avatar

Maniek1981 Trzemeszno








I n f o r m a c j e :
Przejechane kilometry: 101080.84 km
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===





2025
button stats bikestats.pl

2024
button stats bikestats.pl

2023
button stats bikestats.pl

2022
button stats bikestats.pl

2021
button stats bikestats.pl

2020
button stats bikestats.pl

2019
button stats bikestats.pl

2018
button stats bikestats.pl

2017
button stats bikestats.pl

2016
button stats bikestats.pl

2015
button stats bikestats.pl

2014
button stats bikestats.pl

Odwiedzone gminy


Strava



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maniek1981.bikestats.pl



Archiwum bloga

  • DST 150.07km
  • Teren 22.00km
  • Czas 06:16
  • VAVG 23.95km/h
  • VMAX 37.76km/h
  • Kalorie 5951kcal
  • Podjazdy 458m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Konin i Błękitna Laguna, czyli służbowo i rekreacyjnie :-)

Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 23.04.2015 | Komentarze 2



Na dzisiaj miałem zaplanowane zebranie w pracy, w Koninie. Jako, że zapowiadała się słoneczna pogoda postanowiłem pojechać rowerem. Wyjeżdżam o 7 rano w kierunku Konina. Jadę przez Jerzykowo, Skubarczewo, Anastazewo, Ostrowite i Kazimierz Biskupi. Droga o długości 60 km mija sprawnie, gdyż na większej długości trasy wieje wiatr w plecy. Ale żeby nie było różowo są też dość częste podmuchy z boku. Do Konina wjeżdżam od strony Posady...


Na miejscu melduję się o 9:20, więc spokojnie mam czas na odświeżenie i przebranie się. Od godziny 10:00 zaczyna się zebranie. W drogę powrotną ruszam o godzinie 15:30. Postanowiłem pojechać inną drogą zwiedzając kilka atrakcji. Dodam od razu, że praktycznie cała droga powrotna o długości 90 km, to walka z wmordewind'em. Głównie wiało w ryja, ale czasami też z boku. Zaraz za Koninem na pierwszy strzał poszła popularna "Błękitna Laguna". Zamierzałem dojechać tam ulicą Przemysłową, skręcając w ulicę Brunatną. I tak sobie jechałem i jechałem, no i oczywiście przejechałem. Jak skumałem o co chodzi, to trzeba było zrobić zawrotkę i jakiś kilometr się cofać. Zmylił mnie totalny chaos na ulicy Brunatnej. Wszystko tam jest rozryte ze względu na jakąś dużą inwestycję. Byłem ciekawy co tam się dzieje, więc zapuściłem się trochę dalej. W sumie niepotrzebnie, bo im dalej tym więcej było piachu, a wszystko co było w pobliżu zostało wykarczowane i zrównane z ziemią. Po drodze minęły mnie dwie wywrotki, które tak mnie okurzyły, że piasek zaczął zgrzytać między zębami, a ja i rower wyglądaliśmy jak po całodniowym pobycie na żwirowni :-/ No, ale w końcu skierowałem swoje dwa kółka w pobliże zbiornika wodnego. Wyjechałem zza krzaków i moim oczom ukazał się piękny lazurowy kolor :-) Dojechałem do skarpy, z której trzeba było zejść, dalej podjechać 200 - 300 metrów po spękanej powierzchni ziemi i stanąłem nad brzegiem akwenu. Jezioro to powstało w miejscu dawnej odkrywki węgla brunatnego Gosławice. Pobliski teren przeznaczono na składowisko odpadów paleniskowych z elektrowni Konin i Pątnów. Odpady powstałe ze spalania węgla brunatnego odprowadzane są na wyrobisko i mieszane z wodą. W postaci mazi transportowane są specjalnym rurociągiem na składowisko. Z odpadów z elektrowni w wyrobisku w Gosławicach wytrącają się substancje chemiczne powodujące zwiększenie mineralizacji wód zbiornika i to one też nadają wodzie ten niesamowity lazurowy kolor. Wartość pH wód wyrobiska waha się w granicach 12, tak więc o kąpieli nie ma tam mowy :-P


Zrobiłem sobie małą chwilę przerwy podziwiając ten rzadko spotykany w naszych fyrtlach kolor wody...


