avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 150.07km
  • Teren 22.00km
  • Czas 06:16
  • VAVG 23.95km/h
  • VMAX 37.76km/h
  • Kalorie 5951kcal
  • Podjazdy 458m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Konin i Błękitna Laguna, czyli służbowo i rekreacyjnie :-)

Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 23.04.2015 | Komentarze 2



Na dzisiaj miałem zaplanowane zebranie w pracy, w Koninie. Jako, że zapowiadała się słoneczna pogoda postanowiłem pojechać rowerem. Wyjeżdżam o 7 rano w kierunku Konina. Jadę przez Jerzykowo, Skubarczewo, Anastazewo, Ostrowite i Kazimierz Biskupi. Droga o długości 60 km mija sprawnie, gdyż na większej długości trasy wieje wiatr w plecy. Ale żeby nie było różowo są też dość częste podmuchy z boku. Do Konina wjeżdżam od strony Posady...


Na miejscu melduję się o 9:20, więc spokojnie mam czas na odświeżenie i przebranie się. Od godziny 10:00 zaczyna się zebranie. W drogę powrotną ruszam o godzinie 15:30. Postanowiłem pojechać inną drogą zwiedzając kilka atrakcji. Dodam od razu, że praktycznie cała droga powrotna o długości 90 km, to walka z wmordewind'em. Głównie wiało w ryja, ale czasami też z boku. Zaraz za Koninem na pierwszy strzał poszła popularna "Błękitna Laguna". Zamierzałem dojechać tam ulicą Przemysłową, skręcając w ulicę Brunatną. I tak sobie jechałem i jechałem, no i oczywiście przejechałem. Jak skumałem o co chodzi, to trzeba było zrobić zawrotkę i jakiś kilometr się cofać. Zmylił mnie totalny chaos na ulicy Brunatnej. Wszystko tam jest rozryte ze względu na jakąś dużą inwestycję. Byłem ciekawy co tam się dzieje, więc zapuściłem się trochę dalej. W sumie niepotrzebnie, bo im dalej tym więcej było piachu, a wszystko co było w pobliżu zostało wykarczowane i zrównane z ziemią. Po drodze minęły mnie dwie wywrotki, które tak mnie okurzyły, że piasek zaczął zgrzytać między zębami, a ja i rower wyglądaliśmy jak po całodniowym pobycie na żwirowni :-/ No, ale w końcu skierowałem swoje dwa kółka w pobliże zbiornika wodnego. Wyjechałem zza krzaków i moim oczom ukazał się piękny lazurowy kolor :-) Dojechałem do skarpy, z której trzeba było zejść, dalej podjechać 200 - 300 metrów po spękanej powierzchni ziemi i stanąłem nad brzegiem akwenu. Jezioro to powstało w miejscu dawnej odkrywki węgla brunatnego Gosławice. Pobliski teren przeznaczono na składowisko odpadów paleniskowych z elektrowni Konin i Pątnów. Odpady powstałe ze spalania węgla brunatnego odprowadzane są na wyrobisko i mieszane z wodą. W postaci mazi transportowane są specjalnym rurociągiem na składowisko. Z odpadów z elektrowni w wyrobisku w Gosławicach wytrącają się substancje chemiczne powodujące zwiększenie mineralizacji wód zbiornika i to one też nadają wodzie ten niesamowity lazurowy kolor. Wartość pH wód wyrobiska waha się w granicach 12, tak więc o kąpieli nie ma tam mowy :-P


Zrobiłem sobie małą chwilę przerwy podziwiając ten rzadko spotykany w naszych fyrtlach kolor wody...


W oddali widać także elektrownię w Pątnowie...


Nad brzegiem fajnie się siedziało, ale w końcu trzeba było ruszać dalej. Wydostałem się do góry na skarpę i ruszyłem dalej w kierunku Pątnowa. Tam przejeżdżałem obok wielkiej elektrowni...


Kawałek za elektrownią wbijam się na drogę 264. Z racji, że jest tam duży tłok, postanawiam szybko stamtąd uciekać w boczne dróżki. Tam naszła mnie mała doza szaleństwa i postanawiam jechać na tzw. czuja nieznanymi ścieżkami. Jadę sobie i jadę i przede mną ukazuje się znak wskazujący w pobliżu pomnik. Wykręcam, więc tam. Po przejechaniu paręset metrów okazało się, że w lesie znajduje się pomnik postawiony w hołdzie ofiarom hitlerowskiego barbarzyństwa. Przy samym pomniku leży flaga Izraela, a powiewa do góry na maszcie...


Po chwili wracam na drogę i jadę dalej na czuja. Po kilku kilometrach wjeżdżam do jakiejś mieściny. Zastanawiam się co to może być, bowiem na wjeździe nie było żadnej tablicy. Po kilku chwilach orientuję się po reklamach na płotach, że dotarłem do Kleczewa. Nawet nie planowałem tam wizyty, ale skoro już tu dotarłem, to trzeba było ten fakt wykorzystać :-) Najpierw podjeżdżam sobie na zbocze terenu KWB. Ta miejscówka akurat jest już wyeksploatowana, został tam duży dół z niewielką ilością wody...


Następnie ponownie kieruję się w kierunku drogi 264. Niedaleko za rondem przejeżdżam na taśmociągiem, którym transportowany jest węgiel brunatny...


Z tego miejsca rozciąga się też fajny widok na hałdę z elektrownią w Pątnowie na drugim planie. W sumie fajna miejscówka na sanki i narty w zimie...


 W okolicach Sławoszewka skręcam w kierunku Słupcy. Wmordewind się nasila, ale staram się utrzymać prędkość powyżej 20 km/h. Po drodze mijam ciekawy dźwig / koparkę na mieszczącą się na rozległych terenach kopalni...


Dalej mierzę się z wrednym wiatrzyskiem i mam dylemat jechać przez Ostrowite, czy Budzisław Kościelny? Zwycięża pierwsza opcja, gdyż tam byłem pewny supermarketu, w którym zamierzałem uzupełnić trochę kalorii. Po mękach docieram do Ostrowitego. Uzupełniam płyny, zjadam wafelka i ruszam dalej. Jedzie się już lepiej, bo "paliwo" uzupełnione, a wiatr wieje z boku. Rewelacji nie ma, ale to zawsze lepiej niż wiatr w ryja :-D Śmigam przez Anastazewo i kawałek dalej skręcam w las. Jadę przez lubianą miejscówkę "Gruby Dąb". Tam konsumuję jeszcze batonika, tak aby na ostatnim odcinku drogi nie zabrakło sił. Z lasu wyjeżdżam w Skubarczewie i kieruję się na Jerzykowo i Ostrowite. W Ostrowitym zauważam fajny zachód słońca rozciągający się nad Trzemesznem...


Następnie jeszcze kawałek drogi po znienawidzonym odcinku Trzemżal - Trzemeszno. Nie dość, że jest tam pod górkę, to prawie zawsze wieje tam dodatkowo w ryja. W nogach czuję już przejechany dzisiaj dystans zwłaszcza, że cała droga powrotna to walka z wiatrem i próba utrzymania prędkości powyżej 20 km/h. Kilka minut później melduję się u bram Trzemeszna. Szybkie spojrzenie na licznik i wychodzi, że zabraknie niespełna trzech kilometrów do 150. Robię, więc małą rundkę po mieście i w domu melduję się o 20:30 z nowym rekordem i pierwszy raz z przekroczonym dystansem dziennym 150 km :-)



Komentarze
maniek1981
| 21:43 wtorek, 28 kwietnia 2015 | linkuj Obie hałdy sobie odpuściłem, gdyż miał to być zwyczajny powrót do domu z zebrania z odwiedzeniem okolic elektrowni i jeziora Turkusowego. Co prawda później niespodziewanie wyszedł ten Kleczew, ale już nie chciało mi się tyle cofać w kierunku hałdy. A ten zbiornik wodny, to zachodnie peryferia Kleczewa.
sebekfireman
| 17:02 poniedziałek, 27 kwietnia 2015 | linkuj Ty to masz zdrowie :P Lazurowe jezioro jak zawsze prezentuje się bardzo efektownie.
Nie mogę skojarzyć sobie tego zbiornika wodnego po kopalni co masz na jednym ze zdjęć.
Na hałdę w Kleczewie można wjechać - docelowo miał tam powstać stok narciarski. Koło hałdy jest zresztą cały kompleks rekreacyjny z plażą i jeziorem po kopalnianym. Kawałek za elektrownią Pątnów z drogi którą jechałeś można też wjechać na hałdę w Kamienicy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!