
Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===













Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Październik8 - 0
- 2024, Wrzesień14 - 0
- 2024, Sierpień17 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
- DST 417.96km
- Teren 20.00km
- Czas 18:24
- VAVG 22.72km/h
- VMAX 76.50km/h
- Kalorie 13832kcal
- Podjazdy 1776m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Przez Bory Tucholskie i Kaszuby na początek Polski :-)
Poniedziałek, 6 sierpnia 2018 · dodano: 12.08.2018 | Komentarze 5
Poniedziałek i wtorek były dla mnie ostatnimi dniami urlopu. Z racji dwutygodniowego wyjazdu z rodziną, trochę nie było kiedy ruszyć z wyprawą nad morze. W niedzielę przeanalizowałem prognozy pogody i stwierdziłem, że pojadę, gdyż kolejny termin z uwagi na pracę mógł być później niemożliwy. Od rana zorganizowałem się ze wszystkim i po godzinie 16 mogłem ruszyć w trasę. Czasu na planowanie trasy nie miałem, więc na tapetę wziąłem ubiegłoroczny ślad, który minimalnie zamierzałem korygować po drodze. Pierwszy etap trasy, to dojazd do Bydgoszczy standardowo przez Barcin...

Z Barcina przez Łabiszyn ruchliwą o tej porze drogą 254 dotarłem na peryferia Bydgoszczy. W Stryszku jednak widnieje zakaz jazdy dla rowerzystów po DK 5. O ile w poprzednich latach pod osłoną nocy się nią jeździło, to teraz za dnia nie chciałem ryzykować i skorygowałem ten fragment trasy. Pojechałem serwisówką wzdłuż drogi ekspresowej, a następnie przyjemną ścieżką rowerową przez las i miejscowość Trzciniec dotarłem do ulicy Szubińskiej w Bydgoszczy. Miejskimi ścieżkami rowerowymi sprawnie dostałem się do centrum miasta, gdzie zajrzałem na Wyspę Młyńską...

Po drodze mogłem obserwować okazały kościół św. Andrzeja Boboli...

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, a dłuższą przerwę zrobiłem na stacji benzynowej przy wylocie z Bydgoszczy. Miasto opuściłem tradycyjnie już ścieżką na Myślęcinku. Za każdym razem, gdy nią jechałem była totalnie pusta, ale to było w nocy. Tym razem jednak przy wieczorowej porze były tam tłumy ludzi aktywnie spędzających czas, od rowerów przez rolki, na deskorolkach kończąc. Kolejne kilometry były już jednak z dala od ludzi. Z początku jechałem jeszcze przez jakieś cywilizacje typu Kotomierz, Serock i Świekatowo, ale dalej były już same lasy. Jeszcze w Serocku założyłem długi rękaw, bowiem temperatura zaczęła dość szybko spadać. Wtedy było jeszcze znośnie. Koszmar rozpoczął się około godziny 23, gdy jechałem przez Bory Tucholskie. O ile byłem mentalnie przygotowany na samotną jazdę przez całą nockę, o tyle zaskakująco niska temperatura powietrza zasiała sporo zamętu w mojej głowie. Do godziny 5 rano kręciłem w temperaturze 9-10°C (prognozy mówiły o 15°C). W międzyczasie zrobiłem dwa krótkie postoje na konsumpcję. Zimno doskwierało coraz bardziej. Do tego stopnia, że momentami, aż mną dygotało. Owszem, mogłem kręcić szybciej, bardziej energicznie, ale wtedy miałbym obawy, czy uda mi się dotrzeć nad nasze polskie morze, nim opadnę z sił. Sytuacja zaczęła się poprawiać, gdy dotarłem na Kaszuby. W okolicach Szymbarku zaczęło świtać, więc zaczęły pojawiać się przyjemne widoki na horyzoncie...

Skoro pojawiły się przyjemne widoki, to i poprawił się nastrój. Głowa zaczęła inaczej pracować, a z racji wschodzącego słońca i temperatura powoli podnosić. Po zjeździe na dół z Szymbarku trafiłem na przyjemną, zamgloną łączkę, a na niej klacz i źrebię...

Po chwili mogłem się już delektować widokami na różne zakamarki jeziora Ostrzyckiego...

W okolicy przepływa też rzeka Radunia...

W Ostrzycach rozlega się kolejny, przyjemny widok na jezioro Ostrzyckie...

Następnie trochę jazdy w górę i z punktu widokowego mogłem popatrzeć na kaszubskie wzniesienia z Wieżycą w tle...

Po kolejnych kilkunastu minutach nastąpił upragniony postój na stacji benzynowej, która była pierwszą od granic Bydgoszczy. Jest to niestety wada tej trasy. Jedzie się przez 170 km i po drodze nie ma żadnej stacji benzynowej, czy sklepu całodobowego. Wiedziałem o tym i byłem odpowiednio zaopatrzony, jednak niska temperatura spowodowała, że gorąca kawa była bardzo pożądana. Dwa batoniki i gorąca kawa postawiły mnie na nogi i od tego momentu jazda była już czystą przyjemnością. Szybko przemknąłem przez Kartuzy i śmigałem po kaszubskich górkach. Przejechałem przez Łebno, Barłomino, Luzino i przeciąłem DK 6. W okolicach Zamostnego trafił się zamknięty odcinek remontowanej drogi, ale na MTB bez problemu pokonałem tę przeszkodę. W Rybnie czekał mnie podjazd o nachyleniu 10%, który sprawnie pokonałem i po chwili byłem pod wieżą widokową "Morskie Oko" w rejonie Gniewina...

Wejście na wieżę sobie odpuściłem, gdyż byłem na niej w roku ubiegłym. Postanowiłem za to zajrzeć do Gniewina, jadąc taką przyjemną drogą...

Z Gniewina przez Strzebielinko wróciłem w rejon wieży widokowej i dalej zjechałem nad jezioro Żarnowieckie. W ubiegłym roku zjazd był po nielegalnym terenie należącym do elektrowni. Tym razem wybrałem wariant w pełni legalny po drodze publicznej i opłaciło się. Otóż pobiłem rekord prędkości, który od teraz wynosi 76,5 km/h!!! :-) Dla odmiany w tym roku wybrałem wariant jazdy wzdłuż zachodniego brzegu jeziora Żarnowieckiego...

Wzdłuż jeziora jechało się przyjemnie, jednak czekał na mnie kolejny stromy podjazd, by dotrzeć do Wierzchucina. W drodze do Żarnowca mogłem popatrzeć jak śmiałkowie ruszają na spływ kajakowy Piaśnicą...

Z Żarnowca pomknąłem do Krokowej, skąd trasą rowerową powstałą na nasypie nieczynnej linii kolejowej dotarłem do Łebcza. W Łebczu opuściłem trasę rowerową i przez Mieroszyno dojechałem do Jastrzębiej Góry, gdzie mieści się najdalej na północ wysunięty skrawek lądu Rzeczpospolitej Polskiej...

Tu rzecz jasna ujrzałem pierwszy raz tego dnia morze...

Ale nie to miejsce było ostatnim celem mojej wyprawy. Kręciłem dalej, po drodze zaglądając w Rozewiu pod latarnię morską...

We Władysławowie uzupełniłem zapasy wody w bidonach, cukru w organizmie i ruszyłem dalej. Pierwszy raz w życiu jechałem rowerem po Półwyspie Helskim. Pamiętam tylko, jak za dziecka byłem z wujkiem na jednodniowej wycieczce na półwysep. Poza tym wcześniej mnie w tym miejscu nie było. Na wyjeździe z Władysławowa ruch rowerowy odbywa się po ścieżce rowerowej, która jest średniej jakości, nie wspominając o natężeniu ruchu. Jest to w zasadzie jedyna alternatywa, jeśli nie chce ryzykować się mandatem za jazdę po drodze publicznej. Będąc na Półwyspie Helskim mamy dostęp zarówno do morza otwartego, jak i Zatoki Puckiej. Na zatoce sporo ludzi czerpiących radość z pływania na desce, co jest tam normą...

Minąłem Chałupy, Kuźnicę, Jastarnię, Juratę i dotarłem do upragnionego Helu, celu mojej wyprawy...

Na Helu obowiązkowo wizyta na Cyplu Helskim...

Przyjemną promenadą wzdłuż plaży dotarłem do miejsca, które informuje, że tu jest "początek Polski"...

Pojechałem też rzucić okiem na latarnię morską...

Na koniec obowiązkowo wjechałem na plażę, gdzie nie mogłem odmówić sobie kąpieli w Bałtyku. Tak ciepłej wody w naszym, polskim morzu, to nigdy wcześniej nie uświadczyłem. Po kąpieli wyłożyłem się na ręczniku i delektowałem się złocistym trunkiem z plażowego baru...

Wyprawę na Hel zakończyłem z rekordowym dla mnie wynikiem 417,96 km, które pokonałem w 18 godzin i 24 minuty. Łącznie z postojami zajęło mi to 22 godziny i 49 minut. Cel osiągnięty w 100%, bowiem założeniem było zmieścić się w jednej dobie. Miałem na trasie chwilę zwątpienia z uwagi niespodziewane ochłodzenie w nocy, ale poza tym cały dystans pokonałem bez większego kryzysu. Tym akcentem kończę definitywnie tegoroczny urlop letni. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Czas wracać do pracy. Na zakończenie standardowo podgląd na trasę, którą pokonałem :-)

Z Barcina przez Łabiszyn ruchliwą o tej porze drogą 254 dotarłem na peryferia Bydgoszczy. W Stryszku jednak widnieje zakaz jazdy dla rowerzystów po DK 5. O ile w poprzednich latach pod osłoną nocy się nią jeździło, to teraz za dnia nie chciałem ryzykować i skorygowałem ten fragment trasy. Pojechałem serwisówką wzdłuż drogi ekspresowej, a następnie przyjemną ścieżką rowerową przez las i miejscowość Trzciniec dotarłem do ulicy Szubińskiej w Bydgoszczy. Miejskimi ścieżkami rowerowymi sprawnie dostałem się do centrum miasta, gdzie zajrzałem na Wyspę Młyńską...

Po drodze mogłem obserwować okazały kościół św. Andrzeja Boboli...

