
Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===













Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Październik8 - 0
- 2024, Wrzesień14 - 0
- 2024, Sierpień17 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
- DST 501.04km
- Czas 18:10
- VAVG 27.58km/h
- VMAX 64.80km/h
- HRmax 169 ( 90%)
- HRavg 130 ( 69%)
- Kalorie 8326kcal
- Podjazdy 2227m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Piekło Północy w drodze na Hel :-)
Piątek, 5 lipca 2019 · dodano: 09.07.2019 | Komentarze 8
Coroczny trip nad morze i powoli już chyba tradycja, że cisnę trasą, którą uwielbiam. Celem oczywiście Hel. W tym roku początkowy wariant trasy z odcinkiem do Koronowa był nieco inny z uwagi na wyjazd organizowany przez Travel & Cycle Team Poznań oraz TBT Poznań. Trasa była mojego autorstwa. Co, by nie było, sprawdzona przeze mnie na 90% długości, więc o jakość asfaltów byłem spokojny. Dzień wcześniej spakowałem się, bowiem w trasę ruszałem niemal z pracy. Wróciłem tylko do domu, zjadłem obiad, przebrałem, zapakowałem wszystko na rower i o godzinie 16 ruszyłem w kilkuset kilometrową trasę...

Umówiłem się na spotkanie z uczestnikami wyprawy w Pobiedziskach. Jak na złość niemal cały odcinek do Pobiedzisk, to była walka z wmordewindem. Nie szarżowałem jednak, bo kilometrów do pokonania było przecież sporo. Po drodze złapał mnie pierwszy deszcz, ale liczyłem się z tym, gdyż prognozy przewidywały przelotne opady. W Pobiedziskach zjawiłem się około godziny 18, a chwilę później całe towarzystwo jadące z Poznania. Było nas dwunastu!!! Chwila pogadanek i ruszyliśmy w stronę Kiszkowa i dalej Janowca Wielkopolskiego. Asfalty przyjemne, gładkie, i póki co bez większych przewyższeń...

Nie mogło zabraknąć krajobrazów z elementami złocistych pól...

W Charbowie dołączył do nas Bobiko i od tego momentu jechaliśmy w trzynaście osób. Pierwszą przerwę na uzupełnienie kalorii i wody zrobiliśmy w Janowcu Wielkopolskim. Postój nieco się wydłużył z uwagi na kolejny opad deszczu. Niemniej w końcu ruszyliśmy dalej. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a my uciekaliśmy przed kolejną chmurą...

Damasławek, Kcynia i Nakło nad Notecią, to kolejne miejscowości na trasie przejazdu. W Nakle zameldowaliśmy się już po zmroku i zrobiliśmy postój na kolację w Mc Donald's. Po odpoczynku i posileniu ruszyliśmy w stronę Koronowa. Zaczęły się pierwsze hopki, które zachęcały do dynamicznej jazdy. Postój na stacji benzynowej w Koronowie był obowiązkowy, bowiem kolejna czynna stacja miała być za ponad 80 km. Jechaliśmy pod osłoną nocy przyjemnymi i praktycznie z zerowym ruchem samochodowym drogami. W Tleniu zrobiliśmy krótki postój, by każdy był w stanie spokojnie dojechać do Czarnej Wody, gdzie mieliśmy zaplanowany postój na stacji benzynowej. Pogoda dopisywała, a natura budziła się do życia po chłodnej nocy (5°)...

