avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1352.49 km (w terenie 153.50 km; 11.35%)
Czas w ruchu:54:40
Średnia prędkość:24.74 km/h
Maksymalna prędkość:67.71 km/h
Suma podjazdów:6098 m
Suma kalorii:51062 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:79.56 km i 3h 12m
Więcej statystyk
  • DST 51.57km
  • Teren 22.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 48.82km/h
  • Kalorie 2018kcal
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powidzki Park Krajobrazowy + Skorzęcin

Czwartek, 31 sierpnia 2017 · dodano: 02.09.2017 | Komentarze 1

W czwartkowe popołudnie razem z Kacprem i Karolem pojechaliśmy pokręcić trochę po Powidzkim Parku Krajobrazowym. Ostatnio było sporo asfaltu z racji wyrypy nad morze oraz zakazu wstępu do lasów po drodze do pracy, więc zrobiło się tęskno za terenem. Pojechaliśmy przez Trzemżal i Słowikowo, skąd przyjemnym skrótem dotarliśmy do Orchowa. Z Orchowa był już rzut beretem do PPK i nareszcie upragniony teren, którym przez rejon "Grubego Dębu" i Wylatkowo pomknęliśmy do Skorzęcina. W Skorzęcinie zrobiliśmy małą pętlę po obrzeżach ośrodka i zajrzeliśmy na molo. Tam oczywiście chwila przerwy...


Ze Skorzęcina powrót optymalnie najkrótszą trasą przez Gaj, Bieślin i skrótem polnym z pominięciem Zielenia prosto do Trzemeszna.


  • DST 52.02km
  • Teren 6.50km
  • Czas 01:49
  • VAVG 28.63km/h
  • VMAX 42.42km/h
  • Kalorie 2067kcal
  • Podjazdy 149m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Środa, 30 sierpnia 2017 · dodano: 30.08.2017 | Komentarze 4

Rankiem do pracy przez Rudki, Kozłowo, Strzyżewo Smykowe i Ganinę. Po pracy zrobiłem rundkę przez Gniezno i pojechałem zobaczyć postęp przy pracach mających na celu usunięcie dwóch z trzech mostów kolejowych. Po mostach nie ma już śladu. Trwają prace związane z adaptacją terenu pod położenie nowej, szerszej drogi...


Kończy się w ten sposób pewna epoka. Przez 35 lat mieszkałem w Gnieźnie i to w odległości około 300-400 metrów od tego miejsca. Od dziecka pamiętam te mosty, które teraz pozostały już tylko w pamięci. Ale skoro ma to być skuteczne rozwiązanie w kwestii infrastruktury drogowej, to jestem za takimi zmianami. Po krótkim postoju na ul. Pod trzema mostami pognałem dalej przez Osiniec, a następnie Lubochnię, Krzyżówkę i Miaty prosto do Trzemeszna. Mimo lekkiego wiatru z przeciwka jechało się wybornie ;-)


  • DST 53.68km
  • Teren 7.50km
  • Czas 02:03
  • VAVG 26.19km/h
  • VMAX 48.91km/h
  • Kalorie 2071kcal
  • Podjazdy 156m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 · dodano: 30.08.2017 | Komentarze 0



  • DST 104.56km
  • Teren 2.50km
  • Czas 03:55
  • VAVG 26.70km/h
  • VMAX 49.11km/h
  • Kalorie 4130kcal
  • Podjazdy 501m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pałuki, czyli Rogowo, Janowiec Wlkp. i Żnin

Niedziela, 27 sierpnia 2017 · dodano: 28.08.2017 | Komentarze 4

Niedziela, ostatni dzień urlopu, więc czas było ruszyć się po nadmorskim lenistwie i 8-dniowym odpoczynku od roweru. Na poranną wyrypę chętni byli także Kacper i Krzychu. Ruszyliśmy krótko po godzinie 8, wcześniej analizując burzową aurę na linii Żnin - Bydgoszcz i obraliśmy kierunek Pałuki, jadąc pod upierdliwy wmordewind. Najpierw pojechaliśmy w kierunku Rogowa przez Kruchowo, Jastrzębowo, Smolary i Lubcz. Na wylocie z Lubcza naszym oczom ukazały się zniszczenia jakie wyrządziła nawałnica 11 sierpnia...


