avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 96616.98 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.94%)
Czas na rowerze: 157d 07h 54m
Średnia prędkość: 25.57 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 314.41km
  • Teren 55.00km
  • Czas 14:52
  • VAVG 21.15km/h
  • VMAX 40.69km/h
  • Kalorie 11376kcal
  • Podjazdy 1978m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kołobrzeg i Grzybowo, czyli nad morze w jeden dzień :-)

Poniedziałek, 25 lipca 2016 · dodano: 28.07.2016 | Komentarze 1

Podobnie jak w ubiegłym roku ten trip stał pod znakiem zapytania, z uwagi na ogrom spraw prywatnych. Początkowo planowałem wyjazd na lipiec, by później odpuścić i czekać na drugą połowę sierpnia lub nawet wrzesień. Sprawy jednak dobrze się poukładały i można było kombinować termin na lipiec. W międzyczasie spotkałem Bobiko i tak jakoś wyszło, że stworzyła się opcja wspólnej wyprawy. Bobiko rozpoczynał urlop nad morzem od poniedziałku i postanowił dotrzeć tam rowerem. Bagaże miały dojechać autem :D W ten oto sposób dograliśmy termin i w poniedziałek nad ranem mogliśmy wyruszyć w kierunku Kołobrzegu :-) Ja obładowany w ciężkie sakwy wystartowałem z Trzemeszna o 2:20. Punktem zbiórki była fontanna na Rynku w Gnieźnie. Ruszyliśmy z 5-minutowym poślizgiem, o godzinie 3:05. Za przebieg trasy odpowiedzialny był Bobiko (wspomniałem mu tylko, by na trasie uwzględnił dwa punkty, które chciałem zwiedzić). Tworząc ślad trasy wspomniał, że może być nieco terenu, by uniknąć jazdy przez zatłoczone drogi. Ucieszyło mnie to, bo na 300-kilometrowym odcinku terenowy przerywnik jest jak najbardziej wskazany. Z Gniezna pojechaliśmy przez Zdziechowę, Mieleszyn i Kłodzin, gdzie trafiliśmy pierwszy odcinek terenowy. Z początku nie był zły, ale im dalej, tym mocniej zarośnięty trawą, by następnie przeistoczył się w "kocie łby" i w końcowej fazie sypki piach. Jadąc takimi ścieżkami ominęliśmy Kłecko i Wągrowiec. W rejonie miejscowości Tumidaj (co za nazwa :D) przecinaliśmy rzekę Wełna, gdzie nad rankiem potworzyły się urokliwe mgiełki...


Dalsza część trasy biegła przez Zakrzewo i Rąbczyn. Słońce wyszło już zza horyzontu, ale chmury skutecznie stłumiły to przyjemne zjawisko...


Przez żółte okulary wyglądało to jednak bardziej kolorowo :)


Dalej jechaliśmy przez Łekno, Brzeźno Stare, gdzie ponownie wjechaliśmy w terenowy odcinek i kolejny raz trafiliśmy trochę sypkiego piachu. Następne mijane miejscowości to Rybowo, Konary i Lipiny. Ten obszar to elektrownie wiatrowe między Margoninem, a Gołańczą...


Znowu wjechaliśmy w teren i przez las dojechaliśmy do Szamocina. Kontynuowaliśmy dalszą jazdę drogą nr 190, która okazała się być całkiem ruchliwą jak na tę godzinę. Mieliśmy wrażenie, że pół Gniezna jedzie nad morze, bowiem zdecydowana większość rejestracji wyprzedzających nas samochodów to były PGN :D Kilka kilometrów jazdy i byliśmy w dolinie rzeki Noteć. Szybkie fotki na moście...




I zjechaliśmy do punktu postojowego zlokalizowanego w sąsiedztwie rzeki. Na licznikach mieliśmy już w granicach 100 km, więc zrobiliśmy kilkuminutowy postój na uzupełnienie kalorii. Oczywiście nie próżnowaliśmy i pstryknęliśmy kilka zdjęć urokliwej miejscówki...




Jako, że z Szamocina przyjemnie zjeżdżało się w dół, to aby wyjechać z doliny Noteci trzeba było pokonać solidny podjazd w Białośliwiu. Było co deptać, szczególnie w moim wypadku z pełnymi sakwami. W tym momencie rozgrzałem się już na całego, a coraz mocniej prażące słońce potęgowało to uczucie. Dalej jechaliśmy swoje, przecinając DK 10 i mijając miejscowości Wysoka, Rudna, Stare i Głubczyn. Słońce świeciło już na potęgę, bowiem niebo zrobiło się bezchmurne, a naszym oczom ukazał się piękny złoty krajobraz...


Chwila przerwy na uzupełnienie płynów i cisnęliśmy dalej. Przecięliśmy trasę kolejową Piła - Chojnice i byliśmy coraz bliżej pierwszego celu na trasie wyprawy. Trochę lasu, trochę pola i dotarliśmy nad rzekę Gwda w okolicach Jastrowia. Obiektem zwiedzania oczywiście stary most kolejowy. Podczas II wojny światowej o most trwały zacięte walki. Odpierani z Jastrowia Niemcy zdecydowali się go wysadzić, by utrudnić przeprawę przez Gwdę wojskom polskim i radzieckim. Walki z 1945 r. upamiętnia dziś pomnik ustawiony przy znajdującym się w pobliżu moście drogowym...


Tutaj zrobiliśmy nieco dłuższy postój, bowiem dostęp do przechylonego mostu jest mocno ograniczony. Najpierw ja zszedłem na brzeg rzeki dokonać eksploracji (Bobiko pilnował rowerów), a następnie się zamieniliśmy...




Jako, że mam doświadczenie z eksploracji starych mostów kolejowych w naszej okolicy, postanowiłem wdrapać się i na tego...


I jeszcze widok na rzekę Gwda i most drogowy...


Czas upływał, więc ruszyliśmy dalej. Przemknęliśmy przez Jastrowie i czekał nas kolejny wymagający podjazd. Kilkanaście kilometrów jazdy i byliśmy u drugiego celu na trasie...


Kłomino - stara osada leśna. Bardzo ciekawa jest historia tego miejsca, które powstało w latach trzydziestych XX wieku. Stacjonowały tu niemieckie oddziały, a później zorganizowano obóz jeniecki. W 1945 roku tereny przejęły wojska radzieckie. W okresie powojennym rozebrano 50 budynków poniemieckich, by odzyskać cegłę (i to jest ciekawostka) do budowy Pałacu Kultury w Warszawie. Po przejęciu przez Rosjan, wybudowano tu m.in. bloki, szpital, sklepy i kino. Kłomino opustoszało dopiero w 1992 roku, kiedy wyjechali stąd żołnierze rosyjscy. Od 2008 miasto jest wyburzane i niewiele w nim zostało...




Nie odmówiłem sobie oczywiście wejścia do środka. Wewnątrz jest istne gruzowisko, a wszelkie metalowe elementy zostały "przygarnięte" przez złomiarzy...


Poniżej trzeci z bloków...


W środku nie ma już nawet ścian...


Klatka schodowa wygląda natomiast tak...


Czwarty budynek jest w rękach prywatnego właściciela i widać, że czynione są tam inwestycje. Wstawiane plastikowe okna, odnawiana elewacja, itp...


Po zwiedzeniu miasta - widmo, ruszyliśmy dalej. Było krótko po godzinie 12, a słońce naparzało konkretnie. Dalsza jazda to duża dawka leśnego terenu. Było sporo piachu sięgającego po szprychy, ale też i zalanych miejsc po niedawnej ulewie. Do tego teren pagórkowaty, temperatura powyżej 30°C i jazda z ciężkimi sakwami. To spowodowało, że na dojeździe do Czaplinka moje nogi miały dosyć, a ja byłem konkretnie zgrzany. Obowiązkowo zatrzymaliśmy się na Orlenie, by uzupełnić zapasy płynów i skorzystać z toalety, a następnie zjechaliśmy na dół na plażę miejską u brzegu jeziora Drawsko...


Z nieba lał się taki żar, że postanowiłem się ochłodzić w jeziorze. Po kąpieli przebrałem się w świeżą odzież i od razu samopoczucie było lepsze. Jako, że mieliśmy za sobą 200 km trzeba było przesmarować łańcuchy. Po dłuższej przerwie ruszyliśmy na ostatnią, trzecią setkę wyprawy. Tutaj podjęliśmy decyzję, że dalej pojedziemy głównymi drogami, by czasem znowu nie trafić na ciężki i piaszczysty teren jadąc bocznymi ścieżkami. O ile Bobiko trzymał się świetnie, to ja czułem w nogach trudy jazdy z bagażem. Ale, ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, by się poddać. Cel był oczywiście jeden - Kołobrzeg!!! Z Czaplinka wyjechaliśmy przyjemną drogą pośród jezior i lasów. Było coś koło godziny 15, a słońce nadal grzało. Kolejne 30 km i zameldowaliśmy się w Połczynie - Zdroju, który przecięliśmy szybko z racji stromego zjazdu. I tak mi coś śmierdziało, że jak był taki konkretny zjazd, to pewnie pojawi się podjazd. Oczywiście nie myliłem się. Po chwili ukazała się ścianka :D Było co deptać, kolejny raz tego dnia. Podjechałem, ale odezwała się lewa noga, która po operacji przepukliny była przeze mnie sporo oszczędzana. Złapał mnie mocny skurcz, co oznaczało przymusową przerwę. Niestety w tym momencie wyszły tegoroczne braki spowodowane operacją i dwukrotnie mniejszą liczbą przejechanych kilometrów w porównaniu z rokiem ubiegłym. Do celu pozostawało około 60 km i mimo tych trudności nie zamierzałem się poddać. Uzupełniłem wartości odżywcze w organizmie wciągając niemal wszystko co miałem: 3/4 paczki kabanosów, batona, żel i 0.7 l izotonika. Chwila przerwy i ruszyliśmy dalej. Na domiar złego wzmógł się wiatr utrudniający jazdę, ale jechać trzeba było. Starałem się utrzymywać stałą prędkość w granicy 21-22 km/h na płaskich odcinkach, a na podjazdach mocno nie forsować. Okazało się to być słusznym rozwiązaniem, bowiem jazda szła płynnie. W Białogardzie zrobiliśmy jeszcze krótką przerwę przy Kauflandzie, aby uzupełnić zapas wody i ruszyliśmy bez przeszkód dalej. Przejazd przez Karlino, Wrzosowo i w końcu trochę wiatru w plecy. Do samego Kołobrzegu poszło już sprawnie, a kryzys u mnie wyraźnie minął. W granicach godziny 20 dotarliśmy do celu naszej wyprawy!!!


Sama jazda po Kołobrzegu to już przyjemność. Razem dotarliśmy do Grzybowa, gdzie się pożegnaliśmy. Bobiko udał się do pobliskiego Dźwirzyna na urlop, gdzie czekała już na niego Asia. Bobiko dzięki za wspólną i przede wszystkim udaną wyprawę. Będzie co wspominać :-)

Ja natomiast wziąłem się za szukanie kwatery do noclegu. Wiedziałem, że będzie ciężko i istniało nawet ryzyko spania na plaży. Szukałem, szukałem i nic nie mogłem znaleźć. Postanowiłem, więc z Grzybowa pojechać do Starego Borku. Miałem informację, że mieści się tam schronisko młodzieżowe, a że było ono oddalone blisko 6 km od morza, liczyłem na wolne miejsce. Niestety nic bardziej mylnego. Wróciłem do Grzybowa i szukałem dalej. I po blisko 1,5 godziny poszukiwań udało się :-) Trafiłem na stragan z informacją o wolnym pokoju. Właścicielka słysząc, że jestem sam i tylko na jedną noc nie bardzo chciała mnie przyjąć, ale jej córka przekonała ją i finalnie mogłem się spokojnie wyspać :) Wcześniej jednak obowiązkowo prysznic i nocna wizyta na plaży...


Temperatura wody w morzu, jak na lipiec niska, zaledwie 16.5 °C. Zrobiłem mały spacerek brzegiem w chłodnej wodzie, wróciłem na kwaterę i spełniony po całym dniu mogłem spokojnie położyć się spać.

Reasumując, wyprawa mega udana!!! Lekko nie było ze względu na sporą ilość podjazdów, terenu z sypkim piachem i żaru z nieba. Ale dzięki temu ten dzień z pewnością na lata pozostanie w pamięci :-)

Poniżej zapis trasy Trzemeszno - Grzybowo :)




Komentarze
rolnik90
| 19:07 wtorek, 6 września 2016 | linkuj Gratulacje!:-) Wybraliście bardzo wymagający wariant trasy, ale daliście radę i to się liczy:-) Może w przyszłym roku uda się większą ekipą wybrać nad morze. Pozdrówki i jeszcze raz Graty:-)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!