
Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===













Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Październik8 - 0
- 2024, Wrzesień14 - 0
- 2024, Sierpień17 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Ciekawe wyprawy
Dystans całkowity: | 10124.03 km (w terenie 1265.00 km; 12.50%) |
Czas w ruchu: | 443:14 |
Średnia prędkość: | 22.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 100.07 km/h |
Suma podjazdów: | 61504 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (77 %) |
Suma kalorii: | 322379 kcal |
Liczba aktywności: | 86 |
Średnio na aktywność: | 117.72 km i 5h 09m |
Więcej statystyk |
- DST 93.20km
- Teren 12.00km
- Czas 04:25
- VAVG 21.10km/h
- VMAX 37.76km/h
- Kalorie 3306kcal
- Podjazdy 464m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Piechcin wieczorem
Wtorek, 11 sierpnia 2015 · dodano: 12.08.2015 | Komentarze 2
We wtorkowe późne popołudnie wyruszyliśmy z Piotrem do Piechcina zobaczyć zalany kamieniołom i trochę się popluskać. Droga na miejsce, to nic ciekawego. Z Trzemeszna pojechaliśmy przez Popielewo, Wylatowo i Mogilno. W okolicach Mogilna zrobiło się jakoś pochmurno, ale nie zamierzaliśmy rezygnować z obranego celu. Krótko przed Piechcinem, a dokładnie w Radłowie minęliśmy jakąś nawiedzoną staruszkę. Coś tam do nas krzyczała o wódce :-D Nie wiem, czy był to już skutek starości, czy może była pod wpływem. Nad zbiornik wodny w Piechcinie wjeżdżamy od strony stadionu sportowego. Widoki zapewne mogły być lepsze, ale zabrakło słońca...
Po obczajeniu terenu postanowiliśmy pojechać na drugą stronę, objeżdżając zbiornik naokoło. Z góry widać było mieszczące się po drugiej stronie centrum nurkowe...

Skałki po drugiej stronie prezentowały się efektownie...

Zjechaliśmy na dół do centrum nurkowego, a tam akurat szykowała się ekipa do nurkowania, więc portierka nie pozwoliła nam się w tym miejscu wykąpać. Pojechaliśmy dalej w kierunku skałek i tam postanowiliśmy zażyć kąpieli. W naszym sąsiedztwie odbywała się akurat sesja zdjęć ślubnych, więc było też na co popatrzeć :-D Piotr nie byłby sobą, oczywiście musiał zamienić kilka słów z fotografami. Po kilkunastu minutach trzeba było się zbierać do drogi powrotnej, bowiem zaczęło się ściemniać. Przebraliśmy się, pstryknęliśmy po ostatniej fotce i można było ruszać dalej...

Do domu wracamy już w ciemnościach. W Radłowie ponownie spotykamy zakręconą staruszkę i znowu coś tam cisnęła w naszą stronę. Trochę się pośmialiśmy i pojechaliśmy dalej. Z Radłowa pojechaliśmy trochę inaczej wypatrując skrót polny, a z Krzekotowa już zupełnie inną trasą, bowiem w kierunku Chomiąży Szlacheckiej. Tam trafiliśmy ciekawy znak. Z początku zastanawiałem się, czy może nie trafiliśmy na jakąś wylotówkę na Kraków, ale nic bardziej mylnego :-D Ktoś, kto postawił tą tablicę miał widocznie duże poczucie humoru...

Z Chomiąży pojechaliśmy już prosto na Gołąbki jadąc przyjemną leśnostradą w bardzo komfortowych warunkach, bo temperatura wynosiła w tym momencie 22°C. Z Gołąbek przez Grabowo, dalej świeżutkim asfaltem do Jastrzębowa i prosto na Trzemeszno, gdzie zameldowaliśmy się po godzinie 23-ej. To był bardzo fajny i przyjemny trip :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 58.45km
- Teren 15.00km
- Czas 02:50
- VAVG 20.63km/h
- VMAX 44.05km/h
- Kalorie 2073kcal
- Podjazdy 597m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Miasto / Skorzęcin i Wylatkowo wieczorem
Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 · dodano: 12.08.2015 | Komentarze 0
Późnym popołudniem krótka jazda testowa po mieście. Założyłem nowy łańcuch i chciałem sprawdzić jak współgra z trochę zajechaną, bo z przebiegiem około 5500 km kasetą. Jak się okazało kaseta już na ostatnim oddechu, bowiem łańcuch niemiłosiernie przeskakiwał. Schowałem, więc nowy do pudełka, założyłem stary i trzeba zamówić nową kasetę. Nie ma co nadwyrężać napędu, bo zajadę jeszcze tarcze i dojdzie dodatkowy koszt. Wieczorem wypad z kumplem Piotrem do Skorzęcina. Pojechaliśmy przez Bieślin i Gaj, a słońce zdążyło się już schować za horyzontem...
Do Skorzęcina dotarliśmy już w ciemnościach. Na parkingu aut niewiele i jakoś ludzi też. Ale jak tylko wjechaliśmy na promenadę i molo, to się zaroiło. Tumult, hałas i imprezowa rąbanka z pobliskich lokali. Pstryknęliśmy tylko kilka fotek i uciekaliśmy dalej...