W oddali widać także elektrownię w Pątnowie...


Nad brzegiem fajnie się siedziało, ale w końcu trzeba było ruszać dalej. Wydostałem się do góry na skarpę i ruszyłem dalej w kierunku Pątnowa. Tam przejeżdżałem obok wielkiej elektrowni...


Kawałek za elektrownią wbijam się na drogę 264. Z racji, że jest tam duży tłok, postanawiam szybko stamtąd uciekać w boczne dróżki. Tam naszła mnie mała doza szaleństwa i postanawiam jechać na tzw. czuja nieznanymi ścieżkami. Jadę sobie i jadę i przede mną ukazuje się znak wskazujący w pobliżu pomnik. Wykręcam, więc tam. Po przejechaniu paręset metrów okazało się, że w lesie znajduje się pomnik postawiony w hołdzie ofiarom hitlerowskiego barbarzyństwa. Przy samym pomniku leży flaga Izraela, a powiewa do góry na maszcie...


Po chwili wracam na drogę i jadę dalej na czuja. Po kilku kilometrach wjeżdżam do jakiejś mieściny. Zastanawiam się co to może być, bowiem na wjeździe nie było żadnej tablicy. Po kilku chwilach orientuję się po reklamach na płotach, że dotarłem do Kleczewa. Nawet nie planowałem tam wizyty, ale skoro już tu dotarłem, to trzeba było ten fakt wykorzystać :-) Najpierw podjeżdżam sobie na zbocze terenu KWB. Ta miejscówka akurat jest już wyeksploatowana, został tam duży dół z niewielką ilością wody...


Następnie ponownie kieruję się w kierunku drogi 264. Niedaleko za rondem przejeżdżam na taśmociągiem, którym transportowany jest węgiel brunatny...


Z tego miejsca rozciąga się też fajny widok na hałdę z elektrownią w Pątnowie na drugim planie. W sumie fajna miejscówka na sanki i narty w zimie...


 W okolicach Sławoszewka skręcam w kierunku Słupcy. Wmordewind się nasila, ale staram się utrzymać prędkość powyżej 20 km/h. Po drodze mijam ciekawy dźwig / koparkę na mieszczącą się na rozległych terenach kopalni...


Dalej mierzę się z wrednym wiatrzyskiem i mam dylemat jechać przez Ostrowite, czy Budzisław Kościelny? Zwycięża pierwsza opcja, gdyż tam byłem pewny supermarketu, w którym zamierzałem uzupełnić trochę kalorii. Po mękach docieram do Ostrowitego. Uzupełniam płyny, zjadam wafelka i ruszam dalej. Jedzie się już lepiej, bo "paliwo" uzupełnione, a wiatr wieje z boku. Rewelacji nie ma, ale to zawsze lepiej niż wiatr w ryja :-D Śmigam przez Anastazewo i kawałek dalej skręcam w las. Jadę przez lubianą miejscówkę "Gruby Dąb". Tam konsumuję jeszcze batonika, tak aby na ostatnim odcinku drogi nie zabrakło sił. Z lasu wyjeżdżam w Skubarczewie i kieruję się na Jerzykowo i Ostrowite. W Ostrowitym zauważam fajny zachód słońca rozciągający się nad Trzemesznem...


Następnie jeszcze kawałek drogi po znienawidzonym odcinku Trzemżal - Trzemeszno. Nie dość, że jest tam pod górkę, to prawie zawsze wieje tam dodatkowo w ryja. W nogach czuję już przejechany dzisiaj dystans zwłaszcza, że cała droga powrotna to walka z wiatrem i próba utrzymania prędkości powyżej 20 km/h. Kilka minut później melduję się u bram Trzemeszna. Szybkie spojrzenie na licznik i wychodzi, że zabraknie niespełna trzech kilometrów do 150. Robię, więc małą rundkę po mieście i w domu melduję się o 20:30 z nowym rekordem i pierwszy raz z przekroczonym dystansem dziennym 150 km :-)


  • DST 8.58km
  • Czas 00:19
  • VAVG 27.09km/h
  • VMAX 41.59km/h
  • Kalorie 360kcal
  • Podjazdy 20m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test nowej korby

