avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 101080.84 km
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2025
button stats bikestats.pl

2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Ciekawe wyprawy

Dystans całkowity:10124.03 km (w terenie 1265.00 km; 12.50%)
Czas w ruchu:443:14
Średnia prędkość:22.84 km/h
Maksymalna prędkość:100.07 km/h
Suma podjazdów:61504 m
Maks. tętno maksymalne:183 (97 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:322379 kcal
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:117.72 km i 5h 09m
Więcej statystyk
  • DST 162.08km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:59
  • VAVG 23.21km/h
  • VMAX 49.89km/h
  • Kalorie 6512kcal
  • Podjazdy 646m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Park Krajobrazowy Promno i Puszcza Zielonka z Dziewiczą Górą

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 03.05.2015 | Komentarze 3

Trzeci dzień majowego weekendu od dłuższego czasu był planowany pod kątem roweru, a że pogoda dopisała nie mogło być inaczej. Umówiłem się z Kubą na objazd terenów Puszczy Zielonka i po drodze Parku Krajobrazowego Promno. Ponadto Kuba zagadał z Panem Jurkiem i Mateuszem, więc ekipa do wspólnej jazdy była zacna. Wyjeżdżam o godzinie 9:20 z Trzemeszna, bowiem na godzinę 10:00 wyznaczyliśmy sobie punkt zbiórki na gnieźnieńskiej Wenecji. Zaraz po wyjeździe orientuję się, że się spóźnię, bowiem zamiast prognozowanego wiatru w plecy mam upierdliwy wiatr z boku. Informuję szybko Kubę, a na miejscu melduję się kilkanaście minut po godzinie 10. Razem ruszamy w kierunku drogi ekspresowej S5. W międzyczasie okazuje się, że w Promnie dołączy do nas Grigor. Jedziemy serwisówką S5 do Wierzyc, a następnie przez Zbierkowo i okolice Kociałkowej Górki kierujemy się do Parku Krajobrazowego Promno. Dojeżdżamy w miejsce gdzie miał czekać Grigor. Okazuje się, że go nie ma. Kuba wykonuje szybki telefon, no i okazuje się, że Grigora pognało w zarośla za potrzebą :-D Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. W okolicach Góry mamy fajny widok na jezioro Góra, przez które przepływa rzeka Cybina...


Od tego momentu rolę przewodnika pełni Grigor, który zna te tereny jak własną kieszeń. W Uzarzewie zatrzymujemy się na chwilę w miejscowym sklepiku celem uzupełnienia zapasów i ruszamy dalej w kierunku Puszczy Zielonka. Przemierzamy świetne tereny leśne i po stromym podjeździe meldujemy się na Dziewiczej Górze. Po podjeździe mała przerwa przy wieży widokowej...


Wieża z dołu prezentuje się okazale...
Image and video hosting by TinyPic

Po małym odpoczynku udaję się na górę popatrzeć na pobliskie tereny. Chłopaki zostali na dole, bowiem już kiedyś tą miejscówkę odwiedzili. Dzisiaj widoki z wieży były takie...


Widok w stronę Poznania już nie tak idealny, ale w tle szło dostrzec dach stadionu miejskiego i wieżę telewizyjną na Piątkowie...


A te małe ludki na dole, to Pan Jurek, Grigor, Kuba i Mateusz :-D


Z Dziewiczej Góry pognaliśmy z okolice Wierzonki, gdzie pożegnaliśmy się z Grigorem i dalej w czwórkę obraliśmy kierunek na Tuczno i Wronczyn.  Jeszcze przed Wierzonką zatrzymujemy się na chwilę przy pomnikowej sośnie, która została spalona podczas ogromnego pożaru w 1992 roku, kiedy to spłonęło 250 ha lasu...


Do Wronczyna jechało się dobrze, ale dalej to już walka z upierdliwym bocznym wiatrem, który nie dawał za wygraną. Z każdym kilometrem jechało się coraz ciężej, a że w nogach było już sporo kilometrów i trochę jazdy w terenie, to łatwo nie było. W Krześlicach zatrzymujemy się na chwilę przy pałacu...


Stamtąd lecimy już prosto na Gniezno przez Latalice, Lednogórę i Dziekanowice, walcząc z upierdliwym wiatrem. W rejonie ulicy Poznańskiej żegnamy się z Kubą oraz Panem Jurkiem i wraz z Mateuszem śmigamy wzdłuż ulicy Kostrzewskiego. Z Mateuszem żegnam się przed ulicą Wolności i samotnie już jadę na Trzemeszno. Na Osińcu jeszcze krótka przerwa na batona i uzupełnienie płynów i można śmigać dalej. W Szczytnikach Duchownych orientuję się, że do granicy 160 kilometrów niewiele zabraknie, więc do Lubochni jadę na okrętkę przez Wierzbiczany. Terenowy odcinek między Lubochnią, a Krzyżówką jedzie się ciężko z racji straconych wielu sił na walkę w wiatrem. Z Krzyżówki już lżej, bo ostatni odcinek trasy, to wiatr w plecy i w Trzemesznie melduję się po godzinie 18. Wypad na duży plus, dzięki chłopaki za wspólną jazdę :-) Dzisiaj też padły dwa rekordy. Pierwszy, to dzienna ilość pokonanych kilometrów w ilości 162,08 oraz czas spędzony w siodle w ilości 6 godzin 59 minut i 6 sekund :-)



  • DST 88.59km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:08
  • VAVG 21.43km/h
  • VMAX 46.11km/h
  • Kalorie 3544kcal
  • Podjazdy 417m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gniezno, Mielno, Głęboczek i Gołąbki, czyli rowerowy bigos :-D

Piątek, 24 kwietnia 2015 · dodano: 24.04.2015 | Komentarze 1

Dzisiaj taki lajtowy dzień. Do pracy, ale więcej latania po mieście i załatwiania różnych spraw służbowych. Ubrałem się w końcu na krótko (krótki rękaw i spodnie 3/4). Do Gniezna postanawiam pojechać przez Krzyżówkę i Lubochnię. W Gnieźnie odwiedzam serwis w celu korekty przy montażu nowej korby. Jest lepiej, ale jeszcze coś nie do końca gra w ustawieniach i trzeba będzie szukać o co chodzi. Szwędam się trochę po mieście załatwiając sprawy, a następnie do galerii. Powrót do domu dzisiaj znacznie szybciej, więc urozmaicam sobie trasę. Jadę w kierunku Mielna przez Krzyszczewo i Dębłowo. Tam skręcam w kierunku lasu i przyjemnym szutrem zmierzam na Mielno...