I ja :-P

Pojechaliśmy lasem w stronę Skubarczewa. Po drodze okazało się, że Piotr nic nie słyszał o zamku w Wylatkowie, więc wykręciliśmy skrótem przez kładkę do Wylatkowa oblukać zamek nocą :-D Dalsza droga przez Skubarczewo, Ostrowite Prymasowskie, Gaj, Krzyżówkę i Miaty. Wypad jak najbardziej na plus, temperatura bardzo przyjemna i uroki jazdy w lesie po zmroku :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 215.17km
- Teren 54.00km
- Czas 09:41
- VAVG 22.22km/h
- VMAX 42.09km/h
- Kalorie 7712kcal
- Podjazdy 916m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Wieże widokowe w Paprotni i na Złotej Górze, Konin, NSR
Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 3
Plan na sobotę zrodził się około miesiąc temu. Celem były dwie wieże widokowe: w Paprotni i na Złotej Górze. W ostatnim tygodniu dogrywane były szczegóły i rysowany ślad. W sumie, to pierwszy raz rysowałem, ale poszło całkiem sprawnie :-) Szkoda tylko, że nie było więcej chętnych, bowiem finalnie w trasę ruszyliśmy tylko Bobiko i ja. Co niektórych zatrzymała praca, inni być może wystraszyli się przeciętnej pogody, ale przyznać muszę, że wyprawa udała się w stu procentach!!! Z Kubą umówiliśmy się na spotkanie w Krzyżówce na godzinę 7:00. Oboje docieramy tam z kilkuminutowym poślizgiem i razem ruszamy w stronę Konina. Jedziemy przez Gaj, Ostrowite Prymasowskie, Kinno i kierujemy się do lasu. Początkowo jedziemy fragmentem trasy Winter Race w kierunku odwrotnym do jej biegu, by następnie wbić się na zielony szlak i zmierzać w stronę "Grubego Dębu". Tam robimy pierwszy, a zarazem krótki postój...
Ruszamy dalej. W okolicach Smolników Powidzkich wyjeżdżamy z lasu i po chwili meldujemy się w Anastazewie, obierając kierunek Kleczew. Po kilku minutach docieramy do Budzisławia Kościelnego. Następnie jedziemy na Zberzyn. Tam mieści się ogromna odkrywka węgla brunatnego. Przedostajemy się przez rów i wchodzimy na rurociąg, by dokładniej obserwować jak to wszystko wygląda...

I jeszcze zbliżenie...

Nieco dalej jest miejscowość Kaliska. Tam możemy zaobserwować jak bardzo są pochłaniane tereny przez kopalnię odkrywkową. Praktycznie wszystkie domy są opuszczone. Mało tego, są one wręcz splądrowane. Nie ma okien, drzwi, futryn, nawet instalacje elektryczne są powyrywane przez złomiarzy. Powoli zbliżamy się do Kleczewa. Przejeżdżamy nad taśmociągiem transportującym wydobyty już węgiel...

Za chwilę jesteśmy już pod wielką hałdą. Wjeżdżamy stromym podjazdem, który w pewnym momencie ma spory kąt nachylenia. Mając na uwadze, że to dopiero 1/4 trasy nie tracimy sił i ten kawałek podprowadzamy rowery, a następnie dalej podjeżdżamy. Meldujemy się na górze, a wokół rozciągają się świetne widoki. Trzeba wszystko udokumentować...

Po prawej stronie widać elektrownię Pątnów...

Na wprost bazylikę w Licheniu...

I trochę w lewo mamy maszt telewizyjny w Żółwieńcu...

Korzystając z przerwy posilamy się i zbieramy do dalszej drogi. Na górze mieliśmy przedsmak tego, co miało nas czekać na wieżach widokowych. Zjeżdżamy w dół tą samą ścieżką, którą wjeżdżaliśmy. Jak była ona stroma uświadamiamy sobie na zjeździe, bowiem poziom adrenaliny momentalnie podskoczył :-) Przejeżdżamy przez pobliskie rondo i kierujemy się do Parku Rekreacji i Aktywności Fizycznej w Kleczewie. Tereny są tam świetnie zagospodarowane. Jest m.in. park linowy...

Poza tym mieszczą się tam boiska plażowe, plac zabaw, amfiteatr, malowniczo położona ścieżka wokół zbiornika wodnego i czyściutka plaża...

Następnie ruszyliśmy w stronę Konina. Po drodze przejeżdżamy w sąsiedztwie elektrowni Pątnów...

Bobiko dokumentuje przejazd pociągu towarowego, który zmierza do Kleczewa na załadunek węgla...

Dalej pomknęliśmy obejrzeć jak prezentuje się "Błękitna Laguna". Im bliżej byliśmy celu, tym mniej słońca było na niebie, a właśnie cały urok tego zbiornika widoczny jest w blasku promieni słonecznych. Na miejsce dojechaliśmy ulicą Brunatną. Aktualnie obowiązuje tam zakaz ruchu, cały teren jest zryty, prawdopodobnie powstanie też nowa droga związana z inwestycją kawałek dalej. Nie przejmując się zakazem wbijamy się na teren budowy, a następnie po skarpie w dół schodzimy do zbiornika. Na słońce trzeba było chwilę poczekać...

W międzyczasie co nieco trzeba było udokumentować...

A po chwili było i słońce...

Kolejny odcinek trasy, to przejazd DK 25 w rejony rzeki Warta. Tam odbijamy w stronę starówki, gdzie znajduje się bulwar nadwarciański i klimatyczny most...

Z tego miejsca ruszamy już prosto na Paprotnię. Jedziemy wałem nadwarciańskim, jednak stan rzeki jest tak niski, że niewiele widać. Pozostaje podziwiać tylko zielone tereny nadrzeczne...

Po kilkunastu minutach wjeżdżamy do Paprotni. Cel już blisko...

Oto i jest...

