
Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===













Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Październik8 - 0
- 2024, Wrzesień14 - 0
- 2024, Sierpień17 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Wyprawy 100-kilometrowe
Dystans całkowity: | 13454.57 km (w terenie 1045.00 km; 7.77%) |
Czas w ruchu: | 493:47 |
Średnia prędkość: | 27.25 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.82 km/h |
Suma podjazdów: | 57234 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 159 (85 %) |
Suma kalorii: | 430381 kcal |
Liczba aktywności: | 118 |
Średnio na aktywność: | 114.02 km i 4h 11m |
Więcej statystyk |
- DST 100.11km
- Czas 03:24
- VAVG 29.44km/h
- VMAX 48.10km/h
- Kalorie 3889kcal
- Podjazdy 274m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Giewartów i Powidz, czyli blisko 70 km wmordewind'u...
Niedziela, 15 lipca 2018 · dodano: 19.07.2018 | Komentarze 1
Na niedzielę zaplanowałem stówkę na szosie. Trasę obrałem trochę nieszczęśliwie, bowiem dobre 2/3 to była jazda z wiatrem w ryja albo z boku. Ale skoro już tak sobie to zaplanowałem, to trzeba było jechać. Początek z wiatrem w plecy przez Trzemżal, Orchowo. Później było już gorzej, bo do Giewartowa wiało trochę z boku, trochę czołowo. W Piotrowicach obrałem kurs na Sierakowo i tu już naparzało ostro w ryja. Słońce całkiem przyjemnie grzało, więc postanowiłem zrobić krótką przerwę, a po niej jazda po betonowych płytach w kierunku Powidza...

W Powidzu zajrzałem na moment nad jezioro...

Z Powidza kierowałem się na Witkowo mając wciąż uciążliwy wiatr, a dalej przez Kołaczkowo, Gaj i Bieślin dotarłem do Trzemeszna.

W Powidzu zajrzałem na moment nad jezioro...

Z Powidza kierowałem się na Witkowo mając wciąż uciążliwy wiatr, a dalej przez Kołaczkowo, Gaj i Bieślin dotarłem do Trzemeszna.
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 101.46km
- Czas 03:26
- VAVG 29.55km/h
- VMAX 48.10km/h
- Kalorie 4056kcal
- Podjazdy 256m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Witkowo - Czerniejewo - Pobiedziska - Gniezno
Środa, 4 lipca 2018 · dodano: 06.07.2018 | Komentarze 1
W środę postanowiłem zrobić sobie setunię po drogach asfaltowych. Z Trzemeszna pomknąłem w kierunku Witkowa i dalej na Czerniejewo. Odcinek od Witkowa do Malczewa jakością nie grzeszy. Do tego jazda pod wiatr i palące słońce zadania nie ułatwiały. W Czerniejewie zrobiłem krótki pit-stop, by schronić się nieco w cieniu...

Po krótkiej pauzie ruszyłem dalej. Jadąc przez Wierzyce dotarłem do Pobiedzisk, gdzie zrobiłem przerwę na tamtejszym Rynku...

Z Pobiedzisk, w końcu z wiatrem pognałem na Gniezno, a dalej przez Wierzbiczany do Trzemeszna. Była to nie pierwsza setka dla mnie, ale w tym słońcu dało się ją odczuć :-D

Po krótkiej pauzie ruszyłem dalej. Jadąc przez Wierzyce dotarłem do Pobiedzisk, gdzie zrobiłem przerwę na tamtejszym Rynku...

Z Pobiedzisk, w końcu z wiatrem pognałem na Gniezno, a dalej przez Wierzbiczany do Trzemeszna. Była to nie pierwsza setka dla mnie, ale w tym słońcu dało się ją odczuć :-D
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 100.18km
- Czas 03:15
- VAVG 30.82km/h
- VMAX 53.40km/h
- Kalorie 2639kcal
- Podjazdy 346m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogranicze pałucko - wielkopolskie
Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 1
Na niedzielę zaplanowałem sobie szosową stówkę na pograniczu Pałuk i Wielkopolski. Trasa w głowie zrodziła się w sobotę wieczorem. Ruszyłem około godziny 9:30 kierując się na Orchowo przez Bieślin, Ostrowite Prymasowskie i Skubarczewo. Z Orchowa przez Bielsko i Ostrowo dotarłem do Przyjezierza. Mimo dość wczesnej pory działo się tam już całkiem sporo, a plaża się zapełniała...

Po krótkiej pauzie ruszyłem dalej. Jechałem przez Wójcin i Miradz do Strzelna, po drodze mając przyjemny widok na pole usłane czerwonymi makami...