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, a dłuższą przerwę zrobiłem na stacji benzynowej przy wylocie z Bydgoszczy. Miasto opuściłem tradycyjnie już ścieżką na Myślęcinku. Za każdym razem, gdy nią jechałem była totalnie pusta, ale to było w nocy. Tym razem jednak przy wieczorowej porze były tam tłumy ludzi aktywnie spędzających czas, od rowerów przez rolki, na deskorolkach kończąc. Kolejne kilometry były już jednak z dala od ludzi. Z początku jechałem jeszcze przez jakieś cywilizacje typu Kotomierz, Serock i Świekatowo, ale dalej były już same lasy. Jeszcze w Serocku założyłem długi rękaw, bowiem temperatura zaczęła dość szybko spadać. Wtedy było jeszcze znośnie. Koszmar rozpoczął się około godziny 23, gdy jechałem przez Bory Tucholskie. O ile byłem mentalnie przygotowany na samotną jazdę przez całą nockę, o tyle zaskakująco niska temperatura powietrza zasiała sporo zamętu w mojej głowie. Do godziny 5 rano kręciłem w temperaturze 9-10°C (prognozy mówiły o 15°C). W międzyczasie zrobiłem dwa krótkie postoje na konsumpcję. Zimno doskwierało coraz bardziej. Do tego stopnia, że momentami, aż mną dygotało. Owszem, mogłem kręcić szybciej, bardziej energicznie, ale wtedy miałbym obawy, czy uda mi się dotrzeć nad nasze polskie morze, nim opadnę z sił. Sytuacja zaczęła się poprawiać, gdy dotarłem na Kaszuby. W okolicach Szymbarku zaczęło świtać, więc zaczęły pojawiać się przyjemne widoki na horyzoncie...

Skoro pojawiły się przyjemne widoki, to i poprawił się nastrój. Głowa zaczęła inaczej pracować, a z racji wschodzącego słońca i temperatura powoli podnosić. Po zjeździe na dół z Szymbarku trafiłem na przyjemną, zamgloną łączkę, a na niej klacz i źrebię...

Po chwili mogłem się już delektować widokami na różne zakamarki jeziora Ostrzyckiego...

W okolicy przepływa też rzeka Radunia...

W Ostrzycach rozlega się kolejny, przyjemny widok na jezioro Ostrzyckie...

Następnie trochę jazdy w górę i z punktu widokowego mogłem popatrzeć na kaszubskie wzniesienia z Wieżycą w tle...

Po kolejnych kilkunastu minutach nastąpił upragniony postój na stacji benzynowej, która była pierwszą od granic Bydgoszczy. Jest to niestety wada tej trasy. Jedzie się przez 170 km i po drodze nie ma żadnej stacji benzynowej, czy sklepu całodobowego. Wiedziałem o tym i byłem odpowiednio zaopatrzony, jednak niska temperatura spowodowała, że gorąca kawa była bardzo pożądana. Dwa batoniki i gorąca kawa postawiły mnie na nogi i od tego momentu jazda była już czystą przyjemnością. Szybko przemknąłem przez Kartuzy i śmigałem po kaszubskich górkach. Przejechałem przez Łebno, Barłomino, Luzino i przeciąłem DK 6. W okolicach Zamostnego trafił się zamknięty odcinek remontowanej drogi, ale na MTB bez problemu pokonałem tę przeszkodę. W Rybnie czekał mnie podjazd o nachyleniu 10%, który sprawnie pokonałem i po chwili byłem pod wieżą widokową "Morskie Oko" w rejonie Gniewina...

Wejście na wieżę sobie odpuściłem, gdyż byłem na niej w roku ubiegłym. Postanowiłem za to zajrzeć do Gniewina, jadąc taką przyjemną drogą...

Z Gniewina przez Strzebielinko wróciłem w rejon wieży widokowej i dalej zjechałem nad jezioro Żarnowieckie. W ubiegłym roku zjazd był po nielegalnym terenie należącym do elektrowni. Tym razem wybrałem wariant w pełni legalny po drodze publicznej i opłaciło się. Otóż pobiłem rekord prędkości, który od teraz wynosi 76,5 km/h!!! :-) Dla odmiany w tym roku wybrałem wariant jazdy wzdłuż zachodniego brzegu jeziora Żarnowieckiego...

Wzdłuż jeziora jechało się przyjemnie, jednak czekał na mnie kolejny stromy podjazd, by dotrzeć do Wierzchucina. W drodze do Żarnowca mogłem popatrzeć jak śmiałkowie ruszają na spływ kajakowy Piaśnicą...

Z Żarnowca pomknąłem do Krokowej, skąd trasą rowerową powstałą na nasypie nieczynnej linii kolejowej dotarłem do Łebcza. W Łebczu opuściłem trasę rowerową i przez Mieroszyno dojechałem do Jastrzębiej Góry, gdzie mieści się najdalej na północ wysunięty skrawek lądu Rzeczpospolitej Polskiej...

Tu rzecz jasna ujrzałem pierwszy raz tego dnia morze...

Ale nie to miejsce było ostatnim celem mojej wyprawy. Kręciłem dalej, po drodze zaglądając w Rozewiu pod latarnię morską...