Środa, 22 kwietnia 2015 · dodano: 22.04.2015 | Komentarze 2

Dzisiaj zwariowany dzień. Rano szybko przed pracą zawieść rower do serwisu w celu wymiany korby na FC-M590, a przy okazji założenie nowego łańcucha connex 808. Po pracy odbiór roweru i kurs do Mogilna, ale samochodem. Wieczorem starczyło jeszcze troszkę czasu,  by przetestować nową korbę. Zaraz po wyjściu spotykam pod blokiem Sebka i Matiego. Krótka pogawędka przeradza się w nieco dłuższe rozmowy, no ale w końcu udaje się ruszyć na jazdę testową. Pierwsze wrażenia co do korby bardzo pozytywne, zupełnie inne depnięcie. Co zauważyłem, to lekko co jakiś czas przeskoczy łańcuch na małych przełożeniach z tyłu, ale to pewnie musi się spasować z kasetą. 


  • DST 41.55km
  • Teren 12.40km
  • Czas 01:48
  • VAVG 23.08km/h
  • VMAX 37.71km/h
  • Kalorie 1666kcal
  • Podjazdy 152m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy... (nowa ścieżka)

Piątek, 17 kwietnia 2015 · dodano: 17.04.2015 | Komentarze 0

Rano do pracy i znowu walka z wmordewindem. Na Rudkach tknęło mnie, by pojechać inaczej. Wizja wietrznego odcinka Wierzbiczany - wjazd do Gniezna spowodowała, że szukałem innego rozwiązania. Pojechałem z Rudek na Kozłówko, a tam skręciłem w drogę polną w kierunku wysypiska w Lulkowie. Dalej pojechałem nieznanym wcześniej odcinkiem przez Lulkowo wzdłuż krajówki, by wyjechać już na asfaltówkę w kierunku Strzyżewa Kościelnego. Ze Strzyżewa już prościutko ulicą Orcholską pod pracę. Powrót podobnie dla utrwalenia trasy. Miało być z wiatrem, a okazało się, że przez większą część drogi wiało z boku, bowiem wiatr zmienił kierunek. Ogólnie nowa ścieżka całkiem znośna i kolejna alternatywa na dojazdy do i z pracy z pominięciem krajówki :-)


  • DST 33.59km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 22.39km/h
  • VMAX 49.97km/h
  • Kalorie 1326kcal
  • Podjazdy 285m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour de Wierzbiczany

Czwartek, 16 kwietnia 2015 · dodano: 20.04.2015 | Komentarze 3

Zaległy wpis z czwartku...

W czwartkowy wieczór, bądź jak kto woli późne popołudnie naszło mnie jeszcze na kręcenie kilometrów, pomimo wcześniejszej dostawy towaru w pracy i niemałego zmęczenia. Niesłabnący wiatr za oknem nie zachęcał do jazdy, ale świecące jeszcze słoneczko mówiło co innego. Założyłem więc kominiarkę i skierowałem się w stronę Wierzbiczan. Skoro Wierzbiczany, to w taki ładny dzień obowiązkowo Skarpa Wierzbiczany...


Ze skarpy śmignąłem ulubioną ścieżką w dół w kierunku Kaliny. Tam pokręciłem się trochę w okolicach osiedla Spokojnego. Postanowiłem bliżej przyjrzeć się linii brzegowej jeziora w tym fyrtlu...


Wjechałem prawdopodobnie na prywatne działki, ale w sumie nie było tam żadnego ogrodzenia i informacji o terenach prywatnych. W pobliżu zauważyłem prowizoryczny pomost i zacumowaną łódź, więc skorzystałem z gościnności...


Z tej miejscówki są całkiem fajne widoki na jezioro i okolice...


Dalej chciałem poruszać się wzdłuż linii brzegowej jeziora, ale po przejechaniu kilkudziesięciu metrów zaczęło chlupać pod kołami, więc się momentalnie wycofałem. Wyjechałem ponownie na drogę i udałem się zajrzeć nad jezioro Byczek, a następnie w kierunku Lubochni. Stamtąd obrałem kierunek Kujawki i zjechałem ponownie w dół nad jezioro popatrzeć sobie na zachodzące słońce...


Usiadłem sobie na brzegu i odetchnąłem w ciszy kilka dłuższych chwil...