Tą przyjemną nawierzchnią nie cieszę się długo, bowiem po chwili zaczynają się nierówno ułożone płyty i tak prawie do samego Mielna. W Mielnie zmierzam w kierunku DK 5. Przy krajówce widać zaawansowane prace związane z budową drogi ekspresowej S5. O dziwo nie widać żadnego pracownika. Strajk czy co?


W tym miejscu przecinam krajówkę i wbijam się do lasu zgodnie z kierunkiem zielonego szlaku. Okazuje się, że dojechałem nad brzeg jeziora Głęboczek. Bardzo urokliwa miejscówka, nigdy wcześniej tu nie byłem...


Po chwili przerwy ruszam zielonym szlakiem przed siebie. Trzeba przyznać, że szlak położony jest bardzo fajnie i jedzie się przyjemnie leśnymi duktami mimo, że miejscami jest jak w piaskownicy. I tak sobie jadę i jadę, aż tu nagle drewniany szlaban na drodze. Domyśliłem się, że to ten sławny już zniszczony most na rzecze Wełna. Przechodzę pod szlabanem, aby się upewnić o co chodzi i moim oczom ukazuje się taki widok...


Szlak rowerowy jest nieprzejezdny. Ciekawe kto stoi za zniszczeniem mostu i co on komu zawadzał. Druga sprawa to taka, że powinien powstać tu jak najszybciej nowy most, ale przecież nasze władze mają na głowie ważniejsze sprawy :-D Początkowo próbuję obczaić pobliskie ścieżki dokąd prowadzą, ale jedna wywiodła mnie na polanę, gdzie stało drzewo z drabiną :-P, a druga nad brzeg jeziora Ławiczno. Ruszam, więc dalej przed siebie wzdłuż rzeki i udaje mi się nad nią przeprawić dopiero w pobliżu leśniczówki Brody. Dalej przemierzam kawałek trasą jesiennego wyścigu na Dębówcu, ale następnie odbijam. Chciałem skierować się na rejony Gościeszyna i Gołąbek. No i jadę na czuja nieznanymi ścieżkami. Dojeżdżam do jakiegoś gospodarstwa, a tam znak "zakaz przejścia". Ignoruję go i jadę dalej. Przemierzam kolejne nieznane ścieżki, które robią się coraz węższe. Gdzieś za drzewami widać jezioro Duże Sykule. Droga robi się coraz bardziej wyboista, pokryta licznie liśćmi i gałęziami. Zastanawiam się, czy ktoś ją użytkuje. Po chwili pada odpowiedź, gdyż przede mną ukazuje się przewrócone, złamane drzewo. Rzecz jasna, że nikt tędy nie jeździ...


Pokonuję przeszkodę i jadę dalej. Za jakieś 200 metrów to samo, kolejne drzewo. Tu także mała przeprawa i jadę dalej. Błądzę po tych nieznanych ścieżkach, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Po kilkunastu minutach wyjeżdżam na utwardzoną drogę. Jadę zgodnie z jej biegiem, ale orientację w terenie jeszcze mam i wiem, że trzeba gdzieś odbić, bo to nie ten kierunek. W końcu jest jakaś ścieżka, w którą się kieruję i kontynuuję dalej szwędaczkę po Lasach Królewskich. Przemierzam kolejne metry i kilometry i wiem, że muszę skręcić w końcu w lewo. Pierwsza taka ścieżka okazuje się nietrafiona, doprowadziła mnie tylko do gospodarstwa. Druga z kolei na jakąś polanę. W końcu trafiam na skrzyżowanie, a tam czarny szlak :-) No to jestem w domu. Na 99% jest to szlak prowadzący na Gołąbki. Po chwili wątpliwości nie mam żadnych, bowiem przejeżdżam obok grobu żołnierza napoleońskiego (wspominał o nim także na swoim blogu Kuba)...


Dalej to już prosta droga na Gołąbki. Tam na chwilę zaglądam na plażę...


A dalej już prosto na Trzemeszno przez Ławki i Kruchowo. W Ławkach wstępuję jeszcze na chwilę do spożywczaka uzupełnić płyny, bo po terenowej jeździe po lasach wchłonąłem wszystko co miałem. Wypad bardzo udany i spontaniczny. Przyjemnie spędziłem czas podczas powrotu do domu szwędając się po Lasach Królewskich przy pięknej pogodzie :-)


  • DST 150.07km
  • Teren 22.00km
  • Czas 06:16
  • VAVG 23.95km/h
  • VMAX 37.76km/h
  • Kalorie 5951kcal
  • Podjazdy 458m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Konin i Błękitna Laguna, czyli służbowo i rekreacyjnie :-)

Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 23.04.2015 | Komentarze 2



Na dzisiaj miałem zaplanowane zebranie w pracy, w Koninie. Jako, że zapowiadała się słoneczna pogoda postanowiłem pojechać rowerem. Wyjeżdżam o 7 rano w kierunku Konina. Jadę przez Jerzykowo, Skubarczewo, Anastazewo, Ostrowite i Kazimierz Biskupi. Droga o długości 60 km mija sprawnie, gdyż na większej długości trasy wieje wiatr w plecy. Ale żeby nie było różowo są też dość częste podmuchy z boku. Do Konina wjeżdżam od strony Posady...


Na miejscu melduję się o 9:20, więc spokojnie mam czas na odświeżenie i przebranie się. Od godziny 10:00 zaczyna się zebranie. W drogę powrotną ruszam o godzinie 15:30. Postanowiłem pojechać inną drogą zwiedzając kilka atrakcji. Dodam od razu, że praktycznie cała droga powrotna o długości 90 km, to walka z wmordewind'em. Głównie wiało w ryja, ale czasami też z boku. Zaraz za Koninem na pierwszy strzał poszła popularna "Błękitna Laguna". Zamierzałem dojechać tam ulicą Przemysłową, skręcając w ulicę Brunatną. I tak sobie jechałem i jechałem, no i oczywiście przejechałem. Jak skumałem o co chodzi, to trzeba było zrobić zawrotkę i jakiś kilometr się cofać. Zmylił mnie totalny chaos na ulicy Brunatnej. Wszystko tam jest rozryte ze względu na jakąś dużą inwestycję. Byłem ciekawy co tam się dzieje, więc zapuściłem się trochę dalej. W sumie niepotrzebnie, bo im dalej tym więcej było piachu, a wszystko co było w pobliżu zostało wykarczowane i zrównane z ziemią. Po drodze minęły mnie dwie wywrotki, które tak mnie okurzyły, że piasek zaczął zgrzytać między zębami, a ja i rower wyglądaliśmy jak po całodniowym pobycie na żwirowni :-/ No, ale w końcu skierowałem swoje dwa kółka w pobliże zbiornika wodnego. Wyjechałem zza krzaków i moim oczom ukazał się piękny lazurowy kolor :-) Dojechałem do skarpy, z której trzeba było zejść, dalej podjechać 200 - 300 metrów po spękanej powierzchni ziemi i stanąłem nad brzegiem akwenu. Jezioro to powstało w miejscu dawnej odkrywki węgla brunatnego Gosławice. Pobliski teren przeznaczono na składowisko odpadów paleniskowych z elektrowni Konin i Pątnów. Odpady powstałe ze spalania węgla brunatnego odprowadzane są na wyrobisko i mieszane z wodą. W postaci mazi transportowane są specjalnym rurociągiem na składowisko. Z odpadów z elektrowni w wyrobisku w Gosławicach wytrącają się substancje chemiczne powodujące zwiększenie mineralizacji wód zbiornika i to one też nadają wodzie ten niesamowity lazurowy kolor. Wartość pH wód wyrobiska waha się w granicach 12, tak więc o kąpieli nie ma tam mowy :-P