We Władysławowie uzupełniłem zapasy wody w bidonach, cukru w organizmie i ruszyłem dalej. Pierwszy raz w życiu jechałem rowerem po Półwyspie Helskim. Pamiętam tylko, jak za dziecka byłem z wujkiem na jednodniowej wycieczce na półwysep. Poza tym wcześniej mnie w tym miejscu nie było. Na wyjeździe z Władysławowa ruch rowerowy odbywa się po ścieżce rowerowej, która jest średniej jakości, nie wspominając o natężeniu ruchu. Jest to w zasadzie jedyna alternatywa, jeśli nie chce ryzykować się mandatem za jazdę po drodze publicznej. Będąc na Półwyspie Helskim mamy dostęp zarówno do morza otwartego, jak i Zatoki Puckiej. Na zatoce sporo ludzi czerpiących radość z pływania na desce, co jest tam normą...

Minąłem Chałupy, Kuźnicę, Jastarnię, Juratę i dotarłem do upragnionego Helu, celu mojej wyprawy...

Na Helu obowiązkowo wizyta na Cyplu Helskim...

Przyjemną promenadą wzdłuż plaży dotarłem do miejsca, które informuje, że tu jest "początek Polski"...

Pojechałem też rzucić okiem na latarnię morską...

Na koniec obowiązkowo wjechałem na plażę, gdzie nie mogłem odmówić sobie kąpieli w Bałtyku. Tak ciepłej wody w naszym, polskim morzu, to nigdy wcześniej nie uświadczyłem. Po kąpieli wyłożyłem się na ręczniku i delektowałem się złocistym trunkiem z plażowego baru...

Wyprawę na Hel zakończyłem z rekordowym dla mnie wynikiem 417,96 km, które pokonałem w 18 godzin i 24 minuty. Łącznie z postojami zajęło mi to 22 godziny i 49 minut. Cel osiągnięty w 100%, bowiem założeniem było zmieścić się w jednej dobie. Miałem na trasie chwilę zwątpienia z uwagi niespodziewane ochłodzenie w nocy, ale poza tym cały dystans pokonałem bez większego kryzysu. Tym akcentem kończę definitywnie tegoroczny urlop letni. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Czas wracać do pracy. Na zakończenie standardowo podgląd na trasę, którą pokonałem :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 300-kilometrowe
- DST 75.97km
- Czas 02:38
- VAVG 28.85km/h
- VMAX 43.40km/h
- Kalorie 2999kcal
- Podjazdy 243m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Poranny spacer po ziemi pałuckiej
Niedziela, 5 sierpnia 2018 · dodano: 10.08.2018 | Komentarze 2
W niedzielny poranek razem z Grzegorzem wybraliśmy się pokręcić szosowo po ziemi pałuckiej. Najpierw przez Jastrzębowo dotarliśmy na Gołąbki...

Następnie przez Oćwiekę i Gąsawę pojechaliśmy do Biskupina...

Z Biskupina obraliśmy kurs na Wenecję. Po drodze chwilowy pit-stop na przejeździe kolejowym, z uwagi na przejazd wąskotorówki...

Po kilku minutach dotarliśmy do Wenecji...

Skoro Wenecja, to oczywiście okiem trzeba było rzucić na muzeum kolei...

Po drugiej stronie torowiska znajdują się ruiny zamku obronnego w XIV wieku...

Z Wenecji przez Godawy, Szelejewo, Gościeszyn, Jastrzębowo i Niewolno wróciliśmy do Trzemeszna. Wyszło przyjemne siedem dyszek :-)

Następnie przez Oćwiekę i Gąsawę pojechaliśmy do Biskupina...

Z Biskupina obraliśmy kurs na Wenecję. Po drodze chwilowy pit-stop na przejeździe kolejowym, z uwagi na przejazd wąskotorówki...

Po kilku minutach dotarliśmy do Wenecji...

Skoro Wenecja, to oczywiście okiem trzeba było rzucić na muzeum kolei...

Po drugiej stronie torowiska znajdują się ruiny zamku obronnego w XIV wieku...

Z Wenecji przez Godawy, Szelejewo, Gościeszyn, Jastrzębowo i Niewolno wróciliśmy do Trzemeszna. Wyszło przyjemne siedem dyszek :-)
Kategoria Szosowo
- DST 16.83km
- Teren 13.00km
- Czas 00:53
- VAVG 19.05km/h
- VMAX 30.90km/h
- Kalorie 476kcal
- Podjazdy 105m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 9/9 - po wyschniętym jeziorze
Sobota, 4 sierpnia 2018 · dodano: 09.08.2018 | Komentarze 3
Ostatni dzień urlopowego pobytu w Przyjezierzu, więc i ostatni urlopowy trip. Wcześniej zrobiłem sobie dwa dni przerwy od roweru, bo postanowiłem nieco odespać. W końcu urlop, to nie tylko jazda na rowerze. Ostatni trip nie miał być długi, ale z konkretnym celem. Otóż postanowiłem dotrzeć do wyschniętej części jeziora Ostrowskiego. Kilkanaście lat temu można było spokojnie przepłynąć z jednej części jeziora na drugą, jednak w wyniku wysychania powstały dwa osobne akweny. Wyjechałem przed śniadaniem w kierunku Ostrowa i wbiłem się do lasu, mając nadzieję, że któraś z leśnych ścieżek doprowadzi mnie do celu. Jechałem w głąb lasu, ścieżki były coraz mniej uczęszczane, aż dojechałem do jeziora...

Była to ta druga część jeziora, bardziej spokojna, gdzie nie ma strzeżonego kąpieliska. Zawróciłem, więc i szukałem innej drogi. Trafiłem w końcu na ścieżkę, która dobrze rokowała. Przejechałem przez wysoką trawę i mym oczom ukazał się kolejny fragment jeziora...