Gdy słońce praktycznie schowało się za horyzontem ruszyłem w drogę powrotną do domu...


Za Kujawkami postanawiam wykręcić przez las na Krzyżówkę i stamtąd już asfaltem do domu. Mimo wietrznej aury udało się spędzić fajny wieczór w blasku zachodzącego słońca :-)


  • DST 66.57km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 23.92km/h
  • VMAX 41.24km/h
  • Kalorie 2659kcal
  • Podjazdy 263m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mogilno - Pakość - Janikowo

Środa, 15 kwietnia 2015 · dodano: 15.04.2015 | Komentarze 9

Na dzisiaj planowałem jakiegoś tripa średniej długości, bowiem przed godziną 15 trzeba było odebrać młodą z przedszkola. Obczaiłem, więc prognozy pogody i kierunek wiatru. Te były przeciętne, pochmurno i wiatr w granicach 7-8 m/s z kierunku zachodniego. Dopiero późnym popołudniem miała zrobić się prawdziwie wiosenna pogoda, ale wtedy ja nie byłem już dyspozycyjny. Rozwiązanie było więc proste, uniknąć wmordewindu. Popatrzałem na mapę i stwierdziłem, że pojadę na Pakość i Janikowo. Miałem w planach to połączyć przy objeździe trzech mostów kilka dni temu, ale i wtedy byłem czasowo ograniczony, więc finalnie padło to na dzisiaj. Ruszam przed godziną 10 w kierunku Mogilna przez Popielewo, Wylatowo i Chabsko. W Mogilnie melduję się błyskawicznie z racji sprzyjającego wiatru. Tam krótka przerwa przy fontannie. Polecam odwiedzić to miejsce wieczorem, gdy fontanna jest barwnie oświetlona...



Z Mogilna kieruję się drogą w kierunku Janikowa. Nie jest już tak uroczo, bowiem wiatr wieje z boku, ale da się znieść. Przed Dąbrówką przy rozjeździe na Janikowo i Strzelce stoi wieża ciśnień z 1915 r. W przeciwieństwie do tej w Trzemesznie, jest ona bardzo zaniedbana...


Dalej jadę przez Dąbrówkę i Kołodziejewo. Między tymi dwoma miejscowościami ktoś próbował stworzyć sobie na posesji park dinozaurów, ale chyba coś poszło nie tak :-D


W Kołodziejewie kieruję się na Trląg i znowu ładnie wieje w plecy :-) Ale co dobre szybko się kończy i po kilku minutach znowu wiatr z boku, a do tego tiry przejeżdżające z dość dużą częstotliwością z przeciwnej strony. Przed Broniewicami odbijam na chwilę w bok, aby przyjrzeć się z bliska na jezioro Pakoskie, które ma długość 14,5 km. Tutaj widok na południową część jeziora...


Kawałek dalej po drugiej stronie jeziora z prawej strony widać strefę przemysłową w Janikowie...


Dalej śmigam w kierunku Pakości, mijając po drodze miejscowość Jankowo. Mieści się tam zespół pałacowy z 1889 r. Widać go już z drogi. Próbowałem dostać się do niego jak najbliżej, ale wszystko w koło ogrodzone i chronione przez agencję ochrony. Od strony jeziora nie dało rady, więc wjechałem między gospodarstwa. Tam zauważyła mnie życzliwa, starsza pani i wpuściła na teren posesji, bym miał jak najbliżej do pałacu. Doszedłem do samego muru i tyle co stamtąd udało się zrobić jakieś zdjęcie. Miła pani poopowiadała mi też troszkę o tym pałacyku, a na koniec machnęła ręką podsumowując, że póki nie było to prywatne, wyglądało całkiem dobrze. Sprawa wygląda tak, że W latach 90-tych kompleks przeszedł w ręce prywatne z zamiarem rewitalizacji. Prace co prawda zostały rozpoczęte, ale nie zostały dokończone, a nieruchomość kilkakrotnie zmieniła właściciela. W ostatnich latach dla ratowania zabytku powstała fundacja Jankowo, ale do dnia dzisiejszego nie nastąpiło nic w tym kierunku. Smutne, ale prawdziwe...