Ze Strzelna przez Strzelce dojechałem do Mogilna, gdzie obowiązkowo zrobiłem pit-stop na uzupełnienie bidonu, bowiem wysoka temperatura powietrza powodowała szybki upływ sił. Wiatr też nie pomagał, bowiem zamiast prognozowanego wiatru w plecy od Strzelna, wiało z boku. Ostatnie kilometry, to jazda po fałdowanym terenie przez Padniewo do Ławek i dalej przez Kruchowo do Trzemeszna. Satysfakcja z kolejnej stówki jest, tym bardziej, że warunki do jazdy nie były łatwe ;-)

Po krótkiej pauzie ruszyłem dalej. Jechałem przez Wójcin i Miradz do Strzelna, po drodze mając przyjemny widok na pole usłane czerwonymi makami...

Ze Strzelna przez Strzelce dojechałem do Mogilna, gdzie obowiązkowo zrobiłem pit-stop na uzupełnienie bidonu, bowiem wysoka temperatura powietrza powodowała szybki upływ sił. Wiatr też nie pomagał, bowiem zamiast prognozowanego wiatru w plecy od Strzelna, wiało z boku. Ostatnie kilometry, to jazda po fałdowanym terenie przez Padniewo do Ławek i dalej przez Kruchowo do Trzemeszna. Satysfakcja z kolejnej stówki jest, tym bardziej, że warunki do jazdy nie były łatwe ;-)
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 100.58km
- Czas 03:19
- VAVG 30.33km/h
- VMAX 50.30km/h
- Kalorie 2493kcal
- Podjazdy 261m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikorzyn 2018 [3/3] - powrót do domu
Środa, 30 maja 2018 · dodano: 04.06.2018 | Komentarze 1
Trzeci, ostatni dzień pobytu w Mikorzynie, a więc i czas powrotu do domu. Od rana śniadanie, trochę wolnego czasu i było zbierać się w drogę powrotną. Nie było co czekać, gdyż zapowiadane były burze. Ruszyłem przed godziną 11 z zamiarem krótkiej wizyty w Licheniu. I tak uczyniłem...

Na kompleks bazyliki się nie wbijałem, bo nie chciałem tracić czasu. Wolałem zdążyć przed burzą. Kierowałem się w stronę Pątnowa, przecinając kanał zrzutowy...

W Pątnowie mym oczom ukazało się granatowe niebo. Nie wyglądało to optymistycznie, ale póki nie padało kręciłem w kierunku domu. Szybki przejazd przez Kleczew, dalej Wielkopole, Kopydłowo, a następnie z uwagi na remont drogi objazd przez Siedlimowo do Wójcina. Cały czas miałem złowieszcze chmury po swojej lewej stronie. W Wójcinie sytuacja była już mocno nieciekawa. Na wyjeździe w kierunku Przyjezierza dostawałem takie boczne podmuchy wiatru, że myślałem, iż wyląduję w polu. W Przyjezierzu postanowiłem zrobić przerwę, bowiem już grzmiało. Nie pozostało mi nic innego jak przeczekać niekorzystne warunki pogodowe. Rozsiadłem się więc przy stoliku, zjadając wafelka i popijając soczek...

W samym Przyjezierzu pogrzmiało i lekko popadało, ale w okolicach było już gorzej. Ogólnie, to pauza trwała jakieś 45 minut, a tego nie lubię. Ciężko mi jest się zebrać do jazdy po takich długich przerwach. No, ale do domu trzeba było wrócić. Ujechałem kilkaset metrów za Przyjezierze, a tam już bardziej mokro. Dojechałem do Ostrowa i dalej obrałem kurs na Orchowo. Ten odcinek był ciężki, jeśli chodzi o warunki. Tutaj musiało konkretnie lać, bo woda po drodze płynęła potokiem. I tak było do granic Orchowa. Od Orchowa do Trzemeszna było już sucho, więc front burzowy przechodził lokalnie, ale konkretnie. Do domu dotarłem nieco ufajdany, ale zadowolony, bo podczas 3-dniowego wypadu udało się wykręcić ponad 300 km. I to cieszy najbardziej :-)

Na kompleks bazyliki się nie wbijałem, bo nie chciałem tracić czasu. Wolałem zdążyć przed burzą. Kierowałem się w stronę Pątnowa, przecinając kanał zrzutowy...

W Pątnowie mym oczom ukazało się granatowe niebo. Nie wyglądało to optymistycznie, ale póki nie padało kręciłem w kierunku domu. Szybki przejazd przez Kleczew, dalej Wielkopole, Kopydłowo, a następnie z uwagi na remont drogi objazd przez Siedlimowo do Wójcina. Cały czas miałem złowieszcze chmury po swojej lewej stronie. W Wójcinie sytuacja była już mocno nieciekawa. Na wyjeździe w kierunku Przyjezierza dostawałem takie boczne podmuchy wiatru, że myślałem, iż wyląduję w polu. W Przyjezierzu postanowiłem zrobić przerwę, bowiem już grzmiało. Nie pozostało mi nic innego jak przeczekać niekorzystne warunki pogodowe. Rozsiadłem się więc przy stoliku, zjadając wafelka i popijając soczek...

W samym Przyjezierzu pogrzmiało i lekko popadało, ale w okolicach było już gorzej. Ogólnie, to pauza trwała jakieś 45 minut, a tego nie lubię. Ciężko mi jest się zebrać do jazdy po takich długich przerwach. No, ale do domu trzeba było wrócić. Ujechałem kilkaset metrów za Przyjezierze, a tam już bardziej mokro. Dojechałem do Ostrowa i dalej obrałem kurs na Orchowo. Ten odcinek był ciężki, jeśli chodzi o warunki. Tutaj musiało konkretnie lać, bo woda po drodze płynęła potokiem. I tak było do granic Orchowa. Od Orchowa do Trzemeszna było już sucho, więc front burzowy przechodził lokalnie, ale konkretnie. Do domu dotarłem nieco ufajdany, ale zadowolony, bo podczas 3-dniowego wypadu udało się wykręcić ponad 300 km. I to cieszy najbardziej :-)
Kategoria Praca / służbowo, Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 122.32km
- Czas 04:18
- VAVG 28.45km/h
- VMAX 52.20km/h
- Kalorie 2661kcal
- Podjazdy 335m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikorzyn 2018 [2/3] - Ślesin, Sompolno, Izbica Kujawska, Kłodawa
Wtorek, 29 maja 2018 · dodano: 02.06.2018 | Komentarze 1
Drugi dzień pobytu w Mikorzynie, więc gdy wszyscy jeszcze spali, ja wymknąłem się, by trochę pokręcić. Do południa miałem czas, bo później koniecznym było poświęcić czas na obowiązki służbowe. W związku z tym można było zrobić jakąś sensowną trasę. Za cel obrałem Kłodawę. Wiedziałem, że jazda w do miasta, w którym znajduje się kopalnia soli, będzie zmaganiem z wiatrem, ale nie spodziewałem się, że ten wiatr da aż tak kość. Noga też tego dnia nie podawała, z uwagi na nocną posiadówę i sączenie złocistych trunków. Miałem raptem cztery godziny snu, więc lekko nie było. Zanim się ogarnąłem i ruszyłem była 7:15. Początek to standardowo jazda przez Ślesin...

Ze Ślesina obrałem kurs prosto na Sompolno, gdzie na moment zatrzymałem się na Rynku. Spojrzałem na fontannę w kształcie kuli...

I po chwili kręciłem dalej. Kierowałem się na Izbicę Kujawską, po drodze mijając jezioro Lubotyńskie...

Po kilku następnych kilometrach zameldowałem się w Izbicy Kujawskiej. Tam na Placu Wolności znajduje się pomnik poległych w II wojnie światowej...

Uzupełniłem bidon i pojechałem w kierunku Kłodawy. A skoro Kłodawa, to oczywiście kopalnia soli. Przejechałem przez centrum miasta i skierowałem się na jego peryferia zobaczyć jak to wygląda. Ogólnie rzecz biorąc tereny wokół samej kopalni, to nic szczególnego...

Gdy odjechałem nieco dalej, to widok jest dużo lepszy. Widać wyraźnie krajobraz, na którym zarysowuje się charakterystyczna kopalnia...

Tutaj bardziej z boku i nieco bliżej...

Z Kłodawy udałem się w drogę powrotną. Nareszcie miałem wiatr w plecy, ale po 65 km naparzania pod wiatr byłem już nieco wypompowany, więc i droga powrotna była bez fajerwerków. Trzymałem, równe tempo, bez większego szaleństwa. Powrót nieco innym wariantem, gdyż do Sompolna pojechałem przez Babiak. Krótko przed Sompolnem zrobiłem krótki postój w cieniu na skraju lasu. Wygląda na to, że pojawiły się pierwsze tego roku grzyby...

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej. Dla odmiany Sompolno tym razem objechałem obwodnicą i już bez jakichkolwiek postojów pomknąłem na Ślesin, a stamtąd rzut beretem do Mikorzyna. Do ośrodka dotarłem coś koło południa, czy tak jak zakładałem. Pozostałą część dnia, a następnie wieczór spędziłem pochłonięty obowiązkami służbowymi i wspólną integracją :-)

Ze Ślesina obrałem kurs prosto na Sompolno, gdzie na moment zatrzymałem się na Rynku. Spojrzałem na fontannę w kształcie kuli...

I po chwili kręciłem dalej. Kierowałem się na Izbicę Kujawską, po drodze mijając jezioro Lubotyńskie...

Po kilku następnych kilometrach zameldowałem się w Izbicy Kujawskiej. Tam na Placu Wolności znajduje się pomnik poległych w II wojnie światowej...

Uzupełniłem bidon i pojechałem w kierunku Kłodawy. A skoro Kłodawa, to oczywiście kopalnia soli. Przejechałem przez centrum miasta i skierowałem się na jego peryferia zobaczyć jak to wygląda. Ogólnie rzecz biorąc tereny wokół samej kopalni, to nic szczególnego...

Gdy odjechałem nieco dalej, to widok jest dużo lepszy. Widać wyraźnie krajobraz, na którym zarysowuje się charakterystyczna kopalnia...

Tutaj bardziej z boku i nieco bliżej...

Z Kłodawy udałem się w drogę powrotną. Nareszcie miałem wiatr w plecy, ale po 65 km naparzania pod wiatr byłem już nieco wypompowany, więc i droga powrotna była bez fajerwerków. Trzymałem, równe tempo, bez większego szaleństwa. Powrót nieco innym wariantem, gdyż do Sompolna pojechałem przez Babiak. Krótko przed Sompolnem zrobiłem krótki postój w cieniu na skraju lasu. Wygląda na to, że pojawiły się pierwsze tego roku grzyby...

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej. Dla odmiany Sompolno tym razem objechałem obwodnicą i już bez jakichkolwiek postojów pomknąłem na Ślesin, a stamtąd rzut beretem do Mikorzyna. Do ośrodka dotarłem coś koło południa, czy tak jak zakładałem. Pozostałą część dnia, a następnie wieczór spędziłem pochłonięty obowiązkami służbowymi i wspólną integracją :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Praca / służbowo, Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 100.77km
- Czas 03:38
- VAVG 27.73km/h
- VMAX 41.80km/h
- Kalorie 2679kcal
- Podjazdy 227m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikorzyn 2018 [1/3] - dojazd na miejsce
Poniedziałek, 28 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 1
Coroczna wyrypa na służbowe "zgrupowanie" w Mikorzynie. W tym roku nie straszyli burzami, więc nie zabierałem roweru na pakę, tylko pomknąłem rowerem, a bagaże dowiózł mi "wóz techniczny" :-D Po pracy, prosto z Gniezna ruszyłem w kierunku Mikorzyna. Najpierw pokręciłem się po okolicznych fyrtlach, jadąc przez Strzyżewo Paczkowe, Jankowo Dolne i Kędzierzyn. Następnie skierowałem się na Kołaczkowo, Witkowo i dotarłem do Powidza...

Tam zrobiłem krótką przerwę w cieniu, bowiem upał i jazda pod dokuczający wiatr dawały się we znaki. Po kilku minutach ruszyłem dalej kierując się na Anastazewo i Budzisław Kościelny. W Złotkowie zrobiłem drugą przerwę, by uzupełnić bidon. Zatrzymałem się przy sklepie, który dobitnie pamięta czasy PRL-u...

Uzupełniłem zapasy i ruszyłem dalej. W Kleczewie zajrzałem na moment na Maltę Kleczewską...

I pomknąłem dalej. Kierowałem się na Jóźwin, ale zanim tam dojechałem, zostałem przystopowany na przejeździe kolejowym. Mogłem zaobserwować jak przewozi się węgiel brunatny, wydobywany w niedalekiej odkrywce...

Z Jóźwina przez Goranin dotarłem już prosto do Mikorzyna. Na miejscu wziąłem szybki prysznic, po czym mogłem rozpocząć "zgrupowanie" zajadając pyszności z grilla i sącząc złocisty trunek ;-)

Tam zrobiłem krótką przerwę w cieniu, bowiem upał i jazda pod dokuczający wiatr dawały się we znaki. Po kilku minutach ruszyłem dalej kierując się na Anastazewo i Budzisław Kościelny. W Złotkowie zrobiłem drugą przerwę, by uzupełnić bidon. Zatrzymałem się przy sklepie, który dobitnie pamięta czasy PRL-u...

Uzupełniłem zapasy i ruszyłem dalej. W Kleczewie zajrzałem na moment na Maltę Kleczewską...

I pomknąłem dalej. Kierowałem się na Jóźwin, ale zanim tam dojechałem, zostałem przystopowany na przejeździe kolejowym. Mogłem zaobserwować jak przewozi się węgiel brunatny, wydobywany w niedalekiej odkrywce...

Z Jóźwina przez Goranin dotarłem już prosto do Mikorzyna. Na miejscu wziąłem szybki prysznic, po czym mogłem rozpocząć "zgrupowanie" zajadając pyszności z grilla i sącząc złocisty trunek ;-)
Kategoria Praca / służbowo, Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 103.86km
- Teren 0.50km
- Czas 03:21
- VAVG 31.00km/h
- VMAX 51.20km/h
- Kalorie 2438kcal
- Podjazdy 368m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Przyjezierze
Środa, 9 maja 2018 · dodano: 12.05.2018 | Komentarze 1
Środa powitała pięknym słońcem, więc postanowiłem zrobić kolejną stówkę na szosie. Z Trzemeszna pognałem do Mogilna przez Padniewo. Dalej przez Ostrowo dotarłem do Przyjezierza, gdzie postanowiłem nieco ochłonąć. Wiatr tego dnia nie był sprzymierzeńcem, a palące słońce także dawało się we znaki. W miejscowym sklepie zakupiłem butelkę zimnej wody, celem schłodzenia się i uzupełnienia bidonu oraz loda, którego wszamałem siedząc na molo...

Woda w jeziorze krystalicznie czysta (nie to co latem, kiedy nadjadą tłumy ludzi)...

Z Przyjezierza pomknąłem na Wójcin i dalej Wilczyn. Jakie było moje zdziwienie, gdy nagle w Kownatach skończyła się droga...

Widziałem co prawda wcześniej informację o objeździe, jednak nie sądziłem, że cała asfaltowa nawierzchnia została ściągnięta. Nie miałem ochoty wracać i jechać objazdami, dlatego postanowiłem, że tyle, to przejadę. Ujechałem kilkaset metrów i zakopałem się całkowicie. Rowerem MTB jeszcze dałoby się przejechać, ale szosowym nie było szans. Dalszy odcinek prowadziłem rower, aż doszedłem do odcinka asfaltowego, gdzie mogłem kontynuować jazdę. Co ciekawe, na całym zrytym odcinku drogi nie spotkałem ani jednego drogowca pracującego nad powstaniem nowej nawierzchni. Nie było po prostu nikogo. Była droga, nie ma drogi, i nikt nie kwapi się, by położyć nową nawierzchnię. Takie rzeczy tylko w Polsce, ku*estwo w biały dzień. Dalsza część trasy była już bez nieoczekiwanych przygód, więc przez Budzisław Kościelny, Anastazewo, Orchowo i Trzemżal dotarłem do Trzemeszna. Kolejny trip na plus ;-)

Woda w jeziorze krystalicznie czysta (nie to co latem, kiedy nadjadą tłumy ludzi)...

Z Przyjezierza pomknąłem na Wójcin i dalej Wilczyn. Jakie było moje zdziwienie, gdy nagle w Kownatach skończyła się droga...

Widziałem co prawda wcześniej informację o objeździe, jednak nie sądziłem, że cała asfaltowa nawierzchnia została ściągnięta. Nie miałem ochoty wracać i jechać objazdami, dlatego postanowiłem, że tyle, to przejadę. Ujechałem kilkaset metrów i zakopałem się całkowicie. Rowerem MTB jeszcze dałoby się przejechać, ale szosowym nie było szans. Dalszy odcinek prowadziłem rower, aż doszedłem do odcinka asfaltowego, gdzie mogłem kontynuować jazdę. Co ciekawe, na całym zrytym odcinku drogi nie spotkałem ani jednego drogowca pracującego nad powstaniem nowej nawierzchni. Nie było po prostu nikogo. Była droga, nie ma drogi, i nikt nie kwapi się, by położyć nową nawierzchnię. Takie rzeczy tylko w Polsce, ku*estwo w biały dzień. Dalsza część trasy była już bez nieoczekiwanych przygód, więc przez Budzisław Kościelny, Anastazewo, Orchowo i Trzemżal dotarłem do Trzemeszna. Kolejny trip na plus ;-)
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 101.29km
- Czas 03:18
- VAVG 30.69km/h
- VMAX 50.40km/h
- Kalorie 2214kcal
- Podjazdy 216m
- Sprzęt Qba Pomykacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza szosowa stówka ;-)
Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 06.05.2018 | Komentarze 1
Od rana razem z Krzychem wybraliśmy się pokręcić po asfaltowych drogach w okolicach tych bliższych i tych dalszych. Najpierw z Trzemeszna pomknęliśmy do Witkowa, a stamtąd na Wrześnię. W rejonie Kleparza trafiliśmy na przejeżdżający rajd rowerowy z frekwencją 7000 uczestników...

Po kilku kolejnych minutach jazdy zameldowaliśmy się na wrzesińskim Rynku...

Kolejnym celem było Czerniejewo, ale zanim tam dotarliśmy zrobiliśmy postój na oddanie zbędnych płynów...

W samym Czerniejewie zajrzeliśmy pod pałac...

Z Czerniejewa nie ujechaliśmy wiele, bowiem na samym wjeździe do Wierzyc Krzychu złapał kapcia...

Z Wierzyc kierowaliśmy się serwisówką S5 na Gniezno. Wiatr na tym odcinku przeszkadzał dość mocno, bowiem zawiewało z boku. W Gnieźnie wjechaliśmy na stację benzynową, bowiem musiałem uzupełnić bidon. Po krótkiej przerwie pomknęliśmy prosto na Trzemeszno. Tym sposobem wyszła przyjemna stówka, dla mnie pierwsza rowerem szosowym. Odczucia jak najbardziej pozytywne.

Po kilku kolejnych minutach jazdy zameldowaliśmy się na wrzesińskim Rynku...

Kolejnym celem było Czerniejewo, ale zanim tam dotarliśmy zrobiliśmy postój na oddanie zbędnych płynów...

W samym Czerniejewie zajrzeliśmy pod pałac...

Z Czerniejewa nie ujechaliśmy wiele, bowiem na samym wjeździe do Wierzyc Krzychu złapał kapcia...

Z Wierzyc kierowaliśmy się serwisówką S5 na Gniezno. Wiatr na tym odcinku przeszkadzał dość mocno, bowiem zawiewało z boku. W Gnieźnie wjechaliśmy na stację benzynową, bowiem musiałem uzupełnić bidon. Po krótkiej przerwie pomknęliśmy prosto na Trzemeszno. Tym sposobem wyszła przyjemna stówka, dla mnie pierwsza rowerem szosowym. Odczucia jak najbardziej pozytywne.
Kategoria Szosowo, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 102.08km
- Teren 15.50km
- Czas 03:54
- VAVG 26.17km/h
- VMAX 53.49km/h
- Kalorie 1794kcal
- Podjazdy 348m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiosenna i wietrzna stówka ;-)
Czwartek, 5 kwietnia 2018 · dodano: 05.04.2018 | Komentarze 2
Czwartek był dla mnie dniem wolnym od pracy. Straszyli co prawda nieco prognozami z porywistym wiatrem i przelotnymi burzami, ale na szczęście to drugie się nie sprawdziło. Wiatr co prawda był, ale o nim za moment. Początkowo planowałem wyjazd o godzinie ósmej, ale byłem tak styrany po wczorajszym dniu pracy, że gdy budzik zadzwonił mi o godzinie siódmej, to go po prostu wyłączyłem. Wstałem chwilę przed ósmą i zanim się ogarnąłem była niemal dziewiąta. Coraz częściej po pracy jestem wyrypany, jak koń po westernie i co chyba oczywiste coraz częściej myślę o zmianie pracy. Podejrzewam, że jeśli nic się nie zmieni w najbliższej przyszłości, to wspomniana zmiana będzie nieunikniona. Swoje zdrowie trzeba szanować. Co do wyjazdu, to ruszyłem chwilę po dziewiątej. W związku ze zmęczeniem nogi miałem, niczym z drewna, a do tego jazdę utrudniał całkiem spory wmordewind. Nawet w lesie można było go odczuć. Na szczęście te niedogodności były rekompensowane przez świecące słońce i przyjemne leśne dukty...

Początkowe fragmenty trasy, to jazda przez Miaty, Krzyżówkę i Niechanowo. Następnie pojechałem do Drachowa zobaczyć pomnik trójgłowego smoka. Wiele razy przejeżdżałem w pobliżu, ale zawsze jakoś tak się złożyło, że mknąłem dalej...

Z Drachowa przez Potrzymowo dotarłem do Żydowa i dalej kierowałem się na Czerniejewo. Wiatr w ryja naparzał konkretnie, ale cisnąłem swoje. Zastanawiałem się kiedy mnie odetnie, bo sił musiałem włożyć sporo, by utrzymać przyzwoitą prędkość. Niemniej póki siły były, to kręciłem. Za Czerniejewem obrałem kurs na Graby. Pamiętam tę wioskę z mojego pierwszego w życiu 100-kilometrowego tripa, po którym byłem wykończony. Okolica nadal urzeka swoim urokiem i zapewne jeszcze tam wrócę, a okoliczni zapaleńcy dwóch kółek promują się tak...

Trochę asfaltu i po chwili wjechałem w las. Odcinek Graby - Leśna Grobla, to jest to co uwielbiam...

Tam, gdzie słońce nie dociera utrzymuje się jeszcze pokrywa lodowa...

Z Leśnej Grobli pomknąłem prosto na Wiktorowo, łapiąc ostatnie podmuchy wiatru w ryja. W Wiktorowie rozlega się przyjemny widok na stawy...

Z Wiktorowa do Iwna był już rzut beretem, i po niemal 50 km jazdy pod wiatr ze średnią 22 km/h, nastała ta bardziej przyjemna, czyli jazda z wiatrem w plecy. Tutaj bez kalkulacji, cisnąłem ile fabryka dała. Do samego Gniezna mknąłem wzdłuż trasy S5, momentami cisnąc ponad 40 km/h. W Gnieźnie zameldowałem się błyskawicznie, gdzie na ulicy Żabiej zrobiłem krótką przerwę na małą przekąskę. Zjadłem wafelka i kierowałem się na Trzemeszno. Ostatnie kilometry, to jazda przez Dębówiec, Strzyżewo Smykowe, Strzyżewo Paczkowe i Kozłowo. Do domu dotarłem nadspodziewanie szybko, ale nie dziw, skoro średnia powrotu wyniosła 30 km/h. Trip pomimo upierdliwego wiatru w pierwszej połowie trasy bardzo udany, i co cieszy wyszedł z tego dobry trening. Oby takich więcej ;-)

Początkowe fragmenty trasy, to jazda przez Miaty, Krzyżówkę i Niechanowo. Następnie pojechałem do Drachowa zobaczyć pomnik trójgłowego smoka. Wiele razy przejeżdżałem w pobliżu, ale zawsze jakoś tak się złożyło, że mknąłem dalej...

Z Drachowa przez Potrzymowo dotarłem do Żydowa i dalej kierowałem się na Czerniejewo. Wiatr w ryja naparzał konkretnie, ale cisnąłem swoje. Zastanawiałem się kiedy mnie odetnie, bo sił musiałem włożyć sporo, by utrzymać przyzwoitą prędkość. Niemniej póki siły były, to kręciłem. Za Czerniejewem obrałem kurs na Graby. Pamiętam tę wioskę z mojego pierwszego w życiu 100-kilometrowego tripa, po którym byłem wykończony. Okolica nadal urzeka swoim urokiem i zapewne jeszcze tam wrócę, a okoliczni zapaleńcy dwóch kółek promują się tak...

Trochę asfaltu i po chwili wjechałem w las. Odcinek Graby - Leśna Grobla, to jest to co uwielbiam...

Tam, gdzie słońce nie dociera utrzymuje się jeszcze pokrywa lodowa...

Z Leśnej Grobli pomknąłem prosto na Wiktorowo, łapiąc ostatnie podmuchy wiatru w ryja. W Wiktorowie rozlega się przyjemny widok na stawy...