Dalej krótki odcinek DK 5 i zameldowaliśmy się w Rogowie, skąd pomknęliśmy na Janowiec Wielkopolski. Gdy tylko przekroczyliśmy granicę Rogowa ujrzeliśmy ogrom zniszczeń. Las między Rogowem, a Rzymem praktycznie przestał istnieć...


Drzewa połamane, niczym zapałki...


Taki obraz ciągnął się przez dobre paręset metrów. Wcześniej słyszałem o tych zniszczeniach z opowiadań różnych osób, ale nie sądziłem, że stało się to na taką skalę. Przyjemne ścieżki i tereny w rejonie jeziora Rogowskiego zamieniły się w wielkie pobojowisko. Aż się nie chce wierzyć :-( Dalej kontynuowaliśmy jazdę w kierunku Janowca. Minęliśmy Kołdrąb i po kilkunastu kolejnych minutach zameldowaliśmy się w Janowcu Wielkopolskim, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę na konsumpcję. Myślałem, że to miasto ma nieco więcej do zaoferowania, a faktycznie jest to takie zadupie. Gdyby nie zaniedbana fontanna, to największą "atrakcją" tego miasta byłby chyba sklep sieci "Biedronka" :D...


Z Janowca pojechaliśmy do pobliskiego Zrazimia obejrzeć stary, opuszczony kościół ewangelicki z 1892 roku...


Wejście do kościoła jest nieźle zarośnięte...


Po wejściu do kruchty można dostrzec stary, niemiecki napis...


W kościele nie zostało praktycznie nic, poza masywnym, kamiennym ołtarzem...


Widok od strony ołtarza...


Spojrzenie szerszym okiem...


Po wyjściu na zewnątrz dotarliśmy jeszcze do schodów, które prowadziły do dzwonnicy. Na samą górę wejść się nie da. Były tam zapewne wcześniej drewniane schody, których już nie ma. Dotarliśmy tylko na poziom piętra...


Po rekonesansie w kościele pomknęliśmy dalej w kierunku Żnina. Na tym odcinku wiało nam ładnie w plecy, więc prędkość znacząco wzrosła. W pewnym momencie na horyzoncie ukazał nam się mały punkcik, do którego stopniowo się zbliżaliśmy. Po kilku minutach wywnioskowałem, że będzie to jakiś szosowiec i zażartowałem, że go dogonimy. Kacper wziął to na poważnie i zaczął gonić, trzymając prędkość powyżej 40 km/h. Minęło kilka chwil i przegonił kolesia. My z Krzychem na spokojnie dojechaliśmy do niego po dłuższej chwili. Okazało się, że był to sympatyczny Pan, który wybrał się na ustawkę z kilkudziesięcioma innymi szosowcami ze Żnina i po prostu odpadł z grupy. Wspólnie gawędząc dojechaliśmy razem do Żnina w rejon stadionu, gdzie rozjeżdżało się sporo szosowców. Dowiedzieliśmy się, że w najbliższą niedzielę organizowany jest tam wyścig kolarski, gdzie swój udział zgłosiło już blisko 400 kolarzy. Mijając stadion pożegnaliśmy się z towarzyszem od szosy i pomknęliśmy dalej przez Wenecję, okolice Folusza i Chomiążę Szlachecką. W Gąsawce nad jeziorem Oćwieckim zrobiliśmy ostatni pit stop tego dnia...


Dalej leśnostradą pomknęliśmy do Gołąbek i przez Ławki i Kruchowo wróciliśmy do Trzemeszna. Mimo wietrznej i pochmurnej aury wyszedł przyjemny i ciekawy trip. Dzięki Panowie za wspólną jazdę ;-)


  • DST 3.24km
  • Czas 00:09
  • VAVG 21.60km/h
  • VMAX 30.51km/h
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na myjkę ogarnąć rower

Piątek, 18 sierpnia 2017 · dodano: 26.08.2017 | Komentarze 0

Pod wieczór podjechałem na myjkę ogarnąć rower z kaszubskiego błota i piachu. Delikatne mycie, następnie powrót i czyszczenie napędu. Obowiązkowo zafundowałem łańcuchowi szejka i odwiesiłem na haczyk na co najmniej tydzień. Czas na odpoczynek od roweru i urlop z rodziną nad morzem. Początkowo planowałem zabrać rower, ale po tych 390 km stwierdziłem, że nie ma co nadwyrężać cierpliwości żony, bo i tak sporo czasu nie ma mnie w domu. Przy dwójce dzieci, pochłaniającej czas pracy, to te kilometry, które wykręciłem w tym roku są już dla mnie jakimś kosmosem :D


  • DST 19.68km
  • Czas 00:45
  • VAVG 26.24km/h
  • VMAX 50.63km/h
  • Kalorie 769kcal
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót z PKP Mogilno po kaszubskiej wyrypie

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · dodano: 26.08.2017 | Komentarze 0

Z Gdyni dotarliśmy opóźnioną baną do Mogilna. Kacper był już na tyle zmęczony, że do Trzemeszna zorganizował sobie transport samochodowy. Ja natomiast pomknąłem na dwóch kołach przez Chabsko, Wydartowo, Kruchowo i Niewolno. W domu zameldowałem się zmęczony, ale i usatysfakcjonowany o godzinie 22:30.


  • DST 390.44km
  • Teren 14.00km
  • Czas 17:17
  • VAVG 22.59km/h
  • VMAX 67.71km/h
  • Kalorie 14676kcal
  • Podjazdy 2115m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jeziora, góry i morze, czyli Kaszuby pełną gębą ;-)

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · dodano: 19.08.2017 | Komentarze 6

Pewnego sierpniowego dnia Kacper rzucił hasło, że chciałby pojechać rowerem nad morze. Ja tego roku byłem już w lipcu, ale nie wykluczałem, że będzie kolejny raz. Układ wolnych dni lub okoliczności pogodowe sprawiały, że nie było kiedy pojechać. Dobry tydzień wcześniej padł konkretny termin. Był on oczywiście ułożony pode mnie. Kacper ma wakacje, więc jego dyspozycja była w zasadzie pełna. U mnie wyglądało to tak, że od poniedziałku mam urlop, ale podczas niego większość dni zagospodarowanych. Początek urlopu to wyprawienie roczku córce, a następny tydzień to wyjazd urlopowy z rodziną. Siłą rzeczy koniecznym było zaplanowanie wyrypy na środek tygodnia. Padło na czwartek 17 sierpnia z opcją dość wczesnego wyjazdu jeszcze w środę. Początkowo planowaliśmy ruszać o godzinie 17:00, ale już rano wiedziałem, że nie będę się w stanie wyrobić w czasie i ustaliliśmy, że ruszymy o godzinie 18:00. Trochę plany krzyżowały prognozy pogody. Pół biedy z wiatrem, który miał wiać w ryja albo z boku do czwartkowego poranku, gdyż nie miał być specjalne silny. Gorzej było z opadami. Zostały wydane na wieczór i pierwszą połowę nocy alerty pogodowe w postaci silnych burz z gradem dla województw kujawsko-pomorskiego i pomorskiego, czyli tereny na trasie naszej wyprawy. Od południa uważnie śledziłem mapy z radarami. Po południu rozpadało się na dobre, a front przesuwał się w kierunku wschodnim. Patrząc na to co się dzieje uznałem, że te alerty to dmuchanie na zimne, po ubiegłotygodniowych nawałnicach. Temperatura powietrza spadła, cieplejsza masa powietrza została wyparta, więc nie było "paliwa", by powstały komórki burzowe. Czekać należało tylko na ustanie opadów. Najpierw przesunęliśmy wyjazd na 18:30, następnie 19:00, aż w końcu na 19:15. Finalnie ruszyliśmy o 19:20, kilka minut po tym jak opady ustały. Początkowe fragmenty trasy to Kruchowo, Gołącki, Chomiąża Szlachecka, Annowo, Szczepanowo i Barcin. W tym momencie było już ciemno. Dosłownie na kilka sekund zatrzymaliśmy się w Barcinie nad rzeką Noteć...