Po krótkiej pogawędce, ruszam dalej. Zaraz za Jankowem nad drogą i jeziorem przechodzi towarowa kolej kolej linowa. Jest to kolej linowa Janikowskich Zakładów Sodowych Janikosoda, która powstała w 1960 r. Obsługuje ona transport wapiennego kruszywa z kamieniołomu w Piechcinie do zakładów produkcji sody w Janikowie, a w przeszłości także do zakładów sodowych w Mątwach. Długość kolejki linowej wynosi około 7 kilometrów. Poruszają się po niej 164 wagoniki z prędkością 2-3 m/s. Generalnie byłem w miejscu, gdzie można wejść na górę i wskoczyć do wagonika się przejechać, gdyby był ktoś odważny :-D


Dalej pędzę już prosto na Pakość. Tam jadę zwiedzić Kalwarię Pakoską. Jest to zespół 25 kaplic pasyjnych wraz z Klasztorem franciszkanów pw. św. Bonawentury, nazywany też Kujawską Jerozolimą...




Tereny wokół są bardzo czyste i zadbane. Kręcąc się po parku widziałem ludzi porządkujących tereny, przycinających krzaczki i to się chwali :-)


Z Pakości pognałem już prosto na Janikowo. Po drodze mam widok na północną część jeziora Pakoskiego...


Przed Janikowem trafiam na jakieś wielkie hałdy. Przypuszczam, że w są tam składowane jakieś sypkie odpady pochodzące od jednego z licznych zakładów przemysłowych mieszczących się po okolicy. Kusiło wdrapać się na górę, ale nie miałem zbyt wiele czasu do pociągu, więc odpuściłem...


Do Janikowa wjeżdżam ulicą Przemysłową. Mieści się tam zakład przy zakładzie, taka mała strefa przemysłowa. Trzemeszeńskie zakłady - Paroc i Izopol to pikuś :-D. Dalej kieruję się do centrum Janikowa. Myślałem, że ta miejscowość ma coś więcej do zaoferowania, niż kilka dużych zakładów przemysłowych i leżące w okolicy jezioro. Jako, że do odjazdu pociągu pozostało niespełna pół godziny kieruję się na dworzec zakupić bilet. Okazało się, że kasy biletowe w Janikowie to już przeszłość, a sama poczekalnia także odstrasza wyglądem. Po chwili z peronu dostrzegam niedaleko położony most. Skoro zostało jeszcze trochę czasu jadę w jego kierunku, by następnie popatrzeć na okolice z góry. Z mostu ładnie widać jest część przemysłową miasta...


Z mostu jadę jeszcze trochę pokręcić się po centrum. Myślę sobie, może uda się trafić coś ciekawego, ale nic z tych rzeczy. Najciekawszym miejscem, które tam trafiłem był stadion miejscowej Unii. Muszę przyznać, że jak na takie miasteczko trybuny stadionu prezentują się całkiem nieźle. Z zewnątrz jednak stadion odstrasza. Otoczony jest starym PRL-owskim murem, który zabazgrany jest wszelkiego rodzaju bezsensownymi hasłami i tekstami, bo graffiti to na pewno nie jest :-D


Ze stadionu jadę już na dworzec, a po chwili podjeżdża pociąg. Wsiadam do przedziału dla podróżnych z większym bagażem umieszczonego na końcu składu i czekam na kanara...


Okazało się jednak, że kanar nie przyszedł, a ja nie będę zasuwał na przód składu zostawiając rower bez opieki. I tak niechcący wyszło, że podróż miałem za darmo. No, ale skoro PKP nie umie zadbać o swoje interesy, to jest jak jest. Ja bilet kupić chciałem, ale możliwości nie miałem :-P W Trzemesznie melduję się o godzinie 14 i króciutką rundką z dworca po chwili melduję się w domu. Wypad udany, zabrakło tylko słońca, które pojawiło się gdy siedziałem w pociągu.
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 45.00km
  • Teren 7.10km
  • Czas 01:51
  • VAVG 24.32km/h
  • VMAX 47.08km/h
  • Kalorie 1830kcal
  • Podjazdy 84m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Wtorek, 14 kwietnia 2015 · dodano: 14.04.2015 | Komentarze 0

Rano przed godziną siódmą do pracy. Zaledwie 3*C i upierdliwy wmordewind zrobiły swoje. Myślałem, że palce u rąk mi odpadną. Z pracy już przyjemniej i dużo szybciej :-)


  • DST 45.15km
  • Teren 7.10km
  • Czas 01:58
  • VAVG 22.96km/h
  • VMAX 47.17km/h
  • Kalorie 1819kcal
  • Podjazdy 151m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy / z pracy...

