avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2018

Dystans całkowity:1169.48 km (w terenie 156.00 km; 13.34%)
Czas w ruchu:46:28
Średnia prędkość:25.17 km/h
Maksymalna prędkość:76.50 km/h
Suma podjazdów:4523 m
Suma kalorii:35615 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:77.97 km i 3h 05m
Więcej statystyk
  • DST 23.41km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:58
  • VAVG 24.22km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Kalorie 809kcal
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót z dworca PKP Gniezno po kaszubskiej wyrypie

Wtorek, 7 sierpnia 2018 · dodano: 16.08.2018 | Komentarze 0






  • DST 417.96km
  • Teren 20.00km
  • Czas 18:24
  • VAVG 22.72km/h
  • VMAX 76.50km/h
  • Kalorie 13832kcal
  • Podjazdy 1776m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przez Bory Tucholskie i Kaszuby na początek Polski :-)

Poniedziałek, 6 sierpnia 2018 · dodano: 12.08.2018 | Komentarze 5

Poniedziałek i wtorek były dla mnie ostatnimi dniami urlopu. Z racji dwutygodniowego wyjazdu z rodziną, trochę nie było kiedy ruszyć z wyprawą nad morze. W niedzielę przeanalizowałem prognozy pogody i stwierdziłem, że pojadę, gdyż kolejny termin z uwagi na pracę mógł być później niemożliwy. Od rana zorganizowałem się ze wszystkim i po godzinie 16 mogłem ruszyć w trasę. Czasu na planowanie trasy nie miałem, więc na tapetę wziąłem ubiegłoroczny ślad, który minimalnie zamierzałem korygować po drodze. Pierwszy etap trasy, to dojazd do Bydgoszczy standardowo przez Barcin...


Z Barcina przez Łabiszyn ruchliwą o tej porze drogą 254 dotarłem na peryferia Bydgoszczy. W Stryszku jednak widnieje zakaz jazdy dla rowerzystów po DK 5. O ile w poprzednich latach pod osłoną nocy się nią jeździło, to teraz za dnia nie chciałem ryzykować i skorygowałem ten fragment trasy. Pojechałem serwisówką wzdłuż drogi ekspresowej, a następnie przyjemną ścieżką rowerową przez las i miejscowość Trzciniec dotarłem do ulicy Szubińskiej w Bydgoszczy. Miejskimi ścieżkami rowerowymi sprawnie dostałem się do centrum miasta, gdzie zajrzałem na Wyspę Młyńską...


Po drodze mogłem obserwować okazały kościół św. Andrzeja Boboli...


Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, a dłuższą przerwę zrobiłem na stacji benzynowej przy wylocie z Bydgoszczy. Miasto opuściłem tradycyjnie już ścieżką na Myślęcinku. Za każdym razem, gdy nią jechałem była totalnie pusta, ale to było w nocy. Tym razem jednak przy wieczorowej porze były tam tłumy ludzi aktywnie spędzających czas, od rowerów przez rolki, na deskorolkach kończąc. Kolejne kilometry były już jednak z dala od ludzi. Z początku jechałem jeszcze przez jakieś cywilizacje typu Kotomierz, Serock i Świekatowo, ale dalej były już same lasy. Jeszcze w Serocku założyłem długi rękaw, bowiem temperatura zaczęła dość szybko spadać. Wtedy było jeszcze znośnie. Koszmar rozpoczął się około godziny 23, gdy jechałem przez Bory Tucholskie. O ile byłem mentalnie przygotowany na samotną jazdę przez całą nockę, o tyle zaskakująco niska temperatura powietrza zasiała sporo zamętu w mojej głowie. Do godziny 5 rano kręciłem w temperaturze 9-10°C (prognozy mówiły o 15°C). W międzyczasie zrobiłem dwa krótkie postoje na konsumpcję. Zimno doskwierało coraz bardziej. Do tego stopnia, że momentami, aż mną dygotało. Owszem, mogłem kręcić szybciej, bardziej energicznie, ale wtedy miałbym obawy, czy uda mi się dotrzeć nad nasze polskie morze, nim opadnę z sił. Sytuacja zaczęła się poprawiać, gdy dotarłem na Kaszuby. W okolicach Szymbarku zaczęło świtać, więc zaczęły pojawiać się przyjemne widoki na horyzoncie...