Zrobiłem sobie małą chwilę przerwy podziwiając ten rzadko spotykany w naszych fyrtlach kolor wody...


W oddali widać także elektrownię w Pątnowie...


Nad brzegiem fajnie się siedziało, ale w końcu trzeba było ruszać dalej. Wydostałem się do góry na skarpę i ruszyłem dalej w kierunku Pątnowa. Tam przejeżdżałem obok wielkiej elektrowni...


Kawałek za elektrownią wbijam się na drogę 264. Z racji, że jest tam duży tłok, postanawiam szybko stamtąd uciekać w boczne dróżki. Tam naszła mnie mała doza szaleństwa i postanawiam jechać na tzw. czuja nieznanymi ścieżkami. Jadę sobie i jadę i przede mną ukazuje się znak wskazujący w pobliżu pomnik. Wykręcam, więc tam. Po przejechaniu paręset metrów okazało się, że w lesie znajduje się pomnik postawiony w hołdzie ofiarom hitlerowskiego barbarzyństwa. Przy samym pomniku leży flaga Izraela, a powiewa do góry na maszcie...


Po chwili wracam na drogę i jadę dalej na czuja. Po kilku kilometrach wjeżdżam do jakiejś mieściny. Zastanawiam się co to może być, bowiem na wjeździe nie było żadnej tablicy. Po kilku chwilach orientuję się po reklamach na płotach, że dotarłem do Kleczewa. Nawet nie planowałem tam wizyty, ale skoro już tu dotarłem, to trzeba było ten fakt wykorzystać :-) Najpierw podjeżdżam sobie na zbocze terenu KWB. Ta miejscówka akurat jest już wyeksploatowana, został tam duży dół z niewielką ilością wody...


Następnie ponownie kieruję się w kierunku drogi 264. Niedaleko za rondem przejeżdżam na taśmociągiem, którym transportowany jest węgiel brunatny...


Z tego miejsca rozciąga się też fajny widok na hałdę z elektrownią w Pątnowie na drugim planie. W sumie fajna miejscówka na sanki i narty w zimie...


 W okolicach Sławoszewka skręcam w kierunku Słupcy. Wmordewind się nasila, ale staram się utrzymać prędkość powyżej 20 km/h. Po drodze mijam ciekawy dźwig / koparkę na mieszczącą się na rozległych terenach kopalni...


Dalej mierzę się z wrednym wiatrzyskiem i mam dylemat jechać przez Ostrowite, czy Budzisław Kościelny? Zwycięża pierwsza opcja, gdyż tam byłem pewny supermarketu, w którym zamierzałem uzupełnić trochę kalorii. Po mękach docieram do Ostrowitego. Uzupełniam płyny, zjadam wafelka i ruszam dalej. Jedzie się już lepiej, bo "paliwo" uzupełnione, a wiatr wieje z boku. Rewelacji nie ma, ale to zawsze lepiej niż wiatr w ryja :-D Śmigam przez Anastazewo i kawałek dalej skręcam w las. Jadę przez lubianą miejscówkę "Gruby Dąb". Tam konsumuję jeszcze batonika, tak aby na ostatnim odcinku drogi nie zabrakło sił. Z lasu wyjeżdżam w Skubarczewie i kieruję się na Jerzykowo i Ostrowite. W Ostrowitym zauważam fajny zachód słońca rozciągający się nad Trzemesznem...


Następnie jeszcze kawałek drogi po znienawidzonym odcinku Trzemżal - Trzemeszno. Nie dość, że jest tam pod górkę, to prawie zawsze wieje tam dodatkowo w ryja. W nogach czuję już przejechany dzisiaj dystans zwłaszcza, że cała droga powrotna to walka z wiatrem i próba utrzymania prędkości powyżej 20 km/h. Kilka minut później melduję się u bram Trzemeszna. Szybkie spojrzenie na licznik i wychodzi, że zabraknie niespełna trzech kilometrów do 150. Robię, więc małą rundkę po mieście i w domu melduję się o 20:30 z nowym rekordem i pierwszy raz z przekroczonym dystansem dziennym 150 km :-)


  • DST 66.57km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 23.92km/h
  • VMAX 41.24km/h
  • Kalorie 2659kcal
  • Podjazdy 263m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mogilno - Pakość - Janikowo

Środa, 15 kwietnia 2015 · dodano: 15.04.2015 | Komentarze 9

Na dzisiaj planowałem jakiegoś tripa średniej długości, bowiem przed godziną 15 trzeba było odebrać młodą z przedszkola. Obczaiłem, więc prognozy pogody i kierunek wiatru. Te były przeciętne, pochmurno i wiatr w granicach 7-8 m/s z kierunku zachodniego. Dopiero późnym popołudniem miała zrobić się prawdziwie wiosenna pogoda, ale wtedy ja nie byłem już dyspozycyjny. Rozwiązanie było więc proste, uniknąć wmordewindu. Popatrzałem na mapę i stwierdziłem, że pojadę na Pakość i Janikowo. Miałem w planach to połączyć przy objeździe trzech mostów kilka dni temu, ale i wtedy byłem czasowo ograniczony, więc finalnie padło to na dzisiaj. Ruszam przed godziną 10 w kierunku Mogilna przez Popielewo, Wylatowo i Chabsko. W Mogilnie melduję się błyskawicznie z racji sprzyjającego wiatru. Tam krótka przerwa przy fontannie. Polecam odwiedzić to miejsce wieczorem, gdy fontanna jest barwnie oświetlona...



Z Mogilna kieruję się drogą w kierunku Janikowa. Nie jest już tak uroczo, bowiem wiatr wieje z boku, ale da się znieść. Przed Dąbrówką przy rozjeździe na Janikowo i Strzelce stoi wieża ciśnień z 1915 r. W przeciwieństwie do tej w Trzemesznie, jest ona bardzo zaniedbana...


Dalej jadę przez Dąbrówkę i Kołodziejewo. Między tymi dwoma miejscowościami ktoś próbował stworzyć sobie na posesji park dinozaurów, ale chyba coś poszło nie tak :-D


W Kołodziejewie kieruję się na Trląg i znowu ładnie wieje w plecy :-) Ale co dobre szybko się kończy i po kilku minutach znowu wiatr z boku, a do tego tiry przejeżdżające z dość dużą częstotliwością z przeciwnej strony. Przed Broniewicami odbijam na chwilę w bok, aby przyjrzeć się z bliska na jezioro Pakoskie, które ma długość 14,5 km. Tutaj widok na południową część jeziora...


Kawałek dalej po drugiej stronie jeziora z prawej strony widać strefę przemysłową w Janikowie...


Dalej śmigam w kierunku Pakości, mijając po drodze miejscowość Jankowo. Mieści się tam zespół pałacowy z 1889 r. Widać go już z drogi. Próbowałem dostać się do niego jak najbliżej, ale wszystko w koło ogrodzone i chronione przez agencję ochrony. Od strony jeziora nie dało rady, więc wjechałem między gospodarstwa. Tam zauważyła mnie życzliwa, starsza pani i wpuściła na teren posesji, bym miał jak najbliżej do pałacu. Doszedłem do samego muru i tyle co stamtąd udało się zrobić jakieś zdjęcie. Miła pani poopowiadała mi też troszkę o tym pałacyku, a na koniec machnęła ręką podsumowując, że póki nie było to prywatne, wyglądało całkiem dobrze. Sprawa wygląda tak, że W latach 90-tych kompleks przeszedł w ręce prywatne z zamiarem rewitalizacji. Prace co prawda zostały rozpoczęte, ale nie zostały dokończone, a nieruchomość kilkakrotnie zmieniła właściciela. W ostatnich latach dla ratowania zabytku powstała fundacja Jankowo, ale do dnia dzisiejszego nie nastąpiło nic w tym kierunku. Smutne, ale prawdziwe...


Po krótkiej pogawędce, ruszam dalej. Zaraz za Jankowem nad drogą i jeziorem przechodzi towarowa kolej kolej linowa. Jest to kolej linowa Janikowskich Zakładów Sodowych Janikosoda, która powstała w 1960 r. Obsługuje ona transport wapiennego kruszywa z kamieniołomu w Piechcinie do zakładów produkcji sody w Janikowie, a w przeszłości także do zakładów sodowych w Mątwach. Długość kolejki linowej wynosi około 7 kilometrów. Poruszają się po niej 164 wagoniki z prędkością 2-3 m/s. Generalnie byłem w miejscu, gdzie można wejść na górę i wskoczyć do wagonika się przejechać, gdyby był ktoś odważny :-D


Dalej pędzę już prosto na Pakość. Tam jadę zwiedzić Kalwarię Pakoską. Jest to zespół 25 kaplic pasyjnych wraz z Klasztorem franciszkanów pw. św. Bonawentury, nazywany też Kujawską Jerozolimą...




Tereny wokół są bardzo czyste i zadbane. Kręcąc się po parku widziałem ludzi porządkujących tereny, przycinających krzaczki i to się chwali :-)


Z Pakości pognałem już prosto na Janikowo. Po drodze mam widok na północną część jeziora Pakoskiego...


Przed Janikowem trafiam na jakieś wielkie hałdy. Przypuszczam, że w są tam składowane jakieś sypkie odpady pochodzące od jednego z licznych zakładów przemysłowych mieszczących się po okolicy. Kusiło wdrapać się na górę, ale nie miałem zbyt wiele czasu do pociągu, więc odpuściłem...


Do Janikowa wjeżdżam ulicą Przemysłową. Mieści się tam zakład przy zakładzie, taka mała strefa przemysłowa. Trzemeszeńskie zakłady - Paroc i Izopol to pikuś :-D. Dalej kieruję się do centrum Janikowa. Myślałem, że ta miejscowość ma coś więcej do zaoferowania, niż kilka dużych zakładów przemysłowych i leżące w okolicy jezioro. Jako, że do odjazdu pociągu pozostało niespełna pół godziny kieruję się na dworzec zakupić bilet. Okazało się, że kasy biletowe w Janikowie to już przeszłość, a sama poczekalnia także odstrasza wyglądem. Po chwili z peronu dostrzegam niedaleko położony most. Skoro zostało jeszcze trochę czasu jadę w jego kierunku, by następnie popatrzeć na okolice z góry. Z mostu ładnie widać jest część przemysłową miasta...


Z mostu jadę jeszcze trochę pokręcić się po centrum. Myślę sobie, może uda się trafić coś ciekawego, ale nic z tych rzeczy. Najciekawszym miejscem, które tam trafiłem był stadion miejscowej Unii. Muszę przyznać, że jak na takie miasteczko trybuny stadionu prezentują się całkiem nieźle. Z zewnątrz jednak stadion odstrasza. Otoczony jest starym PRL-owskim murem, który zabazgrany jest wszelkiego rodzaju bezsensownymi hasłami i tekstami, bo graffiti to na pewno nie jest :-D


Ze stadionu jadę już na dworzec, a po chwili podjeżdża pociąg. Wsiadam do przedziału dla podróżnych z większym bagażem umieszczonego na końcu składu i czekam na kanara...


Okazało się jednak, że kanar nie przyszedł, a ja nie będę zasuwał na przód składu zostawiając rower bez opieki. I tak niechcący wyszło, że podróż miałem za darmo. No, ale skoro PKP nie umie zadbać o swoje interesy, to jest jak jest. Ja bilet kupić chciałem, ale możliwości nie miałem :-P W Trzemesznie melduję się o godzinie 14 i króciutką rundką z dworca po chwili melduję się w domu. Wypad udany, zabrakło tylko słońca, które pojawiło się gdy siedziałem w pociągu.
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 74.15km
  • Teren 19.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 22.93km/h
  • VMAX 43.42km/h
  • Kalorie 2872kcal
  • Podjazdy 285m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlakiem trzech starych mostów kolejowych

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 10.04.2015 | Komentarze 3


Dzisiaj od rana piękna, słoneczna pogoda. Do tego dzień wolny od pracy, więc nie pozostało nic innego jak to wykorzystać. Jeszcze wczoraj wieczorem planowałem dystans ponad stu kilometrów, ale nie chciało mi się wstać i rano trzeba było weryfikować trasę na krótszą wersję. Plan był prosty. Zwiedzić w końcu trzy stare kolejowe mosty. Po śniadaniu ruszam w stronę Marcinkowa. Jadę przez Trzemżal i Szydłowo. Dalej miałem jechać przez Płaczkowo ale stwierdziłem, że dużo lepszą opcją będzie obranie kierunku na Kamieniec i poruszanie się do Łosośnik wzdłuż jeziora Kamienieckiego. Do Łosośnik dojeżdżam bezproblemowo, ale zaraz na wjeździe wita mnie spora porcja piachu. Kilkaset metrów pokonuję po podłożu niczym plaża. W końcu ścieżka robi się twardsza i można ponownie nabrać prędkości. W Łosośnikach jeszcze chwilowy postój, aby uwiecznić na zdjęciu jezioro Kamienieckie...


Z Łosośnik jadę drogą w kierunku Gębic. Szybko melduję się w Marcinkowie, po drodze przejeżdżając jeszcze przez Kątno. Już na wjeździe do Marcinkowa po prawej stronie w oczy rzuca się stary most kolejowy. Zaczyna się rozkmina, którędy tam dojechać. Na początku postanawiam jechać główną drogą. Dojeżdżam do mostu drogowego nad torami, więc zaraz za nim skręcam w uliczkę i jadę wzdłuż torów. Uliczka jednak się kończy, a dalej w lewo na dół ciągnie się polna ścieżka. Postanawiam tam zjechać. Na dole panuje totalna dzicz, przede mną ucieka sporo saren i kaczek. Zakłóciłem im spokojną sielankę, ale takie życie :-D Dojeżdżam ponownie w stronę torów, które są już na wysokim nasypie. Przejeżdżam dołem pod małym mostkiem i dalej bezdrożem jadę w stronę celu. Po chwili melduję się już pod okazałym mostem kolejowym. Most ten został postawiony w związku z inwestycją niemiecką, która nie została dokończona ze względu na wybuch I wojny światowej. Leży on na nieczynnej już linii kolejowej nr 239 Mogilno - Orchowo...


Po chwili spędzonej na dole postanawiam dostać się do góry. Zabieram rower ze sobą i przy sporym wysiłku udaje się wdrapać stromym zboczem na górę. Na moście nie próbuję wchodzić dalej niż kilka metrów wgłąb, bowiem są same podkłady kolejowe i żelazna konstrukcja w dole. Jeden nieostrożny ruch i można polecieć w dół. U brzegu mostu robię sobie małą przerwę na podziwianie widoków doliny Noteci Zachodniej i kilka fotek...



Z mostu postanawiam wrócić torami. Jazda nie jest trudna, powiem podkłady torowe są już zarośnięte. Po kilkuset metrach zauważam, że po lewej stronie za polem jest ścieżka. Przedostaję się, więc przez to pole i wyjeżdżam na ścieżkę, a za moment jestem już na drodze wlotowej z Łosośnik do Marcinkowa. Dopiero wtedy orientuję się, że można było tak od razu dostać się bez problemu na most. Jeśli ktoś kiedyś będzie się tam wybierał, to polecam jazdę od strony Łosośnik i na wjeździe do Marcinkowa wykręcić w polną drogę przed posesją nr 21 z murowanym z kamienia ogrodzeniem.

Z Marcinkowa jadę do Gozdanina, a dalej przez Żabienko, przecinając DK nr 15 do Żabna. W Żabnie melduję się dość szybko. Tu nie ma żadnych problemów z dostaniem się na most. Wjeżdżając na most drogowy z boku mamy małe schody w dół, a zaraz za nimi krótką ścieżkę i jesteśmy na miejscu. Tutejszy most, to także element nieczynnej linii kolejowej nr 239...


W przeciwieństwie do mostu w Marcinkowie można tutaj bezproblemowo się przemieszczać, gdyż na torowisku znajduje się wygodna kładka. Nie oznacza to jednak, że można tam hulać beztrosko, bowiem deski swoje już przeszły, a miejscami wyglądają nieciekawie...


Z mostu rozciąga się także przyjemny widok na jezioro Mogileńskie i widoczny w oddali klasztor w Mogilnie...


Z Żabna kieruję się skrótem na Bystrzycę z pominięciem Mogilna. Kawałek za Bystrzycą skręcam na Goryszewo. Tutaj musiałem uważać, aby nie przejechać polnej dróżki w kierunku Kunowa, tak aby całkowicie ominąć krajówkę. Udaje się to i po kilkunastu minutach melduję się w Kunowie. Rozglądam się za mostem, bądź torami i po chwili zauważam te drugie. Wjeżdżam w ścieżkę biegnącą wzdłuż torów, by po chwili znaleźć się przed mostem :-)

Most ten z kolei jest elementem nieczynnej linii kolejowej nr 231 Mogilno - Strzelno - Kruszwica. Jeszcze w latach 90-tych jeździły tu pociągi. W eksploatacji pozostał jedynie odcinek Krzuszwica - Inowrocław Rąbinek, gdzie prędkość maksymalna dla pociągów wynosi 20 km/h.


Przyjrzałem się konstrukcji z dołu, ale trzeba było dostać się jakoś na górę. Próbuję od strony stawów hodowlanych, mimo tablic z zakazem wstępu. Okazało się jednak, że i tam za krzakami mieści się jakiś zbiornik wodny. Postanawiam, więc cofnąć się wzdłuż torów. Tam zauważam wjazd na torowisko i przyjemnym singletrack'iem na nasypie dojeżdżam do mostu...


Muszę przyznać, że widoki stamtąd są świetne. Bardzo fajnie prezentuje się jezioro Bronisławskie...


Jest tak przyjemnie, że nie chce się wracać. No, ale trzeba było się w końcu zebrać. Wracam trochę inną drogą, przez Czarnotul i Szczeglin. W Czarnotulu mijam jednego rowerzystę. Niestety nie poruszał się on na rowerze, lecz przytulał glebę. Przystaję na chwilę, aby zobaczyć czy wszystko w porządku. Orientuję się, że podchmielony rowerzysta jest cały. Drzemał sobie po prostu na słonku i coś tam bełkotał. Pojechałem, więc dalej. W Szczeglinie kieruję się na Olszę wzdłuż jeziora Szczeglińskiego. Między Szczeglinem, a Olszą po swojej prawej stronie zauważam panoramę Mogilna i bloki na Świerkówcu...


Po chwili dojeżdżam do Bystrzycy i skrótem do Żabna. Stamtąd już prosto na Wylatowo i przez Krzyżownicę i Popielewo do Trzemeszna. Wypad jak najbardziej na plus. Pogoda dopisała i oby taka utrzymała się jak najdłużej :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 36.48km
  • Teren 14.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 23.04km/h
  • VMAX 43.65km/h
  • Kalorie 1463kcal
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Duszno

Wtorek, 7 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 2

Na poświąteczne popołudnie umówiłem się z Kubą na wspólny wypad. Jako, że ja byłem ograniczony czasowo, trzeba było pomyśleć nad terenami okolicznymi. Zaproponowałem, więc Duszno, a Kuba bez wahania propozycję przyjął. Umówiliśmy się w ten sposób, że ja wyjadę w stronę Gniezna i spotkamy się w Strzyżewie Kościelnym. Zaraz po wyjeździe orientuję się, że mam mocny wmordewind, a to mocno komplikuje sprawę, bym zdążył na czas do punktu zbiórki. Nie kalkuluję więc i ładuję się w krajówkę, by jak najszybciej dojechać do Rudek. Tam skręcam na Kozłówko i dalej polnym skrótem w kierunku wysypiska w Lulkowie. Stamtąd miałem już prosto śmignąć na Strzyżewo Kościelne, ale Kuba z wiatrem w plecy był już na miejscu. Nie było sensu, by czekał, więc ja szybko rozkminiam jak wydostać się w kierunku Strzyżewa Paczkowego. Jadę na czuja przez jakieś gospodarstwa, przy okazji poznając nowe ścieżki. W końcu wyjeżdżam tam gdzie chciałem. Od tego momentu mam wiatr w plecy. Wiem, że Kuba jest już przede mną, więc cisnę ile fabryka dała. Utrzymuję prędkość w granicach 37 km/h. Gdy dojeżdżam do Jastrzębowa odczytuję wiadomość, że Kuba leci już na Kruchowo. No to naparzam dalej ile mogę. W końcu udaje się spotkać w Kruchowie koło starego dworku i razem już śmigamy na Duszno. Przed Wydartowem zmuszeni jesteśmy "podelektować" się miejscowymi zapachami, których źródłem był rozrzutnik na polu :-D Po kilkunastu minutach meldujemy się na wieży widokowej....


Przejrzystość powietrza była wczoraj całkiem znośna, widać było dymek z elektrowni w Pątnowie i kopułę bazyliki w Licheniu...


Widać było, także hałdy w Piechcinie...


Całkiem przyjemny widok także w stronę Lasów Królewskich...


Tarcza z kierunkami i oznaczeniem miejsc, które można obserwować z wieży przy dobrej pogodzie...


Na górze nie spędzamy wiele czasu, bowiem wiatrzysko takie, że łeb by urwało. Schodzimy na środkowy poziom i podejmujemy drugą próbę zlokalizowania ukrytej skrzyneczki (pierwsza, nieudana była w drodze do góry). Po chwili Kuba znajduje fanty, ale nie mamy możliwości odnotowania wpisu w książeczce, bowiem nie mamy nic do pisania. Po kilkunastu minutach pobytu na wieży ulatniamy się, bo dłużej nie dało się znieść tych podmuchów wiatru. Droga powrotna pod masakryczny wmordewind przez Folusz. Tam pokazuję Kubie "sympatycznego" pieska na łańcuchu, ale nie nawet nie próbujemy się zatrzymywać i kusić losu :-D Ulicą Foluską wjeżdżamy do Trzemeszna, ja odbijam do domu, a Kuba poleciał na Gniezno przez Miaty i Krzyżówkę, by schronić się nieco w lesie przed wiatrem. Wypad na plus, oby takich więcej i do następnego :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 53.60km
  • Teren 14.50km
  • Czas 02:24
  • VAVG 22.33km/h
  • VMAX 46.81km/h
  • Kalorie 2056kcal
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skorzęcin, Witkowo, Niechanowo

Sobota, 21 marca 2015 · dodano: 22.03.2015 | Komentarze 1

Na sobotę plan był prosty, pokręcić się troszkę po okolicy. Powód prosty, brak czasu ze względu na urodziny żony i gości. Ruszam przed godziną 10, mając czas do 13-tej. Postanawiam zrobić sobie rundkę do Skorzęcina. Jadę przez Zieleń polnym skrótem w kierunku Bieślina. Przed Bieślinem postanawiam wykręcić na wzniesienie, które zaintrygowało mnie podczas powrotu z Karolem z Winter Race trzy tygodnie temu. Dojeżdżam drogą trochę zrytą przez ciągniki, a następnie wspinaczka po piaszczystym podłożu...


U zbocza wzniesienia znajduje się mała żwirownia, która albo jest nieczynna, albo czynna okazjonalnie. Po dostaniu się na górę rozglądam się we wszystkie strony i okazuje się, że w pobliżu znajduje się urokliwy staw...


..., a wokół panuje przyjemna cisza. Słychać tylko wiosenne ćwierkanie ptaków. Ten spokój z premedytacją wykorzystują sobie dwa łabędzie. Nikt im nie przeszkadza, żyją swoim trybem, po prostu żyć i nie umierać...


Na wzniesieniu spędzam chwilkę czasu. Było tak przyjemnie, że nie chciało mi się ruszać dalej. Widoki póki co mało imponujące, bowiem z drugiej strony same pola, ale w pełni wiosny czy nawet lata muszę tam wrócić. Będzie zielono na łąkach i złociście na polach. W chwili obecnej wygląda to tak...


W końcu trzeba było się ruszyć i jechać dalej. Wstępnie chciałem pojechać dalej wzniesieniem, bowiem trochę się ono ciągnie, ale po 100-150 metrach odpuściłem sobie. Jest tam sporo krzaków z igiełkami i przeprawa przez nie nie należała do przyjemnych. Tym bardziej, że zahaczyłem sakwą przy kierownicy o jedną z gałązek i urwałem pasek...


Udało się jakoś zamontować sakwę tymczasowo na kierownicy i można było ruszać dalej...


Dalej jadę w kierunku Gaju. Tam postanawiam zajrzeć nad zbiornik wodny. Nie wiem czy to duży staw, czy małe jeziorko, nigdy wcześniej tam nie byłem mimo, że wielokrotnie przejeżdżałem w pobliżu...


Dalej już prosto przez las do Skorzęcina. Tam mała rundka po ośrodku i tradycyjne odwiedziny na molo...


Ze Skorzęcina jadę w kierunku Witkowa. W Kamionce krótki postój, aby bliżej przyjrzeć się zrekonstruowanemu wiatrakowi typu koźlak z drugiej połowy XIX wieku. Pamiętam ten wiatrak za czasów młodzieńczych, jak jeździło się do Skorzęcina na plażę i był on w fatalnym stanie. Jak się okazało od samego początku był on w posiadaniu prywatnego właściciela, a następnie dalszych spadkobierców. Od niedawna znajduje się on jednak w posiadaniu GiM Witkowo i został postawiony niemal od nowa, a dzisiaj jest bardzo fajną atrakcją turystyczną na trasie Witkowo - Skorzęcin...




Wiatrak prezentuje się okazale :-) Gdyby zaistniała potrzeba można w nim nawet mielić mąkę. Niestety nie można wejść do środka, drzwi były zamknięte, a dodatkowo obiekt jest chroniony systemem alarmowym. Na stronie gminy Witkowo nie znalazłem też informacji czy i kiedy jest możliwość zwiedzania. Trzeba było zadowolić się tym co znajduje się na zewnątrz...


Z Kamionki pomknąłem już do Witkowa, gdzie się trochę pokręciłem i odwiedziłem jeden z supermarketów, by uzupełnić płyny, a dalej na Niechanowo. W Niechanowie kierunek na Nową Wieś Niechanowską i dalej przez Piaski do Trzemeszna.
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 142.50km
  • Teren 8.00km
  • Czas 06:05
  • VAVG 23.42km/h
  • VMAX 42.52km/h
  • Kalorie 5704kcal
  • Podjazdy 451m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kiszkowo - Skoki - Kłecko

Wtorek, 10 marca 2015 · dodano: 11.03.2015 | Komentarze 8

Na wtorek zaplanowałem sobie dłuższy wypad. Dzień wolny od pracy i przepiękna wiosenna pogoda zachęcały do spędzenia dnia na rowerze. Niestety wszyscy znajomi w pracy, więc zmuszony byłem pokręcić kilometry w samotności. Przed wyjazdem rozkminiam prognozy pogody co do wiatru, tak by pierwszą część trasy zmierzyć się z wmordewindem, a drugą pokonać przyjemnie z wiatrem w plecy :-) Ruszam trochę później niż planowałem, gdyż z rana było zimno i mglisto. O godzinie 10 jest już na tyle przyjemnie, że można ruszać. Najpierw na Gniezno przez Rudki, Jastrzębowo i Lasy Królewskie. Tam na chwilę zaglądam do pracy, bo musiałem zostawić dokumenty firmowe. Dalej już śmigam w kierunku Kiszkowa. Jadę przez Owieczki i tak się rozglądam, ale żadnej owcy nie widać. Myślę, jaja sobie robią. No i faktycznie jaja były i to strusie :-D


Kilka kilometrów dalej wita mnie gmina Kiszkowo...


Jadę dalej w kierunku Kiszkowa, przejeżdżając przez Sławno. Dopiero za Sławnem orientuję się, że można było pojechać lepszą ścieżką podziwiając uroki tamtejszego jeziora. Ale jak to się mówi, musztarda po obiedzie :-D Powoli zbliżam się do Kiszkowa. Na horyzoncie widać już miasteczko...


W Kiszkowie chciałem zrobić fotkę drewnianego kościółka, ale akurat odbywała się tam msza pogrzebowa. Ludzi na zewnątrz sporo, więc postanowiłem, że nie będę zakłócał ich spokoju. Kawałek dalej przejeżdżam obok kameralnego stadionu Wełnianki Kiszkowo...


I zaraz obok budynek klubowy...


Po drugiej stronie mieści się z kolei hala widowiskowo-sportowa, więc fajnie jest to wszystko zgrane i ulokowane. Ruszam dalej, za Kiszkowem jest fajny zjazd w dół. Tutaj siadam na ogonie ciągnika przez co udaje mi się uniknąć przez jakieś 2 kilometry wmordewindu. Na końcu zjazdu mieści się dolina rzeki Mała Wełna...


Dalej jadę przez Pawłowo Skockie. Tam jest fajna ścieżka na Puszczę Zielonka, ale to będzie cel innej wycieczki. Po kilku następnych minutach melduję się w Rejowcu. Tutaj mieści się ogromna baza paliwowa, z której zaopatrywane są wszystkie stacje benzynowe w naszych rejonach. Poniżej cysterny oczekujące na wjazd na teren bazy...


Kilkadziesiąt metrów dalej mamy tory kolejowe i bramę, przez którą z kolei są dostarczane paliwa do bazy. W oddali widzimy ogromne zbiorniki paliwowe. Widziałem tam zbiorniki z numerem ponad 50, a pojemność takiego zbiornika to 35 000 m3, więc ilości paliw są tam przeogromne...


Nie zdążyłem nawet zjechać ze ścieżki obok torowiska, a na mnie już czekała fura, w której siedzieli pracownicy bazy paliwowej. Jak widać monitoring działa tam świetnie, bo zostałem w moment namierzony i zrobiono ze mnie intruza :-D Kierowano do mnie jakieś dziwne pretensje, że nie można zdjęć robić, ani tam wjeżdżać, itp. Z mojej strony poszła riposta, bowiem w pobliżu nie ma żadnych znaków zakazujących robienie zdjęć, czy też podejścia pod bramę, no i temat się skończył :-P Jakieś pół kilometra za bazami zauważam fajny stary mostek nad torowiskiem, więc postanawiam tam wjechać i zrobić sobie małą przerwę na drugie śniadanie...


Po naładowaniu akumulatorów ruszam dalej w kierunku Sławy Wielkopolskiej. Tam miałem w planach zwiedzić okoliczne jeziora, ale że z domu wyjechałem później i byłem trochę czasowo ograniczony odpuściłem sobie to. Zajrzałem tylko nad jezioro Maciejak...


I po drugiej stronie drogi nad jezioro Karolewskie...


Poruszam się drogą Poznań - Wągrowiec, na której ruch jest umiarkowany. Trasa jest położona w malowniczych terenach wśród lasów, jezior, a obok także znajduje się torowisko...


Kawałek dalej wjeżdżam na ścieżkę rowerową, a klimat tam panujący jest przepiękny...


Ścieżką dojeżdżam do Skoków. Tam zaraz za zjazdem wjeżdżam na spory parking mieszczący się w sąsiedztwie doliny rzeki Mała Wełna. Znajduje się tam fajna altana, z której można podziwiać uroki doliny...




I widok na dolinę rzeki Mała Wełna...


W bliskim sąsiedztwie znajduje się kościół pw. św. Mikołaja Biskupa...


Dalej wjeżdżam w centrum Skoków. Tam przed galeryjką florystyczną znajduje się taki rower...


Muszę przyznać, że miasteczko, jak i pobliskie tereny są bardzo czyste i zadbane. Bardzo mi się tam podoba :-) No, ale trzeba było jechać dalej. Tu już obieram kierunek w stronę domu i od tej pory mam już przyjemny wiaterek w plecy. Jadę przez Antoniewo, Glinno, Jagniewice, Rybieniec i docieram do Rybna Wielkiego. Czy ono wielkie, raczej bym tego nie powiedział. Mieści się tam za to jezioro Rybno Małe. Wygląda bardzo urokliwie z racji, że jest w znacznym stopniu zarośnięte...


W pobliżu znajduje się także most kolejowy...


Z Rybna jadę przez Olekszyn, Łagiewniki Kościelne i melduję się w Zakrzewie obejrzeć pałacyk...


Okazuje się, że obiekt jest zarządzany przez BZWBK i wszystko jest pozamykane na trzy spusty. W chwili obecnej można tam skorzystać z oferty hotelowej, organizować szkolenia itp. Myślałem, aby dostać się chociaż na teren parku od strony bocznej, gdyż nie widziałem żadnego ogrodzenia, ale nie chciało mi się przeciskać przez krzaki, a i tak pewnie znowu bym został namierzony na monitoringu :-D Ruszam, więc dalej w kierunku Kłecka. We wsi Gorzuchowo podjeżdżam rzucić okiem nad jezioro Gorzuchowskie...


Chwilę później melduję się już w Kłecku. Tam zaopatruję się w świeżą butelkę izotonika i na Rynku robię sobie krótką przerwę posilając się jabłkiem. Na zdjęciu poniżej Rynek w Kłecku i w tle kościół pw. św. Jerzego i św. Jadwigii...


Z Kłecka kieruję się na Zdziechowę. Celem było ominięcie strasznie nierównej i połatanej drogi nr 190. W Zdziechowie przed jedną z posesji trafiam na taki rower...


Ze Zdziechowy śmigam prosto na Gniezno. W oddali widać osiedle Winiary...


Przejeżdżam przez centrum Gniezna i kieruję się na Trzemeszno. Tym razem wybrałem opcję Wierzbiczany, Lubochnia, Krzyżówka, Miaty. Krótko po godzinie 17 melduję się w domu. Troszkę zmęczony, ale zadowolony z bardzo udanej wycieczki :-) Na marginesie dodam, że poprawiłem swój rekord długości trasy o nieco ponad kilometr. W sumie taka niespodziewajka, bo liczyłem, że ta wycieczka wyniesie mnie w granicach 120 km :-P




  • DST 80.55km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 22.80km/h
  • VMAX 49.14km/h
  • Kalorie 3128kcal
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lednica

Niedziela, 22 lutego 2015 · dodano: 23.02.2015 | Komentarze 1

Na niedzielę umówiłem się ze szwagrem. Celem Pola Lednickie i trasa 100% asfaltowa. Po sobotnich wojażach w skorzęcińskich lasach na jakiś czas błota wystarczy :-D Z uwagi na prognozowane opady deszczu na popołudnie z Trzemeszna wyruszam po 8:30. Jadę do Gniezna, gdzie spotykam się ze szwagrem. W międzyczasie okazało się, że trzeba jeszcze podjechać na Leśną z małą przesyłką. Stamtąd ciśniemy przez Kokoszki w kierunku ulicy Poznańskiej i dalej w kierunku Kiszkowa. Po drodze trafiamy na ciekawy znak:


Wychodzi na to, że do Dębnicy mamy trzy kilometry, a do Owieczek minus pięćdziesiąt pięć :-D

Po krótkim postoju ruszamy dalej. W okolicach Waliszewa trafiamy na ciekawy posąg. Okazuje się, że według legendy jest to karczmarz morderca :-D


Krótko potem skręcamy na Imiołki, a stamtąd już rzut beretem na Pola Lednickie, więc po kilku minutach meldujemy się na miejscu :-)

Brama III tysiąclecia:


Nieopodal na jednej ze ścieżek mieści się całkiem spory głaz:


Replika łodzi św. Piotra:


Kotwica z polskiego statku:


"Drodzy bracia i siostry..." W końcu to niedziela :-P


Replika krzyża z Giewontu:


Zwiedzanie terenów na Lednicy zajęło nam blisko godzinę, w międzyczasie zaczął kropić niewielki deszczyk, ale na szczęście na tym się skończyło. Do Gniezna wracamy czerwonym szlakiem rowerowym, czyli przez Piekary. Szwagier odbija do siebie, a ja cisnę na Trzemeszno. Wycieczka jak najbardziej udana :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 65.52km
  • Teren 24.00km
  • Czas 03:15
  • VAVG 20.16km/h
  • VMAX 50.35km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Kalorie 2497kcal
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Skorzęcińskie fyrtle z Karolem i Krzychem

Sobota, 21 lutego 2015 · dodano: 21.02.2015 | Komentarze 1

Na dzisiaj Karol zaproponował wypad do Skorzęcina, by następnie stamtąd ruszyć na objazd trasy Winter Race. Chciał poznać trasę, a że ja już się tamtejszymi fyrtlami poruszałem, to plan był taki bym ten objazd poprowadził. W międzyczasie odezwał się do mnie kumpel Krzychu, który długi czas nie jeździł. Zaproponowałem, więc i mu ten Skorzęcin i generalnie mieliśmy śmignąć w trójkę. Na początek lecę na Lubochnię, gdzie umówiłem się z Krzychem. Karol zadeklarował się z kolei, że będzie czekał w Skorzęcinie. Ruszamy spod hotelu nad jeziorem Białym koło godziny 13:30. Ścieżki w lesie bardzo grząskie. Generalnie jest jeszcze gorzej niż tydzień temu, gdyż puściły już całkowicie śnieg i lód. Nie ma szans, by ta spora ilość błota wyschła przez tydzień czasu, więc wyścig z pewnością będzie bardzo wymagający. Szczególnie trzeba uważać na zakrętach, gdzie można się wyłożyć na śliskiej i błotnistej nawierzchni. Po objechaniu pętli wyścigu zajrzeliśmy jeszcze na chwilę na molo...


W drodze powrotnej Krzycha dopada kryzys. W sumie nie ma się co dziwić, tereny w lesie były wymagające, a do tego był to jego pierwszy wypad w tym roku. Zwalniamy więc tempo i razem jedziemy, aż do Krzyżówki. Tam Krzychu kieruje się na Gniezno, a my z Karolem na Trzemeszno. Na Miatach pyknął mi pierwszy tysiąc w tym roku :-) Po powrocie do domu najpierw obiadek, a później trzeba było doprowadzić do porządku tak upaprany rower:


Dzisiaj testowałem także neoprenowe opaski na kolana, które zakupiłem w Biedronce :-D Muszę przyznać, że dają radę i z pewnością bardzo pomocne okażą się przy niższych temperaturach. Ogólnie dzisiaj jeździło się wyśmienicie mimo bryzgi w lesie. Słoneczko świeciło, do tego 9*C, normalnie wiosna idzie. Pierwszy raz w tym roku wyskoczyłem bez kurtki, w samej bluzie :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy