avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 101080.84 km
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2025
button stats bikestats.pl

2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 53.32km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 26.66km/h
  • VMAX 40.82km/h
  • Kalorie 906kcal
  • Podjazdy 204m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Poniedziałek, 12 sierpnia 2019 · dodano: 16.08.2019 | Komentarze 0



  • DST 133.53km
  • Czas 04:13
  • VAVG 31.67km/h
  • VMAX 46.08km/h
  • Kalorie 5705kcal
  • Podjazdy 294m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tak przy niedzieli :)

Niedziela, 11 sierpnia 2019 · dodano: 16.08.2019 | Komentarze 0

Mała ustawka szosowa organizowana przez Macieja z Decathlonu. Z Trzemeszna dojazd solo do Gniezna. Następnie we czwórkę trasa Gniezno - Czerniejewo - Nekla - Środa Wlkp. - Targowa Górka - Nekla - Czerniejewo. Z Czerniejewa powrót solo przez Żydowo i Niechanowo do Trzemeszna.



  • DST 44.88km
  • Czas 01:29
  • VAVG 30.26km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Kalorie 1804kcal
  • Podjazdy 111m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pourlopowy kamikaze

Piątek, 9 sierpnia 2019 · dodano: 16.08.2019 | Komentarze 0

Kategoria Szosowo


  • DST 537.28km
  • Teren 1.00km
  • Czas 19:47
  • VAVG 27.16km/h
  • VMAX 69.90km/h
  • HRmax 171 ( 91%)
  • HRavg 134 ( 71%)
  • Kalorie 8794kcal
  • Podjazdy 2573m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

V KMT

Sobota, 3 sierpnia 2019 · dodano: 10.08.2019 | Komentarze 3

Mamy to!!! 530 km poniżej doby!!! Było piekielnie trudno, ale nie byłbym sobą gdybym tak po prostu się poddał. Pierwszy weekend sierpnia, to start w V Kórnickim Maratonie Turystycznym. I turystyczny to może i on jest jeśli pojechać rekreacyjnie, ale ja i grupa w której startowałem cel mieliśmy inny, przejechać to schodząc z czasem poniżej doby. Start honorowy był z bazy w Robakowie. Po kilku minutach jazdy zameldowaliśmy się w Kórniku na Rynku, skąd następował start ostry...


Pierwsze 100 km jak z nut. Szliśmy przyzwoitym tempem wzorowo współpracując i dając zmiany...


Później zaczęły się u mnie problemy sprzętowe. Coś zaczęło w rowerze skrzypieć, z każdym kilometrem coraz bardziej. Skutecznie wybijało mnie to z rytmu. Czułem się źle, noga przestała kręcić, do tego stopnia, że grupa z którą jechałem odjechała mi...


Na 214 kilometrze było w planach nieco odbić z trasy, by na pobliskim Orlenie uzupełnić płyny i kalorie. Ja z racji strat pojechałem dalej, zatrzymując się w przydrożnym sklepie we wsi Burkatów. Było to dobre posunięcie, bowiem za moment miały zacząć się największe podjazdy. Tam po raz trzeci walczyłem ze sztycą, bo z jazdy wywnioskowałem, że to ona skrzypi. Demontaż, czyszczenie i smarowanie. Pomogło!!! Od razu jechało się lepiej, bagaż myślowy zrzucony. Zaczęły się podjazdy. Najpierw do góry nad jezioro Lubachowskie, widoki piękne...




W takim miejscu musiałem oczywiście strzelić sobie fotkę...


Następnie wąskimi ścieżkami i kolejnymi kilkunastoprocentowymi podjazdami, a dalej zjazdami do Walimia. Tutaj dojechała do mnie część grupy, która i tak rozerwała się na podjazdach. Krajobrazy w dalszym ciągu piękne...




Z Walimia następna wspinaczka na Przełęcz Jugowską. Zaczęły się kolejne moje problemy, skurcze!!! I to konkretne. Obie nogi, łydki, uda. Było źle. Ale nie poddawałem się. Z zaciśniętymi zębami wjechałem do góry...


Nie była to jednak meta, a niespełna połowa trasy. W dalszym ciągu było ciężko. Nawet na zjeździe do Dzierżoniowa, gdzie mocniej depnąłem skurcze dawały o sobie znać. Na szczęście trochę na nogi postawiła mnie przerwa w drugim punkcie żywieniowym. Po pożywnej zupie, ruszyliśmy kompletną grupą dalej.  Zostało jeszcze trochę łagodniejszych podjazdów w rejonie Sobótki i Trzebnicy...