Rowery zostawiamy na dole i wchodzimy na górę. A tam oczywiście widoki na najbardziej znane obiekty w okolicy. Bazylika w Licheniu (w tle dostrzegalny także maszt w Żółwieńcu)...

Widoczne także elektrownie Pątnów i Konin...

Zauważalne także blokowiska w Koninie...

Z drugiej strony rzuciła mi się w oczy remiza OSP w Paprotni...

Przejrzystość powietrza była w tym dniu przeciętna, do tego w czasie pobytu na wieży niewiele słońca, więc efekt zdjęciowy też średni. Ale co zrobić. Narzekać nie ma co, bowiem w czasie jazdy otrzymywaliśmy informacje, że w Gnieźnie, Trzemesznie i innych okolicznych fyrtlach pada. Nas na szczęście deszcz nie dopadł :-) Po zejściu z wieży zasiadamy pod wiatą przy palenisku i posilamy się. Po kilku minutach ruszamy dalej. Przecinamy DK 92 i okolicznymi wioskami zmierzamy w kierunku Złotej Góry. Ten odcinek nie należy do najłatwiejszych. Najpierw przeprawa przez kilkusetmetrową drogę pokrytą piachem, niczym plaża, a następnie wspinaczka pod górę, aż do samej Złotej Góry. Po drodze jeszcze ostatni rzut oka na wieżę w Paprotni...

Po wymagającym odcinku meldujemy się na Złotej Górze. Chcąc spiąć rowery orientuję się, że nie mam klucza od zapięcia. Skojarzyłem fakty i wyszło na to, że zostały one przy palenisku pod wiatą w Paprotni. Mało tego, został tam też mały statyw od aparatu. Szczęście w nieszczęściu, nie były to cenne przedmioty. Na Złotą Górę dostał się ze mną pasażer na gapę...

Wieża z dołu prezentuje się okazale...

W związku z brakiem możliwości zabezpieczenia rowerów najpierw na górę udałem się ja. Bobiko został i pilnował dobytku :-) Na górze oczywiście rzut oka na pobliskie tereny. Widoki już nieco lepsze, bowiem pokazało się słońce. Spojrzenie na południe, gdzie mieści się rezerwat "Złota Góra"...

W kierunku północno-zachodnim widać Konin i elektrownię Pątnów...

Na górze jeszcze kilka zbliżeń. Z bliska Konin i elektrownia...

Bazylika w Licheniu...

Co ciekawe, dostrzec można było także elektrownię w Adamowie koło Turku, która znajduje się w odległości 30 km od Konina. Przy lepszej przejrzystości powietrza prezentuje się zapewne ciekawie...

Na górze starałem się nie siedzieć za długo, bowiem Bobiko czekał na swoją kolej. Po zejściu na dół okazało się jednak, że walnął sobie drzemkę na schodach wieży :-D Czas, w którym Bobiko siedział na górze wykorzystałem na przebranie się. Zrobiło się cieplej, więc trzeba było założyć krótkie gacie :-P Zapoznałem się też z planszami ukazującymi cały proces powstawania wieży...

Wyglądało to mniej, więcej tak...

Bobiko w końcu zszedł na dół i można było ruszać w drogę powrotną. Wiadomo było, że skoro najpierw trzeba było trochę podjechać, to teraz będzie fajny zjazd. Skierowaliśmy się w stronę Brzeźna. Zjazd oczywiście fajny. Pędzimy leśnymi duktami około 40 km/h, aż tu nagle piaskownica!!! Trzeba było włożyć trochę pary w ręce i się nieźle nagimnastykować, żeby utrzymać tor jazdy. Po chwili okazało się, że piachu jest jeszcze więcej...

Z Brzeźna pomknęliśmy w stronę Konina przez DK 92. Wjazd do Konina, to szukanie sensownego lokalu, bowiem trzeba było zjeść jakiś obiad. W miarę szybko się to udaje, a zaraz obok mamy Lidla, więc dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu :-) Zapasy na drogę powrotną uzupełnione i żołądki napełnione. Plan bowiem był taki, że w drodze powrotnej nie robimy dłuższych postojów. Z Konina jedziemy na Posokę, a dalej Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym przez Sławsk, Modłę do Rzgowa i dalej Świątniki, Skokum do Zagórowa. Odcinek Rzgów - Zagórów jest dla mnie ciężki z uwagi na mały kryzys. Od samego Konina jedziemy z wiatrem w ryja i to dało się we znaki. Na szczęście kolejne posilenie (piaty banan tego dnia i czwarty batonik) dało efekty i kryzys ustępuje. W Zagórowie spojrzenie na park i pomnik...

Tam opuszczamy NSR i udajemy się łącznikowym szlakiem do Lądu. W Lądzie zjeżdżamy do doliny Warty, której poziom jest masakrycznie niski...

Spojrzenie na klasztor Cystersów. Widać tu też jak niski jest poziom Warty...

Z Lądu pojechaliśmy na Ciążeń i tam opuszczamy połacie Warty, kierując się na Słupcę drogą nr 466. Od tego momentu mamy boczny wiatr, można jechać trochę szybciej, ale też staram się nie szarżować, co by nie dopadł mnie kolejny kryzys. Przejazd nad autostradą A2...

W okolicach Słupcy w oczy rzuciła się linia energetyczna...