Skoro pojawiły się przyjemne widoki, to i poprawił się nastrój. Głowa zaczęła inaczej pracować, a z racji wschodzącego słońca i temperatura powoli podnosić. Po zjeździe na dół z Szymbarku trafiłem na przyjemną, zamgloną łączkę, a na niej klacz i źrebię...


Po chwili mogłem się już delektować widokami na różne zakamarki jeziora Ostrzyckiego...


W okolicy przepływa też rzeka Radunia...


W Ostrzycach rozlega się kolejny, przyjemny widok na jezioro Ostrzyckie...


Następnie trochę jazdy w górę i z punktu widokowego mogłem popatrzeć na kaszubskie wzniesienia z Wieżycą w tle...


Po kolejnych kilkunastu minutach nastąpił upragniony postój na stacji benzynowej, która była pierwszą od granic Bydgoszczy. Jest to niestety wada tej trasy. Jedzie się przez 170 km i po drodze nie ma żadnej stacji benzynowej, czy sklepu całodobowego. Wiedziałem o tym i byłem odpowiednio zaopatrzony, jednak niska temperatura spowodowała, że gorąca kawa była bardzo pożądana. Dwa batoniki i gorąca kawa postawiły mnie na nogi i od tego momentu jazda była już czystą przyjemnością. Szybko przemknąłem przez Kartuzy i śmigałem po kaszubskich górkach. Przejechałem przez Łebno, Barłomino, Luzino i przeciąłem DK 6. W okolicach Zamostnego trafił się zamknięty odcinek remontowanej drogi, ale na MTB bez problemu pokonałem tę przeszkodę. W Rybnie czekał mnie podjazd o nachyleniu 10%, który sprawnie pokonałem i po chwili byłem pod wieżą widokową "Morskie Oko" w rejonie Gniewina...


Wejście na wieżę sobie odpuściłem, gdyż byłem na niej w roku ubiegłym. Postanowiłem za to zajrzeć do Gniewina, jadąc taką przyjemną drogą...


Z Gniewina przez Strzebielinko wróciłem w rejon wieży widokowej i dalej zjechałem nad jezioro Żarnowieckie. W ubiegłym roku zjazd był po nielegalnym terenie należącym do elektrowni. Tym razem wybrałem wariant w pełni legalny po drodze publicznej i opłaciło się. Otóż pobiłem rekord prędkości, który od teraz wynosi 76,5 km/h!!! :-) Dla odmiany w tym roku wybrałem wariant jazdy wzdłuż zachodniego brzegu jeziora Żarnowieckiego...


Wzdłuż jeziora jechało się przyjemnie, jednak czekał na mnie kolejny stromy podjazd, by dotrzeć do Wierzchucina. W drodze do Żarnowca mogłem popatrzeć jak śmiałkowie ruszają na spływ kajakowy Piaśnicą...


Z Żarnowca pomknąłem do Krokowej, skąd trasą rowerową powstałą na nasypie nieczynnej linii kolejowej dotarłem do Łebcza. W Łebczu opuściłem trasę rowerową i przez Mieroszyno dojechałem do Jastrzębiej Góry, gdzie mieści się najdalej na północ wysunięty skrawek lądu Rzeczpospolitej Polskiej...


Tu rzecz jasna ujrzałem pierwszy raz tego dnia morze...


Ale nie to miejsce było ostatnim celem mojej wyprawy. Kręciłem dalej, po drodze zaglądając w Rozewiu pod latarnię morską...


We Władysławowie uzupełniłem zapasy wody w bidonach, cukru w organizmie i ruszyłem dalej. Pierwszy raz w życiu jechałem rowerem po Półwyspie Helskim. Pamiętam tylko, jak za dziecka byłem z wujkiem na jednodniowej wycieczce na półwysep. Poza tym wcześniej mnie w tym miejscu nie było. Na wyjeździe z Władysławowa ruch rowerowy odbywa się po ścieżce rowerowej, która jest średniej jakości, nie wspominając o natężeniu ruchu. Jest to w zasadzie jedyna alternatywa, jeśli nie chce ryzykować się mandatem za jazdę po drodze publicznej. Będąc na Półwyspie Helskim mamy dostęp zarówno do morza otwartego, jak i Zatoki Puckiej. Na zatoce sporo ludzi czerpiących radość z pływania na desce, co jest tam normą...


Minąłem Chałupy, Kuźnicę, Jastarnię, Juratę i dotarłem do upragnionego Helu, celu mojej wyprawy...


Na Helu obowiązkowo wizyta na Cyplu Helskim...


Przyjemną promenadą wzdłuż plaży dotarłem do miejsca, które informuje, że tu jest "początek Polski"...


Pojechałem też rzucić okiem na latarnię morską...

Na koniec obowiązkowo wjechałem na plażę, gdzie nie mogłem odmówić sobie kąpieli w Bałtyku. Tak ciepłej wody w naszym, polskim morzu, to nigdy wcześniej nie uświadczyłem. Po kąpieli wyłożyłem się na ręczniku i delektowałem się złocistym trunkiem z plażowego baru...


Wyprawę na Hel zakończyłem z rekordowym dla mnie wynikiem 417,96 km, które pokonałem w 18 godzin i 24 minuty. Łącznie z postojami zajęło mi to 22 godziny i 49 minut. Cel osiągnięty w 100%, bowiem założeniem było zmieścić się w jednej dobie. Miałem na trasie chwilę zwątpienia z uwagi niespodziewane ochłodzenie w nocy, ale poza tym cały dystans pokonałem bez większego kryzysu. Tym akcentem kończę definitywnie tegoroczny urlop letni. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Czas wracać do pracy. Na zakończenie standardowo podgląd na trasę, którą pokonałem :-)





  • DST 75.97km
  • Czas 02:38
  • VAVG 28.85km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Kalorie 2999kcal
  • Podjazdy 243m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poranny spacer po ziemi pałuckiej

Niedziela, 5 sierpnia 2018 · dodano: 10.08.2018 | Komentarze 2

W niedzielny poranek razem z Grzegorzem wybraliśmy się pokręcić szosowo po ziemi pałuckiej. Najpierw przez Jastrzębowo dotarliśmy na Gołąbki...


Następnie przez Oćwiekę i Gąsawę pojechaliśmy do Biskupina...


Z Biskupina obraliśmy kurs na Wenecję. Po drodze chwilowy pit-stop na przejeździe kolejowym, z uwagi na przejazd wąskotorówki...


Po kilku minutach dotarliśmy do Wenecji...


Skoro Wenecja, to oczywiście okiem trzeba było rzucić na muzeum kolei...


Po drugiej stronie torowiska znajdują się ruiny zamku obronnego w XIV wieku...


Z Wenecji przez Godawy, Szelejewo, Gościeszyn, Jastrzębowo i Niewolno wróciliśmy do Trzemeszna. Wyszło przyjemne siedem dyszek :-)

Kategoria Szosowo


  • DST 16.83km
  • Teren 13.00km
  • Czas 00:53
  • VAVG 19.05km/h
  • VMAX 30.90km/h
  • Kalorie 476kcal
  • Podjazdy 105m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Urlopik 9/9 - po wyschniętym jeziorze

Sobota, 4 sierpnia 2018 · dodano: 09.08.2018 | Komentarze 3

Ostatni dzień urlopowego pobytu w Przyjezierzu, więc i ostatni urlopowy trip. Wcześniej zrobiłem sobie dwa dni przerwy od roweru, bo postanowiłem nieco odespać. W końcu urlop, to nie tylko jazda na rowerze. Ostatni trip nie miał być długi, ale z konkretnym celem. Otóż postanowiłem dotrzeć do wyschniętej części jeziora Ostrowskiego. Kilkanaście lat temu można było spokojnie przepłynąć z jednej części jeziora na drugą, jednak w wyniku wysychania powstały dwa osobne akweny. Wyjechałem przed śniadaniem w kierunku Ostrowa i wbiłem się do lasu, mając nadzieję, że któraś z leśnych ścieżek doprowadzi mnie do celu. Jechałem w głąb lasu, ścieżki były coraz mniej uczęszczane, aż dojechałem do jeziora...


Była to ta druga część jeziora, bardziej spokojna, gdzie nie ma strzeżonego kąpieliska. Zawróciłem, więc i szukałem innej drogi. Trafiłem w końcu na ścieżkę, która dobrze rokowała. Przejechałem przez wysoką trawę i mym oczom ukazał się kolejny fragment jeziora...


Ogólnie w tym miejscu cichutko i spokojnie. Na całym jeziorze widziałem tylko jednego wędkarza na łodzi...


Wiedziałem, że jestem krok od celu. Rozejrzałem się i zauważyłem ambonę, jednak by się do niej dostać musiałem przejechać przez mocno zarośniętą ścieżkę...


Przeprawa się udała i mogłem wbić się do góry. Stamtąd szło dostrzec obie, podzielone części jeziora. Najpierw widok w kierunku części aktywnie użytkowanej przez ludzi...


A następnie część użytkowana przez niewielu, głównie wędkarzy...


Dzięki widokowi z góry mogłem zorientować się dokładniej, w której części jezioro tworzyło całość kilkanaście lat temu. Okazało się, że tam gdzie wyjechałem z lasu przez trawę, gdzieś obok musi znajdować się wyschnięta część. Wróciłem przez zarośla i już bez problemu trafiłem. W chwili obecnej wygląda to tak...


Widać po obu stronach małe zbocza, a między nimi kiedyś znajdowała się woda. Teraz bez problemu można poruszać się tu pieszo, bądź rowerem. Przejechałem kilkadziesiąt metrów i ujrzałem w okazałości jezioro z plażą w Przyjezierzu na jego drugim końcu...


Ogólnie byłem przerażony widokiem, ile wody na około ubyło i jak niski jest jej stan sporo metrów od brzegu. Widać to dokładnie na zdjęciu po barwie wody. Kilka kolejnych lat i jezioro znów będzie mniejsze. Smutne, ale prawdziwe i póki odkrywki w rejonie Konina będą działały, to degradacja jeziora będzie postępować. Po eksploracji wyschniętej części wróciłem do Przyjezierza, gdzie spędziłem ostatnie godziny urlopowego wyjazdu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o tegoroczne wakacje.



  • DST 30.12km
  • Teren 23.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 22.88km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Kalorie 961kcal
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Urlopik 8/9 - wokół jeziora Ostrowskiego

Środa, 1 sierpnia 2018 · dodano: 09.08.2018 | Komentarze 1

Kolejny dzień urlopu i kolejny trip. Na ten dzień zaplanowałem objechanie jeziora Ostrowskiego na około. Z Przyjezierza ruszyłem lasem w kierunku Wysokich Mostów. Tam wbiłem się w las nieco głębiej licząc na ciekawe widoki na jezioro, jednak nic bardziej mylnego. Coraz to bardziej zarośnięte ścieżki i gęste zarośla zmusiły mnie, do odpuszczenia eksploracji wschodniego brzegu jeziora. Nie zrażając się tym pomknąłem dalej przez Mlecze, w kierunku Kosakowa. Tam ponownie wbiłem się w las licząc na ciekawe widoki. Jednak i zachodnia strona jeziora jest ciężko dostępna. Jezioro co prawda ujrzałem, ale przez zarośla...


Następnie trochę jazdy lasem i między polami i dotarłem do Bielska. Przejechałem miejscowość i ponownie skierowałem się do lasu. Na wysokości Ostrowa trafiłem na mały fragment z dostępem do jeziora...


Dalej dojechałem do Ostrowa, gdzie kończy się zachodni brzeg jeziora i kontynuowałem jazdę wzdłuż wschodniego brzegu. Tutaj jednak sporo prywatnych działek spowodowało, że postanowiłem lasem pomknąć w stronę Przyjezierza. Generalnie liczyłem na więcej, jeśli chodzi o atrakcje widokowe podczas tego tripa, ale linia brzegowa jest trudno dostępna, więc trzeba było zadowolić się tym co jest. Niemniej, miałem w zanadrzu jeszcze jedno miejsce, do którego chciałem się dostać, jednak to cel na osobny wypad :-P