Jechałem, walczyłem. Powoli dochodziłem do siebie i czekałem, aż nadejdzie noc, bo nocą jeździ mi się lepiej. Na odcinku do Trzebnicy tempo grupy spadło, było już mniej chętnych do wyjścia na zmiany. Założenie zejścia w czasie poniżej 24 h zaczęło być wątpliwe. Dlatego na wyjeździe z Trzebnicy postanowiłem dać mocniejszą zmianę. O dziwo, nikt nie ruszył za mną. Stwierdziłem, że jadę sam swoim tempem. Zaczęło padać, na szczęście nie mocno. Do Kobylina cały czas było mokro. Na stacji benzynowej w Kobylinie minąłem się z moją grupą, która nadjechała, gdy ja w zasadzie już ruszałem dalej. Jechałem cały czas samotnie wyprzedzając pojedyncze osoby. W Śremie zrobiłem dosłownie 5-minutowy postój na stacji benzynowej i pognałem dalej, w stronę mety. Osiągnąłem ją o godzinie 7:18...


Cel został osiągnięty, udało się zejść poniżej doby!!!


Zmęczenie masakryczne, na Pięknym Zachodzie ujechałem się mniej. Po kilku minutach na mecie pojawili się Michał, Artur i Mateusz, którzy także urwali się grupie w Kobylinie i gonili mnie. Chciałbym podziękować całej grupie z którą startowałem za wspólną jazdę i współpracę na trasie. Było godnie!!! PozdRower :-)



  • DST 38.24km
  • Czas 01:09
  • VAVG 33.25km/h
  • VMAX 48.24km/h
  • Kalorie 1718kcal
  • Podjazdy 112m
  • Sprzęt Qba Pomykacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przedsobotni rozruch + testy

Piątek, 2 sierpnia 2019 · dodano: 07.08.2019 | Komentarze 0

W piątkowe późne popołudnie zjechałem do domu z urlopu, bowiem na sobotę miałem zaplanowany start w kolejnym ultramaratonie. Żeby było ciekawie na szosówce nie jeździłem miesiąc czasu (ostatni raz podczas wyjazdu na Hel). Powodem był oczywiście zacisk sztycy, o którym wspominałem we wcześniejszych wpisach. Element jest niedostępny nawet u producenta w Niemczech, co dla mnie jest karygodne (na przyszłość będę się tej marki wystrzegał jak ognia). Zmuszony zostałem, by działać na własną rękę i w związku z tym uszkodzony element wysłałem na południe Polski celem dorobienia nowego. Udało się wyrobić z czasem i kilka dni przed startem nowy element do mnie dojechał. Z uwagi na urlop nie miałem kiedy go przetestować, więc na szybko musiałem to zrobić dzień przed startem...


Nowy element wygląda solidnie. W stosunku do oryginału zostało zastosowane więcej materiału, co znacząco powinno przełożyć się na trwałość. Oprócz zacisku przetestowałem też nową oponę. Poprzednia uległa uszkodzeniu nadspodziewanie szybko. Nowa opona to Continental GP 5000, następca chwalonej GP 4000 IIs...


Krótki test wypadł pozytywnie. Po powrocie pozostało pakowanie klamotów, bowiem wyjazd na ultramaraton w sobotę wczesnym rankiem.

Kategoria Szosowo


  • DST 69.72km
  • Teren 2.50km
  • Czas 02:41
  • VAVG 25.98km/h
  • VMAX 43.89km/h
  • Kalorie 1107kcal
  • Podjazdy 247m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Niedziela, 28 lipca 2019 · dodano: 30.07.2019 | Komentarze 0

Rankiem do pracy najkrótszym wariantem z pominięciem DK15. Po pracy trochę na okrętkę. Zajrzałem też zobaczyć co słychać nad jeziorem Popielewskim...




  • DST 41.04km
  • Teren 8.50km
  • Czas 01:49
  • VAVG 22.59km/h
  • VMAX 33.30km/h
  • Kalorie 527kcal
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Sobota, 27 lipca 2019 · dodano: 30.07.2019 | Komentarze 0



  • DST 21.36km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 21.36km/h
  • VMAX 40.24km/h
  • Kalorie 248kcal
  • Podjazdy 91m
  • Sprzęt Zwęglony Stefek
  • Aktywność Jazda na rowerze