Dalsza droga biegła przez Słupcę, Kochowo i Powidz. Tam ostatni krótki postój na Łazienkach i rozjazd w stronę domów. Bobiko pojechał na Wrześnię, a ja na Trzemeszno przez Wylatkowo i OW Skorzęcin, dalej lasem w stronę Gaju, przez Bieślin, Zieleń i minutę po godzinie 22, melduję się w domu. Czułem się na tyle dobrze, że mógłbym jechać dalej :-D Kryzys przed Zagórowem był chwilowy, więc można powoli planować dłuższe dystanse. Podsumowując, wyprawa mega-udana, pogoda tyle co mogła dopisała. Z informacji, które mieliśmy wszędzie dookoła padało, a my idealnie wkomponowaliśmy się w okienko pogodowe. Ale tak była zaplanowana trasa i godzina startu, by w jak największym stopniu zminimalizować ryzyko opadów. Każdemu kto zechce się wybrać w tamte rejony gorąco polecam tą trasę, atrakcji i wrażeń po drodze sporo :-) Bobiko dzięki za wspólną wyprawę ;-)
I jeszcze filmik z ciekawych miejscówek na trasie wyprawy:
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 200-kilometrowe
- DST 88.26km
- Teren 4.00km
- Czas 03:49
- VAVG 23.12km/h
- VMAX 39.84km/h
- Kalorie 3217kcal
- Podjazdy 421m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Września, muzeum w Grzybowie
Piątek, 19 czerwca 2015 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 0
W piątek do południa ruszyłem do Gniezna z krótką wizytą w banku. Droga standardowo przez Wymysłowo i Wierzbiczany. Między Wymysłowem, a Kaliną dawno nie widziane kałuże po całej szerokości drogi. Musiało trochę tam popadać w nocy. Z Gniezna postanowiłem pojechać do Wrześni, której to jeszcze do tej pory nie udało mi się odwiedzić na rowerze. Pojechałem przez Czerniejewo i Psary Polskie. W okolicach Psar Polskich przebiega most kolejowy z linią kolejową nr 3 Warszawa Zachodnia - Kunowice. Jest to jedna z najdłuższych linii kolejowych w Polsce. Jej długość to 478 km. Jest ona też fragmentem międzynarodowej linii kolejowej E 20: Berlin – Kunowice – Poznań – Warszawa – Terespol – Moskwa...
Dalej jechałem ścieżką rowerową i dotarłem w północne rejony Wrześni. Poniżej widok na Zalew Wrzesiński potocznie nazywany Lipówką...

Zaraz za Lipówką przy nasypie kolejowym mieści się rowerowy plac manewrowy...

Następnie wzdłuż rzeki Wrześnica pod torami kolejowymi dotarłem do parku im. Piłsudskiego. Rzut okiem na Wrześnicę...

W bliskim sąsiedztwie mieści się basen miejski, więc pojechałem zobaczyć jak to wygląda. Od razu rzuciła mi się w oczy ciekawa górka, na którą postanowiłem wjechać. Tak się zastanawiałem, czy przypadkiem w sezonie zimowym nie pełni ona roli małego stoczku narciarskiego. Na samej górze jest bowiem usytuowane oświetlenie halogenowe, a u zbocza biegnie poprowadzona ścieżka z drewnianymi poręczami. Z góry całkiem przyjemny widok na basen...

Dalej pojechałem do centrum miasta. Najpierw zajrzałem zobaczyć jak prezentuje się utrzymany w stylu późnogotyckim kościół farny p.w. Wniebowzięcia NMP i św. Stanisława BM...

Stamtąd miałem już rzut beretem na Rynek. Poniżej właśnie wrzesiński Rynek z ratuszem w tle...

Po chwili zameldowałem się na deptaku, gdzie mieści się stary budynek poczty...

Z miasta postanowiłem wyjechać w stronę Witkowa, po lewej stronie mijając wieżę ciśnień wybudowaną w 1904 roku...

Po wyjeździe z Wrześni i kilkunastu minutach jazdy zameldowałem się w Grzybowie, gdzie mieści się muzeum...

Postanowiłem skorzystać z okazji i zwiedzić tereny wczesnośredniowiecznego grodu. Najpierw życzliwa Pani oprowadziła mnie po wystawie opowiadając co nieco, a następnie ruszyłem w plener zobaczyć co mieści się na terenie rezerwatu. Poniżej ciekawa zagroda...

I widok na zagrodę z zabytkowymi dębami w tle...

Na koniec wszedłem do góry na taras widokowy. Tam moim oczom ukazała się makieta grzybowskiego grodu...

Natomiast w bliskim sąsiedztwie stara drewniana chata...

Po zwiedzeniu terenów muzeum ruszyłem w drogę powrotną do domu przez Witkowo, Folwark i Piaski. W domu zameldowałem się idealnie na pyszny obiadek :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 89.71km
- Teren 4.00km
- Czas 04:13
- VAVG 21.28km/h
- VMAX 37.82km/h
- Kalorie 3235kcal
- Podjazdy 305m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikorzyn (służbowo i rekreacyjnie) - dzień 2
Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 2
Na wtorek zaplanowany był powrót z Mikorzyna. Dzień wcześniej przejrzałem mapę i nakreśliłem sobie wstępny plan drogi powrotnej. Po pożywnym śniadaniu było jeszcze trochę odpoczynku i spacerowania nad mikorzyńskim jeziorem, ale w południe trzeba było w końcu ruszyć w drogę powrotną. Utrudnieniem był wiatr, który przez całą drogę wiał w ryj albo z boku. Jako pierwszy cel obrałem sobie Ślesin i jego centrum. Pojechałem, więc na Rynek gdzie mieści się pomnik gęsiarza...
Dalej pojechałem w stronę Żółwieńca, bowiem chciałem zobaczyć z bliska ogromny maszt telewizyjny. Po drodze spotkałem jednak coś o czym nie miałem pojęcia. W Szyszyńskich Holendrach trafiłem na hodowlę alpak. Jechałem sobie drogą i zauważyłem jakieś dziwne, kudłate stwory. Niektóre wyglądały jak z bajki :-D Zwolniłem, a za moment zatrzymałem się, bowiem zaciekawiło mnie to. Niektóre były włochate, jak ten czarny poniżej...

