrody Kozak
- Aktywność Jazda na rowerze
Dolomity 2024 [2/7] - Sella Ronde
Wtorek, 27 sierpnia 2024 · dodano: 27.10.2024 | Komentarze 0
Drugi dzień campu we Włoszech. Na wtorek zaplanowany był dłuższy wyjazd i pętelka Sella Ronde. Początek trasy miał być identyczny jak w poniedziałek, przez Arrabę i dalej na Passo Pordoi. Prace drogowe na jednym z odcinków zmusiły nas do małej korekty trasy. Konieczna była zawrotka i objazd przez Andraz, a dalej już znanym z poniedziałkowej jazdy odcinkiem przez Arabbę. Między Arabbą, a Passo Pordoi zaczęło intensywnie padać...
Po kilkunastu minutach opad ustał i można było kontynuować jazdę. Im bliżej przełęczy, tym droga była mniej mokra, więc opad musiał być typowo przelotny. Widoki oczywiście piękne...
Na górze krótki postój, a następnie przyjemny zjazd, choć trzeba było uważać, bo miejscami było mokro. Powoli zaczęło wyglądać zza chmur słońce...
Po zjeździe rozpoczął się podjazd w kierunku Passo Sella i trzeba przyznać, że ten odcinek trasy był bardzo malowniczy...
Na Passo Sella zrobiliśmy postój na uzupełnienie bidonów oraz co nieco słodkiego. Widok z przełęczy cieszył oko...
Zjazd z Passo Sella nie dał tyle przyjemności, ile oczekiwaliśmy. Spory ruch samochodowy i autobusowy spowodowały, że mocno musieliśmy zniwelować prędkość. Następnie krótki postój na wahadłówce i rozpoczęliśmy kolejną tego dnia wspinaczkę. Tym razem na Passo Gardena...
Po krótkim postoju na górze nastąpił przyjemny zjazd w kierunku Corvary...
Goniła nas kolejna chmura deszczowa, ale dostaliśmy tylko rykoszetem, więc do Corvary udało się dojechać na sucho...
Ostatnim celem tego dnia było Passo di Campolongo, co rzecz jasna udało się osiągnąć...
Dalej już zjazd do Arabby, gdzie zamykaliśmy pętlę, a następnie zjazd w kierunku kwatery. Po drodze jeszcze przejazd przez urokliwe miasteczka z wąskimi uliczkami...
I tak oto zakończyliśmy drugi dzień, który był bardzo udany, zarówno pod względem jazdy, jak i widokowym :-)
Po kilkunastu minutach opad ustał i można było kontynuować jazdę. Im bliżej przełęczy, tym droga była mniej mokra, więc opad musiał być typowo przelotny. Widoki oczywiście piękne...
Na górze krótki postój, a następnie przyjemny zjazd, choć trzeba było uważać, bo miejscami było mokro. Powoli zaczęło wyglądać zza chmur słońce...
Po zjeździe rozpoczął się podjazd w kierunku Passo Sella i trzeba przyznać, że ten odcinek trasy był bardzo malowniczy...
Na Passo Sella zrobiliśmy postój na uzupełnienie bidonów oraz co nieco słodkiego. Widok z przełęczy cieszył oko...
Zjazd z Passo Sella nie dał tyle przyjemności, ile oczekiwaliśmy. Spory ruch samochodowy i autobusowy spowodowały, że mocno musieliśmy zniwelować prędkość. Następnie krótki postój na wahadłówce i rozpoczęliśmy kolejną tego dnia wspinaczkę. Tym razem na Passo Gardena...
Po krótkim postoju na górze nastąpił przyjemny zjazd w kierunku Corvary...
Goniła nas kolejna chmura deszczowa, ale dostaliśmy tylko rykoszetem, więc do Corvary udało się dojechać na sucho...
Ostatnim celem tego dnia było Passo di Campolongo, co rzecz jasna udało się osiągnąć...
Dalej już zjazd do Arabby, gdzie zamykaliśmy pętlę, a następnie zjazd w kierunku kwatery. Po drodze jeszcze przejazd przez urokliwe miasteczka z wąskimi uliczkami...
I tak oto zakończyliśmy drugi dzień, który był bardzo udany, zarówno pod względem jazdy, jak i widokowym :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Dolomity 2024, Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 67.77km
- Czas 03:13
- VAVG 21.07km/h
- VMAX 67.44km/h
- HRmax 172 ( 91%)
- HRavg 145 ( 77%)
- Kalorie 1926kcal
- Podjazdy 1338m
- Sprzęt Siwobrody Kozak
- Aktywność Jazda na rowerze
Dolomity 2024 [1/7] - Passo Pordoi
Poniedziałek, 26 sierpnia 2024 · dodano: 16.10.2024 | Komentarze 0
Pierwszy dzień długo oczekiwanego campu we włoskich Dolomitach. Po
śniadaniu wyruszyliśmy grupą w kierunku Passo Pordoi. Start z Alleghe,
gdzie znajdowała się nasza kwatera...
Podczas wjazdu, jeszcze przed Arabbą dopadł nas deszcz, na szczęście niewielki. Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej, by dotrzeć do celu - Passo Pordoi...
Widoki piękne, choć to był dopiero początek campu i najlepsze miało nadejść w kolejnych dniach...
Na górze zrobiliśmy przerwę na ciastko i kawę/herbatę. Z balkonu kawiarni można było spojrzeć na drogę, którą wjeżdżaliśmy...
Po krótkiej przerwie, czas było wracać, a więc czekał nas przyjemny zjazd. Niemal do samego Alleghe droga prowadziła w dół, z krótkimi odcinkami, gdzie na moment robiło się płasko...
W ten sposób zakończyliśmy pierwszy dzień w Dolomitach. Kolejny miał być już z dłuższą trasą i z niecierpliwością na niego czekałem ;-)
Podczas wjazdu, jeszcze przed Arabbą dopadł nas deszcz, na szczęście niewielki. Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej, by dotrzeć do celu - Passo Pordoi...
Widoki piękne, choć to był dopiero początek campu i najlepsze miało nadejść w kolejnych dniach...
Na górze zrobiliśmy przerwę na ciastko i kawę/herbatę. Z balkonu kawiarni można było spojrzeć na drogę, którą wjeżdżaliśmy...
Po krótkiej przerwie, czas było wracać, a więc czekał nas przyjemny zjazd. Niemal do samego Alleghe droga prowadziła w dół, z krótkimi odcinkami, gdzie na moment robiło się płasko...
W ten sposób zakończyliśmy pierwszy dzień w Dolomitach. Kolejny miał być już z dłuższą trasą i z niecierpliwością na niego czekałem ;-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Dolomity 2024, Szosowo