avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2016

Dystans całkowity:174.18 km (w terenie 30.50 km; 17.51%)
Czas w ruchu:09:02
Średnia prędkość:19.28 km/h
Maksymalna prędkość:42.38 km/h
Suma podjazdów:636 m
Suma kalorii:5964 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:34.84 km i 1h 48m
Więcej statystyk
  • DST 28.03km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 24.03km/h
  • VMAX 38.71km/h
  • Kalorie 1006kcal
  • Podjazdy 92m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gaj i Bieślin

Niedziela, 31 stycznia 2016 · dodano: 01.02.2016 | Komentarze 0

Wieczorna rundka z Kacprem przez Miaty, Ćwierdzin, Gaj, Bieślin i Zieleń.


  • DST 53.79km
  • Teren 9.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 21.52km/h
  • VMAX 42.38km/h
  • Kalorie 1812kcal
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gniezno

Piątek, 29 stycznia 2016 · dodano: 30.01.2016 | Komentarze 0

Śnieg stopniał, drogi zrobiły się suche, więc i ta dziadowska sól praktycznie zniknęła. Można było się w końcu ruszyć po trzech tygodniach rowerowej posuchy. Wcześniej nie miałem totalnie ochoty ze względu na wszechobecną sól. Gdybym był w pełni dysponowany, to wykorzystałbym ten czas, aby chociaż trochę pobiegać, ale ze względu na przepuklinę raczej nie było o tym mowy. W południe ruszyłem z domu w kierunku Gniezna, gdzie musiałem załatwić jedną sprawę papierkową. Pojechałem przez Miaty i dalej lasem z kierunku Lubochni. W lesie po roztopach trochę błotka, ale też nie jakoś tragicznie. Droga do Gniezna ciężka, bowiem pod wredny wmordewind. Na miejscu załatwiłem co miałem załatwić i mogłem ruszać w drogę powrotną. Zajrzałem jeszcze na chwilę nad jezioro Jelonek, czyli popularną Wenecję...


Powrót do domu przez Dębówiec i Ganinę, gdzie tknęło mnie, aby pojechać przez las i ścieżki, którymi wcześniej nie jeździłem. Oczywiście jechałem na czuja z zamiarem dotarcia w okolice Jastrzębowa lub Smolar. I tak sobie pokonywałem leśne dukty, aż trafiłem na fajną ścieżkę w otoczeniu brzózek...


Jak się okazało ta droga doprowadziła mnie do samych Smolar. Dalsza droga to już jazda przez znane fyrtle: Jastrzębowo, Kruchowo i Niewolno. W ten sposób pyknęło pięć dyszek i muszę przyznać, że po trzech tygodniach nic nie robienia poczułem je w nogach :D Mam nadzieję, że teraz pogoda pozwoli na częstszą jazdę, bo i cztery kilogramy przybyły przez miesiąc czasu. Trzeba temu zapobiec :-)


  • DST 50.49km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 16.38km/h
  • VMAX 26.43km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • Kalorie 1714kcal
  • Podjazdy 163m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

W śnieżnej scenerii do i z pracy...

Czwartek, 7 stycznia 2016 · dodano: 07.01.2016 | Komentarze 1

Wczesnym rankiem do pracy. Celowo pojechałem przez Kruchowo i Jastrzębowo, by w okolicach Smolar wbić się do lasu. Nim to jednak nastąpiło musiałem się nagimnastykować zanim wyjechałem z Trzemeszna. Na Odzyskania Niepodległości asfalt tak się świecił, że zrezygnowałem z jazdy ulicą i przeniosłem się na ścieżkę rowerową. Później było nieco łatwiej, ale do samego Kruchowa nawierzchnia była strasznie wymagająca. Gdy minąłem Jastrzębowo moim oczom ukazał się gąszcz drzew pokrytych śnieżnym puchem...


Po kilku kolejnych minutach byłem w Smolarach, a chwilę później wykręciłem w las i przepiękną ścieżkę. Przecierałem szlak swoim jednośladem, a jedyne ślady na śniegu były pozostawione przez leśne zwierzęta. Jechało się wyśmienicie, ale nic dziwnego mając przed sobą taki widok...


Śniegu przez noc jeszcze trochę nasypało tak, że koła grzęzły w miękkim puchu po same szprychy...


Jakoś w połowie leśnej drogi podłoże zrobiło się bardziej wyboiste, ale i tak nie odebrało mi to przyjemności z jazdy. Śmignąłem przez Dębówiec, wjechałem w ulicę Orcholską i poleciałem prosto do Gniezna. Byłem pozytywnie zaskoczony nawierzchnią ul. Orcholskiej, bowiem spodziewałem się mocno rozjechanego śniegu. Tymczasem był on ładnie ubity i można było jechać z prędkością powyżej 20 km/h. Powrót z pracy był już bardziej wymagający. Po drodze musiałem wjechać do paczkomatu, a stan gnieźnieńskich dróg był na tyle zły, że zmuszony byłem jechać chodnikiem. Na ulicach zalegało sporo rozjeżdżonego śniegu. Aby jakoś ominąć to wszystko wykręciłem nad jezioro Winiary i dalej Żwirki i Wigury dotarłem do paczkomatu. Z Gniezna pojechałem przez Wierzbiczany i Lubochnię, a tam ponownie w las. Oczywiście zajrzałem w moją ulubioną ścieżkę, a tam ponownie przetarcie szlaku i mięciutki śnieżek pod kołami :-) Następnie dotarłem do Krzyżówki, a stamtąd przez Miaty do Trzemeszna. Droga była dosyć wymagająca, ale jechało się przyjemnie. Niestety idzie odwilż i w najbliższe dni pewnie trzeba rower będzie odstawić. Może uda się jeszcze coś pokręcić jutro z samego rana :P