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 0

Do pracy standardowo przez Wymysłowo i Wierzbiczany. Wmordewind skutecznie utrudniał jazdę. Myślałem, że łeb urwie. Dobrze, że wziąłem do plecaka kominiarkę, bo już na Wyszyńskiego był postój i założenie jej na głowę. Z pracy dużo przyjemniej i dla odmiany śmignąłem sobie przez Lubochnię i Krzyżówkę.


  • DST 74.15km
  • Teren 19.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 22.93km/h
  • VMAX 43.42km/h
  • Kalorie 2872kcal
  • Podjazdy 285m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlakiem trzech starych mostów kolejowych

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 10.04.2015 | Komentarze 3


Dzisiaj od rana piękna, słoneczna pogoda. Do tego dzień wolny od pracy, więc nie pozostało nic innego jak to wykorzystać. Jeszcze wczoraj wieczorem planowałem dystans ponad stu kilometrów, ale nie chciało mi się wstać i rano trzeba było weryfikować trasę na krótszą wersję. Plan był prosty. Zwiedzić w końcu trzy stare kolejowe mosty. Po śniadaniu ruszam w stronę Marcinkowa. Jadę przez Trzemżal i Szydłowo. Dalej miałem jechać przez Płaczkowo ale stwierdziłem, że dużo lepszą opcją będzie obranie kierunku na Kamieniec i poruszanie się do Łosośnik wzdłuż jeziora Kamienieckiego. Do Łosośnik dojeżdżam bezproblemowo, ale zaraz na wjeździe wita mnie spora porcja piachu. Kilkaset metrów pokonuję po podłożu niczym plaża. W końcu ścieżka robi się twardsza i można ponownie nabrać prędkości. W Łosośnikach jeszcze chwilowy postój, aby uwiecznić na zdjęciu jezioro Kamienieckie...


Z Łosośnik jadę drogą w kierunku Gębic. Szybko melduję się w Marcinkowie, po drodze przejeżdżając jeszcze przez Kątno. Już na wjeździe do Marcinkowa po prawej stronie w oczy rzuca się stary most kolejowy. Zaczyna się rozkmina, którędy tam dojechać. Na początku postanawiam jechać główną drogą. Dojeżdżam do mostu drogowego nad torami, więc zaraz za nim skręcam w uliczkę i jadę wzdłuż torów. Uliczka jednak się kończy, a dalej w lewo na dół ciągnie się polna ścieżka. Postanawiam tam zjechać. Na dole panuje totalna dzicz, przede mną ucieka sporo saren i kaczek. Zakłóciłem im spokojną sielankę, ale takie życie :-D Dojeżdżam ponownie w stronę torów, które są już na wysokim nasypie. Przejeżdżam dołem pod małym mostkiem i dalej bezdrożem jadę w stronę celu. Po chwili melduję się już pod okazałym mostem kolejowym. Most ten został postawiony w związku z inwestycją niemiecką, która nie została dokończona ze względu na wybuch I wojny światowej. Leży on na nieczynnej już linii kolejowej nr 239 Mogilno - Orchowo...


Po chwili spędzonej na dole postanawiam dostać się do góry. Zabieram rower ze sobą i przy sporym wysiłku udaje się wdrapać stromym zboczem na górę. Na moście nie próbuję wchodzić dalej niż kilka metrów wgłąb, bowiem są same podkłady kolejowe i żelazna konstrukcja w dole. Jeden nieostrożny ruch i można polecieć w dół. U brzegu mostu robię sobie małą przerwę na podziwianie widoków doliny Noteci Zachodniej i kilka fotek...



Z mostu postanawiam wrócić torami. Jazda nie jest trudna, powiem podkłady torowe są już zarośnięte. Po kilkuset metrach zauważam, że po lewej stronie za polem jest ścieżka. Przedostaję się, więc przez to pole i wyjeżdżam na ścieżkę, a za moment jestem już na drodze wlotowej z Łosośnik do Marcinkowa. Dopiero wtedy orientuję się, że można było tak od razu dostać się bez problemu na most. Jeśli ktoś kiedyś będzie się tam wybierał, to polecam jazdę od strony Łosośnik i na wjeździe do Marcinkowa wykręcić w polną drogę przed posesją nr 21 z murowanym z kamienia ogrodzeniem.

Z Marcinkowa jadę do Gozdanina, a dalej przez Żabienko, przecinając DK nr 15 do Żabna. W Żabnie melduję się dość szybko. Tu nie ma żadnych problemów z dostaniem się na most. Wjeżdżając na most drogowy z boku mamy małe schody w dół, a zaraz za nimi krótką ścieżkę i jesteśmy na miejscu. Tutejszy most, to także element nieczynnej linii kolejowej nr 239...


W przeciwieństwie do mostu w Marcinkowie można tutaj bezproblemowo się przemieszczać, gdyż na torowisku znajduje się wygodna kładka. Nie oznacza to jednak, że można tam hulać beztrosko, bowiem deski swoje już przeszły, a miejscami wyglądają nieciekawie...


Z mostu rozciąga się także przyjemny widok na jezioro Mogileńskie i widoczny w oddali klasztor w Mogilnie...


Z Żabna kieruję się skrótem na Bystrzycę z pominięciem Mogilna. Kawałek za Bystrzycą skręcam na Goryszewo. Tutaj musiałem uważać, aby nie przejechać polnej dróżki w kierunku Kunowa, tak aby całkowicie ominąć krajówkę. Udaje się to i po kilkunastu minutach melduję się w Kunowie. Rozglądam się za mostem, bądź torami i po chwili zauważam te drugie. Wjeżdżam w ścieżkę biegnącą wzdłuż torów, by po chwili znaleźć się przed mostem :-)

Most ten z kolei jest elementem nieczynnej linii kolejowej nr 231 Mogilno - Strzelno - Kruszwica. Jeszcze w latach 90-tych jeździły tu pociągi. W eksploatacji pozostał jedynie odcinek Krzuszwica - Inowrocław Rąbinek, gdzie prędkość maksymalna dla pociągów wynosi 20 km/h.


Przyjrzałem się konstrukcji z dołu, ale trzeba było dostać się jakoś na górę. Próbuję od strony stawów hodowlanych, mimo tablic z zakazem wstępu. Okazało się jednak, że i tam za krzakami mieści się jakiś zbiornik wodny. Postanawiam, więc cofnąć się wzdłuż torów. Tam zauważam wjazd na torowisko i przyjemnym singletrack'iem na nasypie dojeżdżam do mostu...


Muszę przyznać, że widoki stamtąd są świetne. Bardzo fajnie prezentuje się jezioro Bronisławskie...


Jest tak przyjemnie, że nie chce się wracać. No, ale trzeba było się w końcu zebrać. Wracam trochę inną drogą, przez Czarnotul i Szczeglin. W Czarnotulu mijam jednego rowerzystę. Niestety nie poruszał się on na rowerze, lecz przytulał glebę. Przystaję na chwilę, aby zobaczyć czy wszystko w porządku. Orientuję się, że podchmielony rowerzysta jest cały. Drzemał sobie po prostu na słonku i coś tam bełkotał. Pojechałem, więc dalej. W Szczeglinie kieruję się na Olszę wzdłuż jeziora Szczeglińskiego. Między Szczeglinem, a Olszą po swojej prawej stronie zauważam panoramę Mogilna i bloki na Świerkówcu...


Po chwili dojeżdżam do Bystrzycy i skrótem do Żabna. Stamtąd już prosto na Wylatowo i przez Krzyżownicę i Popielewo do Trzemeszna. Wypad jak najbardziej na plus. Pogoda dopisała i oby taka utrzymała się jak najdłużej :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 36.48km
  • Teren 14.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 23.04km/h
  • VMAX 43.65km/h
  • Kalorie 1463kcal
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Duszno

Wtorek, 7 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 2

Na poświąteczne popołudnie umówiłem się z Kubą na wspólny wypad. Jako, że ja byłem ograniczony czasowo, trzeba było pomyśleć nad terenami okolicznymi. Zaproponowałem, więc Duszno, a Kuba bez wahania propozycję przyjął. Umówiliśmy się w ten sposób, że ja wyjadę w stronę Gniezna i spotkamy się w Strzyżewie Kościelnym. Zaraz po wyjeździe orientuję się, że mam mocny wmordewind, a to mocno komplikuje sprawę, bym zdążył na czas do punktu zbiórki. Nie kalkuluję więc i ładuję się w krajówkę, by jak najszybciej dojechać do Rudek. Tam skręcam na Kozłówko i dalej polnym skrótem w kierunku wysypiska w Lulkowie. Stamtąd miałem już prosto śmignąć na Strzyżewo Kościelne, ale Kuba z wiatrem w plecy był już na miejscu. Nie było sensu, by czekał, więc ja szybko rozkminiam jak wydostać się w kierunku Strzyżewa Paczkowego. Jadę na czuja przez jakieś gospodarstwa, przy okazji poznając nowe ścieżki. W końcu wyjeżdżam tam gdzie chciałem. Od tego momentu mam wiatr w plecy. Wiem, że Kuba jest już przede mną, więc cisnę ile fabryka dała. Utrzymuję prędkość w granicach 37 km/h. Gdy dojeżdżam do Jastrzębowa odczytuję wiadomość, że Kuba leci już na Kruchowo. No to naparzam dalej ile mogę. W końcu udaje się spotkać w Kruchowie koło starego dworku i razem już śmigamy na Duszno. Przed Wydartowem zmuszeni jesteśmy "podelektować" się miejscowymi zapachami, których źródłem był rozrzutnik na polu :-D Po kilkunastu minutach meldujemy się na wieży widokowej....


Przejrzystość powietrza była wczoraj całkiem znośna, widać było dymek z elektrowni w Pątnowie i kopułę bazyliki w Licheniu...


Widać było, także hałdy w Piechcinie...


Całkiem przyjemny widok także w stronę Lasów Królewskich...


Tarcza z kierunkami i oznaczeniem miejsc, które można obserwować z wieży przy dobrej pogodzie...


Na górze nie spędzamy wiele czasu, bowiem wiatrzysko takie, że łeb by urwało. Schodzimy na środkowy poziom i podejmujemy drugą próbę zlokalizowania ukrytej skrzyneczki (pierwsza, nieudana była w drodze do góry). Po chwili Kuba znajduje fanty, ale nie mamy możliwości odnotowania wpisu w książeczce, bowiem nie mamy nic do pisania. Po kilkunastu minutach pobytu na wieży ulatniamy się, bo dłużej nie dało się znieść tych podmuchów wiatru. Droga powrotna pod masakryczny wmordewind przez Folusz. Tam pokazuję Kubie "sympatycznego" pieska na łańcuchu, ale nie nawet nie próbujemy się zatrzymywać i kusić losu :-D Ulicą Foluską wjeżdżamy do Trzemeszna, ja odbijam do domu, a Kuba poleciał na Gniezno przez Miaty i Krzyżówkę, by schronić się nieco w lesie przed wiatrem. Wypad na plus, oby takich więcej i do następnego :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy


  • DST 29.34km
  • Czas 01:06
  • VAVG 26.67km/h
  • VMAX 35.68km/h
  • Kalorie 1236kcal
  • Podjazdy 98m
  • Sprzęt Giant Revel 29er
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gołąbki - trening siłowy :-P

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 0

Drugie święto, to podobny scenariusz jak dzień wcześniej. Trzeba było wyrwać się z domu z samego rana, bowiem później odwiedziny u rodzinki. Postanowiłem pojechać na Gołąbki i zrobić sobie mały trening siłowy. Cały dystans pokonałem na dużej tarczy z przodu. Płasko, czy górka cisnąłem ile sił w nogach. Były momenty, gdzie lekko nie było, jak np. podjazd w Powiadaczach. Dalej przez Ławki dojechałem do Gołąbek, gdzie zrobiłem krótki postój nad jeziorem Przedwieśnia...


Powrót przez Jastrzębowo, Kozłowo i Rudki. Dystans nie powala, ale śniadanko po powrocie bardziej smakowało :-)