avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 323.74km
  • Teren 46.00km
  • Czas 14:31
  • VAVG 22.30km/h
  • VMAX 52.69km/h
  • Kalorie 11714kcal
  • Podjazdy 2372m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trójmiasto zdobyte!!! Czyli nad morze w jeden dzień :-)

Czwartek, 17 września 2015 · dodano: 17.09.2015 | Komentarze 4

Tego wyjazdu miało tak naprawdę nie być!!! Owszem było kilka podejść w sierpniu, ale to pogoda krzyżowała plany, to nie szło zgrać się z innymi na wspólny wypad i sierpień się skończył. W miniony wtorek jednak pojawiła się realna szansa na zrealizowanie tego na co długo czekałem. Złożyło się na to kilka wypadkowych. Po pierwsze wolny dzień od pracy i idealna pogoda - ciepło, słonecznie i z wiatrem z południa. Po drugie wizja operacji i duże prawdopodobieństwo nie zrealizowania wyjazdu także w przyszłym roku, przez co musiałbym czekać aż do 2017. Po trzecie wstępna deklaracja Bobiko co do wyjazdu, więc było nas co najmniej dwóch :-) Wszystko wydawało się być idealnie zgrane, więc musiało się udać!!! Trasa była z grubsza zaplanowana (sierpniowa wersja), trzeba było lekko skorygować końcowy fragment, gdyż pociągiem trzeba było wracać z Gdyni. Jak się później okazało nie wszystko poszło jak miało, bowiem do celu w Gdyni zmuszony byłem dotrzeć sam, gdyż Bobiko z uwagi na usterkę aparatu słuchowego się wycofał.

Wyjazd nastąpił w czwartek, zaraz po północy. Ruszyłem z Trzemeszna z załadowanymi sakwami (prowiant, odzież na zmianę, baterie, zapasowy łańcuch, i inne pierdołki). Była to dla mnie pierwsza tak poważna wyprawa, więc wolałem wziąć trochę więcej klamotów, niż później borykać się z ewentualnymi problemami. Początkowy fragment trasy, to nic ciekawego. Jazda przez Jastrzębowo, Gołąbki i Chomiążę Szlachecką. Dalej jazda w kierunku Barcina i tutaj nastąpiła pierwsza niespodzianka. W Wójcinie na przeciw wyszedł jakiś wielki pies z kilkoma mniejszymi kompanami, więc bez chwili zawahania nastąpił odwrót i dojazd do Barcina przez Szczepanowo zamiast przez Wolice. Barcin powitał mgłą, która jak się później okazało unosiła się, aż do samej Bydgoszczy. Jazda drogą nr 254 nie należała do przyjemnych, bowiem jak na środek nocy poruszało się tamtędy sporo tirów, a mgielny opad osiadał na okularach, więc co rusz trzeba było je przecierać. Niemniej kolejne kilometry pokonywane były sprawnie. Drogą nr 254 dotarłem do DK 25, którą trzeba było przemknąć jakieś 3 km. Jako, że dalej jest zakaz jazdy dla rowerzystów, miałem obczajoną wcześniej małą przeprawę przez skrawek Puszczy Bydgoskiej. Z początku wszystko przebiegało jak należy, a za chwilę miał nastąpić przejazd na drugą stronę DK 10 i dalej przez las. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że po drugiej stronie DK 10 las jest ogrodzony siatką, a wszelakie bramy były pozamykane. Nie pozostało, więc nic innego, jak dojechać przez DK 10 do DK 25 i dojechać w ten sposób do bydgoskich osiedli. W mieście pojawiłem się o godzinie 4 i spokojnie sobie przemierzałem kolejne metry ścieżkami rowerowymi. Na jednym z większych skrzyżowań trafiłem na parking z miejskimi bolidami...


Wszystkie ładnie zaparkowane czekały, aż miasto obudzi się do życia. Dalej poruszałem się ścieżką wzdłuż DK 5, a następnie przez park im. Załuskiego wykręciłem w kierunku Myślęcinka, po drodze przejeżdżając przez całkiem przyjemny most...


Z Bydgoszczy wyjechałem ścieżką rowerową na ul. Hipicznej i dalej pomknąłem przez Niemcz, Neklę, Pyszczyn i Kotomierz. Niebo powoli się rozjaśniało, a w okolicach Nieciszewa zaczęło świtać. Przyroda budziła się do życia, a mym oczom ukazał się przepiękny widok na zamglone łąki i pola...


Nieco dalej moja droga miała przebiegać prosto, ale okazało się, że znajduje się tam pole z jakąś ścieżką, więc pojechałem nieco na okrętkę. Okazało się, że niepotrzebnie, bo była to ogólnodostępna dróżka i właśnie kilka następnych kilometrów tak właśnie wyglądało...


Jechałem sobie takimi wiejskimi ścieżkami, aż do Różannej. Rower trochę się zasyfił, ale jak tylko błotko zaschło zrzuciłem je z ramy :-P W Gawrońcu spotkała mnie kolejna niespodzianka. Otóż most, którym miałem jechać był zamknięty, gdyż grozi zawaleniem. Nie było żadnej informacji o objazdach, więc pokonałem wał usypany z ziemi i pomknąłem dalej :-) Po kilku następnych minutach przecinam DW 240, gdzie zaczyna pachnieć Kaszubami, a była dopiero godzina 7...


Dalej jechałem przez Drzycim, Wery i Żur. Tam powitała mnie tablica Wdeckiego Parku Krajobrazowego, a już po chwili przejeżdżałem nad rzeką Wda...


O godzinie 8 zameldowałem się w miejscowości Osie, gdzie zrobiłem sobie pierwszą dłuższą (30 min.) przerwę. Wszedłem do marketu, zakupiłem banany i jogurt pitny. Przed marketem znalazłem wygodną miejscówkę, wszamałem jednego banana, popiłem jogurtem, dorzuciłem batona, kilka łyków izotonika i pomknąłem dalej. Dalsze kilometry to była czysta przyjemność. Jazda lasem, cisza i tylko śpiew ptaków oraz podziwianie widoków Wdeckiego Parku Krajobrazowego...


Nie spodziewałem się, że aż tyle terenu będę musiał pokonać. Na mapach wyglądało to na drogi asfaltowe. Mimo to jechało się bardzo przyjemnie...


W okolicach miejscowości Kasparus musiałem wjechać w drogę pożarową, którą prawie przejechałem. Na szczęście szybko się zorientowałem. Dodatkowo wspomogłem się nawigacją w smartfonie i można było śmigać dalej. Kilka kolejnych kilometrów w terenie i mym oczom ukazała się zapora na Wdzie...


Kolejne miejscowości mijane po drodze to Wda, Lubichowo i Szteklin, gdzie w pobliskich okolicach znajduje się kilka jezior. W Szteklinie na moment zgłupiałem, bowiem niemal spod ziemi wyrósł dziwny kierunkowskaz...


Miałem jechać nad morze, a okazało się, że trafiłem do lubuskiego :-D Było przed godziną 11 i robiło się już naprawdę ciepło, więc w okolicach miejscowości Koteże w małym skrawku lasu przebrałem się na krótko i pojechałem już prosto na Starogard Gdański. W Starogardzie wbiłem się na DW 222, którą jechałem aż do samego Gdańska. Dopiero za Starogardem poczułem prawdziwy powiew wiatru w plecy. Wcześniej wiatr był albo znikomy przy jeździe nocą, albo w lasach nieodczuwalny. Na 230 kilometrze zrobiłem kilkunastominutową przerwę. Przeczyściłem i nasmarowałem łańcuch oraz zjadłem drugiego banana, wafelka, batonika, żel energetyczny, dopiłem do końca izotonika i z nowymi siłami ruszyłem na podbój Trójmiasta. Odcinek Starogard Gdański - Gdańsk to dość mocno pofałdowany teren, raz jechałem z górki, raz pod górkę, ale z wiatrem w plecy szło bardzo sprawnie. Robiło się coraz cieplej, ale do celu pozostawało niewiele. Przejechałem nad S6 i S7 i za chwilę pojawiła się na horyzoncie tablica Gdańsk!!! Było przed godziną 14 :-) Gdańsk przywitał mnie remontami dróg, które w wielu miejscach były rozkopane, nawet dworzec PKP w remoncie. Na początek podjechałem pod Stocznię Gdańską, symbol miasta z czasów PRL-u...


Image and video hosting by TinyPic

Zabytkowe żurawie na terenie stoczni prezentują się okazale...


Kolejnym celem był symbol nowoczesnego Gdańska - PGE Arena...


Dalej już prosto nad morze. Dojechałem do ścieżki rowerowej w sąsiedztwie plaży i pojechałem w stronę Westerplatte. Stamtąd rozpocząłem kurs w stronę Gdyni, zwiedzając po drodze okoliczne atrakcje. Nie mogło zabraknąć oczywiście molo na Brzeźnie...


Następnie krótki postój w Sopocie nieopodal molo...


I rzut oka wprost na najdłuższą drewnianą konstrukcję w Europie (511,5 m)...


Z Sopotu rozlega się także przyjemny widok na Kępę Redłowską w Gdyni...


Z Sopotu już prosto do Gdyni. W rejonie Kępy Redłowskiej trzeba było pokonać solidne przewyższenie terenu. Oczywiście nie dało się tam wjechać rowerem do góry, ale po schodach z fajnym rozwiązaniem w postaci rynny na koła roweru już tak...


Będąc już w Gdyni wjechałem na Kamienną Górę skąd można podziwiać widoki na rejony Skweru Kościuszki i Molo Południowego...


Następnie zjazd w dół i prosto na skwer i molo, gdzie można podziwiać muzealną flotę morską. Jak zawsze pięknie prezentujący się żaglowiec "Dar Pomorza"...


I równie atrakcyjny okręt "Błyskawica"...


Jako, że czas szybko płynął, a była już godzina 16, postanowiłem podjechać na gdyńską plażę i w końcu zaczerpnąć kąpieli. Woda może i nie była najcieplejsza (14-15 stopni), ale po takim kilometrażu nie była mi straszna. Przebrałem się i popływałem trochę w naszym polskim morzu :-D Ludzi na plaży było sporo, ale śmiałków do kąpieli już nie. Poza mną tylko jeden koleś odważył się na całkowite zanurzenie. Pozostali poprzestawali na wejściu do kolan...


Po kąpieli trzeba było się osuszyć, przebrać i ruszyć dalej. Jako, że do 300 km trochę brakowało postanowiłem pokręcić w rejon portu i popatrzeć co zmieniło się tam przez ostatnich parę lat. Miałem w planach jeszcze odwiedzić rodzinkę w Rumi, ale nie zdążyłbym na pociąg powrotny o 18:45. Była jeszcze opcja o 21:07, ale z racji następnego dnia pracującego odpuściłem. Z Gdyni wróciłem pociągiem do Gniezna, a stamtąd ponownie rowerem do Trzemeszna w bardzo wietrznych warunkach. W ten oto sposób na moim koncie pojawiła się pierwsza "300"!!!


Ogólnie wyjazd był mega udany!!! Praktycznie wszystko zagrało jak trzeba. Na trasie nie złapał mnie żaden kryzys, ale to pewnie dlatego, że starałem się jechać równym tempem bez forsowania. Na plus na pewno był też fakt, że teren był zróżnicowany i nie było wciąż monotonnego asfaltu, który potrafi negatywnie wpłynąć na psychikę. Mimo braku nawigacji świetnie poradziłem sobie z trasą wioząc ze sobą kilka kartek wydrukowanych z map google :-D


Tylko w 3-4 miejscach wspomogłem się na moment mapami w smartfonie. Jeśli chodzi o odżywianie i nawodnienie, to wchłonąłem tego zaskakująco mało: 2 banany, 2 batoniki, 2 wafelki, 1 żel energetyczny, 1 jogurt i ledwie 1,5 litra izotonika :-D

Nie mogę doczekać się już kolejnej podobnej wyprawy, bo w głowie jest już lekko zmodyfikowana i wydłużona wersja tej przejechanej :-)





Komentarze
rolnik90
| 20:58 wtorek, 22 września 2015 | linkuj Dałeś czadu Ziomek! Cieszę się, że udał ci się taki zajebisty trip:-) Gratulacje dołączenia do grona wielkopolskich bikerów, którzy pojechali rowerem nad morze;-) Szkoda, że nie jechałeś w piątek, bo akurat byłem wtedy w Gdańsku m.in. na molo w Brzeźnie.
jerzyp1956
| 18:14 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj Fajne fotki i gratulację za odwagę bo sam tyle km to jest wyczyn nie mały.
sebekfireman
| 21:30 niedziela, 20 września 2015 | linkuj Jeszcze raz gratuluję! Świetna fotorelacja. Wda faktycznie klimatyczna. Przeglądałem sobie dokładniej mapę i widzę że nie poszłeś na łatwiznę i obrałeś trasę dosyć hardcorową w podjazdy :) Swoją drogę podziwiam że udało Ci się tak elegancko przejechać te wszystkie wywijasy opierając się na tych kilku karteczkach z rozpisaniem trasy.
bobiko
| 20:58 niedziela, 20 września 2015 | linkuj mysle,ze nasterpnym razem pojadę. niestety siła wyższa mnie wyeliminowała :-/ ale żałowałem strasznie, ze nie mogłem jechać. z zazdrością patrzyłem na endomodno i sledziłem z kumplem twoje ruchy,

Brawa :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!