Około godziny 5 dotarliśmy do Czarnej Wody, gdzie przeżyliśmy spore rozczarowanie. Stacja benzynowa mimo, że całodobowa, to sprzedaż tylko przez okienko. Do tego brak czegokolwiek do jedzenia co byłoby ciepłe, a kawy i herbaty też, bowiem pan z obsługi stwierdził, iż zdążył kilka chwil wcześniej ustawić czyszczenie ekspresu. Dobre sobie, pan wyglądał, jakby wstał z głębokiego snu. Jak to się mówi, kto nie może, jak prywaciorze :D Zrobiliśmy krótki postój pod wiatą przy zaledwie kilku stopniach. Każdy przegryzł coś, co wiózł ze sobą i trzeba było zebrać się do dalszej jazdy. Nie było to łatwe, bo lekko wyziębieni, bez czegokolwiek ciepłego musieliśmy dotrzeć do Kościerzyny. Zostało nas dwunastu, jeden z uczestników wyprawy pomknął do Starogardu Gdańskiego na pociąg. W Kościerzynie zrobiliśmy konkretny postój. Koniecznym było się najeść, ogrzać i uzupełnić bidony. W międzyczasie pojawił się problem z kolanem u jednego z kolegów, który zmuszony był zrezygnować z dalszej jazdy. Grupa zdecydowała, że ze względu na warunki i prognozowane opady deszczu trzeba zmienić wariant trasy na krótszy. Dla mnie jako autora trasy, było to trochę irytujące, ale rozumiałem grupę. Najważniejsze jest przecież zdrowie i nic ponad siły. Sam czułem się przeciętnie, jednak nie na tyle źle, by nie podjąć rękawicy. Wiedziałem w końcu co oferują rejony, którymi zamierzałem jechać. Bobiko także przystał na moją propozycję, więc zapadła decyzja, że dziewięć osób jedzie prosto na Kartuzy i dalej Wejherowo, Władysławowo i Hel, a ja z Bobiko kręcimy przez kaszubskie sztajfy. Wspólnie z grupą dojechaliśmy do Stężycy i rozdzieliśmy się. Od tego momentu jechaliśmy z Bobiko we dwójkę. Zaczęły się podjazdy i przepiękne krajobrazy. Widok w miejscowości Gołubie urzekł mnie...

Piękne, zielone tereny, a w tle wzniesienia, po których mieliśmy przejeżdżać za kilkanaście minut :) Dojechaliśmy do Szymbarku, mając po drodze kilka solidnych podjazdów, po czym nastąpił szybki zjazd w rejonie szczytu Wieżyca. Strome, leśne zbocza po bokach drogi też robiły spore wrażenie. Standardowo krótki postój zaliczyliśmy w Ostrzycach nad jeziorem...

Doskonale widzieliśmy ciemne chmury, które zwiastowały deszcz. Minęły może z dwie minuty odkąd ruszyliśmy i zaczęło padać. Kurtki przeciwdeszczowe, ochraniacze na buty i kręciliśmy dalej. Padało coraz mocniej. W Kartuzach nie zatrzymywaliśmy się z uwagi na dobre samopoczucie. Kolejne hopki na odcinku Grzybno, Hopy, Pomieczyno, Rosochy, Luzino zachęcały do dynamicznej jazdy. W Luzinie zrobiliśmy postój celem zakupu wody i czegoś pożywnego. Straciliśmy sporo czasu, bo w sklepie kolejki przy sobocie były masakryczne. Ale posilić się było koniecznym, by nogi miały z czego jechać. Cały czas padało, raz mocniej, raz słabiej. Jeśli przestawało, to dosłownie na 2-3 minuty. Generalnie co ściągnąłem kaptur, bo opad ustał, to momentalnie zaczynało padać :D Przez Kębłowo, Zelewo, Zamostne dotarliśmy do Rybna, gdzie czekał nas najbardziej stromy odcinek wyprawy (10% w kierunku Strzebielinka). Wejście na wieżę widokową "Kaszubskie Oko" z uwagi na padający deszcz i słabą widoczność sobie odpuściliśmy. Za chwilę nastąpił zjazd do Czymanowa. Miałem w planach wykręcić tu swój rekord prędkości (dotychczasowy 76,5 km/h na MTB), jednak warunki pogodowe brutalnie to uniemożliwiły. Mokra nawierzchnia, słabsza kilkukrotnie skuteczność mokrych hamulców, spowodowały, że nie było mowy o jakimkolwiek podjęciu próby. Dość powiedzieć, że trzymając klamki hamulców na zjeździe miałem jakieś 55 km/h. Po prostu klocki hamulcowe na mokrych i zabrudzonych obręczach nie dawały rady. Z Czymanowa wzdłuż jeziora Żarnowieckiego dotarliśmy do Wierzchucina. Stamtąd udaliśmy się do Żarnowca, gdzie zatrzymaliśmy się dosłownie na moment. Przez Krokową przemknęliśmy błyskawicznie, by wbić się na ścieżkę rowerową wiodącą nasypem dawnej linii kolejowej Krokowa - Swarzewo. Gładki asfalt, ruch znikomy, nic tylko jechać. A widoki też przyjemne...