I pomknęliśmy dalej przez Łabiszyn i Brzozę. Przed Bydgoszczą, w okolicach S10 wbiliśmy się na chwilę do lasu, aby bezczelnie nie wjeżdżać pod zakaz dla rowerzystów. Jest jedno miejsce, gdzie wyjeżdża się z lasu na DK10, a znak jest kilka metrów dalej. Teoretycznie nie widzi się tego znaku, a praktycznie zakaz tam obowiązuje. W razie zatrzymania zawsze jest jakaś linia obrony :D Przez Bydgoszcz przejechaliśmy dość sprawnie. Na stacji benzynowej w rejonie stacji PKP Bydgoszcz Leśna zrobiliśmy pierwszą przerwę na konsumpcję. W międzyczasie podeszła do nas para, która szukała pomocy w postaci napompowania koła. O ile z jednym sobie poradzili, bo dętka miała wentyl samochodowy, o tyle z drugim nie z uwagi na wentyl dunlopa. W tym momencie do akcji wkroczyła moja niezawodna, mała pompka i udało się problem rozwiązać ;-) Po kilku minutach przerwy jechaliśmy dalej w gęstej mgle przez Niemcz, Neklę, Pyszczyn i Kotomierz. I w tym miejscu skończyła się trasa, którą jechałem solo do Gdyni we wrześniu roku 2015. Kolejne kilometry to już zupełna nowość i świeżo wytyczony przeze mnie ślad. Korygowałem go jeszcze dzień przed wyjazdem z uwagi na zeszłotygodniowe nawałnice. Wyrzuciłem maksymalnie ilość odcinków terenowych z obawy przed brakiem możliwości przejazdu w Borach Tucholskich przez powalone drzewa. Ogólnie miałem sporo obaw czy uda nam się bezproblemowo pokonać te fyrtle, w dodatku pod osłoną nocy. Ale jak to się mówi - do odważnych świat należy ;-) Dalej jechaliśmy przez Serock, Świekatowo, Zalesie Królewskie i wjechaliśmy do Borów Tucholskich. Przejeżdżaliśmy nieopodal rezerwatu "Cisy Staropolskie im. Leona Wyczółkowskiego", najliczniejszego skupiska cisa na stanowisku naturalnym w Europie, które jest pod ochroną od 180 lat. Niestety pod osłoną nocy nie było szans nic zobaczyć. Kilka kilometrów dalej mijaliśmy miejscowość Wierzchucin, gdzie w okolicach można zobaczyć lej po wybuchu rakiety V-2. Od lipca 1944 do stycznia 1945 r. funkcjonował tam ściśle tajny poligon rakietowy „Heidekraut”, na którym Niemcy przeprowadzali próby z rakietami typu V. Noc nie pozwalała jednak nic zobaczyć, więc bez zastanowienia cisnęliśmy dalej. Mgła wciąż nie dawała za wygraną. Dopiero przez Śliwicami, gdzie zrobiliśmy przerwę odpuściła. Spodobało mi się to miasteczko, czyste i zadbane...


Kilka minut przerwy i kręciliśmy dalej. Wyjazd z miasteczka i okazało się, że natknęliśmy się na mokry teren. Na mapie wyglądało to jak droga asfaltowa. Próbowałem szukać alternatywnej trasy po asfalcie, ale trzeba było nadłożyć trochę kilometrów, więc postanowiliśmy jechać wytyczonym szlakiem. Teren po opadach mokry i miękki. Z drugiej strony gdyby było sucho, to nieźle kopalibyśmy się tam w piachu. Na szczęście po 4 kilometrach wyjechaliśmy na utwardzoną nawierzchnię. Przejechaliśmy przez Lipową i niebawem byliśmy w województwie pomorskim. Kolejne kilometry, to przyjemna jazda w otoczeniu lasów. Przed Czarną Wodą wbiliśmy się na DK22 z szerokim i wygodnym poboczem. Tu już świtało, ale z racji zachmurzenia nie było szans na ujrzenie wchodu słońca. W Kaliskiej ponownie wjechaliśmy w las i tak było aż do Starej Kiszewej. Od tej pory teren zaczął robić się coraz bardziej pofałdowany, było trochę zjazdów i podjazdów...


Jadąc przez Dębogóry, Wielki Klincz, Puc i Kłobuczyno dotarliśmy do Szymbarku. W międzyczasie złapał mnie kryzys z uwagi na brak snu. Oczy chciały mi się zamykać, głowa zrobiła się ciężka. Potrzebowałem szybko kawy, ale na horyzoncie nie było widać jakiegokolwiek punktu serwującego kawę. Jak się okazało musiałem zmagać się ze sennością przez blisko 50 km, bo dopiero przed Kartuzami trafiliśmy na lokalną stację benzynową. Ale wracając do rejonu Szymbarku, chcieliśmy zobaczyć słynny dom obrócony do góry nogami. Podjechaliśmy pod bramkę skansenu, ale skubany jest tak ukryty, że nie sposób go zobaczyć. Jechaliśmy, więc dalej. Od tego momentu zaczęło się coś czego się kompletnie nie spodziewałem. Przewyższenia i krajobrazy niczym w górach tyle, że bez szczytów. Z Szymbarku zjechaliśmy stromym zjazdem, na którym przy prędkości 40 km/h trzeba było hamować, gdyż droga wyłożona była płytami. Przemknęliśmy w sąsiedztwie rezerwatu przyrody "Szczyt Wieżyca". Na dole było niczym w jakimś wąwozie, na lewo strome zbocze, po prawej podobnie. Nazwy miejscowości też ciekawe, najpierw Piekło, następnie Niebo. Ogólnie klimat taki, że najchętniej zatrzymałbym się i dalej nie jechał. Ale jechać trzeba było. Odpuściliśmy nawet zrobienie zdjęć kilku fajnych widoków, by nie wypaść z rytmu jazdy. Dosłownie w tym rejonie można było zatrzymywać się co kilkaset metrów i cykać fotki. Gdy skończyło się zbocze po lewej stronie, to naszym oczom ukazało się spore jezioro Ostrzyckie. Tutaj już nie odpuściliśmy. Zatrzymaliśmy się, weszliśmy na pobliski pomost i delektowaliśmy się widokiem. Piękne jezioro z lasami i pagórami w tle. Odniosłem wrażenie jakbym jechał w kierunku Tatr, a nie morza...


Ogólnie to jezioro jest bardzo rozległe i zawiłe, tworzy kształt na wzór litery U. W Ostrzycach krajobraz tego jeziora zgoła odmienny...


Ale po drugiej stronie strome zbocza. Nawet punkty widokowe są do góry ulokowane. Gdyby nie długi dystans i ograniczenie czasowe z pewnością skusiłbym się na wejście do góry. Dalej czekała nas wspinaczka do miejscowości Złota Góra, gdzie na wyciągnięcie ręki mieliśmy kolejny punkt widokowy. W dole jezioro Brodno Wielkie...


Powoli zbliżaliśmy się do Kartuz i w końcu naszym oczom ukazała się stacja benzynowa. Obowiązkowy pit stop na kawę. Wypiłem kawę zjadając do tego dwa batoniki, w międzyczasie rozpogodziło się na dobre i ruszyliśmy dalej. Minęło dosłownie kilka minut i czułem się o niebo lepiej. Na co dzień nie pijam kawy praktycznie wcale, więc jedna kawa swoje zrobiła. Senność odeszła w zapomnienie. Jadąc w dalszym ciągu delektowaliśmy się kaszubskimi krajobrazami. Szybko przejechaliśmy Kartuzy i kręciliśmy dalej to góra, to dół przez Grzybno, Szarłata i Hopy, aż do DW 224. Frajda z jazdy była duża. Na podjazdach trzeba było się namęczyć, ale na zjazdach bez problemu przekraczaliśmy 50 km/h. Po wjeździe na DW 224 nie było inaczej. Wciąż góra - dół - góra. W Łebnie opuściliśmy drogę wojewódzką i przez Wyszecino, Barłomino, a następnie świetnym zjazdem dotarliśmy do Luzina. Przed Kębłowem zmuszeni byliśmy do objazdu z uwagi na remontowany odcinek drogi. Następnie Zelewo, Zamostne i Rybno. Mimo sporych przewyższeń jechało się przyjemnie, ale mając takie obrazki przed oczami inaczej być nie mogło...


Kilkaset kolejnych metrów przejechane i naszym oczom ukazał się znak. Spojrzałem na licznik, a tam blisko 310 km w nogach, spojrzałem na znak i stwierdziłem, że to nie dzieje się naprawdę :o Podjazd z kątem nachylenia 10%. Ale, jak nie my, to kto...


Po wjeździe do góry spojrzenie przez prawe ramię...


Kilka kolejnych chwil i byliśmy w rejonie Gniewina, gdzie znajduje się atrakcyjna wieża widokowa. Oczywiście w tym miejscu obowiązkowy postój na zwiedzenie tej atrakcji turystycznej...


Kacper dał sobie spokój i czekał na dole, a ja udałem się do kasy po bilet. W kasie Pani zapytała czy wchodzę, czy wjeżdżam windą. Zapytałem jaka to różnica, a Pani odpowiedziała, że w cenie. Skoro miałem w nogach 310 km, to różnicy nie zrobiło mi pokonanie 212 stopni schodów :D Wszedłem na górę wieży liczącej 44 metry wysokości i zacząłem delektować się widokami. Najpierw spojrzenie na jezioro Żarnowieckie i pobliskie morenowe wzgórza...


Obrót w lewo i rzut oka w stronę Morza Bałtyckiego...


Znowu trochę w lewo i mogłem obserwować kręcące się wiatraki na farmie elektrowni wiatrowych...


W kierunku południowym podziwiać można zbiornik górny elektrowni szczytowo - pompowej Żarnowiec. Na tyle duży, że nie dało rady go ująć w obiektywie...


Selfie po 310 km jazdy musiało być...


I panorama. Trochę ręka zadrżała, ale efekt całkiem przyjemny...


Z dołu wieża prezentuje się okazale...


Po trochę dłuższej przerwie kręciliśmy dalej. I od razu gęba była uśmiechnięta. Stromy i nielegalny, bo z zakazem zjazd (teren elektrowni) i padł w moim wykonaniu rekord jeśli chodzi o prędkość maksymalną. Na liczniku 67,71 km/h :-) Pewnie można było więcej, ale na łuku drogi z bagażnikiem i sakwą nie miałem odwagi. Jeden malutki błąd i wylądowałbym gdzieś w zaroślach. Na dole rzut oka na spory akwen wodny. Tutaj na pierwszym planie fragment Kanału Żarnowieckiego...


Nieco dalej jezioro Żarnowieckie...


W Żarnowcu zatrzymaliśmy się na chwilę w sklepie w celu zakupu wody. Słońce dawało o sobie znać, więc koniecznym było zadbać o uzupełnianie płynów. Do Krokowej dostaliśmy się w kilka minut po ruchliwej DW 213. Na szczęście szybko się to skończyło, bo następne kilkanaście kilometrów (odcinek Krokowa - Swarzewo), to jazda po ścieżce rowerowej ulokowanej na nasypie dawnej linii kolejowej...


Następnie krótki odcinek po DW 216 i o godzinie 14:20 byliśmy u celu naszej podróży. Władysławowo zdobyte!!!


Pierwsze co, to udaliśmy się po zakup biletów na pociąg, by dostać się do Gdyni. Okazało się, że nie można było zakupić biletu na rower. Trzy pociągi, które nas interesowały między godzinami 15, a 17 i żadnych szans na dojazd do Gdyni. Nastąpiła szybka analiza sytuacji i najpewniejszym rozwiązaniem okazało się dojechać rowerem do Rumi i stamtąd SKM do Gdyni. Kacper nie był z tego rozwiązania zadowolony, ale ten plan był pewny. W tym wypadku zostało nam tylko 40 minut na pobyt w mieście. Bez zastanowienia udaliśmy się w kierunku plaży. Wchodzimy, a tam rój :D


Zajęliśmy miejscówkę po płotem, przebraliśmy się i dzida do wody. Najpierw ja, a następnie Kacper. Sprzętu i bagażu trzeba było przecież pilnować. Morska woda zadziałała orzeźwiająco, tego nam trzeba było. Następnie szybki ubiór, ostatnie spojrzenie w kierunku otwartego morza...


I ruszyliśmy na bonusowy odcinek do Rumi. Tutaj bez kombinowania i patrzenia w nawigację, pojechaliśmy DW 216 przez Redę na dworzec PKP w Rumi. Szybki zakup biletu w kasie (rowery w SKM przewozi się gratis) i oczekiwaliśmy na przyjazd pociągu...


Bezproblemowo dotarliśmy do Gdyni, gdzie mając około pół godziny czasu zrobiliśmy zakupy na podróż. Jak się później okazało bana została podstawiona 20 minut po godzinie odjazdu i ruszyła z 25 minutowym opóźnieniem. Gdyby tak od razu to zakomunikowano (bo co 10 minut zwiększano czas opóźnienia), to dokręciłbym sobie po okolicy do 400 km. Niemniej, takiego kilometrażu się zupełnie nie spodziewałem. W planach było 350 km i był nawet plan awaryjny na wypadek problemów (miałem na uwadze pierwszą tak długą wyprawę Kacpra) z dojazdem z Kartuz prosto do Gdańska, albo z Luzina do Wejherowa. Wszystko jednak tego dnia udało się perfekcyjnie. Mając na względzie, to co zobaczyłem na Kaszubach, bardzo dynamiczną jazdę na sporych przewyższeniach i zaliczony kilometraż bez wahania stwierdzam, że jest to na chwilę obecną moja wyprawa życia. Przeżyć ten dzień w taki sposób, to było coś pięknego. Kacper dzięki za wspólną jazdę oraz gratuluję pokonania bariery 300 km i to w takim stylu!!!

Poniżej trasa, którą pokonaliśmy (w dwóch miejscach urwało nieco ślad przez zgubiony GPS):



  • DST 44.24km
  • Czas 01:45
  • VAVG 25.28km/h
  • VMAX 54.71km/h
  • Kalorie 1712kcal
  • Podjazdy 73m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Okoliczne fyrtle wieczorową porą

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · dodano: 18.08.2017 | Komentarze 0

Razem z Kacprem pokręciliśmy się po okolicznych fyrtlach jadąc przez Zieleń, Mijanowo, Wylatowo, Wydartowo, Kruchowo, Grabowo, Jastrzębowo i Kozłowo.


  • DST 69.89km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 24.81km/h
  • VMAX 49.11km/h
  • Kalorie 2666kcal
  • Podjazdy 206m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca i ciąg dalszy rekonesansu

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · dodano: 14.08.2017 | Komentarze 0

Rankiem do pracy. Tym razem pojechałem przez Jastrzębowo, Smolary i dalej Lasy Królewskie w kierunku Dębówca. W okolicach Smolar widziałem trochę powalonych drzew. Z kolei w Lasach Królewskich sytuacja lepsza niż się spodziewałem. Im bliżej Dębówca, tym mniej powalonych czy połamanych drzew. Kilka drzew widziałem przy szlaku rowerowym prowadzącym w kierunku Gołąbek...


Poza tym cała droga w kierunku Dębówca przejezdna. Na Dębówcu moją uwagę przykuło to drzewo...


Ostatnie kilometry do pracy bez historii. Z kolei po pracy postanowiłem zrobić ciąg dalszy rekonesansu. Pojechałem w kierunku Żydowa. Już na wylocie z Gniezna widziałem sporo połamanych i powalonych drzew. W Cielimowie wcale nie było lepiej. Natomiast na wjeździe do Żydowa zniszczenia widać najbardziej...


Podjechałem polnym duktem bliżej się przyjrzeć temu fragmentowi lasu...


Następnie pojechałem w kierunku centrum Żydowa, gdzie skierowałem się ponownie na Cielimowo, ale innym wariantem. Postanowiłem dojechać tam ulicą Leśną. Ujechałem paręset metrów i trafiłem na przeszkody...


Droga całkowicie bez przejazdu. Na miejscu pracowało kilka osób po cywilnemu i samodzielnie z mozołem usuwało skutki piątkowej nawałnicy. Nie bardzo chciałem zawracać, więc postanowiłem przeprawić się przez powalone drzewa. Momentami było jak w dżungli, ale udało się przeprawić. Łatwo nie było, bo pokonanie około 500 metrowego odcinka zajęło mi 29 minut. Z Cielimowa pojechałem przez Gurówko do Żelazkowa i dalej w kierunku Gniezna obserwując zniszczenia w rejonie Jelonka. Z Gniezna przez Osiniec, Wierzbiczany, Kalinę i Wymysłowo dotarłem do Trzemeszna.


