avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 97395.91 km
Km w terenie: 12506.30 km (12.84%)
Czas na rowerze: 158d 07h 04m
Średnia prędkość: 25.62 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:1553.03 km (w terenie 205.50 km; 13.23%)
Czas w ruchu:65:13
Średnia prędkość:23.81 km/h
Maksymalna prędkość:53.21 km/h
Suma podjazdów:11652 m
Suma kalorii:53275 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:67.52 km i 2h 50m
Więcej statystyk
  • DST 323.74km
  • Teren 46.00km
  • Czas 14:31
  • VAVG 22.30km/h
  • VMAX 52.69km/h
  • Kalorie 11714kcal
  • Podjazdy 2372m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trójmiasto zdobyte!!! Czyli nad morze w jeden dzień :-)

Czwartek, 17 września 2015 · dodano: 17.09.2015 | Komentarze 4

Tego wyjazdu miało tak naprawdę nie być!!! Owszem było kilka podejść w sierpniu, ale to pogoda krzyżowała plany, to nie szło zgrać się z innymi na wspólny wypad i sierpień się skończył. W miniony wtorek jednak pojawiła się realna szansa na zrealizowanie tego na co długo czekałem. Złożyło się na to kilka wypadkowych. Po pierwsze wolny dzień od pracy i idealna pogoda - ciepło, słonecznie i z wiatrem z południa. Po drugie wizja operacji i duże prawdopodobieństwo nie zrealizowania wyjazdu także w przyszłym roku, przez co musiałbym czekać aż do 2017. Po trzecie wstępna deklaracja Bobiko co do wyjazdu, więc było nas co najmniej dwóch :-) Wszystko wydawało się być idealnie zgrane, więc musiało się udać!!! Trasa była z grubsza zaplanowana (sierpniowa wersja), trzeba było lekko skorygować końcowy fragment, gdyż pociągiem trzeba było wracać z Gdyni. Jak się później okazało nie wszystko poszło jak miało, bowiem do celu w Gdyni zmuszony byłem dotrzeć sam, gdyż Bobiko z uwagi na usterkę aparatu słuchowego się wycofał.

Wyjazd nastąpił w czwartek, zaraz po północy. Ruszyłem z Trzemeszna z załadowanymi sakwami (prowiant, odzież na zmianę, baterie, zapasowy łańcuch, i inne pierdołki). Była to dla mnie pierwsza tak poważna wyprawa, więc wolałem wziąć trochę więcej klamotów, niż później borykać się z ewentualnymi problemami. Początkowy fragment trasy, to nic ciekawego. Jazda przez Jastrzębowo, Gołąbki i Chomiążę Szlachecką. Dalej jazda w kierunku Barcina i tutaj nastąpiła pierwsza niespodzianka. W Wójcinie na przeciw wyszedł jakiś wielki pies z kilkoma mniejszymi kompanami, więc bez chwili zawahania nastąpił odwrót i dojazd do Barcina przez Szczepanowo zamiast przez Wolice. Barcin powitał mgłą, która jak się później okazało unosiła się, aż do samej Bydgoszczy. Jazda drogą nr 254 nie należała do przyjemnych, bowiem jak na środek nocy poruszało się tamtędy sporo tirów, a mgielny opad osiadał na okularach, więc co rusz trzeba było je przecierać. Niemniej kolejne kilometry pokonywane były sprawnie. Drogą nr 254 dotarłem do DK 25, którą trzeba było przemknąć jakieś 3 km. Jako, że dalej jest zakaz jazdy dla rowerzystów, miałem obczajoną wcześniej małą przeprawę przez skrawek Puszczy Bydgoskiej. Z początku wszystko przebiegało jak należy, a za chwilę miał nastąpić przejazd na drugą stronę DK 10 i dalej przez las. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że po drugiej stronie DK 10 las jest ogrodzony siatką, a wszelakie bramy były pozamykane. Nie pozostało, więc nic innego, jak dojechać przez DK 10 do DK 25 i dojechać w ten sposób do bydgoskich osiedli. W mieście pojawiłem się o godzinie 4 i spokojnie sobie przemierzałem kolejne metry ścieżkami rowerowymi. Na jednym z większych skrzyżowań trafiłem na parking z miejskimi bolidami...


Wszystkie ładnie zaparkowane czekały, aż miasto obudzi się do życia. Dalej poruszałem się ścieżką wzdłuż DK 5, a następnie przez park im. Załuskiego wykręciłem w kierunku Myślęcinka, po drodze przejeżdżając przez całkiem przyjemny most...


Z Bydgoszczy wyjechałem ścieżką rowerową na ul. Hipicznej i dalej pomknąłem przez Niemcz, Neklę, Pyszczyn i Kotomierz. Niebo powoli się rozjaśniało, a w okolicach Nieciszewa zaczęło świtać. Przyroda budziła się do życia, a mym oczom ukazał się przepiękny widok na zamglone łąki i pola...


Nieco dalej moja droga miała przebiegać prosto, ale okazało się, że znajduje się tam pole z jakąś ścieżką, więc pojechałem nieco na okrętkę. Okazało się, że niepotrzebnie, bo była to ogólnodostępna dróżka i właśnie kilka następnych kilometrów tak właśnie wyglądało...


Jechałem sobie takimi wiejskimi ścieżkami, aż do Różannej. Rower trochę się zasyfił, ale jak tylko błotko zaschło zrzuciłem je z ramy :-P W Gawrońcu spotkała mnie kolejna niespodzianka. Otóż most, którym miałem jechać był zamknięty, gdyż grozi zawaleniem. Nie było żadnej informacji o objazdach, więc pokonałem wał usypany z ziemi i pomknąłem dalej :-) Po kilku następnych minutach przecinam DW 240, gdzie zaczyna pachnieć Kaszubami, a była dopiero godzina 7...


Dalej jechałem przez Drzycim, Wery i Żur. Tam powitała mnie tablica Wdeckiego Parku Krajobrazowego, a już po chwili przejeżdżałem nad rzeką Wda...


O godzinie 8 zameldowałem się w miejscowości Osie, gdzie zrobiłem sobie pierwszą dłuższą (30 min.) przerwę. Wszedłem do marketu, zakupiłem banany i jogurt pitny. Przed marketem znalazłem wygodną miejscówkę, wszamałem jednego banana, popiłem jogurtem, dorzuciłem batona, kilka łyków izotonika i pomknąłem dalej. Dalsze kilometry to była czysta przyjemność. Jazda lasem, cisza i tylko śpiew ptaków oraz podziwianie widoków Wdeckiego Parku Krajobrazowego...


Nie spodziewałem się, że aż tyle terenu będę musiał pokonać. Na mapach wyglądało to na drogi asfaltowe. Mimo to jechało się bardzo przyjemnie...


W okolicach miejscowości Kasparus musiałem wjechać w drogę pożarową, którą prawie przejechałem. Na szczęście szybko się zorientowałem. Dodatkowo wspomogłem się nawigacją w smartfonie i można było śmigać dalej. Kilka kolejnych kilometrów w terenie i mym oczom ukazała się zapora na Wdzie...


Kolejne miejscowości mijane po drodze to Wda, Lubichowo i Szteklin, gdzie w pobliskich okolicach znajduje się kilka jezior. W Szteklinie na moment zgłupiałem, bowiem niemal spod ziemi wyrósł dziwny kierunkowskaz...


Miałem jechać nad morze, a okazało się, że trafiłem do lubuskiego :-D Było przed godziną 11 i robiło się już naprawdę ciepło, więc w okolicach miejscowości Koteże w małym skrawku lasu przebrałem się na krótko i pojechałem już prosto na Starogard Gdański. W Starogardzie wbiłem się na DW 222, którą jechałem aż do samego Gdańska. Dopiero za Starogardem poczułem prawdziwy powiew wiatru w plecy. Wcześniej wiatr był albo znikomy przy jeździe nocą, albo w lasach nieodczuwalny. Na 230 kilometrze zrobiłem kilkunastominutową przerwę. Przeczyściłem i nasmarowałem łańcuch oraz zjadłem drugiego banana, wafelka, batonika, żel energetyczny, dopiłem do końca izotonika i z nowymi siłami ruszyłem na podbój Trójmiasta. Odcinek Starogard Gdański - Gdańsk to dość mocno pofałdowany teren, raz jechałem z górki, raz pod górkę, ale z wiatrem w plecy szło bardzo sprawnie. Robiło się coraz cieplej, ale do celu pozostawało niewiele. Przejechałem nad S6 i S7 i za chwilę pojawiła się na horyzoncie tablica Gdańsk!!! Było przed godziną 14 :-) Gdańsk przywitał mnie remontami dróg, które w wielu miejscach były rozkopane, nawet dworzec PKP w remoncie. Na początek podjechałem pod Stocznię Gdańską, symbol miasta z czasów PRL-u...


Image and video hosting by TinyPic

Zabytkowe żurawie na terenie stoczni prezentują się okazale...


Kolejnym celem był symbol nowoczesnego Gdańska - PGE Arena...


Dalej już prosto nad morze. Dojechałem do ścieżki rowerowej w sąsiedztwie plaży i pojechałem w stronę Westerplatte. Stamtąd rozpocząłem kurs w stronę Gdyni, zwiedzając po drodze okoliczne atrakcje. Nie mogło zabraknąć oczywiście molo na Brzeźnie...


Następnie krótki postój w Sopocie nieopodal molo...


I rzut oka wprost na najdłuższą drewnianą konstrukcję w Europie (511,5 m)...


Z Sopotu rozlega się także przyjemny widok na Kępę Redłowską w Gdyni...


Z Sopotu już prosto do Gdyni. W rejonie Kępy Redłowskiej trzeba było pokonać solidne przewyższenie terenu. Oczywiście nie dało się tam wjechać rowerem do góry, ale po schodach z fajnym rozwiązaniem w postaci rynny na koła roweru już tak...


Będąc już w Gdyni wjechałem na Kamienną Górę skąd można podziwiać widoki na rejony Skweru Kościuszki i Molo Południowego...


Następnie zjazd w dół i prosto na skwer i molo, gdzie można podziwiać muzealną flotę morską. Jak zawsze pięknie prezentujący się żaglowiec "Dar Pomorza"...


I równie atrakcyjny okręt "Błyskawica"...


Jako, że czas szybko płynął, a była już godzina 16, postanowiłem podjechać na gdyńską plażę i w końcu zaczerpnąć kąpieli. Woda może i nie była najcieplejsza (14-15 stopni), ale po takim kilometrażu nie była mi straszna. Przebrałem się i popływałem trochę w naszym polskim morzu :-D Ludzi na plaży było sporo, ale śmiałków do kąpieli już nie. Poza mną tylko jeden koleś odważył się na całkowite zanurzenie. Pozostali poprzestawali na wejściu do kolan...


Po kąpieli trzeba było się osuszyć, przebrać i ruszyć dalej. Jako, że do 300 km trochę brakowało postanowiłem pokręcić w rejon portu i popatrzeć co zmieniło się tam przez ostatnich parę lat. Miałem w planach jeszcze odwiedzić rodzinkę w Rumi, ale nie zdążyłbym na pociąg powrotny o 18:45. Była jeszcze opcja o 21:07, ale z racji następnego dnia pracującego odpuściłem. Z Gdyni wróciłem pociągiem do Gniezna, a stamtąd ponownie rowerem do Trzemeszna w bardzo wietrznych warunkach. W ten oto sposób na moim koncie pojawiła się pierwsza "300"!!!


Ogólnie wyjazd był mega udany!!! Praktycznie wszystko zagrało jak trzeba. Na trasie nie złapał mnie żaden kryzys, ale to pewnie dlatego, że starałem się jechać równym tempem bez forsowania. Na plus na pewno był też fakt, że teren był zróżnicowany i nie było wciąż monotonnego asfaltu, który potrafi negatywnie wpłynąć na psychikę. Mimo braku nawigacji świetnie poradziłem sobie z trasą wioząc ze sobą kilka kartek wydrukowanych z map google :-D


Tylko w 3-4 miejscach wspomogłem się na moment mapami w smartfonie. Jeśli chodzi o odżywianie i nawodnienie, to wchłonąłem tego zaskakująco mało: 2 banany, 2 batoniki, 2 wafelki, 1 żel energetyczny, 1 jogurt i ledwie 1,5 litra izotonika :-D

Nie mogę doczekać się już kolejnej podobnej wyprawy, bo w głowie jest już lekko zmodyfikowana i wydłużona wersja tej przejechanej :-)




  • DST 50.59km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 24.88km/h
  • VMAX 40.03km/h
  • Kalorie 1951kcal
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolina Rzeki Gąsawki wieczorem

Wtorek, 15 września 2015 · dodano: 19.09.2015 | Komentarze 0

We wtorkowy wieczór pojechałem do Doliny Rzeki Gąsawki. Droga przez Jastrzębowo, Gołąbki i dalej leśnostradą po samą dolinę...


I mówią, że nie ma grzybów. Grzyb jest grzyb, nie ważne, czy jadalny, czy trujak :-D


Pokręciłem się trochę po ścieżce już przy zapadającym zmroku, więc widać za wiele nie było...


Powrót tą samą trasą już w ciemnościach :-P


  • DST 51.37km
  • Teren 7.50km
  • Czas 02:04
  • VAVG 24.86km/h
  • VMAX 41.94km/h
  • Kalorie 1971kcal
  • Podjazdy 157m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Poniedziałek, 14 września 2015 · dodano: 14.09.2015 | Komentarze 0



  • DST 120.12km
  • Czas 04:24
  • VAVG 27.30km/h
  • VMAX 51.54km/h
  • Kalorie 470kcal
  • Podjazdy 4630m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge

Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 18.09.2015 | Komentarze 2

Długo było dane nam czekać na ten dzień, aby wystartować w Solid Logisctics ŠKODA Poznań Bike Challenge. O godzinie ósmej ruszyłem z Trzemeszna w kierunku Gniezna. Załadowałem rower na bagażnik i pomknąłem zgarnąć Kubolsky'ego i Bobiko. W Poznaniu zameldowaliśmy się koło godziny 9:30. Przebraliśmy się, przygotowaliśmy rowery i ruszyliśmy w kierunku miasteczka rowerowego na Malcie. Najpierw odwiedziliśmy biuro zawodów, a następnie zrobiliśmy obchód po miasteczku, które prezentowało się znakomicie...




W międzyczasie dobiło kilku znajomych Kubolsky'ego. Były luźne pogadanki i było wesoło...


Do startu pozostawało coraz mniej czasu. Po godzinie 11 ruszyliśmy w stronę sektorów startowych, które zlokalizowane były na ul. Baraniaka. Bobiko startował z sektora H, natomiast Kubolsky i ja z ostatniego sektora I. Miała to być bardziej lajtowa zabawa, niż poważne ściganie, więc nie deklarowaliśmy wysokiej prędkości. Zawodników na starcie z każdą minutą przybywało, a na jakieś 20 minut przed startem wyglądało to mniej, więcej tak...


Przed samym startem w roli obserwatora/kibica zjawił się Karol. Zamieniliśmy kilka słów, Karol pstryknął jeszcze nam fotkę i za chwilę ruszaliśmy do przodu...


Ze startu łagodnie, bowiem taki był plan, bez spiny i dla zabawy. Jednak im więcej metrów przemierzaliśmy, tym tempo rosło. W Janikowie dogoniliśmy część zawodników z sektora H, w Kobylnicy z sektora G. Na podjeździe w Bugaju razem z Kubolsky'm postanowiliśmy utrzymać tempo i po chwili okazało się, że reszta znajomych została z tyłu. Dalej nie było już przelewek, cisnęliśmy dość ostro i to pod wredny wmordewind, aż do samego nawrotu w Łubowie. Średnia prędkość na nawrocie wynosiła niespełna 27 km/h i zaczęliśmy zastanawiać się, czy aby to wytrzymamy, bo do mety pozostawało jakieś 70 km. Owszem w drugą stronę było nieco lżej, bo z wiatrem w plecy aż do Kiszkowa, ale tam czekała nas kolejna zmiana. Zakręt w kierunku Pobiedzisk i znowu przeciwny wiatr i do tego stromy podjazd. Dla niektórych była to "ściana płaczu", schodzili z rowerów i podchodzili, mielili korbami na najmniejszym przełożeniu, kogoś zabrała karetka, ale my cisnęliśmy dalej. Łatwo nie było, ale się nie poddawaliśmy. We Wronczynie zwolniliśmy na chwilę, ale tylko po to aby uzupełnić płyny ze strefy bufetowej. W dalszym ciągu połykaliśmy zawodników, którzy startowali z wcześniejszych sektorów, czy to na szosówkach, czy to na MTB. We Wierzonce czekali na nas Grigor z ojcem. W momencie, gdy krzyczeliśmy do Grigora, ten szybko wyjął aparat i cyknął nam fotę :-D

Po chwili byliśmy już w Kobylnicy, a zaraz potem na wjeździe do Poznania. W Poznaniu czekał nas znowu odcinek pod wiatr na ul. Warszawskiej, do tego jeszcze pod górkę... (poniżej fotka autorstwa Tomasza Szwajkowskiego)


Kubolsky postanowił depnąć jeszcze mocniej w końcowej fazie, natomiast ja nie chciałem się zrywać z racji zdiagnozowanej przepukliny. Do mety dotarłem jakieś pół minuty za nim z czasem 4h 15m 18s. Dało to mi następujące miejsca:

- miejsce 1115 w kategorii "open" na 1738 sklasyfikowanych (wg listy startowej 2000 startujących)
- miejsce 88 w kategorii "19-34" na 288 sklasyfikowanych
- miejsce 183 w kategorii "rower inny" na 550 sklasyfikowanych

Ta ostatnia kategoria ma dla mnie największe znaczenie, bowiem startując na rowerze MTB, rywalizowanie z szosowcami jest bez większych szans :-P Występ uważam jako przyzwoity, mając na uwadze start ze zdiagnozowanym urazem, a uzyskana średnia w granicach 27,5 km/h jest zadowalająca :-)

Po przekroczeniu mety otrzymaliśmy pamiątkowe medale...


A następnie odstawiliśmy rowery na "skromy" parking rowerowy...


Po wyścigu spędziliśmy jeszcze kilkadziesiąt minut w strefie gastronomicznej, gdzie wciągnęliśmy pyszne burgery, popijając "złotym izotonikiem", poleżeliśmy na leżaczkach i posiedzielibyśmy jeszcze dłużej, ale trzeba było zbierać się w drogę powrotną do domu. Dotarliśmy do auta, załadowaliśmy rowery i ruszyliśmy w drogę powrotną. Chłopaki w Gnieźnie zameldowali się krótko po godzinie 20, natomiast ja o 20:30.

Podsumowując impreza mega udana. Owszem było kilka małych niedociągnięć, ale przy tak wielkiej imprezie zawsze jakieś się znajdą. Tak samo jak opinie, wśród tylu startujących. Za rok chciałbym wystartować ponownie, ale zobaczymy jak będzie ze zdrowiem. Na tą chwilę chciałbym podziękować wszystkim, z którymi tego dnia startowałem, widziałem się przed, po i w trakcie wyścigu oraz organizatorom za świetną zabawę. Oby za rok było jeszcze lepiej!!!



Trening z Tomaszem Schmidt'em :-)

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Sobota była w głównej mierze poświęcona na sprawdzenie i przygotowanie sprzętu do Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge. Na wieczór miałem wyskoczyć na krótką rundkę po okolicy, ale wcześniej udałem się z małą na festyn charytatywny. Okazało się, że gościem specjalnym imprezy był Tomasz Schmidt, wielokrotny mistrz Polski, srebrny medalista Mistrzostw Europy, a także zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w sprincie drużynowym w 2006 roku :-) Tomek przeprowadził wspólny, 45-minutowy trening dla chętnych. Oczywiście grzechem byłoby nie skorzystać. Trochę się zmęczyłem, ale było mega sympatycznie...



Z racji treningu odpuściłem wieczorną rundkę, bowiem na jutrzejsze zawody trzeba być świeżym :-P
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 53.50km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.68km/h
  • VMAX 53.21km/h
  • Kalorie 2021kcal
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Piątek, 11 września 2015 · dodano: 11.09.2015 | Komentarze 0

Rano standardowo do pracy z wiatrem w plecy. Krótko przed moim wyjściem z pracy Bobiko dostarczył pakiet startowy na Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge. W pakiecie znajduje się przede wszystkim koszulka, czapeczka i numer startowy, który jest pod kilkoma postaciami. Nieźle będziemy ometkowani w niedzielę :-D


Z pracy mały kurs na Mnichowską, a stamtąd już prosto do domu pod upierdliwy wmordewind przez Osiniec, Lubochnię i Krzyżówkę. Na Lubochni drugi raz tego dnia widziałem się z Bobiko, który leciał w stronę Gniezna.


  • DST 51.09km
  • Teren 7.50km
  • Czas 01:59
  • VAVG 25.76km/h
  • VMAX 41.59km/h
  • Kalorie 1978kcal
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / treningowo z pracy

Czwartek, 10 września 2015 · dodano: 10.09.2015 | Komentarze 0

Do pracy standardowo przez Wymysłowo i Wierzbiczany. Jechało się przyjemnie, bo z wiatrem w plecy, dzięki czemu na miejsce dojeżdżam ze średnią ponad 25,5 km/h. Z pracy przez Lasy Królewskie, Jastrzębowo i Kruchowo. Powrót do domu postanowiłem wykorzystać na mały trening. Jako, że ostatnio jeździłem ostrożnie z uwagi na zdiagnozowaną przepuklinę, to forma mnie nie zadowala. A już w niedzielę Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge. Droga z pracy wiodła pod dość mocny wmordewind (według prognoz  7 m/s). Postanowiłem mocniej depnąć tak, aby utrzymać średnią ponad 25,5 km/h, którą uzyskałem z wiatrem w drodze do pracy. I to się udało, co skutkowało faktem, że pierwszy raz tą drogę do i z pracy pokonałem poniżej 2 godzin :-) W niedzielę nie powinno być źle, byle mocno nie wiało i przepuklina nie dała o sobie znać. Aczkolwiek start tak, czy owak traktuję rekreacyjnie, jako forma dobrej zabawy wśród tysięcy rowerzystów :-)


  • DST 53.87km
  • Teren 9.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 24.49km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Kalorie 2056kcal
  • Podjazdy 192m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Środa, 9 września 2015 · dodano: 09.09.2015 | Komentarze 0



  • DST 6.25km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:17
  • VAVG 22.06km/h
  • VMAX 39.39km/h
  • Kalorie 218kcal
  • Podjazdy 21m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto i ucieczka przed deszczem

Wtorek, 8 września 2015 · dodano: 08.09.2015 | Komentarze 1

Miał być około 30-kilometrowy trip, a skończyło się zaledwie po 6 kilometrach, ucieczką przed deszczem. Ledwo wyjechałem z domu, to już od strony północnej napływały ciemne chmury. Zastanawiałem się, czy nie dać ostro na południe uciekając przed chmurami, ale tak, czy owak trzeba byłoby wrócić, więc odpuściłem. Pokręciłem się po mieście obserwując niebo i czekałem na rozwój sytuacji. A chmury zmierzały ostro w moim kierunku...


I zaczynało padać, czego dowodem był także fragment tęczy...


Pstryknąłem fotki i pocisnąłem w stronę domu. Wszedłem do klatki i zaczęło lać. I tak, oto zakończył się dzisiejszy wypad :-D


  • DST 104.75km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 20.34km/h
  • VMAX 47.44km/h
  • Kalorie 3717kcal
  • Podjazdy 473m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wał Wydartowski z ekipą BS!!!

Sobota, 5 września 2015 · dodano: 05.09.2015 | Komentarze 4

Na sobotę od kilku dni planowany był trip na Wał Wydartowski i wieżę widokową w Dusznie z udziałem licznej ekipy BS. Wszystkim termin się ładnie spasował i można było konkretniej planować szczegóły. Jako, że sobotę miałem w znacznej części niezagospodarowaną czasowo, postanowiłem wyjechać na przeciw większości ekipy do Gniezna. Wyruszyłem po godzinie 7:30 i po około 60 minutach zameldowałem się na miejscu zbiórki, pod pomnikiem Bolesława Chrobrego u podnóża katedry. Wszyscy zainteresowani zdążyli się już zjawić: Grigor z tatą, Rolnik, Pan Jurek, oraz Kubolsky z Agnieszką. O godzinie 9:00 wyruszyliśmy w kierunku Kruchowa wyjeżdżając z Gniezna ulicą Orcholską. Po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się w Strzyżewie Kościelnym i tam robimy krótki pit stop pod miejscowym sklepikiem...


Dalej jazda przez Ganinę, Strzyżewo Paczkowe i jesteśmy w Jastrzębowie. Co niektórych ładnie już suszyło, ciekawe dlaczego :-D


W międzyczasie zdążył zadzwonić dwukrotnie Sebek, który oczekiwał nas mniejszą grupką nieopodal Kruchowa. Podkręciliśmy, więc trochę tempo i niebawem byliśmy na miejscu, już w kompletnej grupie. Dołączyli do nas: Anetka, Sebek oraz Świder. Od tego momentu wspólnie pokonywaliśmy kolejne kilometry w liczbie 10 osób :-) W mgnieniu oka minęliśmy okolice Kruchowa i przyjemnym szutrem zmierzaliśmy w kierunku Ignalina...


W Ignalinie wykręciliśmy na Dębno. Podłoże było tam trochę miękkie i większość musiała przez moment prowadzić rowery. Do tego niedługi, ale wymagający podjazd i na górze krótka przerwa na złapanie oddechu...


Następnie krótki odcinek przyjemnym lasem, dalej na szagę polem i można było już z oddali podziwiać wieżę w Dusznie...


Do celu wyprawy pozostawało już niewiele. Trzeba było pokonać jeszcze jeden dość stromy i piaszczysty podjazd, dwie ścieżki między polami z kukurydzą i po chwili całą grupą zameldowaliśmy się pod wieżą widokową, gdzie oczywiście trzeba było strzelić pamiątkową fotkę...


Po dojechaniu na miejsce trochę luzu, posilenie się, pogaduchy, śmiechy, itp. Kuba szybko wbiegł na górę odnotować wpis w "cache'u", bowiem przy poprzednich dwóch wizytach brakowało czegoś do pisania...


Na górze za długo nie siedzieliśmy, bowiem wiało niesamowicie. Nie robiłem też specjalnie zdjęć, bowiem tych zostało sporo zrobionych przy poprzednich wizytach na wieży. Przed zejściem jeszcze małe spojrzenie w dół... halo, halo, co tam u Was niebiescy słychać :-D


Zanim ruszyliśmy w drogę powrotną jeszcze jedna fota (Sebek i Świder nie zmieścili się w kadrze mojego aparatu :-D)...

Droga powrotna z mocnym wmordewindem przez Wydartowo, Kruchowo, Hutę Trzemeszeńską i Pasiekę, gdzie hitem było pastwisko z hodowlanymi krowami i byczkami. Mieliśmy okazję zaobserwować różne zwierzęce instynkty i potrzeby :-D


Z Pasieki pojechaliśmy przez Rudki, Wymysłowo i w okolicy Wierzbiczan pożegnaliśmy część ekipy, która dalej jechała w kierunku Gniezna. Nie mogło oczywiście zabraknąć wspólnej fotki na pożegnanie...


Razem z Anetką, Sebkiem i Świdrem wróciliśmy do Trzemeszna, gdzie się rozstaliśmy. Ja jako, że od rana miałem chęć na wykręcenie stówki (ostatnia u mnie była bagatela w czerwcu) pojechałem jeszcze przez Miaty i Lubochnię, rzucić okiem nad jezioro Wierzbiczańskie. Woda w jeziorze krystalicznie czysta, nie to co w pełni sezonu :-D


Powrót przez Kujawki i Święte i w domu zameldowałem się przed godziną 15, gdzie czekał na mnie pyszny obiadek :-)

To była w pełni udana sobota!!! Dzięki wszystkim, którzy zechcieli ruszyć "cztery litery" i wspólnie pokonać tą przyjemną trasę. Oby takich wypraw więcej. PozdRower :-)


Na koniec jeszcze krótki filmik, który zmontował Świder :-)