PKP Przewozy Regionale za nic mają klienta

Piątek, 26 lipca 2019 · dodano: 30.07.2019 | Komentarze 1

Tych kilometrów w zasadzie miało nie być, ale dzięki "uprzejmości" PKP Przewozy Regionalne musiały zostać przejechane. Jak już pisałem we wcześniejszym wpisie, wybrałem opcję powrotu z Wrocławia korzystając z usług tego przewoźnika między innymi z uwagi na fakt, że miałem bezpośredni dojazd do Trzemeszna (z przesiadką w Poznaniu). Już z Wrocławia skład wyruszył z kilkuminutowym opóźnieniem. Na trasie opóźnienie wzrosło nawet do 18 minut. Zgłosiłem obsłudze pociągu fakt, że w Poznaniu mam dosłownie 11 minut na przesiadkę. W międzyczasie okazało się, że także inni pasażerowie przesiadają się do tego samego pociągu. Generalnie obsługa pociągu trzy razy zgłaszała potrzebę przesiadki pasażerów w Poznaniu. Finalnie skład do Poznania dojechał z 15-minutowym opóźnieniem. Wysiadłem z pociągu i szybko przedostałem się z jednego peronu na drugi. I co? I to, że skład do Bydgoszczy sobie odjechał planowo, nie czekając zaledwie 10 minut na pasażerów, którzy zgłosili potrzebę przesiadki. A byli wśród nich także rodzice z dziećmi. Takie podejście do klienta mają PKP Przewozy Regionalne. Klient zapłacił, a my mamy go i tak w du*ie!!! Dodam, że tego dnia panowały 30-stopnowe upały. Pół biedy jeśli chodzi o mnie, ale w takiej samej sytuacji byli inni, w tym dzieci. Kolejny pociąg za blisko dwie godziny. Co w takiej sytuacji? Przecież trzeba się przy takich temperaturach nawadniać, trzeba w razie potrzeby skorzystać z toalety na dworcu. Pasażer musi wydać dodatkowe pieniądze, a i tak jedzie z opóźnieniem w trzy du*y. Rozumiem gdyby spóźnienie miało wynieść więcej niż pół godziny, ale 10 minut?!!! Czy to, aż tak dużo, by wywrócić do góry nogami połączenia w całej centralnej Polsce. Śmiem twierdzić, że te 10 minut skład do Bydgoszczy spokojnie byłby w stanie odrobić. No, ale jeśli ma się klienta w du*ie, to i jednej minuty się nie poczeka. Reasumując, zostałem w Poznaniu na dworcu pozostawiony sobie sam z problemem. Nie uśmiechało mi się czekać blisko dwie godziny na kolejny skład. Gdybym o tym fakcie wiedział, wybrałbym powrót z Wrocławia po godzinie 17 w dużo bardziej komfortowych warunkach. Ale jasnowidzem nie jestem. Zacząłem rozkminiać na poznańskim dworcu co robić dalej. Spojrzałem na tablicę odjazdów i dojrzałem, że za około pół godziny odjeżdża do Gniezna pociąg Kolei Wielkopolskich. Gdy skład stał już na peronie, postanowiłem wsiąść i porozmawiać z Panią konduktor. Wyjaśniłem sytuację w jakiej się znalazłem i zapytałem czy mogę dojechać do Gniezna mając bilet innego przewoźnika. Pani konduktor była bardzo uprzejma, zrozumiała mnie i bez wahania wyraziła zgodę na mój przejazd. I takie podejście do człowieka (nie tylko klienta) się rozumie. Podziękowałem oczywiście za zrozumienie i do Gniezna dojechałem już bez większych przygód, a z Gniezna do Trzemeszna pozostało dojechać rowerem. Powrót z Gniezna przez Jankowo Dolne, gdzie musiałem przebić się przez ścieżki z piachem, niczym w piaskownicy, a dalej przez Lulkowo...


Z Lulkowa przez Kozłówko i Rudki doejchałem do Trzemeszna. W domu zameldowałem się ponad 1,5 godziny później w stosunku dp planowanego powrotu.


  • DST 7.92km
  • Czas 00:24
  • VAVG 19.80km/h
  • VMAX 31.32km/h
  • Kalorie 101kcal
  • Podjazdy 17m
  • Sprzęt Zwęglony Stefek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd(owy) Wrocław

Piątek, 26 lipca 2019 · dodano: 30.07.2019 | Komentarze 0

Po wyrypie na trasie Trzemeszno - Wrocław przyszedł czas na lekki rozjazd i dojazd na dworzec PKP przez centrum Wrocławia...








Wstępnie planowałem powrót do Gniezna po godzinie 17 pociągiem InterCity, jednak z uwagi na rewelacyjny czas dojazdu postanowiłem wrócić pociągiem Regio o godzinie 14:55 prosto do Trzemeszna z przesiadką w Poznaniu. O przygodach związanych z PKP napiszę więcej w następnym wpisie. Krzychu z racji, że zakupił już wcześniej bilet przez neta na pociąg po godzinie 19 został we Wrocławiu dłużej. Mnie z racji upału nie uśmiechało się siedzieć w dużym, nagrzanym mieście.


  • DST 202.65km
  • Teren 3.00km
  • Czas 07:06
  • VAVG 28.54km/h
  • VMAX 50.04km/h
  • HRmax 171 ( 91%)
  • HRavg 138 ( 73%)
  • Kalorie 3894kcal
  • Podjazdy 729m
  • Sprzęt Zwęglony Stefek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na spontanie, na szerokich laczkach, do Wrocławia (Prababka w bonusie)

Piątek, 26 lipca 2019 · dodano: 27.07.2019 | Komentarze 2

Ten trip, to było istne, ale piękne szaleństwo. Zaczęło się od tego, że Krzychu w czwartek po południu rzucił temat wyjazdu na Dolny Śląsk. Termin? Piątek wczesny poranek. Pomyślałem czemu nie, tylko jak wszystko ogarnąć w tak krótkim czasie. Siedziałem w pracy na popołudniówce. Na dodatek pojechałem rowerem, więc z pracy do domu wróciłem około 22:30. Szybkie ogarnięcie się, kolacja, przygotowanie klamotów do wyjazdu, zgranie śladu gpx, ładowanie elektroniki, no i zrobiła się godzina 0:50. Pobudka o godzinie 3:20, śniadanie, spakowanie pozostałych rzeczy i o godzinie 4:30 ruszyłem w trasę. Na wyjeździe z miasta czekał już Krzychu i dalej we dwójkę mknęliśmy na podbój Dolnego Śląska. Krzychu jechał rowerem szosowym, a ja MTB. Szosówkę mam na ten czas uziemioną. Poranek był rześki, ale wiatr od początku pomagał. Prędkość przelotowa oscylowała w granicach 30 km/h. Mknęliśmy przez Witkowo, Strzałkowo, Słupcę, Zagórów, Gizałki. W Gizałkach zrobiliśmy pierwszy pit-stop. Lokalna stacja benzynowa nie oferowała nic ciepłego, więc pozostało zjeść kanapkę z kurczakiem, batonika. Uzupełniłem cukry colą i ruszyliśmy dalej. Przejechaliśmy Kotlin i obraliśmy kierunek Trzemeszno. Oczywiście nie to nasze, zamieszkiwane Trzemeszno, a malutką wieś w powiecie krotoszyńskim...




Po kolejnych trzydziestu minutach zameldowaliśmy się w Krotoszynie. Tam postanowiliśmy zrobić przerwę na drugie śniadanie u Amerykańskiego Donalda :D Posileni mogliśmy kręcić dalej. Odcinek Krotoszyn - Zduny, to jazda po pięknej DDR-ce...


Nawet przejazdy przez jezdnię były idealnie równe. Chciałoby się, żeby każda ścieżka tak wyglądała. Do Milicza dotarliśmy sprawnie, wciąż utrzymując dobre tempo. Tam zrobiliśmy postój na uzupełnienie płynów, bowiem słońce dawało już trochę popalić. Z Milicza do Pęciszowa trochę jazdy po DK 15. Od Pęciszowa natomiast kręciliśmy w przyjemnym otoczeniu lasu, ale i z każdym kilometrem robiło się coraz bardziej stromo. Do wzniesienia Prababka było coraz bliżej. Nadszedł w końcu podjazd o nachyleniu 14%. Muszę przyznać, że po wyjechaniu zza zakrętu wyglądał efektownie. Trochę depnięcia w korbę i byliśmy na górze...


Widoki mieliśmy bardzo przyjemne...






Po wysiłku związanym z kręceniem pod górę, kilka kolejnych kilometrów było dużo łatwiejsze. Łagodny zjazd w stronę Wrocławia. Na jednym ze zjazdów szło zaobserwować nawet pasma górskie na granicy Polski i Czech...


We Wrocławiu zameldowaliśmy się o godzinie 14:00. Jeśli wziąć pod uwagę, że jechałem rowerem MTB, to czas należy uznać za rewelacyjny...


Podsumowując, to śmiało mogę stwierdzić, że była to jedna z lepszych wypraw w ostatnim czasie. Mimo, że był to totalny spontan, to wszystko inne zgrało się idealnie. I oby był to dobry prognostyk na przyszłość. Krzychu, jeszcze raz dzięki za wspólną jazdę ;-)