Ale większość była ogolona (jak ta biała poniżej na zdjęciu). Ogólnie te ogolone mnie wyglądem powaliły, bo cały tułów gładki i ogolony, a na głowie bujne grzywy :-D

Szkoda, że lamy nie chciały podejść bliżej do ogrodzenia, bo wyglądały cudnie. Jednak wytresowane one z pewnością są, bowiem w pewnym momencie hodowca zawołał je, a te jak ruszyły z kopyta, to aż się kurzyło...

Ogólnie po powrocie do domu trochę poczytałem o tych stworzeniach, bo bardzo mi się spodobały. Okazuje się, że hodowla ma na celu uzyskanie wełny, która w porównaniu z wełną owczą jest nawet dziesięć razy droższa. Wszystko dlatego, że wełna z alpak występuje w 22 naturalnych kolorach i ma dużo lepsze właściwości. Dodatkowo hodowla alpak jest 30% tańsza w utrzymaniu od hodowli owiec. Wygląda więc na to, że musi być na tym niezły biznes :-) No, ale wróćmy do mojej wycieczki. Po krótkim postoju pod hodowlą tych ciekawych stworzeń ruszyłem dalej w stronę Żółwieńca i po chwili melduję się na miejscu. Widok na maszt imponujący...

Maszt ma wysokość 320 metrów i został zbudowany w 1992 roku. Poszukałem też miejsca gdzie schodzą dwie z kilkunastu stalowych lin trzymających całą konstrukcję w pionie. Wygląda to mniej, więcej tak:

I jeszcze jeden rzut oka na maszt...

Byłem pod wrażeniem konstrukcji, ale trzeba było jechać dalej, bo pogoda niepewna. Ruszyłem w stronę Skulska. Początkowo jechałem DK 25, gdzie niespodziewanie ruch samochodowy był niewielki, ale warto było kusić losu i po kilku minutach wbiłem się w wąskie drogi i tak podążyłem aż do samego Skulska. Tam zajrzałem zobaczyć jak wyglądaSanktuarium Matki Bożej Bolesnej...

Dalej planowałem troszkę odbić, bowiem przeglądając mapę dzień wcześniej trafiłem na miejscowość o bardzo ciekawej, a zarazem śmiesznej nazwie. Obrałem, więc jeszcze w Skulsku kierunek na ulicę Targową, by nie jechać krajówką. Wyjechałem za miasto, a tu odezwał się organizm. Zbuntował się przeciwko mnie, no i trzeba było szukać ustronnego miejsca. Jak na złość żadnego lasu w pobliżu nie było, więc trzeba było zjechać kilka kilometrów z trasy. Na szczęście w miarę szybko uporałem się z problemem i można było kontynuować jazdę. Wróciłem na szlak i po kilku minutach zameldowałem się w tej śmiesznej z nazwy miejscowości...

Kilkanaście metrów dalej rozciągał się też fajny widok na jezioro Skulska Wieś...

Stamtąd pojechałem w kierunku DK 25, którą musiałem się kawałek przemęczyć i dalej pomknąłem w kierunku Wilczyna. Odcinek Skulska Wieś - Wilczyn nudny jak flaki z olejem. Wokół same pola i do tego ten wmordewind. No, ale trzeba było jechać. Od Wilczyna już dużo ciekawiej, bo nudne pola zniknęły z pola widzenia. Szybko dotarłem do Wójcina i dalej pojechałem na Przyjezierze. Tam zajrzałem na plażę wojskową. Trochę porządków tam zrobili, bo zniknął stary, straszący wyglądem i z pewnością niebezpieczny pomost. Stan wody za to jest katastrofalnie niski. W porównaniu z rokiem ubiegłym ubyło znowu wody o jakieś 2 metry według mnie. Gdyby sobie tak przypomnieć to jezioro dziesięć lat temu, to linia brzegowa była spokojnie koło 20 metrów bliżej. Wszystkiemu winna oczywiście odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego i wolę nie myśleć co będzie za kilkanaście lat. Tak sobie chwilę stałem na tej plaży wojskowej i podszedł do mnie pewien pan z prośbą o pomoc. Trzeba było wypchnąć trochę samochód, a następnie z górki rozbujać go, żeby odpalił, bowiem rozładował się akumulator. Pomogłem, a auto udało się odpalić :-) Następnie ponownie wsiadłem na rower i wróciłem do centrum, by zjeść gofra. Ale okazało się, że w tygodniu wszystko jeszcze zamknięte. Zajrzałem, więc na plażę główną, na której świeciły pustki...

Na końcu molo postawili z kolei jakiś lokal. Tak to bynajmniej wygląda, bo na tarasie są ulokowane stoliki, krzesełka i ławki, a ogrodzenia posiadają logo jednego ze złocistych trunków...

Z Przyjezierza pojechałem przez Ostrowo, Gębice, Łosośniki, Wylatowo, a następnie przez Popielewo dotarłem do Trzemeszna, kończąc tym samym dwudniowy służbowo-rekreacyjny wypad :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Praca / służbowo
- DST 56.62km
- Teren 8.00km
- Czas 02:17
- VAVG 24.80km/h
- VMAX 42.60km/h
- Kalorie 2130kcal
- Podjazdy 228m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikorzyn (służbowo i rekreacyjnie) - dzień 1
Poniedziałek, 15 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 2
W poniedziałkowy poranek ruszyłem służbowo do Mikorzyna na zebranie okresowe połączone troszkę z rekreacją. Była to pierwsza okazja do przetestowania bagażnika i sakw. Pierwszy raz też ruszyłem tak obciążony. Wyruszyłem przed godziną ósmą w stronę Zielenia. Tak sobie jechałem i zastanawiałem się, czy wybrać wariant 100% asfalt, czy połączyć to nieco z terenem. Raz, że obciążenie było całkiem spore, a dwa to zryte ostatnio przez ciągniki leśne dukty w okolicach Orchowa. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zaryzykował, więc wybrałem tą drugą opcję. Skręcam, więc na Ostrowite i przez Jerzykowo oraz Skubarczewo docieram do leśnych szlaków. Tam na chwilę się zatrzymuję, by pstryknąć fotkę roweru z załadowanymi sakwami...
Z tyłu prezentuje się to tak...

Jak na sakwy kupione okazyjnie za niewielkie pieniądze, wygląda to całkiem nieźle i nie ma co narzekać :-) Dalej pojechałem lasem po drodze mijając "Gruby Dąb". Odcinek, który był niedawno totalnie zryty jest już jako tako ubity, więc jechało się w porządku. Z Anastazewa skierowałem się w stronę Kleczewa jadąc przez Budzisław Kościelny. W Kleczewie na chwilkę podjechałem pod dużą górkę obadać co nieco, a dalej pomknąłem do Mikorzyna przez Goranin. W tamtejszych stronach rusza większa inwestycja, budowa fabryki do produkcji brykietu. Do Mikorzyna dotarłem sprawnie. Odświeżyłem się i trzeba było zbierać się na zebranie. Później obiad, a następnie trochę rekreacji. Głównym punktem popołudnia był rejs statkiem :-) Wyruszyliśmy z Mikorzyna płynąc jeziorem Mikorzyńskim. Po prawej stronie widać było Wakepark Ślesin...

Płynęliśmy oczywiście w stronę Ślesina...

Dopływamy w pobliże mostu i przepływamy kanałem łączącym dwa jeziora: Mikorzyńskie i Ślesińskie...

U brzegu jeziora Ślesińskiego zacumowanych jak zwykle sporo jachtów...

W drodze powrotnej mijamy płynące w pobliżu małe żaglówki...

A podczas rejsu można było spożyć trochę chłodzonego piwka :-)

Wieczorem była pyszna kolacja, grill, a na zakończenie ognisko. Ja skorzystałem jeszcze z okazji i wyskoczyłem na chwilę na pomost zobaczyć jak wygląda niebo, a to prezentowało się wspaniale. Widok w stronę Ślesina...

Takim oto przyjemnym akcentem zakończył się pierwszy z dwóch dni pobytu w Mikorzynie :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Praca / służbowo
- DST 80.07km
- Teren 30.00km
- Czas 03:24
- VAVG 23.55km/h
- VMAX 41.31km/h
- Kalorie 2847kcal
- Podjazdy 684m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
W rejonie czterech jezior i mały skansen w Mrówkach
Poniedziałek, 25 maja 2015 · dodano: 26.05.2015 | Komentarze 4
W poniedziałkowe południe wyruszyłem obadać rejony jeziora Budzisławskiego. Ostatnio był tam Sebek i tak mnie naszło, by tam pojechać tym bardziej, że jeszcze tam nie byłem. Dojazd przez Skubarczewo i punkt postojowy "Gruby Dąb". Tam oczywiście obowiązkowy i krótki postój. W międzyczasie lukam sobie na mapę tam zamieszczoną ze szlakami rowerowymi. Wstępnie plan był taki, by znad jeziora Budzisławskiego pojechać do Przyjezierza, ale czarny szlak mnie zaintrygował i postanowiłem go objechać. Generalnie to nie znałem wcześniej terenów po drugiej stronie drogi nr 262. Najpierw dojeżdżam niebieskim szlakiem w rejony Szydłówca i stamtąd już czarnym szlakiem rozpoczynam objazd przez Anastazewo i Adamowo. Tam pomyliłem drogę, zresztą nie pierwszy raz tego dnia. A to dlatego, że oznaczenie czarnego szlaku jest fatalne. Na krzyżówkach i rozjazdach w wielu miejscach brakuje oznakowania, za to na prostych odcinkach jest tego aż nadto. Po kilkuset metrach wróciłem na właściwe tory i kontynuowałem objazd. W Adamowie bardzo mi się spodobało. Cisza, spokój, mnóstwo działek rekreacyjnych i urokliwe tereny. Postanawiam tam zajrzeć nad jezioro. Zjeżdżam z drogi, a tam kilka powalonych, a właściwie ściętych drzew. Jedno z nich wykorzystuję, by pstryknąć sobie fotę...
Dalej zaglądam nad jezioro...

Kontynuuję objazd czarnym szlakiem. Po drodze zauważam zaskrońca, niestety martwego. Musiał chwilę wcześniej rozjechać go samochód. W okolicach Trębów Starych trwa inwestycja w ośrodku wypoczynkowym. Oby zdążyli do wakacji, bo trzeba będzie się tam wybrać w wakacje. Następnie strzałki szlaku rowerowego wyprowadziły mnie w alejki działkowe. Tam zaglądam ponownie nad jezioro...

Widok tutaj jest jeszcze ładniejszy niż w Adamowie...