Ze Swarzewa mógł być już tylko jedyny, słuszny kierunek - Władysławowo. Tam musieliśmy uciekać w boczne uliczki, bowiem utworzył się korek. Wiadomo, sobota, wakacje, czyli zmiana turnusu. Gdy wbiliśmy się w ścieżkę rowerową prowadzącą do Helu jazda stała się trochę upierdliwa. Czasy, gdy kostka leżała sobie równo już dawno minęły, do tego piesi, na których trzeba było uważać, i kierowcy samochodów, którzy wjeżdżali na kampingi i inne obiekty. Trzeba było być bardzo skupionym i uważnym i nie było sensu szaleć. Były też te przyjemniejsze bodźce, jak widok na Zatokę Pucką...

Powoli zbliżaliśmy się do celu wyprawy. I gdy wydawało się, że mimo trudnych warunków uda się ją zakończyć całkiem przyjemnie, to nagle nastąpiło oberwanie chmury. Zaczęło lać, jakby ktoś wyżej puścił wodę z węży ogrodowych. Odcinek Jurata - Hel pokonaliśmy w strugach ulewy. I o ile przez kilka godzin opadów kurtka i ochraniacze na buty dawały radę, o tyle w jednej chwili woda zaczęła spływać do butów od góry po nogach. Do Helu dotarliśmy nieco zziębnięci, ale usatysfakcjonowani...

Mnie udało się wykręcić po raz drugi w życiu ponad 500 km i kolejny raz ze sporą ilością podjazdów. Jeśli dodać do tego jazdę w trudnych warunkach, deszczu, zimnie i wietrze, to śmiało mogę uznać, iż była to moja najtrudniejsza wyprawa w życiu. Tym bardziej satysfakcja jest duża. Dziękuję wszystkim uczestnikom wyprawy za wspólne kręcenie, w szczególności Bobiko, który podjął rękawicę i wybrał ze mną trudniejszy wariant trasy. Dzięki Panowie!!! PozdRower :-)

Umówiłem się na spotkanie z uczestnikami wyprawy w Pobiedziskach. Jak na złość niemal cały odcinek do Pobiedzisk, to była walka z wmordewindem. Nie szarżowałem jednak, bo kilometrów do pokonania było przecież sporo. Po drodze złapał mnie pierwszy deszcz, ale liczyłem się z tym, gdyż prognozy przewidywały przelotne opady. W Pobiedziskach zjawiłem się około godziny 18, a chwilę później całe towarzystwo jadące z Poznania. Było nas dwunastu!!! Chwila pogadanek i ruszyliśmy w stronę Kiszkowa i dalej Janowca Wielkopolskiego. Asfalty przyjemne, gładkie, i póki co bez większych przewyższeń...

Nie mogło zabraknąć krajobrazów z elementami złocistych pól...

W Charbowie dołączył do nas Bobiko i od tego momentu jechaliśmy w trzynaście osób. Pierwszą przerwę na uzupełnienie kalorii i wody zrobiliśmy w Janowcu Wielkopolskim. Postój nieco się wydłużył z uwagi na kolejny opad deszczu. Niemniej w końcu ruszyliśmy dalej. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a my uciekaliśmy przed kolejną chmurą...

Damasławek, Kcynia i Nakło nad Notecią, to kolejne miejscowości na trasie przejazdu. W Nakle zameldowaliśmy się już po zmroku i zrobiliśmy postój na kolację w Mc Donald's. Po odpoczynku i posileniu ruszyliśmy w stronę Koronowa. Zaczęły się pierwsze hopki, które zachęcały do dynamicznej jazdy. Postój na stacji benzynowej w Koronowie był obowiązkowy, bowiem kolejna czynna stacja miała być za ponad 80 km. Jechaliśmy pod osłoną nocy przyjemnymi i praktycznie z zerowym ruchem samochodowym drogami. W Tleniu zrobiliśmy krótki postój, by każdy był w stanie spokojnie dojechać do Czarnej Wody, gdzie mieliśmy zaplanowany postój na stacji benzynowej. Pogoda dopisywała, a natura budziła się do życia po chłodnej nocy (5°)...

Około godziny 5 dotarliśmy do Czarnej Wody, gdzie przeżyliśmy spore rozczarowanie. Stacja benzynowa mimo, że całodobowa, to sprzedaż tylko przez okienko. Do tego brak czegokolwiek do jedzenia co byłoby ciepłe, a kawy i herbaty też, bowiem pan z obsługi stwierdził, iż zdążył kilka chwil wcześniej ustawić czyszczenie ekspresu. Dobre sobie, pan wyglądał, jakby wstał z głębokiego snu. Jak to się mówi, kto nie może, jak prywaciorze :D Zrobiliśmy krótki postój pod wiatą przy zaledwie kilku stopniach. Każdy przegryzł coś, co wiózł ze sobą i trzeba było zebrać się do dalszej jazdy. Nie było to łatwe, bo lekko wyziębieni, bez czegokolwiek ciepłego musieliśmy dotrzeć do Kościerzyny. Zostało nas dwunastu, jeden z uczestników wyprawy pomknął do Starogardu Gdańskiego na pociąg. W Kościerzynie zrobiliśmy konkretny postój. Koniecznym było się najeść, ogrzać i uzupełnić bidony. W międzyczasie pojawił się problem z kolanem u jednego z kolegów, który zmuszony był zrezygnować z dalszej jazdy. Grupa zdecydowała, że ze względu na warunki i prognozowane opady deszczu trzeba zmienić wariant trasy na krótszy. Dla mnie jako autora trasy, było to trochę irytujące, ale rozumiałem grupę. Najważniejsze jest przecież zdrowie i nic ponad siły. Sam czułem się przeciętnie, jednak nie na tyle źle, by nie podjąć rękawicy. Wiedziałem w końcu co oferują rejony, którymi zamierzałem jechać. Bobiko także przystał na moją propozycję, więc zapadła decyzja, że dziewięć osób jedzie prosto na Kartuzy i dalej Wejherowo, Władysławowo i Hel, a ja z Bobiko kręcimy przez kaszubskie sztajfy. Wspólnie z grupą dojechaliśmy do Stężycy i rozdzieliśmy się. Od tego momentu jechaliśmy z Bobiko we dwójkę. Zaczęły się podjazdy i przepiękne krajobrazy. Widok w miejscowości Gołubie urzekł mnie...

Piękne, zielone tereny, a w tle wzniesienia, po których mieliśmy przejeżdżać za kilkanaście minut :) Dojechaliśmy do Szymbarku, mając po drodze kilka solidnych podjazdów, po czym nastąpił szybki zjazd w rejonie szczytu Wieżyca. Strome, leśne zbocza po bokach drogi też robiły spore wrażenie. Standardowo krótki postój zaliczyliśmy w Ostrzycach nad jeziorem...

Doskonale widzieliśmy ciemne chmury, które zwiastowały deszcz. Minęły może z dwie minuty odkąd ruszyliśmy i zaczęło padać. Kurtki przeciwdeszczowe, ochraniacze na buty i kręciliśmy dalej. Padało coraz mocniej. W Kartuzach nie zatrzymywaliśmy się z uwagi na dobre samopoczucie. Kolejne hopki na odcinku Grzybno, Hopy, Pomieczyno, Rosochy, Luzino zachęcały do dynamicznej jazdy. W Luzinie zrobiliśmy postój celem zakupu wody i czegoś pożywnego. Straciliśmy sporo czasu, bo w sklepie kolejki przy sobocie były masakryczne. Ale posilić się było koniecznym, by nogi miały z czego jechać. Cały czas padało, raz mocniej, raz słabiej. Jeśli przestawało, to dosłownie na 2-3 minuty. Generalnie co ściągnąłem kaptur, bo opad ustał, to momentalnie zaczynało padać :D Przez Kębłowo, Zelewo, Zamostne dotarliśmy do Rybna, gdzie czekał nas najbardziej stromy odcinek wyprawy (10% w kierunku Strzebielinka). Wejście na wieżę widokową "Kaszubskie Oko" z uwagi na padający deszcz i słabą widoczność sobie odpuściliśmy. Za chwilę nastąpił zjazd do Czymanowa. Miałem w planach wykręcić tu swój rekord prędkości (dotychczasowy 76,5 km/h na MTB), jednak warunki pogodowe brutalnie to uniemożliwiły. Mokra nawierzchnia, słabsza kilkukrotnie skuteczność mokrych hamulców, spowodowały, że nie było mowy o jakimkolwiek podjęciu próby. Dość powiedzieć, że trzymając klamki hamulców na zjeździe miałem jakieś 55 km/h. Po prostu klocki hamulcowe na mokrych i zabrudzonych obręczach nie dawały rady. Z Czymanowa wzdłuż jeziora Żarnowieckiego dotarliśmy do Wierzchucina. Stamtąd udaliśmy się do Żarnowca, gdzie zatrzymaliśmy się dosłownie na moment. Przez Krokową przemknęliśmy błyskawicznie, by wbić się na ścieżkę rowerową wiodącą nasypem dawnej linii kolejowej Krokowa - Swarzewo. Gładki asfalt, ruch znikomy, nic tylko jechać. A widoki też przyjemne...

Ze Swarzewa mógł być już tylko jedyny, słuszny kierunek - Władysławowo. Tam musieliśmy uciekać w boczne uliczki, bowiem utworzył się korek. Wiadomo, sobota, wakacje, czyli zmiana turnusu. Gdy wbiliśmy się w ścieżkę rowerową prowadzącą do Helu jazda stała się trochę upierdliwa. Czasy, gdy kostka leżała sobie równo już dawno minęły, do tego piesi, na których trzeba było uważać, i kierowcy samochodów, którzy wjeżdżali na kampingi i inne obiekty. Trzeba było być bardzo skupionym i uważnym i nie było sensu szaleć. Były też te przyjemniejsze bodźce, jak widok na Zatokę Pucką...

Powoli zbliżaliśmy się do celu wyprawy. I gdy wydawało się, że mimo trudnych warunków uda się ją zakończyć całkiem przyjemnie, to nagle nastąpiło oberwanie chmury. Zaczęło lać, jakby ktoś wyżej puścił wodę z węży ogrodowych. Odcinek Jurata - Hel pokonaliśmy w strugach ulewy. I o ile przez kilka godzin opadów kurtka i ochraniacze na buty dawały radę, o tyle w jednej chwili woda zaczęła spływać do butów od góry po nogach. Do Helu dotarliśmy nieco zziębnięci, ale usatysfakcjonowani...

Mnie udało się wykręcić po raz drugi w życiu ponad 500 km i kolejny raz ze sporą ilością podjazdów. Jeśli dodać do tego jazdę w trudnych warunkach, deszczu, zimnie i wietrze, to śmiało mogę uznać, iż była to moja najtrudniejsza wyprawa w życiu. Tym bardziej satysfakcja jest duża. Dziękuję wszystkim uczestnikom wyprawy za wspólne kręcenie, w szczególności Bobiko, który podjął rękawicę i wybrał ze mną trudniejszy wariant trasy. Dzięki Panowie!!! PozdRower :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Szosowo, Wyprawy 500... / ultra
- DST 42.81km
- Teren 8.00km
- Czas 01:47
- VAVG 24.01km/h
- VMAX 47.44km/h
- Kalorie 639kcal
- Podjazdy 201m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Czwartek, 4 lipca 2019 · dodano: 04.07.2019 | Komentarze 0
Rankiem do pracy standardową trasą przez Kozłowo. Z pracy nieco innym wariantem przez Lulkowo...

Z Lulkowa na Kozłówko i dalej już prosto na Trzemeszno przez Rudki.

Z Lulkowa na Kozłówko i dalej już prosto na Trzemeszno przez Rudki.
Kategoria Praca / służbowo
- DST 110.81km
- Czas 03:38
- VAVG 30.50km/h
- VMAX 62.50km/h
- Kalorie 4703kcal
- Podjazdy 316m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Wietrzna środa z FastBike Gniezno
Środa, 3 lipca 2019 · dodano: 04.07.2019 | Komentarze 0
Szosowa ustawka z gnieźnieńską ekipą FastBike Gniezno. Trochę pokręciliśmy okolicznymi drogami. Sporo ostrych akcentów pod mocny wiatr. Dzięki za wspólną jazdę :-)
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 50.54km
- Teren 9.00km
- Czas 02:03
- VAVG 24.65km/h
- VMAX 40.81km/h
- Kalorie 707kcal
- Podjazdy 170m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 04.07.2019 | Komentarze 0
Kategoria Praca / służbowo
- DST 50.69km
- Teren 15.00km
- Czas 02:09
- VAVG 23.58km/h
- VMAX 38.48km/h
- Kalorie 732kcal
- Podjazdy 191m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Sobota, 29 czerwca 2019 · dodano: 04.07.2019 | Komentarze 1
Rankiem standardowo do pracy. Po pracy pomknąłem w las. Najpierw okolice ulubionego Dębówca...

Następnie postanowiłem nieco zbadać ścieżki, którymi do tej pory nie uczęszczałem. Eksploracja przebiegała mniej, więcej takimi duktami...

Z lasu wyjeżdżałem już znajomymi fyrtlami...

Do domu wróciłem przez Kruchowo i Kierzkowo.

Następnie postanowiłem nieco zbadać ścieżki, którymi do tej pory nie uczęszczałem. Eksploracja przebiegała mniej, więcej takimi duktami...

Z lasu wyjeżdżałem już znajomymi fyrtlami...

Do domu wróciłem przez Kruchowo i Kierzkowo.
Kategoria Praca / służbowo
- DST 40.66km
- Teren 20.00km
- Czas 01:42
- VAVG 23.92km/h
- VMAX 49.03km/h
- Kalorie 599kcal
- Podjazdy 294m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Z przesyłką do Mogilna i powrót przez Duszno
Piątek, 28 czerwca 2019 · dodano: 04.07.2019 | Komentarze 1
Wieczorową porą wybrałem się do Mogilna dostarczyć drobną przesyłkę. Umocowałem ją jakoś na kierownicy i ruszyłem w drogę...

Przez Wydartowo, Izdby i Wyrobki kierowałem się na Padniewko...

W Mogilnie dostarczyłem, to co miałem dostarczyć i ruszyłem w drogę powrotną. Najpierw zrobiłem sobie podjazd na Dębno, a następnie obrałem kierunek Duszno...

W Dusznie na moment wszedłem na wieżę widokową popatrzeć na krajobraz...

Z Duszna prosto przez Folusz do Trzemeszna.

Przez Wydartowo, Izdby i Wyrobki kierowałem się na Padniewko...

W Mogilnie dostarczyłem, to co miałem dostarczyć i ruszyłem w drogę powrotną. Najpierw zrobiłem sobie podjazd na Dębno, a następnie obrałem kierunek Duszno...

W Dusznie na moment wszedłem na wieżę widokową popatrzeć na krajobraz...

Z Duszna prosto przez Folusz do Trzemeszna.
- DST 66.29km
- Czas 02:21
- VAVG 28.21km/h
- VMAX 59.10km/h
- Kalorie 2554kcal
- Podjazdy 273m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosowy chillout, czyli nogi uznały, że pod ten wmordewind nie kręcą
Czwartek, 27 czerwca 2019 · dodano: 02.07.2019 | Komentarze 1
Szosowa rundka w wietrzny dzień. Początkowo jechało się całkiem spoko, bo wiatr albo pomagał, albo nie przeszkadzał wiele. Minąłem Mogilno, Gębice i kierowałem się na Ostrowo...

Od Ostrowa zmiana kierunku jazdy i już było co robić przy tym wietrze. Do Orchowa jakoś jeszcze się jechało, ale już od Orchowa zbierałem cały wiatr na pysk, a i nogi stwierdziły, że nie mają ochoty kręcić. Totalna niemoc. Do Trzemeszna jednak jakoś się doczłapałem w chillout'owym tempie :D

Od Ostrowa zmiana kierunku jazdy i już było co robić przy tym wietrze. Do Orchowa jakoś jeszcze się jechało, ale już od Orchowa zbierałem cały wiatr na pysk, a i nogi stwierdziły, że nie mają ochoty kręcić. Totalna niemoc. Do Trzemeszna jednak jakoś się doczłapałem w chillout'owym tempie :D
Kategoria Szosowo
- DST 67.96km
- Teren 17.50km
- Czas 02:35
- VAVG 26.31km/h
- VMAX 48.45km/h
- Kalorie 1138kcal
- Podjazdy 275m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy / z pracy...
Środa, 26 czerwca 2019 · dodano: 27.06.2019 | Komentarze 0
Do pracy w południe. Istna Uganda, w środku lasu w cieniu 35,3°C. W słońcu, gdy dojeżdżałem do pracy pokazywało ponad 39°C. Gdyby tak jeszcze pojechać kilka kilometrów w słońcu, pękłoby zapewne 40°C. Noga nie miała z czego kręcić. Z pracy wyjechałem o godzinie 21:30. W rejonie Trzemeszna przeszła mała burza, jadąc w stronę domu co kilkadziesiąt sekund widziałem efektowne pioruny. Temperatura była już przyjemniejsza, w związku z czym pokręciłem trochę przez Lasy Królewskie i okolice Wału Wydartowskiego.
Kategoria Praca / służbowo
- DST 60.12km
- Teren 29.00km
- Czas 02:27
- VAVG 24.54km/h
- VMAX 50.68km/h
- Kalorie 941kcal
- Podjazdy 420m
- Sprzęt Zwęglony Stefek
- Aktywność Jazda na rowerze
Co nieco terenu :)
Niedziela, 23 czerwca 2019 · dodano: 27.06.2019 | Komentarze 0
Na niedzielny poranek umówiłem się z chłopakami z teamu PZL Sędziszów: Danielem i Norbertem. Najpierw samotnie pokręciłem w rejonie jeziora Wierzbiczany, Jankowa Dolnego i przez Strzyżewo pomknąłem na Dębówiec, gdzie na wjeździe do lasu poczekałem na kompanów...

Poczekałem kilka minut i dalej mogliśmy cisnąć we trójkę. Przez Gołąbki i Ławki dotarliśmy do Ignalina, gdzie zaliczyliśmy kilka podjazdów, a następnie zajrzeliśmy na wieżę widokową do Duszna...

Z Duszna zjechaliśmy ponownie do Ignalina i dalej przez Kruchowo skierowaliśmy się w stronę Pasieki. Tam rozstałem się z chłopakami, którzy pojechali na Gniezno, a ja wróciłem do Trzemeszna. Po powrocie do domu czekała mnie niespodzianka z okazji Dnia Ojca od dzieci...

Prezent bardzo fajny, podoba mi się ;-)

Poczekałem kilka minut i dalej mogliśmy cisnąć we trójkę. Przez Gołąbki i Ławki dotarliśmy do Ignalina, gdzie zaliczyliśmy kilka podjazdów, a następnie zajrzeliśmy na wieżę widokową do Duszna...

Z Duszna zjechaliśmy ponownie do Ignalina i dalej przez Kruchowo skierowaliśmy się w stronę Pasieki. Tam rozstałem się z chłopakami, którzy pojechali na Gniezno, a ja wróciłem do Trzemeszna. Po powrocie do domu czekała mnie niespodzianka z okazji Dnia Ojca od dzieci...

Prezent bardzo fajny, podoba mi się ;-)
- DST 113.81km
- Czas 03:42
- VAVG 30.76km/h
- VMAX 51.12km/h
- Kalorie 4722kcal
- Podjazdy 319m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
4K, czyli Kędzierzyn, Kiszkowo, Kłecko i kapeć w tylnym kole :/
Środa, 19 czerwca 2019 · dodano: 27.06.2019 | Komentarze 0
Zacisku do sztycy wciąż brak, ale nie mogłem się powstrzymać i wsiadłem na szosę. Tymczasowe rozwiązanie daje radę, więc coś trzeba pojeździć. W planach była wspólna jazda w grupie z Fast Bike Gniezno, ale że z Trzemeszna wyjechałem na styk, a na przejeździe kolejowym zatrzymały mnie zamknięte rogatki, to nie zdążyłem. Kilka minut spóźnienia i pozostała mi samotna jazda. Z Gniezna pojechałem na Kiszkowo. Przed wjazdem do Kiszkowa na początku zjazdu złapałem kapcia, kolejnego w krótkim odstępie czasu. Dokładnie trzeciego licząc od 30 kwietnia, jakaś fatalna passa. Po uporaniu się z dętką przez Kiszkowo, Kłecko wróciłem ponownie do Gniezna i dalej przez Jastrzębowo do Trzemeszna. Trochę się ujechałem tego dnia, bo powrót był pod wiatr i na wnerwieniu spowodowanym dętką. Po tym wyjeździe pod lupę poszła obręcz, bo każdy laczek to dziura w dętce właśnie od strony obręczy. Nic niepokojącego oględziny nie wykazały, więc profilaktycznie została wymieniona opaska. Oby dalej już bez "przygód".
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe