Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12637.80 km (12.69%)
Czas na rowerze: 162d 02h 27m
Średnia prędkość: 25.58 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Sierpień15 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Ciekawe wyprawy
Dystans całkowity: | 9553.35 km (w terenie 1265.00 km; 13.24%) |
Czas w ruchu: | 419:21 |
Średnia prędkość: | 22.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 100.07 km/h |
Suma podjazdów: | 53902 m |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (77 %) |
Suma kalorii: | 307049 kcal |
Liczba aktywności: | 81 |
Średnio na aktywność: | 117.94 km i 5h 10m |
Więcej statystyk |
- DST 323.74km
- Teren 46.00km
- Czas 14:31
- VAVG 22.30km/h
- VMAX 52.69km/h
- Kalorie 11714kcal
- Podjazdy 2372m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Trójmiasto zdobyte!!! Czyli nad morze w jeden dzień :-)
Czwartek, 17 września 2015 · dodano: 17.09.2015 | Komentarze 4
Tego wyjazdu miało tak naprawdę nie być!!! Owszem było kilka podejść w sierpniu, ale to pogoda krzyżowała plany, to nie szło zgrać się z innymi na wspólny wypad i sierpień się skończył. W miniony wtorek jednak pojawiła się realna szansa na zrealizowanie tego na co długo czekałem. Złożyło się na to kilka wypadkowych. Po pierwsze wolny dzień od pracy i idealna pogoda - ciepło, słonecznie i z wiatrem z południa. Po drugie wizja operacji i duże prawdopodobieństwo nie zrealizowania wyjazdu także w przyszłym roku, przez co musiałbym czekać aż do 2017. Po trzecie wstępna deklaracja Bobiko co do wyjazdu, więc było nas co najmniej dwóch :-) Wszystko wydawało się być idealnie zgrane, więc musiało się udać!!! Trasa była z grubsza zaplanowana (sierpniowa wersja), trzeba było lekko skorygować końcowy fragment, gdyż pociągiem trzeba było wracać z Gdyni. Jak się później okazało nie wszystko poszło jak miało, bowiem do celu w Gdyni zmuszony byłem dotrzeć sam, gdyż Bobiko z uwagi na usterkę aparatu słuchowego się wycofał.Wyjazd nastąpił w czwartek, zaraz po północy. Ruszyłem z Trzemeszna z załadowanymi sakwami (prowiant, odzież na zmianę, baterie, zapasowy łańcuch, i inne pierdołki). Była to dla mnie pierwsza tak poważna wyprawa, więc wolałem wziąć trochę więcej klamotów, niż później borykać się z ewentualnymi problemami. Początkowy fragment trasy, to nic ciekawego. Jazda przez Jastrzębowo, Gołąbki i Chomiążę Szlachecką. Dalej jazda w kierunku Barcina i tutaj nastąpiła pierwsza niespodzianka. W Wójcinie na przeciw wyszedł jakiś wielki pies z kilkoma mniejszymi kompanami, więc bez chwili zawahania nastąpił odwrót i dojazd do Barcina przez Szczepanowo zamiast przez Wolice. Barcin powitał mgłą, która jak się później okazało unosiła się, aż do samej Bydgoszczy. Jazda drogą nr 254 nie należała do przyjemnych, bowiem jak na środek nocy poruszało się tamtędy sporo tirów, a mgielny opad osiadał na okularach, więc co rusz trzeba było je przecierać. Niemniej kolejne kilometry pokonywane były sprawnie. Drogą nr 254 dotarłem do DK 25, którą trzeba było przemknąć jakieś 3 km. Jako, że dalej jest zakaz jazdy dla rowerzystów, miałem obczajoną wcześniej małą przeprawę przez skrawek Puszczy Bydgoskiej. Z początku wszystko przebiegało jak należy, a za chwilę miał nastąpić przejazd na drugą stronę DK 10 i dalej przez las. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że po drugiej stronie DK 10 las jest ogrodzony siatką, a wszelakie bramy były pozamykane. Nie pozostało, więc nic innego, jak dojechać przez DK 10 do DK 25 i dojechać w ten sposób do bydgoskich osiedli. W mieście pojawiłem się o godzinie 4 i spokojnie sobie przemierzałem kolejne metry ścieżkami rowerowymi. Na jednym z większych skrzyżowań trafiłem na parking z miejskimi bolidami...
Wszystkie ładnie zaparkowane czekały, aż miasto obudzi się do życia. Dalej poruszałem się ścieżką wzdłuż DK 5, a następnie przez park im. Załuskiego wykręciłem w kierunku Myślęcinka, po drodze przejeżdżając przez całkiem przyjemny most...
Z Bydgoszczy wyjechałem ścieżką rowerową na ul. Hipicznej i dalej pomknąłem przez Niemcz, Neklę, Pyszczyn i Kotomierz. Niebo powoli się rozjaśniało, a w okolicach Nieciszewa zaczęło świtać. Przyroda budziła się do życia, a mym oczom ukazał się przepiękny widok na zamglone łąki i pola...
Nieco dalej moja droga miała przebiegać prosto, ale okazało się, że znajduje się tam pole z jakąś ścieżką, więc pojechałem nieco na okrętkę. Okazało się, że niepotrzebnie, bo była to ogólnodostępna dróżka i właśnie kilka następnych kilometrów tak właśnie wyglądało...
Jechałem sobie takimi wiejskimi ścieżkami, aż do Różannej. Rower trochę się zasyfił, ale jak tylko błotko zaschło zrzuciłem je z ramy :-P W Gawrońcu spotkała mnie kolejna niespodzianka. Otóż most, którym miałem jechać był zamknięty, gdyż grozi zawaleniem. Nie było żadnej informacji o objazdach, więc pokonałem wał usypany z ziemi i pomknąłem dalej :-) Po kilku następnych minutach przecinam DW 240, gdzie zaczyna pachnieć Kaszubami, a była dopiero godzina 7...
Dalej jechałem przez Drzycim, Wery i Żur. Tam powitała mnie tablica Wdeckiego Parku Krajobrazowego, a już po chwili przejeżdżałem nad rzeką Wda...
O godzinie 8 zameldowałem się w miejscowości Osie, gdzie zrobiłem sobie pierwszą dłuższą (30 min.) przerwę. Wszedłem do marketu, zakupiłem banany i jogurt pitny. Przed marketem znalazłem wygodną miejscówkę, wszamałem jednego banana, popiłem jogurtem, dorzuciłem batona, kilka łyków izotonika i pomknąłem dalej. Dalsze kilometry to była czysta przyjemność. Jazda lasem, cisza i tylko śpiew ptaków oraz podziwianie widoków Wdeckiego Parku Krajobrazowego...
Nie spodziewałem się, że aż tyle terenu będę musiał pokonać. Na mapach wyglądało to na drogi asfaltowe. Mimo to jechało się bardzo przyjemnie...
W okolicach miejscowości Kasparus musiałem wjechać w drogę pożarową, którą prawie przejechałem. Na szczęście szybko się zorientowałem. Dodatkowo wspomogłem się nawigacją w smartfonie i można było śmigać dalej. Kilka kolejnych kilometrów w terenie i mym oczom ukazała się zapora na Wdzie...
Kolejne miejscowości mijane po drodze to Wda, Lubichowo i Szteklin, gdzie w pobliskich okolicach znajduje się kilka jezior. W Szteklinie na moment zgłupiałem, bowiem niemal spod ziemi wyrósł dziwny kierunkowskaz...
Miałem jechać nad morze, a okazało się, że trafiłem do lubuskiego :-D Było przed godziną 11 i robiło się już naprawdę ciepło, więc w okolicach miejscowości Koteże w małym skrawku lasu przebrałem się na krótko i pojechałem już prosto na Starogard Gdański. W Starogardzie wbiłem się na DW 222, którą jechałem aż do samego Gdańska. Dopiero za Starogardem poczułem prawdziwy powiew wiatru w plecy. Wcześniej wiatr był albo znikomy przy jeździe nocą, albo w lasach nieodczuwalny. Na 230 kilometrze zrobiłem kilkunastominutową przerwę. Przeczyściłem i nasmarowałem łańcuch oraz zjadłem drugiego banana, wafelka, batonika, żel energetyczny, dopiłem do końca izotonika i z nowymi siłami ruszyłem na podbój Trójmiasta. Odcinek Starogard Gdański - Gdańsk to dość mocno pofałdowany teren, raz jechałem z górki, raz pod górkę, ale z wiatrem w plecy szło bardzo sprawnie. Robiło się coraz cieplej, ale do celu pozostawało niewiele. Przejechałem nad S6 i S7 i za chwilę pojawiła się na horyzoncie tablica Gdańsk!!! Było przed godziną 14 :-) Gdańsk przywitał mnie remontami dróg, które w wielu miejscach były rozkopane, nawet dworzec PKP w remoncie. Na początek podjechałem pod Stocznię Gdańską, symbol miasta z czasów PRL-u...
Zabytkowe żurawie na terenie stoczni prezentują się okazale...
Kolejnym celem był symbol nowoczesnego Gdańska - PGE Arena...
Dalej już prosto nad morze. Dojechałem do ścieżki rowerowej w sąsiedztwie plaży i pojechałem w stronę Westerplatte. Stamtąd rozpocząłem kurs w stronę Gdyni, zwiedzając po drodze okoliczne atrakcje. Nie mogło zabraknąć oczywiście molo na Brzeźnie...
Następnie krótki postój w Sopocie nieopodal molo...
I rzut oka wprost na najdłuższą drewnianą konstrukcję w Europie (511,5 m)...
Z Sopotu rozlega się także przyjemny widok na Kępę Redłowską w Gdyni...
Z Sopotu już prosto do Gdyni. W rejonie Kępy Redłowskiej trzeba było pokonać solidne przewyższenie terenu. Oczywiście nie dało się tam wjechać rowerem do góry, ale po schodach z fajnym rozwiązaniem w postaci rynny na koła roweru już tak...
Będąc już w Gdyni wjechałem na Kamienną Górę skąd można podziwiać widoki na rejony Skweru Kościuszki i Molo Południowego...
Następnie zjazd w dół i prosto na skwer i molo, gdzie można podziwiać muzealną flotę morską. Jak zawsze pięknie prezentujący się żaglowiec "Dar Pomorza"...
I równie atrakcyjny okręt "Błyskawica"...
Jako, że czas szybko płynął, a była już godzina 16, postanowiłem podjechać na gdyńską plażę i w końcu zaczerpnąć kąpieli. Woda może i nie była najcieplejsza (14-15 stopni), ale po takim kilometrażu nie była mi straszna. Przebrałem się i popływałem trochę w naszym polskim morzu :-D Ludzi na plaży było sporo, ale śmiałków do kąpieli już nie. Poza mną tylko jeden koleś odważył się na całkowite zanurzenie. Pozostali poprzestawali na wejściu do kolan...
Po kąpieli trzeba było się osuszyć, przebrać i ruszyć dalej. Jako, że do 300 km trochę brakowało postanowiłem pokręcić w rejon portu i popatrzeć co zmieniło się tam przez ostatnich parę lat. Miałem w planach jeszcze odwiedzić rodzinkę w Rumi, ale nie zdążyłbym na pociąg powrotny o 18:45. Była jeszcze opcja o 21:07, ale z racji następnego dnia pracującego odpuściłem. Z Gdyni wróciłem pociągiem do Gniezna, a stamtąd ponownie rowerem do Trzemeszna w bardzo wietrznych warunkach. W ten oto sposób na moim koncie pojawiła się pierwsza "300"!!!
Ogólnie wyjazd był mega udany!!! Praktycznie wszystko zagrało jak trzeba. Na trasie nie złapał mnie żaden kryzys, ale to pewnie dlatego, że starałem się jechać równym tempem bez forsowania. Na plus na pewno był też fakt, że teren był zróżnicowany i nie było wciąż monotonnego asfaltu, który potrafi negatywnie wpłynąć na psychikę. Mimo braku nawigacji świetnie poradziłem sobie z trasą wioząc ze sobą kilka kartek wydrukowanych z map google :-D
Tylko w 3-4 miejscach wspomogłem się na moment mapami w smartfonie. Jeśli chodzi o odżywianie i nawodnienie, to wchłonąłem tego zaskakująco mało: 2 banany, 2 batoniki, 2 wafelki, 1 żel energetyczny, 1 jogurt i ledwie 1,5 litra izotonika :-D
Nie mogę doczekać się już kolejnej podobnej wyprawy, bo w głowie jest już lekko zmodyfikowana i wydłużona wersja tej przejechanej :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 300-kilometrowe
Trening z Tomaszem Schmidt'em :-)
Sobota, 12 września 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0
Sobota była w głównej mierze poświęcona na sprawdzenie i przygotowanie sprzętu do Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge. Na wieczór miałem wyskoczyć na krótką rundkę po okolicy, ale wcześniej udałem się z małą na festyn charytatywny. Okazało się, że gościem specjalnym imprezy był Tomasz Schmidt, wielokrotny mistrz Polski, srebrny medalista Mistrzostw Europy, a także zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w sprincie drużynowym w 2006 roku :-) Tomek przeprowadził wspólny, 45-minutowy trening dla chętnych. Oczywiście grzechem byłoby nie skorzystać. Trochę się zmęczyłem, ale było mega sympatycznie...Z racji treningu odpuściłem wieczorną rundkę, bowiem na jutrzejsze zawody trzeba być świeżym :-P
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 104.75km
- Teren 30.00km
- Czas 05:09
- VAVG 20.34km/h
- VMAX 47.44km/h
- Kalorie 3717kcal
- Podjazdy 473m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Wał Wydartowski z ekipą BS!!!
Sobota, 5 września 2015 · dodano: 05.09.2015 | Komentarze 4
Na sobotę od kilku dni planowany był trip na Wał Wydartowski i wieżę widokową w Dusznie z udziałem licznej ekipy BS. Wszystkim termin się ładnie spasował i można było konkretniej planować szczegóły. Jako, że sobotę miałem w znacznej części niezagospodarowaną czasowo, postanowiłem wyjechać na przeciw większości ekipy do Gniezna. Wyruszyłem po godzinie 7:30 i po około 60 minutach zameldowałem się na miejscu zbiórki, pod pomnikiem Bolesława Chrobrego u podnóża katedry. Wszyscy zainteresowani zdążyli się już zjawić: Grigor z tatą, Rolnik, Pan Jurek, oraz Kubolsky z Agnieszką. O godzinie 9:00 wyruszyliśmy w kierunku Kruchowa wyjeżdżając z Gniezna ulicą Orcholską. Po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się w Strzyżewie Kościelnym i tam robimy krótki pit stop pod miejscowym sklepikiem...Dalej jazda przez Ganinę, Strzyżewo Paczkowe i jesteśmy w Jastrzębowie. Co niektórych ładnie już suszyło, ciekawe dlaczego :-D
W międzyczasie zdążył zadzwonić dwukrotnie Sebek, który oczekiwał nas mniejszą grupką nieopodal Kruchowa. Podkręciliśmy, więc trochę tempo i niebawem byliśmy na miejscu, już w kompletnej grupie. Dołączyli do nas: Anetka, Sebek oraz Świder. Od tego momentu wspólnie pokonywaliśmy kolejne kilometry w liczbie 10 osób :-) W mgnieniu oka minęliśmy okolice Kruchowa i przyjemnym szutrem zmierzaliśmy w kierunku Ignalina...
W Ignalinie wykręciliśmy na Dębno. Podłoże było tam trochę miękkie i większość musiała przez moment prowadzić rowery. Do tego niedługi, ale wymagający podjazd i na górze krótka przerwa na złapanie oddechu...
Następnie krótki odcinek przyjemnym lasem, dalej na szagę polem i można było już z oddali podziwiać wieżę w Dusznie...
Do celu wyprawy pozostawało już niewiele. Trzeba było pokonać jeszcze jeden dość stromy i piaszczysty podjazd, dwie ścieżki między polami z kukurydzą i po chwili całą grupą zameldowaliśmy się pod wieżą widokową, gdzie oczywiście trzeba było strzelić pamiątkową fotkę...
Po dojechaniu na miejsce trochę luzu, posilenie się, pogaduchy, śmiechy, itp. Kuba szybko wbiegł na górę odnotować wpis w "cache'u", bowiem przy poprzednich dwóch wizytach brakowało czegoś do pisania...
Na górze za długo nie siedzieliśmy, bowiem wiało niesamowicie. Nie robiłem też specjalnie zdjęć, bowiem tych zostało sporo zrobionych przy poprzednich wizytach na wieży. Przed zejściem jeszcze małe spojrzenie w dół... halo, halo, co tam u Was niebiescy słychać :-D
Zanim ruszyliśmy w drogę powrotną jeszcze jedna fota (Sebek i Świder nie zmieścili się w kadrze mojego aparatu :-D)...
Droga powrotna z mocnym wmordewindem przez Wydartowo, Kruchowo, Hutę Trzemeszeńską i Pasiekę, gdzie hitem było pastwisko z hodowlanymi krowami i byczkami. Mieliśmy okazję zaobserwować różne zwierzęce instynkty i potrzeby :-D
Z Pasieki pojechaliśmy przez Rudki, Wymysłowo i w okolicy Wierzbiczan pożegnaliśmy część ekipy, która dalej jechała w kierunku Gniezna. Nie mogło oczywiście zabraknąć wspólnej fotki na pożegnanie...
Razem z Anetką, Sebkiem i Świdrem wróciliśmy do Trzemeszna, gdzie się rozstaliśmy. Ja jako, że od rana miałem chęć na wykręcenie stówki (ostatnia u mnie była bagatela w czerwcu) pojechałem jeszcze przez Miaty i Lubochnię, rzucić okiem nad jezioro Wierzbiczańskie. Woda w jeziorze krystalicznie czysta, nie to co w pełni sezonu :-D
Powrót przez Kujawki i Święte i w domu zameldowałem się przed godziną 15, gdzie czekał na mnie pyszny obiadek :-)
To była w pełni udana sobota!!! Dzięki wszystkim, którzy zechcieli ruszyć "cztery litery" i wspólnie pokonać tą przyjemną trasę. Oby takich wypraw więcej. PozdRower :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 70.65km
- Teren 17.00km
- Czas 03:17
- VAVG 21.52km/h
- VMAX 50.12km/h
- Kalorie 2523kcal
- Podjazdy 503m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca i piaszczysty Wał Wydartowski
Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 29.08.2015 | Komentarze 5
Rano standardowo do pracy. Z pracy powrót przez Lasy Królewskie. Tradycyjnie już po pracy postanowiłem trochę więcej pokręcić. Najpierw w rejonie Gołąbek wykręciłem w drogę, która od dłuższego czasu mnie ciekawiła. I tak sobie jechałem, aż droga się skończyła. Rozejrzałem się dookoła i w prawo można było wbić się w zarośniętą i zapewne rzadko uczęszczaną dróżkę. Jechałem nią powoli, bowiem była strasznie wyboista, aż dotarłem nad brzeg jakiegoś akwenu. Okazało się, że jest to jezioro Wielkie Łomno położone między Gołąbkami, a Kurzegrzędami...Panowała tam niebywała cisza, aż nie chciało się ruszać dalej. No, ale trzeba było się zbierać. Wyjechałem stamtąd przyjemnym singielkiem i wróciłem na znaną już drogę. Stamtąd pojechałem na Gołąbki i dalej przez Sadowiec do Padniewa. Tam skręciłem w kierunku Dębna, do którego dotarłem po kilku minutach. Zaraz za wsią jest bardzo przyjemny widok na wieżę widokową w Dusznie. Pierwszy raz widziałem ją od tej strony...
Następnie pojechałem w dół do Ignalina. Z początku droga była przyjemna w otoczeniu brzóz, ale z upływem metrów robiła się strasznie nierówna i kamienista. Z Ignalina postanowiłem wykręcić w kierunku wieży widokowej, więc udałem się tam czarnym szlakiem. To co się stało z tą drogą z uwagi na brak deszczów w ostatnim czasie, to jest jakaś masakra. Piachu momentami więcej niż na plaży. Były momenty gdzie pod górkę trzeba było butować, bo całe obręcze kół grzęzły w miękkim piachu. W wielu miejscach na tym odcinku wygląda to tak (a nie jest to wcale najgorszy fragment :-D)...
W Dusznie udałem się w kierunku Wydartowa obserwując wschodzący księżyc...
Z Wydartowa pojechałem do Kruchowa, a stamtąd przez Niewolno prosto do Trzemeszna i koło godziny 20-tej zameldowałem się w domu.
P.S. Zdjęcia kiepskiej jakości, bowiem z uwagi na brak aparatu przy sobie, robione telefonem. A szkoda, bo wieczór był bardzo przyjemny :-P
Kategoria Ciekawe wyprawy, Praca / służbowo
- DST 103.30km
- Teren 15.00km
- Czas 04:26
- VAVG 23.30km/h
- VMAX 54.72km/h
- Kalorie 3751kcal
- Podjazdy 458m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Do i z pracy / nocna runda na pograniczu Pałuk i Wielkopolski
Piątek, 14 sierpnia 2015 · dodano: 15.08.2015 | Komentarze 1
Rano do pracy, pod wieczór z pracy. W domu krótki odpoczynek, posilenie się i o godzinie 20:30 ruszyłem na spotkanie z Marcinem i Kubą. Celem była nocna wyprawa na pograniczu Pałuk i Wielkopolski. Z Trzemeszna pognałem z kierunku Lasów Królewskich przez Jastrzębowo i Smolary. Tam zamierzałem trafić na kompanów, którzy zdążyli przejechać tamtędy nie więcej jak 2 minuty wcześniej. Zdążyłem zauważyć jednak blask świateł i pognałem za nimi :-D Niedaleko przed Gołąbkami spotkaliśmy się i dalej już kontynuowaliśmy jazdę we trójkę. Pojechaliśmy przez Gołąbki i dalej leśnostradą do Bełków. Stamtąd prosto na Mogilno, gdzie na stacji benzynowej robimy małe zaopatrzenie, a następnie do parku posiedzieć i zrobić przerwę przy fontannie. Poniżej kilka ujęć z pięknie oświetlonej i kolorowej fontanny...Po kilkunastominutowej przerwie trzeba było ruszyć dalej. Następnym celem wyprawy była wieża widokowa w Dusznie. Z Mogilna skierowaliśmy się na Izdby. Na przejeździe kolejowym w okolicach Wyrobków mieliśmy przymusowy postój, ze względu na opuszczone szlabany. Po chwili okazało się, że mknęło tamtędy jakieś pendolino, albo coś :-D
Między Izbami i Dusznem musieliśmy przeprawić się przez bardzo piaszczyste podłoże, ale daliśmy radę. Krotko przed północą zameldowaliśmy się pod wieżą widokową i zaparkowaliśmy nasze maszyny :-)
Następnie weszliśmy do góry popatrzeć na rozświetlone miasta, m.in. Gniezno, Mogilno i Trzemeszno. Było też świetnie widać maszt telewizyjny na Żółwieńcu, kominy elektrowni na Pątnowie i strefę przemysłową w Janikowie. Na górze spędziliśmy trochę czasu, pośmialiśmy się też z obsługi monitoringu, bowiem oko kamerki bacznie nas obserwowało, ale trzeba było zbierać się w dalszą część trasy. Na dole jeszcze rzut oka na wieżę w nocy...
Dalsza droga prowadziła do Trzemeszna przez Wydartowo i Kierzkowo. W Trzemesznie pożegnałem się z Marcinem i Kubą, którzy pognali do Gniezna, a ja zameldowałem się w domu kilkanaście minut przed 1 w nocy. Wyjazd na duży plus, dzięki za wspólną jazdę :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 93.20km
- Teren 12.00km
- Czas 04:25
- VAVG 21.10km/h
- VMAX 37.76km/h
- Kalorie 3306kcal
- Podjazdy 464m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Piechcin wieczorem
Wtorek, 11 sierpnia 2015 · dodano: 12.08.2015 | Komentarze 2
We wtorkowe późne popołudnie wyruszyliśmy z Piotrem do Piechcina zobaczyć zalany kamieniołom i trochę się popluskać. Droga na miejsce, to nic ciekawego. Z Trzemeszna pojechaliśmy przez Popielewo, Wylatowo i Mogilno. W okolicach Mogilna zrobiło się jakoś pochmurno, ale nie zamierzaliśmy rezygnować z obranego celu. Krótko przed Piechcinem, a dokładnie w Radłowie minęliśmy jakąś nawiedzoną staruszkę. Coś tam do nas krzyczała o wódce :-D Nie wiem, czy był to już skutek starości, czy może była pod wpływem. Nad zbiornik wodny w Piechcinie wjeżdżamy od strony stadionu sportowego. Widoki zapewne mogły być lepsze, ale zabrakło słońca...Po obczajeniu terenu postanowiliśmy pojechać na drugą stronę, objeżdżając zbiornik naokoło. Z góry widać było mieszczące się po drugiej stronie centrum nurkowe...
Skałki po drugiej stronie prezentowały się efektownie...
Zjechaliśmy na dół do centrum nurkowego, a tam akurat szykowała się ekipa do nurkowania, więc portierka nie pozwoliła nam się w tym miejscu wykąpać. Pojechaliśmy dalej w kierunku skałek i tam postanowiliśmy zażyć kąpieli. W naszym sąsiedztwie odbywała się akurat sesja zdjęć ślubnych, więc było też na co popatrzeć :-D Piotr nie byłby sobą, oczywiście musiał zamienić kilka słów z fotografami. Po kilkunastu minutach trzeba było się zbierać do drogi powrotnej, bowiem zaczęło się ściemniać. Przebraliśmy się, pstryknęliśmy po ostatniej fotce i można było ruszać dalej...
Do domu wracamy już w ciemnościach. W Radłowie ponownie spotykamy zakręconą staruszkę i znowu coś tam cisnęła w naszą stronę. Trochę się pośmialiśmy i pojechaliśmy dalej. Z Radłowa pojechaliśmy trochę inaczej wypatrując skrót polny, a z Krzekotowa już zupełnie inną trasą, bowiem w kierunku Chomiąży Szlacheckiej. Tam trafiliśmy ciekawy znak. Z początku zastanawiałem się, czy może nie trafiliśmy na jakąś wylotówkę na Kraków, ale nic bardziej mylnego :-D Ktoś, kto postawił tą tablicę miał widocznie duże poczucie humoru...
Z Chomiąży pojechaliśmy już prosto na Gołąbki jadąc przyjemną leśnostradą w bardzo komfortowych warunkach, bo temperatura wynosiła w tym momencie 22°C. Z Gołąbek przez Grabowo, dalej świeżutkim asfaltem do Jastrzębowa i prosto na Trzemeszno, gdzie zameldowaliśmy się po godzinie 23-ej. To był bardzo fajny i przyjemny trip :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 58.45km
- Teren 15.00km
- Czas 02:50
- VAVG 20.63km/h
- VMAX 44.05km/h
- Kalorie 2073kcal
- Podjazdy 597m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Miasto / Skorzęcin i Wylatkowo wieczorem
Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 · dodano: 12.08.2015 | Komentarze 0
Późnym popołudniem krótka jazda testowa po mieście. Założyłem nowy łańcuch i chciałem sprawdzić jak współgra z trochę zajechaną, bo z przebiegiem około 5500 km kasetą. Jak się okazało kaseta już na ostatnim oddechu, bowiem łańcuch niemiłosiernie przeskakiwał. Schowałem, więc nowy do pudełka, założyłem stary i trzeba zamówić nową kasetę. Nie ma co nadwyrężać napędu, bo zajadę jeszcze tarcze i dojdzie dodatkowy koszt. Wieczorem wypad z kumplem Piotrem do Skorzęcina. Pojechaliśmy przez Bieślin i Gaj, a słońce zdążyło się już schować za horyzontem...Do Skorzęcina dotarliśmy już w ciemnościach. Na parkingu aut niewiele i jakoś ludzi też. Ale jak tylko wjechaliśmy na promenadę i molo, to się zaroiło. Tumult, hałas i imprezowa rąbanka z pobliskich lokali. Pstryknęliśmy tylko kilka fotek i uciekaliśmy dalej...
I ja :-P
Pojechaliśmy lasem w stronę Skubarczewa. Po drodze okazało się, że Piotr nic nie słyszał o zamku w Wylatkowie, więc wykręciliśmy skrótem przez kładkę do Wylatkowa oblukać zamek nocą :-D Dalsza droga przez Skubarczewo, Ostrowite Prymasowskie, Gaj, Krzyżówkę i Miaty. Wypad jak najbardziej na plus, temperatura bardzo przyjemna i uroki jazdy w lesie po zmroku :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 215.17km
- Teren 54.00km
- Czas 09:41
- VAVG 22.22km/h
- VMAX 42.09km/h
- Kalorie 7712kcal
- Podjazdy 916m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Wieże widokowe w Paprotni i na Złotej Górze, Konin, NSR
Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 3
Plan na sobotę zrodził się około miesiąc temu. Celem były dwie wieże widokowe: w Paprotni i na Złotej Górze. W ostatnim tygodniu dogrywane były szczegóły i rysowany ślad. W sumie, to pierwszy raz rysowałem, ale poszło całkiem sprawnie :-) Szkoda tylko, że nie było więcej chętnych, bowiem finalnie w trasę ruszyliśmy tylko Bobiko i ja. Co niektórych zatrzymała praca, inni być może wystraszyli się przeciętnej pogody, ale przyznać muszę, że wyprawa udała się w stu procentach!!! Z Kubą umówiliśmy się na spotkanie w Krzyżówce na godzinę 7:00. Oboje docieramy tam z kilkuminutowym poślizgiem i razem ruszamy w stronę Konina. Jedziemy przez Gaj, Ostrowite Prymasowskie, Kinno i kierujemy się do lasu. Początkowo jedziemy fragmentem trasy Winter Race w kierunku odwrotnym do jej biegu, by następnie wbić się na zielony szlak i zmierzać w stronę "Grubego Dębu". Tam robimy pierwszy, a zarazem krótki postój...Ruszamy dalej. W okolicach Smolników Powidzkich wyjeżdżamy z lasu i po chwili meldujemy się w Anastazewie, obierając kierunek Kleczew. Po kilku minutach docieramy do Budzisławia Kościelnego. Następnie jedziemy na Zberzyn. Tam mieści się ogromna odkrywka węgla brunatnego. Przedostajemy się przez rów i wchodzimy na rurociąg, by dokładniej obserwować jak to wszystko wygląda...
I jeszcze zbliżenie...
Nieco dalej jest miejscowość Kaliska. Tam możemy zaobserwować jak bardzo są pochłaniane tereny przez kopalnię odkrywkową. Praktycznie wszystkie domy są opuszczone. Mało tego, są one wręcz splądrowane. Nie ma okien, drzwi, futryn, nawet instalacje elektryczne są powyrywane przez złomiarzy. Powoli zbliżamy się do Kleczewa. Przejeżdżamy nad taśmociągiem transportującym wydobyty już węgiel...
Za chwilę jesteśmy już pod wielką hałdą. Wjeżdżamy stromym podjazdem, który w pewnym momencie ma spory kąt nachylenia. Mając na uwadze, że to dopiero 1/4 trasy nie tracimy sił i ten kawałek podprowadzamy rowery, a następnie dalej podjeżdżamy. Meldujemy się na górze, a wokół rozciągają się świetne widoki. Trzeba wszystko udokumentować...
Po prawej stronie widać elektrownię Pątnów...
Na wprost bazylikę w Licheniu...
I trochę w lewo mamy maszt telewizyjny w Żółwieńcu...
Korzystając z przerwy posilamy się i zbieramy do dalszej drogi. Na górze mieliśmy przedsmak tego, co miało nas czekać na wieżach widokowych. Zjeżdżamy w dół tą samą ścieżką, którą wjeżdżaliśmy. Jak była ona stroma uświadamiamy sobie na zjeździe, bowiem poziom adrenaliny momentalnie podskoczył :-) Przejeżdżamy przez pobliskie rondo i kierujemy się do Parku Rekreacji i Aktywności Fizycznej w Kleczewie. Tereny są tam świetnie zagospodarowane. Jest m.in. park linowy...
Poza tym mieszczą się tam boiska plażowe, plac zabaw, amfiteatr, malowniczo położona ścieżka wokół zbiornika wodnego i czyściutka plaża...
Następnie ruszyliśmy w stronę Konina. Po drodze przejeżdżamy w sąsiedztwie elektrowni Pątnów...
Bobiko dokumentuje przejazd pociągu towarowego, który zmierza do Kleczewa na załadunek węgla...
Dalej pomknęliśmy obejrzeć jak prezentuje się "Błękitna Laguna". Im bliżej byliśmy celu, tym mniej słońca było na niebie, a właśnie cały urok tego zbiornika widoczny jest w blasku promieni słonecznych. Na miejsce dojechaliśmy ulicą Brunatną. Aktualnie obowiązuje tam zakaz ruchu, cały teren jest zryty, prawdopodobnie powstanie też nowa droga związana z inwestycją kawałek dalej. Nie przejmując się zakazem wbijamy się na teren budowy, a następnie po skarpie w dół schodzimy do zbiornika. Na słońce trzeba było chwilę poczekać...
W międzyczasie co nieco trzeba było udokumentować...
A po chwili było i słońce...
Kolejny odcinek trasy, to przejazd DK 25 w rejony rzeki Warta. Tam odbijamy w stronę starówki, gdzie znajduje się bulwar nadwarciański i klimatyczny most...
Z tego miejsca ruszamy już prosto na Paprotnię. Jedziemy wałem nadwarciańskim, jednak stan rzeki jest tak niski, że niewiele widać. Pozostaje podziwiać tylko zielone tereny nadrzeczne...
Po kilkunastu minutach wjeżdżamy do Paprotni. Cel już blisko...
Oto i jest...
Rowery zostawiamy na dole i wchodzimy na górę. A tam oczywiście widoki na najbardziej znane obiekty w okolicy. Bazylika w Licheniu (w tle dostrzegalny także maszt w Żółwieńcu)...
Widoczne także elektrownie Pątnów i Konin...
Zauważalne także blokowiska w Koninie...
Z drugiej strony rzuciła mi się w oczy remiza OSP w Paprotni...
Przejrzystość powietrza była w tym dniu przeciętna, do tego w czasie pobytu na wieży niewiele słońca, więc efekt zdjęciowy też średni. Ale co zrobić. Narzekać nie ma co, bowiem w czasie jazdy otrzymywaliśmy informacje, że w Gnieźnie, Trzemesznie i innych okolicznych fyrtlach pada. Nas na szczęście deszcz nie dopadł :-) Po zejściu z wieży zasiadamy pod wiatą przy palenisku i posilamy się. Po kilku minutach ruszamy dalej. Przecinamy DK 92 i okolicznymi wioskami zmierzamy w kierunku Złotej Góry. Ten odcinek nie należy do najłatwiejszych. Najpierw przeprawa przez kilkusetmetrową drogę pokrytą piachem, niczym plaża, a następnie wspinaczka pod górę, aż do samej Złotej Góry. Po drodze jeszcze ostatni rzut oka na wieżę w Paprotni...
Po wymagającym odcinku meldujemy się na Złotej Górze. Chcąc spiąć rowery orientuję się, że nie mam klucza od zapięcia. Skojarzyłem fakty i wyszło na to, że zostały one przy palenisku pod wiatą w Paprotni. Mało tego, został tam też mały statyw od aparatu. Szczęście w nieszczęściu, nie były to cenne przedmioty. Na Złotą Górę dostał się ze mną pasażer na gapę...
Wieża z dołu prezentuje się okazale...
W związku z brakiem możliwości zabezpieczenia rowerów najpierw na górę udałem się ja. Bobiko został i pilnował dobytku :-) Na górze oczywiście rzut oka na pobliskie tereny. Widoki już nieco lepsze, bowiem pokazało się słońce. Spojrzenie na południe, gdzie mieści się rezerwat "Złota Góra"...
W kierunku północno-zachodnim widać Konin i elektrownię Pątnów...
Na górze jeszcze kilka zbliżeń. Z bliska Konin i elektrownia...
Bazylika w Licheniu...
Co ciekawe, dostrzec można było także elektrownię w Adamowie koło Turku, która znajduje się w odległości 30 km od Konina. Przy lepszej przejrzystości powietrza prezentuje się zapewne ciekawie...
Na górze starałem się nie siedzieć za długo, bowiem Bobiko czekał na swoją kolej. Po zejściu na dół okazało się jednak, że walnął sobie drzemkę na schodach wieży :-D Czas, w którym Bobiko siedział na górze wykorzystałem na przebranie się. Zrobiło się cieplej, więc trzeba było założyć krótkie gacie :-P Zapoznałem się też z planszami ukazującymi cały proces powstawania wieży...
Wyglądało to mniej, więcej tak...
Bobiko w końcu zszedł na dół i można było ruszać w drogę powrotną. Wiadomo było, że skoro najpierw trzeba było trochę podjechać, to teraz będzie fajny zjazd. Skierowaliśmy się w stronę Brzeźna. Zjazd oczywiście fajny. Pędzimy leśnymi duktami około 40 km/h, aż tu nagle piaskownica!!! Trzeba było włożyć trochę pary w ręce i się nieźle nagimnastykować, żeby utrzymać tor jazdy. Po chwili okazało się, że piachu jest jeszcze więcej...
Z Brzeźna pomknęliśmy w stronę Konina przez DK 92. Wjazd do Konina, to szukanie sensownego lokalu, bowiem trzeba było zjeść jakiś obiad. W miarę szybko się to udaje, a zaraz obok mamy Lidla, więc dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu :-) Zapasy na drogę powrotną uzupełnione i żołądki napełnione. Plan bowiem był taki, że w drodze powrotnej nie robimy dłuższych postojów. Z Konina jedziemy na Posokę, a dalej Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym przez Sławsk, Modłę do Rzgowa i dalej Świątniki, Skokum do Zagórowa. Odcinek Rzgów - Zagórów jest dla mnie ciężki z uwagi na mały kryzys. Od samego Konina jedziemy z wiatrem w ryja i to dało się we znaki. Na szczęście kolejne posilenie (piaty banan tego dnia i czwarty batonik) dało efekty i kryzys ustępuje. W Zagórowie spojrzenie na park i pomnik...
Tam opuszczamy NSR i udajemy się łącznikowym szlakiem do Lądu. W Lądzie zjeżdżamy do doliny Warty, której poziom jest masakrycznie niski...
Spojrzenie na klasztor Cystersów. Widać tu też jak niski jest poziom Warty...
Z Lądu pojechaliśmy na Ciążeń i tam opuszczamy połacie Warty, kierując się na Słupcę drogą nr 466. Od tego momentu mamy boczny wiatr, można jechać trochę szybciej, ale też staram się nie szarżować, co by nie dopadł mnie kolejny kryzys. Przejazd nad autostradą A2...
W okolicach Słupcy w oczy rzuciła się linia energetyczna...
Dalsza droga biegła przez Słupcę, Kochowo i Powidz. Tam ostatni krótki postój na Łazienkach i rozjazd w stronę domów. Bobiko pojechał na Wrześnię, a ja na Trzemeszno przez Wylatkowo i OW Skorzęcin, dalej lasem w stronę Gaju, przez Bieślin, Zieleń i minutę po godzinie 22, melduję się w domu. Czułem się na tyle dobrze, że mógłbym jechać dalej :-D Kryzys przed Zagórowem był chwilowy, więc można powoli planować dłuższe dystanse. Podsumowując, wyprawa mega-udana, pogoda tyle co mogła dopisała. Z informacji, które mieliśmy wszędzie dookoła padało, a my idealnie wkomponowaliśmy się w okienko pogodowe. Ale tak była zaplanowana trasa i godzina startu, by w jak największym stopniu zminimalizować ryzyko opadów. Każdemu kto zechce się wybrać w tamte rejony gorąco polecam tą trasę, atrakcji i wrażeń po drodze sporo :-) Bobiko dzięki za wspólną wyprawę ;-)
I jeszcze filmik z ciekawych miejscówek na trasie wyprawy:
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 200-kilometrowe
- DST 88.26km
- Teren 4.00km
- Czas 03:49
- VAVG 23.12km/h
- VMAX 39.84km/h
- Kalorie 3217kcal
- Podjazdy 421m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Września, muzeum w Grzybowie
Piątek, 19 czerwca 2015 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 0
W piątek do południa ruszyłem do Gniezna z krótką wizytą w banku. Droga standardowo przez Wymysłowo i Wierzbiczany. Między Wymysłowem, a Kaliną dawno nie widziane kałuże po całej szerokości drogi. Musiało trochę tam popadać w nocy. Z Gniezna postanowiłem pojechać do Wrześni, której to jeszcze do tej pory nie udało mi się odwiedzić na rowerze. Pojechałem przez Czerniejewo i Psary Polskie. W okolicach Psar Polskich przebiega most kolejowy z linią kolejową nr 3 Warszawa Zachodnia - Kunowice. Jest to jedna z najdłuższych linii kolejowych w Polsce. Jej długość to 478 km. Jest ona też fragmentem międzynarodowej linii kolejowej E 20: Berlin – Kunowice – Poznań – Warszawa – Terespol – Moskwa...Dalej jechałem ścieżką rowerową i dotarłem w północne rejony Wrześni. Poniżej widok na Zalew Wrzesiński potocznie nazywany Lipówką...
Zaraz za Lipówką przy nasypie kolejowym mieści się rowerowy plac manewrowy...
Następnie wzdłuż rzeki Wrześnica pod torami kolejowymi dotarłem do parku im. Piłsudskiego. Rzut okiem na Wrześnicę...
W bliskim sąsiedztwie mieści się basen miejski, więc pojechałem zobaczyć jak to wygląda. Od razu rzuciła mi się w oczy ciekawa górka, na którą postanowiłem wjechać. Tak się zastanawiałem, czy przypadkiem w sezonie zimowym nie pełni ona roli małego stoczku narciarskiego. Na samej górze jest bowiem usytuowane oświetlenie halogenowe, a u zbocza biegnie poprowadzona ścieżka z drewnianymi poręczami. Z góry całkiem przyjemny widok na basen...
Dalej pojechałem do centrum miasta. Najpierw zajrzałem zobaczyć jak prezentuje się utrzymany w stylu późnogotyckim kościół farny p.w. Wniebowzięcia NMP i św. Stanisława BM...
Stamtąd miałem już rzut beretem na Rynek. Poniżej właśnie wrzesiński Rynek z ratuszem w tle...
Po chwili zameldowałem się na deptaku, gdzie mieści się stary budynek poczty...
Z miasta postanowiłem wyjechać w stronę Witkowa, po lewej stronie mijając wieżę ciśnień wybudowaną w 1904 roku...
Po wyjeździe z Wrześni i kilkunastu minutach jazdy zameldowałem się w Grzybowie, gdzie mieści się muzeum...
Postanowiłem skorzystać z okazji i zwiedzić tereny wczesnośredniowiecznego grodu. Najpierw życzliwa Pani oprowadziła mnie po wystawie opowiadając co nieco, a następnie ruszyłem w plener zobaczyć co mieści się na terenie rezerwatu. Poniżej ciekawa zagroda...
I widok na zagrodę z zabytkowymi dębami w tle...
Na koniec wszedłem do góry na taras widokowy. Tam moim oczom ukazała się makieta grzybowskiego grodu...
Natomiast w bliskim sąsiedztwie stara drewniana chata...
Po zwiedzeniu terenów muzeum ruszyłem w drogę powrotną do domu przez Witkowo, Folwark i Piaski. W domu zameldowałem się idealnie na pyszny obiadek :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy
- DST 89.71km
- Teren 4.00km
- Czas 04:13
- VAVG 21.28km/h
- VMAX 37.82km/h
- Kalorie 3235kcal
- Podjazdy 305m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Mikorzyn (służbowo i rekreacyjnie) - dzień 2
Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 2
Na wtorek zaplanowany był powrót z Mikorzyna. Dzień wcześniej przejrzałem mapę i nakreśliłem sobie wstępny plan drogi powrotnej. Po pożywnym śniadaniu było jeszcze trochę odpoczynku i spacerowania nad mikorzyńskim jeziorem, ale w południe trzeba było w końcu ruszyć w drogę powrotną. Utrudnieniem był wiatr, który przez całą drogę wiał w ryj albo z boku. Jako pierwszy cel obrałem sobie Ślesin i jego centrum. Pojechałem, więc na Rynek gdzie mieści się pomnik gęsiarza...Dalej pojechałem w stronę Żółwieńca, bowiem chciałem zobaczyć z bliska ogromny maszt telewizyjny. Po drodze spotkałem jednak coś o czym nie miałem pojęcia. W Szyszyńskich Holendrach trafiłem na hodowlę alpak. Jechałem sobie drogą i zauważyłem jakieś dziwne, kudłate stwory. Niektóre wyglądały jak z bajki :-D Zwolniłem, a za moment zatrzymałem się, bowiem zaciekawiło mnie to. Niektóre były włochate, jak ten czarny poniżej...
Ale większość była ogolona (jak ta biała poniżej na zdjęciu). Ogólnie te ogolone mnie wyglądem powaliły, bo cały tułów gładki i ogolony, a na głowie bujne grzywy :-D
Szkoda, że lamy nie chciały podejść bliżej do ogrodzenia, bo wyglądały cudnie. Jednak wytresowane one z pewnością są, bowiem w pewnym momencie hodowca zawołał je, a te jak ruszyły z kopyta, to aż się kurzyło...
Ogólnie po powrocie do domu trochę poczytałem o tych stworzeniach, bo bardzo mi się spodobały. Okazuje się, że hodowla ma na celu uzyskanie wełny, która w porównaniu z wełną owczą jest nawet dziesięć razy droższa. Wszystko dlatego, że wełna z alpak występuje w 22 naturalnych kolorach i ma dużo lepsze właściwości. Dodatkowo hodowla alpak jest 30% tańsza w utrzymaniu od hodowli owiec. Wygląda więc na to, że musi być na tym niezły biznes :-) No, ale wróćmy do mojej wycieczki. Po krótkim postoju pod hodowlą tych ciekawych stworzeń ruszyłem dalej w stronę Żółwieńca i po chwili melduję się na miejscu. Widok na maszt imponujący...
Maszt ma wysokość 320 metrów i został zbudowany w 1992 roku. Poszukałem też miejsca gdzie schodzą dwie z kilkunastu stalowych lin trzymających całą konstrukcję w pionie. Wygląda to mniej, więcej tak:
I jeszcze jeden rzut oka na maszt...
Byłem pod wrażeniem konstrukcji, ale trzeba było jechać dalej, bo pogoda niepewna. Ruszyłem w stronę Skulska. Początkowo jechałem DK 25, gdzie niespodziewanie ruch samochodowy był niewielki, ale warto było kusić losu i po kilku minutach wbiłem się w wąskie drogi i tak podążyłem aż do samego Skulska. Tam zajrzałem zobaczyć jak wyglądaSanktuarium Matki Bożej Bolesnej...
Dalej planowałem troszkę odbić, bowiem przeglądając mapę dzień wcześniej trafiłem na miejscowość o bardzo ciekawej, a zarazem śmiesznej nazwie. Obrałem, więc jeszcze w Skulsku kierunek na ulicę Targową, by nie jechać krajówką. Wyjechałem za miasto, a tu odezwał się organizm. Zbuntował się przeciwko mnie, no i trzeba było szukać ustronnego miejsca. Jak na złość żadnego lasu w pobliżu nie było, więc trzeba było zjechać kilka kilometrów z trasy. Na szczęście w miarę szybko uporałem się z problemem i można było kontynuować jazdę. Wróciłem na szlak i po kilku minutach zameldowałem się w tej śmiesznej z nazwy miejscowości...
Kilkanaście metrów dalej rozciągał się też fajny widok na jezioro Skulska Wieś...
Stamtąd pojechałem w kierunku DK 25, którą musiałem się kawałek przemęczyć i dalej pomknąłem w kierunku Wilczyna. Odcinek Skulska Wieś - Wilczyn nudny jak flaki z olejem. Wokół same pola i do tego ten wmordewind. No, ale trzeba było jechać. Od Wilczyna już dużo ciekawiej, bo nudne pola zniknęły z pola widzenia. Szybko dotarłem do Wójcina i dalej pojechałem na Przyjezierze. Tam zajrzałem na plażę wojskową. Trochę porządków tam zrobili, bo zniknął stary, straszący wyglądem i z pewnością niebezpieczny pomost. Stan wody za to jest katastrofalnie niski. W porównaniu z rokiem ubiegłym ubyło znowu wody o jakieś 2 metry według mnie. Gdyby sobie tak przypomnieć to jezioro dziesięć lat temu, to linia brzegowa była spokojnie koło 20 metrów bliżej. Wszystkiemu winna oczywiście odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego i wolę nie myśleć co będzie za kilkanaście lat. Tak sobie chwilę stałem na tej plaży wojskowej i podszedł do mnie pewien pan z prośbą o pomoc. Trzeba było wypchnąć trochę samochód, a następnie z górki rozbujać go, żeby odpalił, bowiem rozładował się akumulator. Pomogłem, a auto udało się odpalić :-) Następnie ponownie wsiadłem na rower i wróciłem do centrum, by zjeść gofra. Ale okazało się, że w tygodniu wszystko jeszcze zamknięte. Zajrzałem, więc na plażę główną, na której świeciły pustki...
Na końcu molo postawili z kolei jakiś lokal. Tak to bynajmniej wygląda, bo na tarasie są ulokowane stoliki, krzesełka i ławki, a ogrodzenia posiadają logo jednego ze złocistych trunków...
Z Przyjezierza pojechałem przez Ostrowo, Gębice, Łosośniki, Wylatowo, a następnie przez Popielewo dotarłem do Trzemeszna, kończąc tym samym dwudniowy służbowo-rekreacyjny wypad :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Praca / służbowo