avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 54.09km
  • Teren 50.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 17.17km/h
  • VMAX 41.03km/h
  • HRmax 179 ( 95%)
  • HRavg 162 ( 86%)
  • Kalorie 3009kcal
  • Podjazdy 676m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solid MTB Śrem

Środa, 3 maja 2017 · dodano: 06.05.2017 | Komentarze 3

Środa - 3 maja, a więc kolejny wyścig cyklu Solid MTB. Obudziłem się rano i od razu czułem, że nie jest dobrze. Tak jakoś dziwnie było mi na żołądku i nie najlepiej się czułem. Na śniadanie miałem tradycyjnie zjeść makaron, ale gdy tylko zacząłem go konsumować pojawił się wstręt. Pomyślałem sobie, że zanim dojedzie się do Śremu to przejdzie. Na miejscu okazało się, że jest gorzej niż myślałem. Oprócz wariacji żołądkowych dopadła mnie także biegunka. Co za niefart sobie pomyślałem. Stwierdziłem, że wystartować trzeba skoro się już tu przyjechało, a co będzie zobaczymy na trasie. Start standardowo z czwartego sektora. O ile w poprzednich dwóch wyścigach miałem jakiegoś kolegę z zespołu w sektorze, o tyle teraz byłem osamotniony. Ruszyłem dosyć ostrożnie, będąc niepewnym swojej dyspozycji...

fot. Ewa Tumiłowicz (DGR Racing Team)


Przejechałem tak jakieś 5-6 km i nieco przyspieszyłem. Dosyć szybko moim oczom ukazał się bufet. Stwierdziłem, że skoro nie zjadłem śniadania, to chwycę chociaż pół banana. Nie wyszło to mi na dobre, gdyż chwilę później moje rewolucje żołądkowe się nasiliły. Jechałem z dużym dyskomfortem, więc postanowiłem uspokoić jazdę i usiąść na koło dwóm rywalkom...

fot. Robert Dakowski

Trasa była całkiem wymagająca, sporo podjazdów...

fot. Robert Dakowski

... i krętych zjazdów. O szybkich i długich zjazdach można było zapomnieć, więc czasu na odpoczynek niewiele. Krótkie chwile na złapanie oddechu i wciągnięcie żelu, to dwa płaskie odcinki przelotowe między polami. Ale, żeby nie było za łatwo tam jazdę uprzykrzał nieprzyjemny wiatr. Pod koniec pierwszej pętli czułem się źle. Nie było to jakieś duże zmęczenie, ale problemy zdrowotne. Nawet izotonik z bidonu powodował odruchy wymiotne. Na rozjeździe oczywiście górę nad rozsądkiem wzięła ambicja i zamiast do mety pojechałem na drugą pętlę. Wiedziałem dobrze, że będę na niej cierpiał i będzie bardzo ciężko, ale to właśnie jestem cały ja. Do 35 km jakoś to jeszcze szło. W bufecie zgarnąłem butelkę wody, która smakowała mi jak nigdy i kręciłem dalej. Z każdym kilometrem było coraz ciężej i czułem, że dojechanie do mety będzie wyczynem. Na domiar złego w pewnym momencie zaczęło obcierać mi przednie koło. Spojrzałem w dół, a tam otwarty zacisk!!! Przymusowy chwilowy postój, kontrola czy poza zwykłym otwarciem zacisku nie ma innej przyczyny i mogłem kontynuować jazdę. Od 40 km moje tempo spadło i liczyło się już tylko dojechanie do mety. W międzyczasie zdublowany zostałem przez najlepszą piątkę dystansu Giga. Gdy mój licznik wskazywał 48 km i zacząłem odliczanie ostatniego kilometra na trasie minąłem znak 3 km do mety. Pomyślałem sobie za jaką karę. Miało być 49, a wyjdzie 52 km. Ale jechać trzeba było. Dałem radę przejechać 48 km, to te ostatnie 3 km też dam radę!!! Na metę wjechałem po nieco ponad 3 godzinach jazdy i miałem serdecznie dosyć. Gdy spojrzałem na wyniki dystansów, to okazało się, że wielu zawodników odpuściło i pojechało Mini, gdzie normalnie jeździli Mega. Spowodowało to, że zostałem sklasyfikowany gdzieś w ogonie. Niemniej uznałem pokonanie dystansu Mega w moim stanie zdrowotnym za osobisty sukces. Szkoda tylko, że uciekło trochę punktów do klasyfikacji generalnej, ale przy takim obrocie sprawy muszę liczyć na lepsze kolejne starty.

Po powrocie do domu okazało się, że moja młodsza córka także ma podobne objawy, a kolejnego dnia ten dziadowski wirus dopadł też moją żonę. Gdybym wcześniej o tym wiedział, to albo odpuściłbym start, albo pojechałbym tylko jedną pętlę Mini, a tak musiałem wystawić moją siłę woli na prawdziwą próbę. Ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni ;-)


Czas: 3h 01m 04s
Miejsce: 162/185 open
Kat. M3: 64/67
Kategoria Zawody



Komentarze
maniek1981
| 21:14 wtorek, 9 maja 2017 | linkuj Sebek - to był trzeci start w tym sezonie i zapewne nie ostatni ;)

Ania - Uwierz mi, jak ja odetchnąłem w momencie, gdy wjechałem na metę. Cały dystans jechałem niczym z zaciągniętym ręcznym w postaci wirusa.
anka88
| 17:46 niedziela, 7 maja 2017 | linkuj Ambitnie podszedłeś do tego maratonu, na pewno nie było lekko. Zgodnie z ostatnim zdaniem, liczy się meta :)
sebekfireman
| 21:05 sobota, 6 maja 2017 | linkuj Wkręciły Ciebie zawody w tym roku na całego... który to już tegoroczny start?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!