Po wyjeździe z terenów działek szlak wyprowadził mnie w miejsce, w którym już byłem, więc nieco zgłupiałem. No, ale pojechałem dalej przez Zygmuntowo w stronę Wilczyna. Droga biegnie wzdłuż jeziora Wilczyńskiego, ale nie widać zbyt wiele, bowiem cała linia brzegowa porośnięta jest drzewami. W Wilczynie króciutki postój na Rynku. Przy okazji spoglądam sobie na tablicę informującą o występującym w terenach rolniczych ptactwie...

Z Wilczyna jadę w stronę Mrówek z zamiarem odwiedzenia tamtejszego skansenu. Gdzieś kiedyś coś obiło mi się o uszy o tym miejscu, więc trzeba było ten fakt wykorzystać. Po kilku minutach jestem na miejscu...

Miejscówka wydaje się być bardzo sympatyczna...

W skansenie mieści się tzw. Kopiec Napoleoński. Zainteresowanych odsyłam do lektury, a najlepiej odwiedzenia tego miejsca osobiście. Po wejściu na teren skansenu po prawej stronie rozpościera się widok na jezioro Kownackie...

Po lewej stronie mieści się wspomniany kopiec z drewnianymi zabudowaniami...

Wchodzę do góry i zwiedzam wnętrza chaty...


Następnie wchodzę na samą górę wieży gdzie znajduje się platforma widokowa. W komfortowy sposób można podziwiać widoki na jezioro Kownackie (jest też specjalna luneta do podziwiania widoków)...


Z drugiej strony widok na las, gdzie mieszczą się pobliskie bagienka...

Wieża z bliska...

Jak się wlazło, to trzeba i zejść...

Kopiec od strony jeziora...

Fosa okalająca kopiec...

I miejsce odpoczynku w sąsiedztwie jeziora...

Skansen ogólnie jest mały, ale ma swój urokliwy klimat. Fajnie się tam spędziło czas, ale trzeba było jechać dalej. Wyjeżdżam ponownie na czarny szlak. Jadę i oczywiście znowu przejeżdżam zakręt, bo kolejny raz brakuje oznakowania. Orientuję się tym razem szybko i momentalnie zawracam. Wjeżdżam na drogę, która biegnie między dwoma jeziorami: Kownackim i Suszewskim. Widok na jezioro Suszewskie...

Pod drogą przebiega kanał łączący te dwa jeziora. Poziom wód jest niestety tak niski, że nie ma w nim, ani kropli wody. Śluza się tam mieszcząca jest, więc na chwilę obecną bezużyteczna...

Dalej jadę wzdłuż jeziora Suszewskiego przez Suszewo, a następnie na Osówiec. Za Suszewem oczywiście znowu brakuje oznakowania na rozjeździe. Nie wiem, kto znakował ten szlak, ale fuszerę odstawił niesamowitą. Z Osówca mogłem jechać dalej czarnym szlakiem na Szydłówiec zamykając w ten sposób pętlę, ale czas naglił, więc śmignąłem prosto na Orchowo. Stamtąd przez Orchówek i las, gdzie droga była masakrycznie zryta i miękka. Skrótem z pominięciem Skubarczewa wyjeżdżam w Kinnie i przez Jerzykowo melduję się w Trzemesznie. Wycieczka trochę spontaniczna, z pomysłem zrodzonym w trasie, ale bardzo udana :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 91.16km
- Teren 22.00km
- Czas 04:39
- VAVG 19.60km/h
- VMAX 50.34km/h
- Kalorie 3250kcal
- Podjazdy 568m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajd nocny w Czerniejewie...
Sobota, 23 maja 2015 · dodano: 24.05.2015 | Komentarze 1
W sobotni wieczór wybrałem się na rajd nocny do Czerniejewa. Z Trzemeszna jadę do Gniezna po szwagra i dalej razem lecimy na Czerniejewo. W Czerniejewie meldujemy się około godziny 21:30. Start rajdu przewidziany był na godzinę 22:00. Na miejscu zbiórki melduje się sporo uczestników. Osobiście nie spodziewałem się takiej liczby. Wstępnie zapisanych było 120 osób, ale jak na moje oko zebrało się 80, może 90 osób...
Ruszamy planowo o godzinie 22:00, początkowo pod eskortą policyjnego radiowozu. Dalej prosto w las, gdzie biegła zdecydowana większość trasy. Na trasie były też dwa krótkie postoje, by grupa się zwarła, bowiem były momenty, że stawka bardzo się rozciągała...

Peletonik gdzieś w lesie...

Fajnie było pojeździć nocą po leśnych duktach, a trzeba przyznać, że trasa wcale łatwa nie była. Leśne ścieżki w dużej części były zryte przez ciągniki, było grząsko i z koleinami. Mniej wprawieni rowerzyści mieli trochę z tym problemów. Nie obyło się też bez kilku delikatnych upadków, na szczęście wszyscy dojechali bez urazów :-) Poruszaliśmy się w okolicach miejscowości: Rakowo, Bure, Linery, Przyborowo, Goraninek z metą na stadionie miejskim. Tam na wszystkich uczestników czekało ognisko i pieczenie kiełbasek...

