avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 99619.70 km
Km w terenie: 12637.80 km (12.69%)
Czas na rowerze: 162d 04h 06m
Średnia prędkość: 25.58 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 631.81km
  • Teren 2.00km
  • Czas 23:41
  • VAVG 26.68km/h
  • VMAX 61.20km/h
  • HRmax 166 ( 88%)
  • HRavg 132 ( 70%)
  • Kalorie 9743kcal
  • Podjazdy 3729m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puchar Polski w ultramaratonach kolarskich 2020 "Pierścień Tysiąca Jezior"

Sobota, 4 lipca 2020 · dodano: 08.07.2020 | Komentarze 3

Pierścień Tysiąca Jezior 2020 zaliczony!!!

Nastawiłem się na czas w przedziale 28-29h. Wykręciłem 27h 17m. Jestem zadowolony, lecz pozostaje mały niedosyt. Ale zacznijmy od początku. Najpierw start honorowy z bazy zawodów w Świękitkach. Niepełna 7 km jazdy na luzie i oczekiwanie na start ostry w Miłakowie. Ten nastąpił o godzinie 9:15. Z sześcioosobowej grupy na starcie wyrwaliśmy do przodu z zawodnikiem z nr 159 (też Mariusz). Cisnęliśmy wspólnie jakieś 10-12 km, znaczy ja na kole. Wtedy powiedziałem dość. Jazda w granicach 40km/h, do pokonania ponad 600km, to się udać nie mogło. Odpuściłem i jechałem swoje. Mimo to, wyprzedzałem zawodników z wcześniejszych grup. I nagle pojawił się pierwszy problem. Na dziurawym zjeździe wypadł bidon z koszyka za siodłem. Zatrzymałem się i wróciłem po bidon. Okazało się, że w wyniku uderzenia o asfalt pękł. Zaczynała się ostra patelnia, a ja zostałem z jednym bidonem. Pomyślałem, że w Lidzbarku Warmińskim na punkcie coś zmajstruję. Po paru minutach doszedłem kilkuosobową grupę i postanowiłem się w niej zakotwiczyć. Tak dojechaliśmy razem do punktu kontrolnego. Uzupełnienie bidonu, baton, banan. Niestety brak konkretów do zjedzenia (a ja zjeść muszę). Żadnej butelki, czy bidonu też nie udało się skombinować. Ruszyłem dalej licząc, że gdzieś po drodze trafię sensowny sklep i coś kupię. Ruszyłem sam, bo część grupy postanowiła odpocząć. Jechałem sam dość długo. Po kilkunastu kilometrach doszła mnie grupa i dalej jechałem z nią...



Ale znowu zaczęło się szarpanie i jazda pod 40 km/h. Upał, szybko ubywająca woda z jedynego bidonu sprawiły, że odpuściłem. Jechałem swoje, równo i w miarę moich możliwości. Na drugim punkcie kontrolnym w końcu normalne jedzenie (po 100 km już mnie skręcało na żołądku od tego słodkiego). Dziękuję też obsłudze punktu, że udało znaleźć się bidon. Od tego momentu mogłem jechać spokojniejszy o nawodnienie. Z punktu dalej jechałem sam...


Minąłem trzeci punkt w Gołdapi i kierowałem się do kolejnego w Wiżajnach. W międzyczasie zostałem trafiony bocianim odchodem. We wsi Grabowo coś rozprysnęło się na moich barkach i plecach. Spojrzałem do góry, a tam zadowolony bocian, że kogoś w końcu ustrzelił. Jechać jednak trzeba było dalej. W Wiżajnach przepak, zmiana bibsów, długi rękaw przed nocką, obiadokolacja i dzida dalej. Trochę hopek, długi zjazd i dojechałem do dwójki zawodników. I tak razem kręciliśmy aż do Ełku. W międzyczasie w Sejnach przejechaliśmy punkt kontrolny. Już byliśmy w zasadzie poza miastem i trzeba było wracać. Oznakowanie punktu słabe i niepotrzebna strata czasu. W nocy fatalnej jakości odcinek gdzieś w okolicach jeziora Wigry. Ręce i tyłek do jeszcze w poniedziałek to odczuwały. Za Ełkiem została nas dwójka (ja i Paweł z Szerszeni Trzebnica). Zaczęło padać. Szybki pit-stop na ubranie ochraniaczy, kurtki i dzida dalej. W Giżycku ponownie mieliśmy problem ze zlokalizowaniem punktu i straciliśmy kolejne minuty. Przestało padać, ale wiało coraz mocniej w twarz. Kolejny deszcz złapał nas w Kętrzynie. Przed Jezioranami kolejny fatalny odcinek drogi. Zaczęły cisnąć się na usta niecenzuralne słowa. W Jezioranach krótki postój na punkcie kontrolnym i ostatnie 60 km do mety. Paweł ruszył chwilę wcześniej, więc goniłem. Jeszcze przed podjazdem na serpentynie dogoniłem i dalej ponownie kręciliśmy razem. Doszliśmy jeszcze dwójkę zawodników przed Dobrym Miastem. Jeden z nich na wyjeździe z miasta mocniej depnął, a ja za nim. Byłem przekonany, że pozostała dwójka też się zabrała, ale po pół kilometra oglądając się przez ramię nikogo nie zobaczyłem. Ostatnie 10 km do mety, to już ogień. Ukończyłem maraton na miejscu 42 w stawce około 130 startujących w kategorii Open, zliczając Solo + Open byłem 66 na około 170 startujących. Jak wspomniałem na początku, pozostał mały niedosyt. Złożyły się na to: stracony czas na szukanie dwóch punktów kontrolnych oraz stracony bidon, przez co musiałem do drugiego punktu kontrolnego się oszczędzać. Gdyby nie to byłoby lepiej. Ale nie ma co narzekać. Jechałem tu pierwszy raz, kompletnie nie znając trasy (nigdy wcześniej nie byłem na Mazurach), i w opinii wielu jest to najtrudniejsza runda PP. Niech świadczy o tym liczba wycofanych zawodników, bo było ich kilkunastu. Wniosek jest prosty, w kolejnych rundach musi być lepiej :-)


Na koniec dziękuję wszystkim, z którymi przyszło pokręcić choć chwilę na trasie (najbardziej Pawłowi!!!), obsłudze punktów kontrolnych i organizatorom. Za niespełna trzy tygodnie kolejna runda PP :-)




Komentarze
vuki
| 20:24 piątek, 7 sierpnia 2020 | linkuj Co Wy z tymi bibsami? Nie można normalnie?
anka88
| 19:06 sobota, 11 lipca 2020 | linkuj WoW! Moje gratulacje! Mega wyczyn!
JPbike
| 09:43 sobota, 11 lipca 2020 | linkuj G R A T U L A C J E ! :)
Fajna relacja, przygody te gorsze i lepsze zawsze są :)
Ja też nigdy nie byłem ani na Mazurach, ani na takiego typu ultra szosowym wyścigu.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!