  • DST 20.32km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 15.24km/h
  • VMAX 28.15km/h
  • Temperatura -6.0°C
  • Kalorie 690kcal
  • Podjazdy 117m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po śnieżnym puchu :-)

Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 06.01.2016 | Komentarze 1

Dzisiaj w nocy sypnęło trochę śniegiem, za dnia także prószyło, więc decyzja mogła być tylko jedna. Trzeba trochę pojeździć!!! Zgadaliśmy się z Sebkiem i o godzinie 13 ruszyliśmy w teren. Na początek przyszło się nam zmierzyć z jazdą po śliskiej kostce z rozjeżdżonym śniegiem w centrum miasta. Obyło się bez gleby i dalej pojechaliśmy na Miaty, gdzie od razu wbiliśmy się do lasu. Jazda była o tyle trudna, że przecieraliśmy szlak, a kolein praktycznie nie było widać. Kilka uślizgów tylnego koła było z racji łysej opony, ale ogólne szło całkiem sprawnie :-) Gdzieś tam przebiegła drogę samotna sarna, poza tym w lesie totalna pustka. Z rejonu Miatów dojechaliśmy do Gaju, gdzie zajrzeliśmy nad tamtejszy akwen. W sumie nie wiadomo czy to małe jezioro, czy wielki staw. Nazwy żadnej nie posiada, jedyne co to nieopodal mieści się tabliczka z informacją o punkcie czerpania wody. Akwen z racji swoich gabarytów cały skuty lodem...


Wokół panowała totalna cisza spowita śnieżną bielą, którą po chwili zakłócił dzięcioł, siedzący na jednym z pobliskich drzew...


Nad brzegiem strzeliliśmy jeszcze wspólną fotkę...


I można było ruszać dalej. Przed odjazdem zaobserwowaliśmy jeszcze jak dwóch delikwentów na środku jeziorka wzięło się za wykuwanie przerębla. Trzeci został bliżej brzegu...


Droga powrotna przez Bieślin i Zieleń. Z racji śliskiej kostki w centrum dojazd do domu bocznymi uliczkami. Pojeździłoby się więcej, ale czasu brakowało. W odwiedziny mieli przyjechać rodzice, a wieczorem jeszcze lepienie bałwana z córką. Śnieg co prawda suchy, ale jakiegoś małego stwora udało się ulepić :-D

Kategoria Zimowo


  • DST 21.55km
  • Teren 5.50km
  • Czas 00:57
  • VAVG 22.68km/h
  • VMAX 42.38km/h
  • Temperatura -12.0°C
  • Kalorie 742kcal
  • Podjazdy 65m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Arktyczne otwarcie sezonu 2016 :-)

Poniedziałek, 4 stycznia 2016 · dodano: 05.01.2016 | Komentarze 3

Za oknem siarczysty mróz, ale trzeba było się w końcu ruszyć i trochę pokręcić. Oczywiście podstawa to odpowiedni ubiór. Założyłem na siebie: termoaktywne gacie, termoaktywną bieliznę, skarpety z domieszką wełny, spodnie ocieplane, cieniutki polarek, kurtkę softshellową MFX, na głowę czapeczka z membraną i dodatkowo kominiarka, na ręce najpierw zwykłe rękawiczki, a na nie jeszcze rękawice narciarskie. I rzecz jasna ochraniacze na buty. Muszę przyznać, że było idealnie :-) Może trochę mało wygodnie w tych rękawicach jeśli chodzi o zmianę przerzutki, ale jeszcze się nie dorobiłem porządnych rękawiczek. Na przyszłą zimę sprawię sobie pewnie jakąś zimową wersję shimanowskich :-P Usta wysmarowałem sobie wazeliną kosmetyczną i można było ruszać. Zanim wyjechałem wymieniłem jeszcze oponę na przodzie, bowiem stara była już łysa, a w takich warunkach o uślizg nie trudno gdzieś na lodzie. Ruszyłem, spoglądam na licznik a na nim 0 km/h. Myślę sobie no nieźle, licznik zamarzł. Stanąłem, sprawdziłem przewód, przetarłem styki i licznik zaczął działać :-) Może różnica temperatury wewnątrz/zewnątrz spowodowała, że styki zaparowały i gdzieś nie łączyły. Uporałem się z problemem i ruszyłem dalej. Pojechałem przez Miaty i dalej do lasu. W lesie jazda przez całkiem przyjemne hopki...


A przede mną kolejne...

Tymczasem na termometrze wskazanie -10°C i mniej nie pokaże, bowiem producent chyba nie założył jazdy w niższej temperaturze. Faktycznie było -12°C :-D Niezły mróz, ale wcale nie taki straszny przy odpowiednim ubiorze...


Pojechałem w kierunku Gaju i tak sobie jadę, a tu bateria w liczniku padła...


W sumie miała prawo, bowiem jeździłem na niej od lutego, a przy sporym kilometrażu została wyeksploatowana. Tak się złożyło, że jak we wrześniu jechałem nad morze to zabrałem na wszelki wypadek zapasową ze sobą i od tego czasu ją cały czas woziłem. Mimo mrozu sprawnie wymieniłem od razu na nówkę i można było jechać dalej. W sumie to drobne awarie prześladują mnie od początku roku. Dzień wcześniej musiałem wymieniać żarówkę w samochodzie, gdzie męczyłem się 30 minut na 14-stopniowym mrozie.

Podsumowując pierwsza jazda w tym roku, mimo drobnych problemów była bardzo przyjemna. Mróz nie taki straszny jakim go malują ;-)