avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:1295.59 km (w terenie 862.50 km; 66.57%)
Czas w ruchu:66:27
Średnia prędkość:19.50 km/h
Maksymalna prędkość:56.01 km/h
Suma podjazdów:14404 m
Maks. tętno maksymalne:187 (100 %)
Maks. tętno średnie:169 (90 %)
Suma kalorii:32903 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:68.19 km i 3h 29m
Więcej statystyk
  • DST 401.18km
  • Teren 270.00km
  • Czas 22:30
  • VAVG 17.83km/h
  • VMAX 56.01km/h
  • HRmax 168 ( 89%)
  • HRavg 130 ( 69%)
  • Kalorie 9152kcal
  • Podjazdy 2443m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gothica Trail 2022, czyli największy wpier*ol jaki w życiu dostałem

Piątek, 27 maja 2022 · dodano: 26.06.2022 | Komentarze 0

Start w ultramaratonie, ale nie szosowym. Pierwszy raz pojechałem na ultra, gdzie większość trasy prowadziła przez dukty polne i leśne - Gothica Trail 2022 ze startem i metą w Jarosławcu...


Muszę przyznać, że na tym ultramaratonie było wszystko, a "doznania" potęgowała pogoda. Najpierw był porywisty wiatr w pysk, niemal do samego Koszalina i pierwsza porcja deszczu. Następnie było błądzenie w lasach oraz Tychowie, gdzie miałem zaplanowany postój na Orlenie. Zanim znalazłem obajtkową stację, to dorwało mnie gradobicie i przymusowy postój. Po uzupełnieniu bidonów i żołądka ruszyłem dalej. Długo nie trzeba było czekać i nadeszła konkretna burza z porywistym wiatrem i gradem, więc kolejny przymusowy postój. Po przejściu burzy rzecz jasna spora ilość błota, ale trzeba było jechać. Na 215 kilometrze czekała mnie wspinaczka koło elektrowni Żydowo. Muszę przyznać, że z góry widok był zacny...




Następnym punktem docelowym był Polanów, gdzie zaplanowany miałem postój w sklepie celem zakupu wody i jedzenia. Podczas postoju przeszła kolejna pompa. Jak tylko trochę odpuściła, ruszyłem dalej. Było kilkanaście minut do Warblewa, gdzie zlokalizowany był punkt, w którym można było się najeść i przespać. Niestety nie był on w żaden sposób oznaczony i po prostu go przejechałem. Oznaczało to, że najbliższy czynny punkt będę miał w Kobylnicy koło Słupska, czyli 125km jazdy w nocy bez dostępu do czegokolwiek. Niezrażony tym jechałem dalej, bo jakieś tam jedzenie miałem ze sobą, a bidony były pełne. Za Warcinem zaczęło znowu padać, z każdą minutą coraz mocniej. Przez dwie godziny dosłownie lało, a temperatura powietrza wynosiła 4 kreski powyżej zera. Leśne dukty były pełne błota i wody. Ochraniacze na buty przemokły. W jednym miejscu zaliczyłem upadek w momencie jak przednie koło złapało uślizg w błocie. Na 320 kilometrze zatrzymałem się, by coś zjeść. Okazało się, że ulewny deszcz przemoczył też torbę, którą miałem założoną na kierownicy i jedzenie się rozmoczyło. Pozostała jazda tylko na batonach. Podczas postoju dojechał jeden z zawodników i wspólnie do mety ostatnie 80km pokonaliśmy razem. Zaliczyliśmy jeszcze krótki postój w Kobylnicy, by zjeść coś ciepłego i pomknęliśmy do mety. Na mecie zameldowałem się z po 26 godzinach i 12 minutach od startu. Dało to znakomite 11 miejsce w stawce ponad 230 zawodników. Pierwsza dziesiątka była na wyciągnięcie ręki, ale straciłem trochę czasu na błądzeniu. Nie ma co jednak narzekać, w ciemno wziąłbym taki wynik przed startem. A, że na trasie lekko nie było, niech zobrazują poniższe zdjęcia roweru po przejechaniu trasy...