  • DST 84.43km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 24.83km/h
  • VMAX 41.58km/h
  • Kalorie 3269kcal
  • Podjazdy 157m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca i rekonesans okolicy po piątkowej nawałnicy

Sobota, 12 sierpnia 2017 · dodano: 13.08.2017 | Komentarze 2

Rankiem do pracy. Z uwagi na piątkową nawałnicę (chyba stulecia) oczywistym było unikać lasów. Pojechałem, więc przez Kozłowo, Strzyżewo Paczkowe, Strzyżewo Smykowe i Strzyżewo Kościelne. Samo Trzemeszno wyglądało całkiem dobrze po tej nawałnicy. Bardziej oberwało Gniezno. Jadąc do pracy mogłem obserwować skalę zniszczeń jaka pozostawiła po sobie nawałnica. Pierwsze połamane gałęzie dostrzegłem w rejonie Kozłowa. Tam wbiłem się w szutrowy skrót i jechałem zastanawiając się, jaka będzie sytuacja w niewielkim, okolicznym lesie. Na samym wjeździe już widziałem, że droga jest nieprzejezdna...


Podjechałem bliżej i postanowiłem, że będę się przeprawiał...


Jadąc dalej widziałem jak solidne drzewa połamane są niczym zapałki...


Przed Strzyżewem Smykowym kolejna przeprawa...


Zniszczeniu uległy także znaki i tablice...


W okolicy Strzyżewa Kościelnego dostrzec można było nie tylko połamane drzewa, ale i betonowe słupy...


Na drodze leżały pozrywane linie energetyczne. W okolicy Dębówca widziałem przewróconą ścianę budowanego domu. Im bliżej Gniezna, tym zniszczenia były bardziej widoczne. Po drodze znalazłem też tablicę rejestracyjną. Postanowiłem zamieścić ogłoszenie na Facebooku, które udostępniło sporo osób, ale do tej pory odzew zerowy. Jeśli do poniedziałku rana nikt się nie zgłosi, zawiozę tablicę do wydziału komunikacji. Po pracy postanowiłem pojechać obejrzeć nieco zniszczeń. Centrum Gniezna odpuściłem, gdyż sporo widziałem na zdjęciach. Przejeżdżałem koło cmentarza św. Krzyża i tam zniszczenia są poważne. Ludzi było więcej, niż podczas sprzątania i przygotowań grobów przed 1 listopada. Z Gniezna kierowałem się w kierunku Czerniejewa, gdyż miałem informacje, że tamtejsze rejony ucierpiały bardzo. W okolicach Pawłowa trafiłem sporo połamanych drzew, które wcześniej zapewne torowały drogę, jednak zostały już pocięte i usunięte z jezdni. W samym Czerniejewie na chodnikach sporo dużych rozmiarów gałęzi. Dalej kierowałem się w kierunku Noskowa, gdzie ponoć zniszczenia były ogromne. I faktycznie, gdy dojechałem na miejsce ujrzałem fragment terenu, w którym dzień wcześniej stał jeszcze las, a teraz widoczny jest obraz pobojowiska...


Ujęcie z bliższej perspektywy...


Znaczna część tego wszystkiego została już ogarnięta, tak by droga była w pełni przejezdna...


Wielu kierowców przejeżdżając w tym rejonie mocno zwalniało, patrząc z niedowierzaniem na skalę zniszczeń. Następnie z Noskowa pojechałem w kierunku Marzenina trafiając na kolejne tego dnia przewrócone drzewo...


Tutaj zniszczeniu uległa także nawierzchnia drogi...


Jadąc dalej w kierunku Żydowa widziałem sporo domów i gospodarstw z uszkodzonymi dachami, pokrytymi plandekami i foliami. Ogólnie ludzi w tym rejonie spotkała wielka tragedia i nie w głowie było robić mi zdjęcia. Z Żydowa pojechałem w kierunku Niechanowa, gdzie skala zniszczeń była już dużo mniejsza, a dalej w kierunku Trzemeszna już praktycznie niezauważalna. Piątkowy wieczór z pewnością zostanie na długo w pamięci wielu ludzi i to niestety z tymi złymi wspomnieniami. Oby teraz spotkało tych ludzi coś bardzo pozytywnego, bo z pewnością nie zasłużyli na takie nieszczęście.