avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 320.95km
  • Czas 10:51
  • VAVG 29.58km/h
  • VMAX 53.64km/h
  • Kalorie 12102kcal
  • Podjazdy 1349m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Gdyni :-)

Czwartek, 24 września 2020 · dodano: 07.10.2020 | Komentarze 0

Wiele wskazywało, że corocznego wyjazdu nad morze w tym roku już nie będzie. A jednak się udało!!! Ostatni piątek września miałem wolny. Prognozy wskazywały, że powinno wiać delikatnie z południa, noc względnie ciepła, a opady przyjść miały po południu. Szybka decyzja i w czwartek po pracy krótkie przygotowania. Na wyjazd zdecydował się także Piotr, który miał dojechać rowerem z Poznania do Trzemeszna. W międzyczasie prognozy zmieniły się na tyle, że padać miało w piątek już od południa. Skorygowałem plan tak, że samochodem dojechałem do Gniezna i stamtąd razem z Piotrem mieliśmy już wspólnie kierować się nad morze. Chodziło o to, by po powrocie nie wracać w deszczu z dworca PKP w Gnieźnie do Trzemeszna, tylko wygodnie wrócić autem. Na godzinę 19:00 zaplanowaliśmy start z Gniezna. W drodze do Gniezna obserwowałem niepokojące chmury na horyzoncie. Trochę się zdziwiłem, bo żadne prognozy nie wskazywały deszczu. Jak się okazało opady były przelotne, ale dość intensywne...


Postanowiliśmy poczekać. I tak zeszła godzina czasu. Byliśmy ograniczeni czasowo, więc o godzinie 20:00 ruszyliśmy. Kurtki, ochraniacze na buty i trzeba było jechać. Dojechaliśmy do Modliszewa, a tam sucho. Krótki postój, by ściągnąć ochraniacze i kurtkę i można było jechać dalej. Trasa prosta, na Żnin. W Żninie odbiliśmy na Łabiszyn. Jechało się przyjemnie, ale kawałek za Łabiszynem znowu mokro. Nie padało, więc nie traciliśmy czasu na ponowne ubieranie się. Do Brzozy było mokro, ale dalej znowu sucho. Pierwszy postój zrobiliśmy w Bydgoszczy nieopodal stadionu Zawiszy...


Po posileniu się, uzupełnieniu bidonów ruszyliśmy dalej. Trasa znana, przez Kotomierz, Serock, Lniano i Tleń. Za Serockiem znowu mokro, a do tego mgły. Momentami tak gęste, że widoczność niewiele większa, jak na ostatnim ultramaratonie za Karpaczem. Niby nie padało, ale spod kół woda leciała do tego stopnia, że w końcu postanowiłem założyć ochraniacze. W takich warunkach dojechaliśmy do Skórcza, gdzie zrobiliśmy kolejny postój. Uzupełnienie kalorii, bidonów i przyodzianie długich nogawek. Noc zbliżała się ku końcowi, więc najniższe temperatury dopiero nadchodziły. Ze Skórcza kierowaliśmy się na Kartuzy. Tego odcinka nie znałem. Zblewo, Zamek Kiszewski, Orle, Nowa Karczma, Egiertowo, to miejscowości przez które jechałem po raz pierwszy. Oczywiście jak to na Kaszubach zaczęły się pierwsze podjazdy. Za Zamkiem Kiszewskim trochę popsuła się nawierzchnia (która wcześniej na całej trasie była bardzo dobra). Im bliżej Kartuz, tym większy był ruch samochodowy, ludzie gnali do pracy. W Kartuzach ostatni postój, batonik, szybka kawa i gnanie do Gdyni. Przez godzinne opóźnienie na starcie z uwagi na deszcz, istniało ryzyko, że nie zdążymy na pociąg powrotny. Pogoda w dalszym ciągu nie rozpieszczała (a według prognoz miało być inaczej). Całą nockę, jak i poranek jechaliśmy w takich warunkach...


Odcinek Kartuzy - Hopy znałem z wcześniejszych wypraw na Hel. Nowością dla mnie był odcinek Hopy - Gdynia, który celowo poprowadziłem tak, by zminimalizować ruch samochodowy. Nie wiedziałem co mnie czeka na tych drogach, ale to co tam zastałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Drogi o bardzo małym ruchu, pięknie położone, asfalt dobrej jakości (tylko momentami fragmenty nieco gorsze) i co najbardziej mnie kręciło, to świetne interwałowe odcinki. Po małym kryzysie jaki miałem przed Kartuzami, tutaj gnałem jak natchniony, nawet nie wiem kiedy Piotr został gdzieś z tyłu. Za Kielnem mym oczom ukazał się widok, który wynagrodził całe trudy trasy, ten deszcz, mgłę i dużą wilgotność...


Pięknie ulokowany podjazd o nachyleniu sięgającym 10% w otoczeniu wąwozu. Byłem zachwycony, gęba sama się śmiała. Ostatni odcinek, to jazda przez Koleczkowo i do Gdyni wjechałem od strony dzielnicy Witomino. Ruch samochodowy tam już spory, a jazda po mieście to głównie poruszanie się ścieżkami rowerowymi. Na dworzec PKP dotarłem jakieś 50 minut przed odjazdem pociągu. Zakupiłem bilet i pognałem szybko zobaczyć trochę morza choć przez chwilę. Ale o tym w następnym wpisie :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!