  • DST 36.15km
  • Teren 34.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 16.31km/h
  • VMAX 53.46km/h
  • Kalorie 421kcal
  • Podjazdy 552m
  • Sprzęt Zwęglony Stefek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DT4YOU MTB Maraton Oborniki

Sobota, 27 kwietnia 2019 · dodano: 02.05.2019 | Komentarze 1

Ostatnia sobota kwietnia była dla mnie dniem startowym. Tym razem pojechałem razem z Kubą, Krzychem i Karolem do Oborników na prestiżowy wyścig DT4YOU. W porównaniu do zeszłego roku zaszła zmiana organizacyjna na linii startu. O ile w roku ubiegłym można było ustawić się w jednym z trzech sektorów, o tyle w tym wszyscy startowali z jednego sektora. Nie bardzo mi to przypasowało, bowiem gdy pojawiłem się w miejscu startu, to okazało się, że będę startował z ogona. Co zrobić, takie życie. Start poszedł sprawniej niż myślałem, jeszcze przed wjazdem do lasu wyprzedziłem sporo osób. Na leśnych duktach nie było to już takie proste, bo wystarczyło lekko obrać nie ten tor jazdy co trzeba i człowiek kopał się w piachu, którego tego dnia nie brakowało...

fot. fotosa.pl

Kilka minut jazdy po sypkich duktach i zaczęły się pierwsze podjazdy i single. Jechało mi się świetnie, noga podawała, gdzie tylko była możliwość, to od razu wyprzedzałem. Z miejscowego terenu autor trasy wycisnął chyba 100%, bowiem jak nie podjazd, to techniczny singiel, albo zjazd w sypkim piachu. Cały czas trzeba było być skoncentrowanym, a momentów na chwycenie bidonu było niewiele...

fot. fotosa.pl

Standardowo druga część trasy poszła mi lepiej niż pierwsza. Było zdecydowanie luźniej, nikt mnie nie hamował na singlach, po prostu jechałem swoje...

fot. fotosa.pl

Na ostatnich kilometrach szukałem motywacji do jeszcze mocniejszego depnięcia i znajdywałem ją w postaci osób, które pojawiały się w polu widzenia. Dojeżdżałem i bez chwili zastanawiania się zostawiałem za sobą. Na wyjeździe z lasu pojawił się jeszcze jeden zawodnik, do którego miałem ponad 200 metrów, a do mety niewiele, ale i jego udało się dogonić. Na mecie przyznał, że próbował utrzymać koło, ale nie dał rady...

fot. fotosa.pl

Ilość kurzu i piachu na trasie spowodowały, że całkiem "ładnie" prezentowałem się na twarzy...


Podobnie jak miesiąc wcześniej w Krzywiniu z jazdy jestem zadowolony. Jeśli chodzi o wynik, to spokojnie mógł być lepszy, ale start z końca sektora spowodował, że trochę start czasowych poniosłem. Jednak "fun" z jazdy był spory. Trasa świetna, za rok będę chciał tu wrócić ;-)

Dystans MINI (38 km)
Czas: 2h 14m 12s
Miejsce Open: 112/428
Kategoria M30: 44/150

Kategoria Zawody


  • DST 38.49km
  • Teren 36.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 20.26km/h
  • VMAX 49.32km/h
  • Kalorie 583kcal
  • Podjazdy 494m
  • Sprzęt Zwęglony Stefek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Solid MTB Krzywiń, czyli pomylona trasa, więc i tragiczny wynik

Niedziela, 31 marca 2019 · dodano: 02.04.2019 | Komentarze 2

Niedziela, 31 marca, więc czas na pierwszy start w sezonie z cyklu Solid MTB Maraton. Dojazd na miejsce razem z chłopakami z teamu PZL Sędziszów. Na miejscu tłumy ludzi. Okazało się, że padł absolutny rekord imprezy, ponad 800 startujących, z czego blisko 400 osób na dystansie, którym startowałem - MEGA. Mimo długich kolejek do biura zawodów wszystko szło sprawnie. Zostało trochę czasu na rozgrzewkę :-) Razem z Kubą z Mogilna startowaliśmy z czwartego sektora...


Plan był prosty, po starcie szybko wysunąć się na czoło stawki, by później na singlach nie tracić czasu jadąc za wolniejszymi. I tak też zaczęliśmy. Po dwóch kilometrach razem z Kubą i trójką innych zawodników mieliśmy lekko 200 metrów przewagi nad resztą stawki z sektora. Cisnęliśmy w piątkę aż miło. I nagle czar prysł!!! Okazało się, że pomyliliśmy trasę. Zorientowaliśmy się po blisko 2 kilometrach. Za nami pojechało jeszcze około trzydziestu osób. Koniecznym było zawrócić, by znaleźć się na trasie. Kosztowało nas to ponad 10 minut. Jak się okazało w miejscu, gdzie trzeba było skręcić w lewo nie było strzałek nakazujących kierunek jazdy. W sumie były, ale leżały przewrócone na ziemi i były praktycznie niezauważalne. Jakby było mało w tym czasie to newralgiczne miejsce zdążyli przejechać zawodnicy z tyłów sektora, a także niemal wszyscy z kolejnego, piątego sektora. Cały misterny plan poszedł w piach. A skoro mowa o piachu, to kilka minut później cudem uniknąłem poważnej kraksy. Zawodniczka jadąca przede mną zaliczyła upadek zakopując się w piasku. Refleks i dobre hamulce uratowały mnie przed wpadnięciem na nią. W tym momencie Kuba odjechał mi i tyle go widziałem. Kolejne kilometry to dziesiątki wyprzedzanych zawodników i jazda na mega wkur..eniu, które spotęgowane zostało na singlach. W miejscu, gdzie człowiek normalnie, by podjechał i płynnie pokonał kolejne metry, trzeba było iść z buta, bo stworzył się ogromny zator. Próbowałem między krzakami, biegnąc wyprzedzić chociaż garstkę z nich. Miałem uczucie, że nie jestem na maratonie MTB, a na jakiejś pielgrzymce, która przyjechała na grzybobranie do lasu. W końcu jednak single się skończyły. Dalej cisnąłem na miarę swoich możliwości połykając kolejnych zawodników...


Jeśli ktoś usiadł mi na koło, to za chwilę i tak nie był w stanie wytrzymać. Jakiś czas jechałem z jednym z zawodników z teamu z Giant Żary, jednak na kolejnym singlu przy zjeździe zaliczył przede mną upadek i ostatnie 10 kilometrów jechałem sam, w dalszym ciągu wyprzedzając wolniejszych zawodników. Na metę wjechałem mocno wnerwiony, bo z jazdą którą zaprezentowałem tego dnia powinienem być sporo wyżej w klasyfikacji. Strata ponad 10 minut na pomyleniu trasy i szacunkowo lekko 5 minut straty na singlach spowodowanych jazdą za słabszymi zawodnikami z piątego sektora kosztowała mnie utratę sporej liczby miejsc w klasyfikacji. Pozostał bardzo duży niedosyt, ale mam nadzieję, że limit pecha w tym wyścigu wyczerpałem już na cały sezon. Plus na pewno, to jazda, bo noga podaje, a to dopiero początek sezonu i dalej powinno być tylko lepiej!!!

Dystans MEGA (34,7 km)
Czas: 1h 54m 21s
Miejsce Open: 286/388
Kategoria M3: 129/173

Kategoria Zawody


  • DST 48.81km
  • Teren 43.00km
  • Czas 02:41
  • VAVG 18.19km/h
  • VMAX 47.77km/h
  • Kalorie 615kcal
  • Podjazdy 521m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DT4YOU MTB Maraton Oborniki

Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 04.05.2018 | Komentarze 0

Debiut z mojej strony w imprezie DT4YOU MTB Maraton w Obornikach. Pojechałem, bowiem słyszałem wiele dobrych opinii i faktycznie potwierdzam. Organizacja imprezy na najwyższym poziomie. Trasa także rewelacyjna, bardzo urozmaicona. Sporo wymagających singli i podjazdów dało nieźle w kość. Ilość przewyższeń nieco mniejsza niż w Mchach, ale nogi dostały większy wycisk. Na najbardziej stromych podjazdach koniecznym było podprowadzać, bowiem brakło powera w girze. Ostatnie 2-3 kilometry, to jazda na skurczu mięśnia dwugłowego w lewej nodze, co świadczy o trudności trasy. Niemniej jestem zadowolony, że całą trasę udało się przejechać sprawnie, bo oznak większego kryzysu. Co więcej, na drugiej części trasy, od dwudziestego kilometra w zasadzie już tylko wyprzedzałem. Z wyniku także jestem zadowolony, bo zajęcie 111 pozycji w stawce ponad 400 zawodników, to całkiem przyzwoite miejsce jak na moje możliwości. Mały niedosyt co prawda pozostał, bo top100 było blisko, ale powoli do przodu, to dopiero mój drugi sezon w maratonach MTB ;-) Poniżej kilka fotek złapanych w sieci...

Na pierwszych kilometrach było szybko i płasko...


Na trasie przemierzone sporo singli...


W drugiej części trasy zyskiwałem na podjazdach...


Przyblokowany przed technicznym zjazdem i koniecznym było sprowadzać...


Zadowolony na mecie ;-)


Dystans MINI (39 km)
Czas: 2h 12m 17s
Miejsce Open: 111/431
Kategoria M30: 45/169


Kategoria Zawody


  • DST 46.87km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 19.53km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Kalorie 636kcal
  • Podjazdy 624m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solid MTB Mchy

Niedziela, 22 kwietnia 2018 · dodano: 25.04.2018 | Komentarze 0

Kolejna, druga odsłona z cyklu Solid MTB. Tym razem przyszło się ścigać w Mchach, a więc na wymagającej trasie, obfitującej w podjazdy, zjazdy i zakręty. To, że lekko nie będzie wiedziałem po ubiegłorocznym starcie tutaj. Forma, nadal zagadką, bo praca nie pozwala na większą ilość treningów. Niemniej postanowiłem pojechać rozsądnie i nie popełniać błędów. Start standardowo z czwartego sektora. Najpierw trzeba było wydostać się boiska szkolnego, gdzie były zlokalizowane start i meta...


Następnie szybka droga szutrowa między polami, gdzie unosił się wszechobecny kurz i wjazd do lasu...


Od tego momentu zaczęło się solidne napieranie. To podjazd, zakręt i zjazd i tak na okrągło :-) Przez dobre 10 km miałem w zasięgu wzroku klubowego kolegę Marka, natomiast Artur był gdzieś za mną. W bufecie zgarnąłem butelkę z wodą kręcąc swoje. Na 19 kilometrze musiałem zachować szczególną ostrożność. W ubiegłym roku właśnie tam ratowałem się przed upadkiem. W tym miejscu dojechał do mnie Artur i dalej kręciliśmy razem w kilkuosobowej grupie. Wszystko szło ładnie i pięknie, aż nieoczekiwanie krótko przed autodromem jeden z rywali na prostym, ale piaszczystym odcinku zaliczył upadek. Artur był z przodu tego pociągu, więc odjechał. Ja utknąłem, a zanim się rozpędziłem w tym głębokim piachu, to straciłem całkiem sporo. Artura widziałem jeszcze paręset metrów z przodu, ale po kilku minutach kontakt wzrokowy się urwał...


Starałem się jechać swoje powoli dojeżdżając do małej grupki. Im bliżej było mety, tym więcej rywali pojawiało się w zasięgu wzroku. Mozolnie odrabiałem straty, by na ostatnim podjeździe dojść kolejną grupę, a chwilę później na zjeździe mocno depnąć, co spowodowało, że grupa się rozerwała. Ci co mieli jeszcze na tyle sił utrzymali się na kole. Po chwili nastąpił wyjazd z lasu i ostatni fragment po szutrze do mety. W tym momencie zobaczyłem Artura. Był przede mną jakieś 300 metrów. Nie kalkulując depnąłem ile sił w nogach i systematycznie odrabiałem dystans. Rok wcześniej na tym odcinku zmagałem się ze skurczami, a teraz były jeszcze siły. Artura doszedłem praktycznie w bramie wjazdowej przed samą metą. Generalnie ze startu jestem zadowolony. Jak na tą znikomą ilość treningów, to jest całkiem dobrze. W porównaniu z rokiem ubiegłym jest mały progres. Starta czasowa do zwycięzcy była mniejsza, niż rok temu. I tego się trzeba trzymać, powoli do przodu!!!

Dystans MEGA (41.3 km)
Czas: 2h 10m 24s
Miejsce Open: 154/243
Kategoria M3: 54/86


Kategoria Zawody


  • DST 46.93km
  • Teren 37.00km
  • Czas 02:51
  • VAVG 16.47km/h
  • VMAX 51.87km/h
  • Kalorie 501kcal
  • Podjazdy 510m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Solid MTB Krzywiń

Sobota, 24 marca 2018 · dodano: 27.03.2018 | Komentarze 2

Otwarcie sezonu startowego w maratonach MTB. Podobnie jak w roku ubiegłym pierwsze zawody w Krzywiniu, ale w jakże zgoła odmiennych warunkach. Dopiero co ustępująca zima spowodowała, że na trasie zalegało sporo błota. O ile w lesie było całkiem przyjemnie, o tyle wzdłuż pól zalegało sporo mazi błotnej. Trasa częściowo ta sama, co w roku ubiegłym, jednak ze zmianami na kluczowych odcinkach trasy w rejonie wąwozu. Przyjemne single, sporo podjazdów, krętych zjazdów, więc było gdzie się zmęczyć. Sam start oceniam przyzwoicie, biorąc pod uwagę fakt, że przygotowań i treningów było jak na lekarstwo. Ale jest nad czym pracować, by powalczyć o lepsze pozycje w kolejnych startach.

Dystans MEGA (34.8 km)
Czas: 2h 18m 05s
Miejsce Open: 143/214
Kategoria M3: 55/84

Na koniec kilka fotek złapanych w sieci:

Krótko po starcie...


Trzeba gonić, ale zarazem uciekać...


Na podjazdach obowiązkowo było wyprzedzać tych bardziej zmęczonych...


Z pamiątkowym medalem, po minięciu linii mety...


Fragmenty podłoża z trasy odłożyły się na ramie roweru...


Kolejne ściganie w miejscowości Mchy już za niespełna miesiąc (22 kwietnia). Trzeba szlifować formę ;-)
Kategoria Zawody


  • DST 41.06km
  • Teren 24.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 24.88km/h
  • VMAX 45.44km/h
  • Kalorie 1362kcal
  • Podjazdy 293m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Gogol MTB Maraton Łopuchowo

Niedziela, 8 października 2017 · dodano: 11.10.2017 | Komentarze 2

Niedziela, 8 października to kolejny start w zawodach z cyklu Gogol MTB Maraton. Do Łopuchowa pojechaliśmy taką samą ekipą jak do Suchego Lasu. Dla mnie wyścig trochę na wariata. Po wyczerpującym tygodniu pracy w delegacji, nieoczekiwanym dniu pracy w sobotę, byłem mocno zmęczony. Dodatkowo brak czasu spowodował, że nie miałem kiedy przyrządzić sobie pożywnego jedzenia. Na trzy godziny przed startem zjadłem paczkę kabanosów, a na miejscu pajdę ze smalcem i ogórkiem. Na to wjechał batonik energetyczny i musiało starczyć. Przed startem spotkałem kilku kolegów klubowych, w związku z czym Satpol GKKG był licznie reprezentowany. Pogoda do rana nie napawała optymizmem, ale na miejscu wypogodziło się, więc start odbył się w znośnych warunkach. Trasa jednak była mocno mokra i błotnista. Start oczywiście z sektora Mini 7 Open z uwagi na dopiero drugi start w cyklu. Tym razem z Grzegorzem uknuliśmy plan, że ciśniemy razem tak długo jak to będzie możliwe. Sam start mocno nas zszokował, bo zaraz za linią startu boisko było nasiąknięte jak gąbka. Nie wyjechaliśmy jeszcze ze stadionu, a już byliśmy zgnojeni. Po chwili jednak wjechaliśmy na asfalt. Tam cisnęliśmy ile się dało, by szybko dopaść startujących z poprzednich sektorów...

fot. "Garda Design"

Na wjeździe do lasu już mieliśmy za sobą sporo rywali. Cisnęliśmy dalej. Ja jechałem z przodu, a Grzegorz trzymał koło. Tak było, aż do bufetu gdzie zmieniliśmy się. Przy bufecie oberwałem z kubka wody, którego Grzegorz nie zdołał chwycić :D Od tego momentu to ja trzymałem koło. Jechało się dobrze. Wciąż cisnęliśmy, połykając kolejnych rywali. W momencie, gdy było jakieś 5 km do mety Grzegorz zaczął mi powoli odjeżdżać. Na 28 kilometrze traciłem do niego już ponad 100 metrów...

fot. Damian Hliwa

Ale minęło może z 200 metrów i zacząłem odrabiać dystans. Na wyjeździe z lasu znowu cisnęliśmy razem. Ostatni kilometr, to już ogień w girach. Grzegorz nie miał już z czego depnąć i rzucił tylko hasło, bym cisnął do przodu. Uczyniłem tak, dojeżdżając do mety 6 sekund przed nim. Na mecie chwila odpoczynku...

fot. "Garda Design"

A następnie szybkie opłukanie roweru z największego syfu. Trochę trzeba było poczekać w kolejce, ale można było ten czas wykorzystać na rozmowy z innymi...

fot. "Emocjonalna"

Dalej spakowanie rowerów, mały posiłek regeneracyjny i rzucenie okiem na wyniki. Jak się okazało współpraca na trasie opłaciła się i przypadło mi najlepsze miejsce w sezonie. W stawce 308 sklasyfikowanych zawodników zająłem 62 :-) Całkiem fajnie i aż szkoda, że sezon się kończy. Niemniej muszę zaliczyć mój pierwszy sezon MTB za całkiem udany. Ogonów nie woziłem, walczyłem na trasie ile mogłem, nie raz pokonując własne słabości lub niedyspozycje. Mam też porównanie cyklów Solida i Gogola i bez dwóch zdań muszę stwierdzić, że "solidowe" trasy są dużo bardziej wymagające. Teraz trzeba solidnie przepracować zimę, by kolejny sezon był jeszcze lepszy. Trzeba sobie poprzeczkę podnosić ;-)

Dystans MINI 30 km
Czas: 1h 14m 33s
Miejsce Open: 62/308
Miejsce kat. M3: 26/111

Kategoria Zawody


  • DST 53.12km
  • Teren 41.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 19.92km/h
  • VMAX 41.58km/h
  • Kalorie 1899kcal
  • Podjazdy 426m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Gogol MTB Maraton Suchy Las

Niedziela, 24 września 2017 · dodano: 28.09.2017 | Komentarze 2

W niedzielę pięcioosobową, trzemeszeńską ekipą w osobach Kacpra, Karola, Krzycha, Grzegorza i mnie udaliśmy się do Suchego Lasu na zawody MTB z cyklu Bike Cross Maraton Gogol MTB. Dla wszystkich poza Krzychem był to debiut w tym cyklu. Na miejscu zameldowaliśmy się dosyć szybko, bo krótko po godzinie 9. Pierwsze co, to udaliśmy się do biura zawodów po odbiór numerów startowych. Następnie przygotowanie sprzętu, ubiór i rozgrzewka połączona z objazdem pętli wyścigu...


Już pierwsze metry pokazały, że będzie ciężko. Najkrócej trasę wyścigu można było opisać trzema słowami: błoto, błoto i błoto. Poza 4-kilometrowym odcinkiem asfaltu pozostała część to jedno wielkie bajoro ze sporą ilością kałuż albo błota. Objazd robiliśmy na spokojnie, a i tak trzeba było być mocno skoncentrowanym. Chwila nieuwagi i już można było witać się z glebą...


Po objeździe trasy opłukaliśmy nieco rowery z błota i czekaliśmy na start. Startowaliśmy z czarnej dupy, czyli ostatniego sektora Mini - 7 Open, z uwagi na debiut w tej imprezie. Tylko Krzychu ruszał szybciej z uwagi na systematyczny udział w tym sezonie. Start przebiegł całkiem spokojnie...

fot. Alicja Staszewska - Lech

Ale, gdy tylko zaczęło się błoto zaczęło się kotłować. Gdzieś tam wyprzedziłem Kacpra. Karol chyba od początku jechał za mną, natomiast do Grzegorza traciłem jakieś 20 metrów. Próbowałem go dojść, ale gdy dogoniliśmy ekipę z sektora startującego wcześniej ponownie się zakotłowało. Zostałem przyblokowany na wąskiej ścieżce i tyle widziałem Grzegorza. Po wyjeździe na asfalt jeszcze miałem go w zasięgu wzroku jakieś 300 metrów z przodu, ale później już kontakt wzrokowy się urwał. Grzegorz jechał jak natchniony kończąc wyścig w pierwszej 100!!! Ja kisiłem się sporo za wolniejszymi ode mnie, a na dodatek miałem mały problem z przednią przerzutką. Na obu pętlach przy podjazdach przy próbie zrzucenia łańcucha na młynek, ten blokował się. Musiałem na chwilę stawać pomagając sobie ręcznie, po czym jechałem dalej. Podobne problemy miało wielu zawodników, ale fakt ten nie mógł dziwić. Błoto było wszechobecne. Sama trasa jeśli chodzi o profil nie była mocno wymagająca. Podjazdów było niewiele. A może po startach na "solidowych" trasach teraz mi mało :D Niemniej na drugiej pętli nie dałem się praktycznie nikomu wyprzedzić. Na odcinku asfaltowym mocno w tyle zostawiłem rywali, a następnie w terenie goniłem kolejnych. Kilku udało się jeszcze przed metą wyprzedzić. Na metę wpadłem zadowolony. Trasę udało się przejechać bez większych przygód, co w tych warunkach nie było takie oczywiste...


Wynik całkiem przyzwoity, aczkolwiek gdyby nie start z ostatniego sektora byłoby jeszcze lepiej. Niemniej nie ma co narzekać, liczy się przede wszystkim dobra zabawa. W miasteczku zawodów byli już Grzegorz i Krzychu...


Po kilku minutach dojechał Karol, a następnie Kacper. Złapaliśmy kilka oddechów...


Zapakowaliśmy rowery na samochody, a następnie poszliśmy nieco się posilić. Po uzupełnieniu kalorii nie traciliśmy czasu i udaliśmy się w drogę powrotną do Trzemeszna. Panowie dzięki za wspólną rywalizację ;-)

Dystans MINI 34 km
Czas: 1h 37m 01s
Miejsce open: 122/331
Miejsce kat. M3: 48/122
Kategoria Zawody


  • DST 44.95km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 19.69km/h
  • VMAX 42.28km/h
  • HRmax 181 ( 96%)
  • HRavg 165 ( 88%)
  • Kalorie 2345kcal
  • Podjazdy 727m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solid MTB Leszno

Niedziela, 18 czerwca 2017 · dodano: 19.06.2017 | Komentarze 3

Niedziela, 18 czerwca 2017, piękny słoneczny dzień i kolejna odsłona Solid MTB, tym razem w Lesznie. Ekipa Satpol GKKG zameldowała się na miejscu w 6 osób. Tradycyjnie najpierw pogaduchy, ogarnięcie sprzętu i innych rzeczy niezbędnych do wyścigu, a następnie krótka rozgrzewka. Dla mnie standardowo start z czwartego sektora i ponownie ustawiłem się gdzieś tam z tyłu. W sumie żadna różnica, bo po starcie czułem, że nogi jakieś drewniane mam i jechałem spokojnie w ogonie...

fot. Ewa Tumiłowicz (DGR Racing Team)

Dopiero po czwartym kilometrze zrobiło się lepiej, więc systematycznie zacząłem wyprzedzać. Jechało się na tyle dobrze, że gdy tylko było miejsce przesuwałem się do przodu. Sporo czasu znowu traciłem na singlach, gdzie kisiłem się za wolniejszymi ode mnie. Nie ma bata, kolejne zawody trzeba będzie obowiązkowo się ustawić w czubie sektora, by później bez przeszkód napierać do przodu. Lokalnego "Killera" przejechałem bez zająknięcia i dalej napierałem do przodu. Na długim brukowym podjeździe zostawiłem za sobą całką grupkę, z którą jechałem i goniłem kolejne pojedyncze osoby. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko szło sprawnie...

fot. "Kometa Śrem"

Zbliżałem się do 20 km, a nadal wiozłem ze sobą zapas żeli i dwa banany. Niemniej postanowiłem skonsumować jednego banana, gdyż trafił się kawałek płaskiego odcinka. Dalej solidnie napierałem dochodząc kolejną grupkę. Chwilę powiozłem się na kole, a następnie na zjeździe pomknąłem do przodu. Robiło się coraz cieplej, więc uzupełniłem energię jednym żelem. Na drugim bufecie zgarnąłem butelkę wody, zrobiłem dwa łyki, resztę wylewając na siebie. Jak na solidowe wyścigi za bufetem trafił się dość długi odcinek nieterenowy. Blisko 2 kilometry jazdy lokalną ścieżką rowerową, a że licznik wskazywał blisko 30 km, to postanowiłem wszamać drugiego banana. I to było dobre posunięcie, bo po zjeździe ze ścieżki mym oczom ukazał się ciężki podjazd. Wszedł w nogi mocno i zaczęło jechać się ciężko. Doszło mnie dwóch rywali i we trójkę jechaliśmy dalej. Do mety było coraz bliżej. Ostatnie 5 km już lżejsze, w większości płaskie, więc przestałem kalkulować i kręciłem ile sił w nogach. Wspomniana dwójka rywali, która mnie doszła siedziała wciąż na kole nie dając zmian, a cisnąłem ostro. Trochę mnie to irytowało, ale ani przez moment nie zamierzałem zwalniać. Co więcej, tak mnie to zezłościło, że im bliżej mety, tym tempo było wyższe. Ostatni kilometr, to już jazda z prędkością w granicach 40 km/h. Jeden z rywali został w tyle nie wytrzymując tempa, a my we dwójkę niemal jednocześnie wpadliśmy na metę. Z jazdy jestem zadowolony, z wyniku średnio. Cały czas oscyluję w granicach tego samego miejsca, a powoli chciałoby się już iść do przodu. Wiem, to mój pierwszy sezon startów w maratonach MTB, ale ambicja bierze górę :D

Czas: 2h 10m 13s
Miejsce: 152/211 open
Kat. M3: 65/87

Kategoria Zawody


  • DST 41.10km
  • Teren 36.00km
  • Czas 02:16
  • VAVG 18.13km/h
  • VMAX 52.46km/h
  • HRmax 179 ( 95%)
  • HRavg 162 ( 86%)
  • Kalorie 1911kcal
  • Podjazdy 383m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solid MTB Górzno

Niedziela, 21 maja 2017 · dodano: 22.05.2017 | Komentarze 1

Niedziela, 21 maj 2017, to czwarty start z cyklu Solid MTB Maraton. Tym razem udaliśmy się do Górzna. Wyjazd na spokojnie, by na miejscu mieć zapas czasowy, ale w okolicach Czerniejewa otrzymaliśmy telefon od Radka, że ma problemy sprzętowe. Spowodowało to, że zrobiło się pół godziny poślizgu i w Górznie zameldowaliśmy się później niż planowaliśmy. Z braku czasu rozgrzewka znowu nie taka jak powinna być i ustawienie się w sektorze na szarym końcu. Co zrobić, takie życie. W przeciwieństwie do Śremu czułem się dobrze, więc byłem dobrej myśli. Start i od razu całkiem ostre ciśnięcie. Wszędzie wszechogarniający kurz i piach...

fot. Ewa Tumiłowicz (DGR Racing Team)

Początkowe fragmenty trasy były dosyć płaskie, więc tempo mocne. Nie chciałem za mocno się forsować, bowiem wiedziałem, że od 19 kilometra zacznie się ostre naparzanie pod górę. Mimo to na brukowym podjeździe zostawiam za sobą kilkanaście osób. Jechało się dobrze, a stawka powoli przerzedzała się. Ulokowałem się w kilkuosobowej grupce, która cisnęła tempem odpowiednim dla mnie. I wszystko było fajnie, aż do momentu rozjazdu dystansów Mini i Mega/Giga. Ja w lewo na Mega, a cała reszta w prawo na Mini, i w ten sposób zostałem sam...

fot. Ewa Tumiłowicz (DGR Racing Team)

Nie zamierzałem zwalniać i czekać na innych, więc trzeba było powoli i mozolnie odrabiać dystans do tych przede mną. Pierwsze osoby dopadam na stromych podjazdach i trzymam się w tej grupce. Po rozjeździe zaczęła się większa zabawa w postaci stromych podjazdów i ostrych zjazdów. Gdy większość myślała już powoli o mecie, gdzieś na 25 kilometrze nastąpił punkt kulminacyjny. Podjazdy, które mało kto pokonywał w siodełku. Wielu zawodników podprowadzało rowery na wzniesieniach. Ja starałem się wjeżdżać ile mogłem. W dwóch miejscach zszedłem i podprowadziłem, ale pozostałe podjazdy pokonałem z zaciśniętymi zębami. Pozwoliło mi to wyprzedzić kilku, może nawet kilkunastu z nich. Na 30 kilometrze długi i stromy zjazd, czyli to co lubię. Rozwinąłem prędkość ponad 52 km/h, ale na dole trzeba było mocno uważać z uwagi na sporą ilość piachu. Pokonałem tą przeszkodę sprawnie i dalej cisnąłem. Wiedziałem, że do mety coraz bliżej. Ostatnie 2 kilometry depnąłem mocniej, bo siły jeszcze były i z zadowoleniem minąłem linię mety. Poszło dużo lepiej niż w Śremie i oby to była taka bariera minimum jeśli chodzi o zdobywane punkty. Po przejechaniu mety pojechałem jeszcze na krótki rozjazd. Przy samochodzie spotkałem Marka i razem udaliśmy się na konsumpcję celem uzupełnienia kalorii. Ogólnie rzecz biorąc maraton w Górznie bardzo mi się podobał, trasa dla mnie odpowiednia i oby tak dalej ;-)


Czas: 1h 59m 10s
Miejsce: 148/215 open
Kat. M3: 65/80
Kategoria Zawody