Po posilieniu się, jakoś po godzinie 1:00 ruszamy ze szwagrem w drogę powrotną. Pozostali uczestnicy zostali dłużej na wspólnym ognisku, ale my mieliśmy jeszcze trochę kilometrów do domu. Jedziemy do Gniezna, gdzie na ulicy Wyszyńskiego żegnam się ze szwagrem i dalej samotnie lecę na Trzemeszno. W okolicach Lubochni pod osłoną nocy grasowało stado lisów po okolicznych gospodarstwach. Trzy z nich przebiegły mi przed kołami. Dalej lasem i przez Krzyżówkę i po godzinie 2:30 melduję się w domu.
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 91.60km
- Teren 16.00km
- Czas 03:55
- VAVG 23.39km/h
- VMAX 37.59km/h
- Kalorie 3352kcal
- Podjazdy 548m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Kraina rzepakiem usłana i Dolina Rzeki Gąsawki
Piątek, 15 maja 2015 · dodano: 17.05.2015 | Komentarze 2
Jako, że w czwartek wspólny wypad z Kubą przez deszcz spalił na panewce, postanowiliśmy ruszyć gdzieś w piątek. Ja najpierw udałem się do Gniezna do znajomego. Chciałem wymienić klocki hamulcowe z tyłu, ale okazało się, że są w dobrej kondycji, tyle że były zasyfione. Przy okazji zamieniłem opony przód - tył. Na ten sezon powinno to spokojnie wystarczyć, ale na przyszły rok trzeba będzie zakupić przynajmniej jedną nową. Objeździłem też Gniezno w celu dorobienia magicznego klucza i okazało się, że nie ma na to szans. Po godzinie 10:30 wszystkie sprawy załatwione, więc można było zgadać się z Kubą co do wypadu. Spotykamy się pod galerią. Pomyślałem, żeby w końcu pojechać do Doliny Rzeki Gąsawki, ale trochę inną drogą. Kuba przystał na pomysł, więc ruszyliśmy przed siebie. Jedziemy przez Krzyszczewo i Modliszewko w stronę Mielna. Do Dębłowa musimy zmagać się z wmordewindem. Później było już lżej. Z okolic Mielna kierujemy się na Dziadkowo i dalej lasem w stronę Rzymu. Po drodze mijamy kanał łączący jeziora: Zioło i Dziadkowskie...
Z Rzymu kierujemy się w stronę Rogowa. Tam mały objazd terenów leśnych nad jeziorem Rogowskim, a następnie kierunek Grochowiska Szlacheckie. Z Grochowisk drogą polną jedziemy w kierunku Szelejewa. Ujechaliśmy ledwie kawałek, a przed nami ukazały się przeogromne tereny z plantacją rzepaku. Droga biegła pod górkę, więc postanawiamy dojechać na jej szczyt, by stamtąd był lepszy widok na żółte połacie rzepaku. Obok drogi znajdował się też większy kamień, z którego można było poobserwować te bliższe i dalsze tereny, więc wbijamy się na niego. Widok w prawo i hektary rzepaku...

Widok w lewo i kolejne hektary żółtego kwiatu...

I to wszystko po jednej stronie drogi. Druga strona tak samo, może z tą różnicą, że nie aż po sam horyzont. I jeszcze rzepak przez żółte okulary...

Nie mogliśmy się napatrzeć na te tereny, mordy się nam śmiały. To tylko żółte kwiatki rzepaku, a ile frajdy :-) No, ale w końcu trzeba było jechać dalej. Jedziemy przez Szelejewo, Głowy i dalej w kierunku Gąsawki. Po następnych kilkunastu minutach docieramy do celu dzisiejszej wyprawy, Doliny Rzeki Gąsawki...

Wbijamy się na teren ścieżki i zwiedzamy piękne przyrodnicze tereny. Na początek staw w otoczeniu zieleni...

Powalone drzewa...

Spiętrzenie wód w lesie...

Spojrzenie w dzikie i wodne zarośla...

Widok z góry na Gąsawkę...

Po zwiedzeniu ścieżki przyrodniczej ruszamy w drogę powrotną przez Gołąbki. Na Gołąbkach się rozjeżdżamy, Kuba śmiga na Gniezno, ja na Trzemeszno. Czas naglił, bowiem przed godziną 15 trzeba było odebrać młodą z przedszkola. Wycieczka bardzo udana. Pierwszy raz byłem na terenach Doliny Gąsawki, a dodatkowo ten konkretny bonus w postaci żółtych połaci rzepaku. Coś pięknego, nic dodać, nic ująć :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 34.51km
- Teren 16.00km
- Czas 01:22
- VAVG 25.25km/h
- VMAX 44.60km/h
- Kalorie 1433kcal
- Podjazdy 258m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Wierzbiczany, Lubochnia i Bieślin
Środa, 6 maja 2015 · dodano: 07.05.2015 | Komentarze 1
W środowe późne popołudnie wyskoczyłem pokręcić się po okolicach. Jako, że nie było konkretnych planów ruszyłem w stronę jeziora Wierzbiczany, którego okolice zawsze są przyjemne :-) Tym razem pojechałem przez dawno nie uczęszczaną przeze mnie ścieżkę przez Święte. I tu pozytywne zaskoczenie. Droga, która wcześniej była zryta przez ciężki sprzęt zrobiła się bardzo przyjemna, a tereny wokół jakoś uprzątnięte. Wygląda na to, że zaprzestano tam wszelakich robót :-) Nieco wcześniej na przydrożnym polu spotykam spacerującego boćka...
Dalej pojechałem wzdłuż jeziora w stronę Kaliny i Wierzbiczan, a stamtąd na Lubochnię. Tam na skraju lasu, krótka przerwa na przydrożnym parkingu...

Z Lubochni przez Krzyżówkę śmignąłem w stronę Gaju...

A stamtąd na Bieślin i skrótem polnym w kierunku Trzemeszna....

Do domu wracam już praktycznie po zachodzie słońca.
Kategoria Ciekawe wyprawy