Ogólnie w tym miejscu cichutko i spokojnie. Na całym jeziorze widziałem tylko jednego wędkarza na łodzi...

Wiedziałem, że jestem krok od celu. Rozejrzałem się i zauważyłem ambonę, jednak by się do niej dostać musiałem przejechać przez mocno zarośniętą ścieżkę...

Przeprawa się udała i mogłem wbić się do góry. Stamtąd szło dostrzec obie, podzielone części jeziora. Najpierw widok w kierunku części aktywnie użytkowanej przez ludzi...

A następnie część użytkowana przez niewielu, głównie wędkarzy...

Dzięki widokowi z góry mogłem zorientować się dokładniej, w której części jezioro tworzyło całość kilkanaście lat temu. Okazało się, że tam gdzie wyjechałem z lasu przez trawę, gdzieś obok musi znajdować się wyschnięta część. Wróciłem przez zarośla i już bez problemu trafiłem. W chwili obecnej wygląda to tak...

Widać po obu stronach małe zbocza, a między nimi kiedyś znajdowała się woda. Teraz bez problemu można poruszać się tu pieszo, bądź rowerem. Przejechałem kilkadziesiąt metrów i ujrzałem w okazałości jezioro z plażą w Przyjezierzu na jego drugim końcu...

Ogólnie byłem przerażony widokiem, ile wody na około ubyło i jak niski jest jej stan sporo metrów od brzegu. Widać to dokładnie na zdjęciu po barwie wody. Kilka kolejnych lat i jezioro znów będzie mniejsze. Smutne, ale prawdziwe i póki odkrywki w rejonie Konina będą działały, to degradacja jeziora będzie postępować. Po eksploracji wyschniętej części wróciłem do Przyjezierza, gdzie spędziłem ostatnie godziny urlopowego wyjazdu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o tegoroczne wakacje.

Była to ta druga część jeziora, bardziej spokojna, gdzie nie ma strzeżonego kąpieliska. Zawróciłem, więc i szukałem innej drogi. Trafiłem w końcu na ścieżkę, która dobrze rokowała. Przejechałem przez wysoką trawę i mym oczom ukazał się kolejny fragment jeziora...

Ogólnie w tym miejscu cichutko i spokojnie. Na całym jeziorze widziałem tylko jednego wędkarza na łodzi...

Wiedziałem, że jestem krok od celu. Rozejrzałem się i zauważyłem ambonę, jednak by się do niej dostać musiałem przejechać przez mocno zarośniętą ścieżkę...

Przeprawa się udała i mogłem wbić się do góry. Stamtąd szło dostrzec obie, podzielone części jeziora. Najpierw widok w kierunku części aktywnie użytkowanej przez ludzi...

A następnie część użytkowana przez niewielu, głównie wędkarzy...

Dzięki widokowi z góry mogłem zorientować się dokładniej, w której części jezioro tworzyło całość kilkanaście lat temu. Okazało się, że tam gdzie wyjechałem z lasu przez trawę, gdzieś obok musi znajdować się wyschnięta część. Wróciłem przez zarośla i już bez problemu trafiłem. W chwili obecnej wygląda to tak...

Widać po obu stronach małe zbocza, a między nimi kiedyś znajdowała się woda. Teraz bez problemu można poruszać się tu pieszo, bądź rowerem. Przejechałem kilkadziesiąt metrów i ujrzałem w okazałości jezioro z plażą w Przyjezierzu na jego drugim końcu...

Ogólnie byłem przerażony widokiem, ile wody na około ubyło i jak niski jest jej stan sporo metrów od brzegu. Widać to dokładnie na zdjęciu po barwie wody. Kilka kolejnych lat i jezioro znów będzie mniejsze. Smutne, ale prawdziwe i póki odkrywki w rejonie Konina będą działały, to degradacja jeziora będzie postępować. Po eksploracji wyschniętej części wróciłem do Przyjezierza, gdzie spędziłem ostatnie godziny urlopowego wyjazdu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o tegoroczne wakacje.
- DST 30.12km
- Teren 23.00km
- Czas 01:19
- VAVG 22.88km/h
- VMAX 37.30km/h
- Kalorie 961kcal
- Podjazdy 165m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 8/9 - wokół jeziora Ostrowskiego
Środa, 1 sierpnia 2018 · dodano: 09.08.2018 | Komentarze 1
Kolejny dzień urlopu i kolejny trip. Na ten dzień zaplanowałem objechanie jeziora Ostrowskiego na około. Z Przyjezierza ruszyłem lasem w kierunku Wysokich Mostów. Tam wbiłem się w las nieco głębiej licząc na ciekawe widoki na jezioro, jednak nic bardziej mylnego. Coraz to bardziej zarośnięte ścieżki i gęste zarośla zmusiły mnie, do odpuszczenia eksploracji wschodniego brzegu jeziora. Nie zrażając się tym pomknąłem dalej przez Mlecze, w kierunku Kosakowa. Tam ponownie wbiłem się w las licząc na ciekawe widoki. Jednak i zachodnia strona jeziora jest ciężko dostępna. Jezioro co prawda ujrzałem, ale przez zarośla...

Następnie trochę jazdy lasem i między polami i dotarłem do Bielska. Przejechałem miejscowość i ponownie skierowałem się do lasu. Na wysokości Ostrowa trafiłem na mały fragment z dostępem do jeziora...

Dalej dojechałem do Ostrowa, gdzie kończy się zachodni brzeg jeziora i kontynuowałem jazdę wzdłuż wschodniego brzegu. Tutaj jednak sporo prywatnych działek spowodowało, że postanowiłem lasem pomknąć w stronę Przyjezierza. Generalnie liczyłem na więcej, jeśli chodzi o atrakcje widokowe podczas tego tripa, ale linia brzegowa jest trudno dostępna, więc trzeba było zadowolić się tym co jest. Niemniej, miałem w zanadrzu jeszcze jedno miejsce, do którego chciałem się dostać, jednak to cel na osobny wypad :-P

Następnie trochę jazdy lasem i między polami i dotarłem do Bielska. Przejechałem miejscowość i ponownie skierowałem się do lasu. Na wysokości Ostrowa trafiłem na mały fragment z dostępem do jeziora...

Dalej dojechałem do Ostrowa, gdzie kończy się zachodni brzeg jeziora i kontynuowałem jazdę wzdłuż wschodniego brzegu. Tutaj jednak sporo prywatnych działek spowodowało, że postanowiłem lasem pomknąć w stronę Przyjezierza. Generalnie liczyłem na więcej, jeśli chodzi o atrakcje widokowe podczas tego tripa, ale linia brzegowa jest trudno dostępna, więc trzeba było zadowolić się tym co jest. Niemniej, miałem w zanadrzu jeszcze jedno miejsce, do którego chciałem się dostać, jednak to cel na osobny wypad :-P
- DST 55.72km
- Teren 5.50km
- Czas 02:17
- VAVG 24.40km/h
- VMAX 39.10km/h
- Kalorie 1885kcal
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 7/9 - 2000 km w miesiącu, czyli tyle co na północną Saharę :-)
Wtorek, 31 lipca 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 3
Ostatni dzień lipca i kolejny dzień urlopu, ale dla mnie dzień szczególny. Tak sobie knułem plan, gdzie pojechać i przeglądając mapę wpadła mi w oko pewna wioska, o czym za moment. Z Przyjezierza ruszyłem w kierunku północno-zachodnim, jadąc przez Gębice i Kwieciszewo. Z Kwieciszewa miałem już bardzo blisko do Kunowa, gdzie znajduje się nieczynny most kolejowy...

Na most nie wjeżdżałem, bowiem tory są mocno zarośnięte. Byłem w tym miejscu już kilka razy i zawsze jakoś dało się przejechać, ale teraz musiałbym mieć chyba ze sobą kosę. Z Kunowa pojechałem do Szczeglina. W kierunku Mogilna rozlegał się przyjemny widok, a w tle można było zaobserwować starą wieżę ciśnień...

Jadąc dalej dotarłem do Dąbrówki, by po kilkuset metrach wbić się do lasu. O ile w lesie droga była całkiem przyzwoita, o tyle po wyjeździe z niego trzeba było przebijać się przez trawę pokrytą poranną rosą...

Tym sposobem dotarłem do wioski o wymownej nazwie Sahara. Dlaczego tam mnie koła zaprowadziły? A no dlatego, że w lipcu udało mi się wykręcić ponad 2000 km, a to mniej więcej tyle, co na północną część pustyni Sahara...

Szkoda, że nie ma tam tablicy z nazwą miejscowości, ale uwieczniłem to chociaż za pomocą śladu GPS :-D Swoją drogą nie przypuszczałem, że uda mi się kiedyś wykręcić taką liczbę kilometrów w jednym miesiącu. Niemniej, jest to dla mnie rekord, który coś mi się zdaje, że już nie zostanie pobity. Chyba, że na emeryturze, gdy będę miał więcej czasu :-D Z Sahary pojechałem do Strzelna drogą nr 255 przejeżdżając między jeziorami: Bronisławskim i Pakoskim...

Ze Strzelna prosto do Miradza, a stamtąd przyjemnym lasem do Przyjezierza. Tym sposobem w pełni zadowolony mogłem udać się z rodziną plażować i korzystać z pięknej pogody, a wieczorkiem złotym trunkiem uczcić pokonanie bariery 2000 km w miesiącu :-)
- DST 110.06km
- Teren 1.00km
- Czas 03:39
- VAVG 30.15km/h
- VMAX 45.70km/h
- Kalorie 4474kcal
- Podjazdy 395m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosowy przerywnik
Poniedziałek, 30 lipca 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 1
Krótka przerwa w urlopie, a że był czas od rana, to wskoczyłem na szosówkę nieco pokręcić. Z Trzemeszna przez Gołąbki i Gąsawę dotarłem do Żnina...

Ze Żnina pojechałem do Damasławka drogą nr 251. Pechowo trafiłem tam na konkretny remont drogi na całej jej długości. Remonty są prowadzone na kilku odcinkach i ruch jest wahadłowy. W związku z tym jazda z uwagi na częste postoje stała się mniej przyjemna...

Na szczęście od Damasławka jazda była już płynniejsza, więc sprawnie dotarłem do Rogowa. Tam na przedmieściach, wśród szczątków lasu zrobiłem krótką przerwę...

Z Rogowa przez Lubcz i Ochodzę dotarłem do Trzemeszna, gdzie zrobiłem małą rundkę przez miasto. Skwer na pl. św. Wojciecha pięknieje z dnia na dzień...

Tym sposobem wyszedł mały, szosowy przerywnik, zarówno od jazdy rowerem MTB, jak i od płynnej jazdy na odcinku Żnin - Damasławek. Czas wracać ponownie nad jezioro i się urlopować :-)
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 67.13km
- Teren 11.00km
- Czas 02:31
- VAVG 26.67km/h
- VMAX 35.60km/h
- Kalorie 2371kcal
- Podjazdy 244m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 6/9 - Ślesin i Kanał Ślesiński
Niedziela, 29 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 5
Plan na niedzielę zakładał jazdę w rejony podkonińskie, a dokładniej do Ślesina. Przez Wójcin dotarłem do miejscowości o ciekawej nazwie...

Nie trzeba jechać daleko, by znaleźć się w "górach" :-D Jadąc dalej mogłem obserwować na dalekim horyzoncie kominy elektrowni na Pątnowie...

Przez Ostrowąż dotarłem do Ślesina i od razu skierowałem się nad jezioro Ślesińskie...

Dalej poruszałem się przyjemną drogą wzdłuż jeziora, mając od czasu do czasu przyjemne widoki...

Po kilku kolejnych minutach jazdy, byłem nad kanałem zrzutowym zespołu elektrowni Pątnów - Adamów...

W rejonie Żółwieńca przejechałem na drugą stronę Kanału Ślesińskiego...

Tam pomyliłem drogę skręcając nie w tą ścieżkę. Na szczęście szybko się zorientowałem i nie musiałem dużo nadrabiać. Polnymi duktami dotarłem do Koszewa, gdzie znajduje się śluza na kanale...

Stamtąd kierowałem się w kierunku Skulska, początkowo jadąc jeszcze wzdłuż Kanału Ślesińskiego. Przejeżdżałem przez miejscowość o kolejnej ciekawej nazwie...

Niestety czekolady nigdzie nie znalazłem :-D Po kilku kolejnych minutach dotarłem do Skulska, a stamtąd przez Wolę Kożuchowską i Wójcin wróciłem do Przyjezierza. Przy okazji tego tripa zrodził się plan na kolejny, dłuższy. Być może nie uda się go zrealizować w tym roku, ale w przyszłym będzie jednym z priorytetowych :-)
- DST 70.94km
- Teren 22.00km
- Czas 02:47
- VAVG 25.49km/h
- VMAX 38.10km/h
- Kalorie 2356kcal
- Podjazdy 310m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 5/9 - Miradz, a następnie w rejonie pięciu jezior
Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 06.08.2018 | Komentarze 1
Na sobotę nakreśliłem sobie mały plan na tripa. Najpierw pojechałem do Miradza rzucić okiem na ścieżkę przyrodniczo - dydaktyczną...

Po drodze przejeżdżałem przez przyjemny mostek...

Poza tym ścieżka nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Tematyka ścieżki jest ogólna, nie tak jak nasza pobliska "Gąsawka". Ale dobrze, że takie miejsca powstają, bo są miejscem odwiedzin szkolnych wycieczek. Na końcu ścieżki znajduje się kapliczka św. Huberta...

Po objechaniu ścieżki w Miardzu, ruszyłem kierunku głównego celu, czyli fyrtla, w którym znajduje się pięć jezior: Ostrowskie, Kownackie, Suszewskie, Wilczyńskie i Budzisławskie. Z Miradza przez Ostrowo wróciłem do Przyjezierza i dalej przez Mlecze dotarłem w rejon jeziora Kownackiego. W lesie znajduje się droga po której można przejechać między jeziorami: Kownackim i Suszewskim. Znajduje się tam też śluza, która jest nieczynna z uwagi na bardzo niski stan wód. Tutaj widok na jezioro Kownackie...

Tu gdzie widać zieloną trawkę kiedyś było jezioro. Dalej obrałem kurs w kierunku miejscowości Świętne poruszając się między jeziorami: Suszewskim i Wilczyńskim. Dojechałem do miejscowości Tręby Stare, gdzie znajduje się ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Budzisławskim...

Woda w tym jeziorze należy do najczystszych w Polsce. Przez Anastazewo pojechałem na drugą stronę jeziora...

Następnie pojechałem w kierunku Szydłówca. Na horyzoncie miałem widok na wieżyczkę miejscowego kościoła...

Dalej jechałem przez Osówiec i Szydłówiec, by ponownie dotrzeć między jeziora: Kownackie i Suszewskie, ale stamtąd pojechałem w drugą stronę. Jadąc przez Mrówki, między jeziorami Kownackim i Wilczyńskim, dotarłem do Wilczyna. Z Wilczyna objazdem przez Siedlimowo, z uwagi na zamkniętą drogę wróciłem do Przyjezierza. W ten sposób wleciało nieco terenu, czego trzeba mi było :-)

Po drodze przejeżdżałem przez przyjemny mostek...

Poza tym ścieżka nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Tematyka ścieżki jest ogólna, nie tak jak nasza pobliska "Gąsawka". Ale dobrze, że takie miejsca powstają, bo są miejscem odwiedzin szkolnych wycieczek. Na końcu ścieżki znajduje się kapliczka św. Huberta...

Po objechaniu ścieżki w Miardzu, ruszyłem kierunku głównego celu, czyli fyrtla, w którym znajduje się pięć jezior: Ostrowskie, Kownackie, Suszewskie, Wilczyńskie i Budzisławskie. Z Miradza przez Ostrowo wróciłem do Przyjezierza i dalej przez Mlecze dotarłem w rejon jeziora Kownackiego. W lesie znajduje się droga po której można przejechać między jeziorami: Kownackim i Suszewskim. Znajduje się tam też śluza, która jest nieczynna z uwagi na bardzo niski stan wód. Tutaj widok na jezioro Kownackie...

Tu gdzie widać zieloną trawkę kiedyś było jezioro. Dalej obrałem kurs w kierunku miejscowości Świętne poruszając się między jeziorami: Suszewskim i Wilczyńskim. Dojechałem do miejscowości Tręby Stare, gdzie znajduje się ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Budzisławskim...

Woda w tym jeziorze należy do najczystszych w Polsce. Przez Anastazewo pojechałem na drugą stronę jeziora...

Następnie pojechałem w kierunku Szydłówca. Na horyzoncie miałem widok na wieżyczkę miejscowego kościoła...

Dalej jechałem przez Osówiec i Szydłówiec, by ponownie dotrzeć między jeziora: Kownackie i Suszewskie, ale stamtąd pojechałem w drugą stronę. Jadąc przez Mrówki, między jeziorami Kownackim i Wilczyńskim, dotarłem do Wilczyna. Z Wilczyna objazdem przez Siedlimowo, z uwagi na zamkniętą drogę wróciłem do Przyjezierza. W ten sposób wleciało nieco terenu, czego trzeba mi było :-)
- DST 56.12km
- Teren 12.00km
- Czas 02:13
- VAVG 25.32km/h
- VMAX 36.30km/h
- Kalorie 1845kcal
- Podjazdy 204m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 4/9 - z wizytą w Kruszwicy
Piątek, 27 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 2
Czwartek był dniem przerwy od rowerowania z uwagi na środową wizytę kumpla - solenizanta i nocną posiadówę :-D Wolałem się po prostu wyspać. Ale w piątek od rana ruszyłem do Krzuszwicy. Pierwsze kilometry standardowo przez lasy miradzkie, a dalej przez Młyny i Sukowy. Do Kruszwicy wjechałem od strony Łagiewników i od razu skierowałem się w stronę jeziora Gopło. Najpierw wjechałem sobie na Półwysep Rzępowski, gdzie znajduje się przyjemny park...

I dojechałem do plaży na cyplu. Zrobiłem chwilę przerwy na pomoście...

Widok na jezioro bardzo przyjemny...

Po chwili przerwy podjechałem pod główną atrakcję Kruszwicy, czyli Mysią Wieżę...

Z drugiej strony wieży znajduje się odtworzony most zwodzony...

Czas naglił, więc trzeba było ruszyć w drogę powrotną, która wiodła przez lokalne wioski do Strzelna, a ze Strzelna znaną już drogą przez Miradz i las do Przyjezierza. Kolejny trip podczas urlopu na plus :-)

I dojechałem do plaży na cyplu. Zrobiłem chwilę przerwy na pomoście...

Widok na jezioro bardzo przyjemny...

Po chwili przerwy podjechałem pod główną atrakcję Kruszwicy, czyli Mysią Wieżę...

Z drugiej strony wieży znajduje się odtworzony most zwodzony...

Czas naglił, więc trzeba było ruszyć w drogę powrotną, która wiodła przez lokalne wioski do Strzelna, a ze Strzelna znaną już drogą przez Miradz i las do Przyjezierza. Kolejny trip podczas urlopu na plus :-)
- DST 31.64km
- Teren 8.00km
- Czas 01:21
- VAVG 23.44km/h
- VMAX 31.40km/h
- Kalorie 977kcal
- Podjazdy 144m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Urlopik 3/9 - lasy miradzkie i Strzelno
Środa, 25 lipca 2018 · dodano: 04.08.2018 | Komentarze 2
W trzeci dzień pobytu w Przyjezierzu postanowiłem zrobić krótkiego tripa do Strzelna. Na początek zajrzałem na plażę, która o tej godzinie była jeszcze pusta...

A następnie lasem w kierunku Miradza. Tym razem wbiłem się na pieszy szlak im. J.W. Szulczewskiego...

Po drodze krótki pit-stop przy leśnej łące...

I rzut oka na łąkę...

Przejazd przez mostek...

I po kilku kolejnych minutach byłem w Miradzu. Zrobiło się jakoś pochmurnie i mglisto, ale wyjechałem za to na przyjemną szosę...

W pobliżu mieści się taki oto pomnik przyrody...

Dalej prosto do Strzelna, gdzie zajrzałem pod rotundę św. Prokopa...

Ze Strzelna pojechałem nieco na okrętkę przez Starczewo i Młyny do Miradza. Trafiłem tu na kolejne leśne dukty wyłożone brukiem...

Z Miradza przez lasy, ale nieco innymi ścieżkami dotarłem do Przyjezierza, gdzie się wypogodziło i ponownie można było plażować, a następnie grillować :-)