Z Wiktorowa do Iwna był już rzut beretem, i po niemal 50 km jazdy pod wiatr ze średnią 22 km/h, nastała ta bardziej przyjemna, czyli jazda z wiatrem w plecy. Tutaj bez kalkulacji, cisnąłem ile fabryka dała. Do samego Gniezna mknąłem wzdłuż trasy S5, momentami cisnąc ponad 40 km/h. W Gnieźnie zameldowałem się błyskawicznie, gdzie na ulicy Żabiej zrobiłem krótką przerwę na małą przekąskę. Zjadłem wafelka i kierowałem się na Trzemeszno. Ostatnie kilometry, to jazda przez Dębówiec, Strzyżewo Smykowe, Strzyżewo Paczkowe i Kozłowo. Do domu dotarłem nadspodziewanie szybko, ale nie dziw, skoro średnia powrotu wyniosła 30 km/h. Trip pomimo upierdliwego wiatru w pierwszej połowie trasy bardzo udany, i co cieszy wyszedł z tego dobry trening. Oby takich więcej ;-)
Kategoria Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 113.89km
- Teren 1.00km
- Czas 04:30
- VAVG 25.31km/h
- VMAX 41.85km/h
- Kalorie 4373kcal
- Podjazdy 301m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
O obrotach kół rowerowych i piernikowe 10 000 km :-)
Sobota, 9 grudnia 2017 · dodano: 10.12.2017 | Komentarze 2
O obrotach sfer niebieskich... Tfu..., to nie ta bajka :-D Prawidłowo rzecz ujmując, to brzmi to od dzisiaj tak: "O obrotach kół rowerowych i piernikowe 10 000 km" :-) Twórcą tej pierwszej teorii był niejaki Mikołaj Kopernik i to do jego Grodu udałem się w tą grudniową sobotę. W ten sposób powstała moja teoria, bo jakby nie było podczas tej wyrypy wybiło mi tegoroczne 10 000 km na liczniku, a żeby tego dokonać kółka od roweru muszą się kręcić :-D Magiczna bariera została przekroczona przy wjeździe do Torunia. Udało mi się tego dokonać po raz drugi. Pierwszy raz (w roku 2015) miał miejsce także w województwie kujawsko-pomorskim, bowiem w Kruszwicy...
Wracając do tematu wyprawy. Rzuciłem propozycję kilku osobom, ale albo nie podjęły rękawicy, albo po prostu nie pasował ten sobotni dzień. Finalnie przyszło mi pojechać samemu. Oczywiście tego nie żałuję, bo wszystko zagrało jak w szwajcarskim zegarku i kolejna wyrypa pozostanie na długo w pamięci. Trasę obrałem tak, by nie ryzykować jazdy w terenie, który mógł być bardzo grząski. Z drugiej strony dobrze, że tak zrobiłem, bo podczas jazdy bardzo szybko padły akumulatorki w nawigacji na skutek mrozu. Pozwoliło mi to bez problemu pokonać trasę z głowy. Początkowe kilometry to jazda przez Kruchowo, Ławki, Padniewo i Mogilno. Z Mogilna kierowałem się w kierunku Pakości. Cały czas musiałem być bardzo skupionym, bowiem drogi były śliskie z uwagi na piątkowe opady i lekki mróz, który chwycił w nocy. W Pakości wbiłem się na DW251 i tutaj już było mokro, wysypana sól zrobiła swoje. Odcinek Pakość - Inowrocław trochę dał w kość z uwagi na boczny wiatr, ale cały czas trzymałem przyzwoite tempo. Będąc w Inowrocławiu zajechałem pod tężnie solankowe i tam zrobiłem przerwę. Jak to szło w reklamie "czas na KitKat, czas na przerwę..." :-D Do tego gorący izotonik z termosu, więc było przyjemnie...

Z uwagi na lekki mrozik, bardzo fajnie prezentował się pomost w parku solankowym...

Równie atrakcyjnie prezentowały się tężnie w blasku porannego słońca...

Po 15 minutach przerwy ruszyłem dalej. Do samego Torunia mknąłem już bez żadnych przerw, jadąc przez Rojewo, Gniewkowo, Cierpice oraz Wielką i Małą Nieszawkę. Tylko na moment zatrzymałem się gdzieś w lesie między Gniewkowem, a Cierpicami, by wydalić z siebie przefiltrowanego izotonika :-D Droga minęła błyskawicznie i bezproblemowo. W Cierpicach pojechałem na szagę i nielegalnie przeprawiłem się przez torowisko nieopodal stacji, tak by dalej wbić się bezpośrednio w DW273. Tablicę z napisem "Toruń" ujrzałem po 3h 48m jazdy...

Od razu skierowałem się na Starówkę i miejscowy Ratusz...

Na Rynku Staromiejskim odbywał się Toruński Jarmark Bożonarodzeniowy...

Następnie pojechałem na ulicę Kopernika, gdzie mieści się dom polskiego astronoma...

Pokręciłem się trochę po wąskich, staromiejskich uliczkach brukowych, które mają swój urok i trafiłem na coś, co z lekka mnie zdziwiło. Ktoś wkomponował pomiędzy zabytkowe zabudowania boisko do piłki nożnej, typu "orlik"...

Wygląda to dziwnie, ale też i ciekawie. Po objeździe starówki zajrzałem nad Wisłę, gdzie dosyć mocno wiało, a następnie odwiedziłem sklep z piernikami, w którym zakupiłem co nieco słodkości na święta. Ostatnim punktem wyprawy była przeprawa mostem im. Józefa Piłsudskiego i wizyta na tarasie widokowym z drugiej strony Wisły...

Wyłączyłem się na kilka minut wpatrując się w piękną panoramę toruńskiej starówki, po czym wsiadłem ponownie na rower i dotarłem na dworzec PKP. Dokonałem zakupu biletu na powrót, wszamałem pyszną zapiekankę i po kilku minutach ruszyłem wygodnym składem PolRegio do Trzemeszna. Mimo niskiej temperatury, to była bardzo udana wyprawa. Pewnie ostatnia z takim kilometrażem w tym roku, ale niebawem kolejny nowy rok :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe