
Maniek1981 Trzemeszno
Km w terenie: 12730.30 km (12.59%)
Czas na rowerze: 164d 11h 40m
Średnia prędkość: 25.59 km/h
===>>> Więcej o mnie <<<===













Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Październik8 - 0
- 2024, Wrzesień14 - 0
- 2024, Sierpień17 - 0
- 2024, Lipiec10 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień1 - 0
- 2024, Marzec1 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad2 - 0
- 2023, Wrzesień2 - 0
- 2023, Sierpień23 - 0
- 2023, Lipiec27 - 0
- 2023, Czerwiec14 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień9 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty6 - 0
- 2023, Styczeń11 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad9 - 0
- 2022, Październik11 - 0
- 2022, Wrzesień24 - 0
- 2022, Sierpień23 - 0
- 2022, Lipiec24 - 0
- 2022, Czerwiec21 - 0
- 2022, Maj12 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 0
- 2022, Marzec14 - 1
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń6 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik17 - 0
- 2021, Wrzesień30 - 0
- 2021, Sierpień27 - 0
- 2021, Lipiec14 - 2
- 2021, Czerwiec21 - 0
- 2021, Maj15 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 0
- 2021, Marzec15 - 0
- 2021, Luty9 - 0
- 2021, Styczeń10 - 2
- 2020, Grudzień11 - 4
- 2020, Listopad9 - 4
- 2020, Październik11 - 3
- 2020, Wrzesień20 - 3
- 2020, Sierpień12 - 12
- 2020, Lipiec9 - 4
- 2020, Czerwiec17 - 5
- 2020, Maj15 - 15
- 2020, Kwiecień20 - 21
- 2020, Marzec18 - 8
- 2020, Luty2 - 0
- 2020, Styczeń6 - 6
- 2019, Grudzień13 - 13
- 2019, Listopad12 - 0
- 2019, Październik20 - 11
- 2019, Wrzesień29 - 6
- 2019, Sierpień19 - 4
- 2019, Lipiec18 - 11
- 2019, Czerwiec17 - 8
- 2019, Maj19 - 18
- 2019, Kwiecień18 - 2
- 2019, Marzec15 - 17
- 2019, Luty8 - 4
- 2019, Styczeń13 - 11
- 2018, Grudzień9 - 8
- 2018, Listopad13 - 24
- 2018, Październik17 - 23
- 2018, Wrzesień17 - 6
- 2018, Sierpień15 - 19
- 2018, Lipiec29 - 31
- 2018, Czerwiec17 - 5
- 2018, Maj20 - 7
- 2018, Kwiecień20 - 12
- 2018, Marzec14 - 7
- 2018, Luty8 - 4
- 2018, Styczeń8 - 2
- 2017, Grudzień11 - 6
- 2017, Listopad12 - 25
- 2017, Październik14 - 20
- 2017, Wrzesień17 - 14
- 2017, Sierpień17 - 26
- 2017, Lipiec20 - 33
- 2017, Czerwiec24 - 26
- 2017, Maj20 - 26
- 2017, Kwiecień16 - 10
- 2017, Marzec14 - 12
- 2017, Luty12 - 24
- 2017, Styczeń14 - 27
- 2016, Grudzień7 - 10
- 2016, Listopad6 - 2
- 2016, Październik7 - 5
- 2016, Wrzesień21 - 7
- 2016, Sierpień10 - 4
- 2016, Lipiec15 - 4
- 2016, Czerwiec14 - 6
- 2016, Maj19 - 20
- 2016, Kwiecień7 - 8
- 2016, Marzec13 - 7
- 2016, Luty8 - 8
- 2016, Styczeń5 - 5
- 2015, Grudzień17 - 18
- 2015, Listopad15 - 10
- 2015, Październik16 - 20
- 2015, Wrzesień24 - 16
- 2015, Sierpień27 - 27
- 2015, Lipiec23 - 12
- 2015, Czerwiec23 - 34
- 2015, Maj20 - 25
- 2015, Kwiecień13 - 22
- 2015, Marzec17 - 29
- 2015, Luty16 - 14
- 2015, Styczeń11 - 26
- 2014, Grudzień8 - 11
- 2014, Listopad10 - 6
- 2014, Październik24 - 18
- 2014, Wrzesień17 - 2
- 2014, Sierpień14 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Wyprawy 100-kilometrowe
Dystans całkowity: | 13454.57 km (w terenie 1045.00 km; 7.77%) |
Czas w ruchu: | 493:47 |
Średnia prędkość: | 27.25 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.82 km/h |
Suma podjazdów: | 57234 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 159 (85 %) |
Suma kalorii: | 430381 kcal |
Liczba aktywności: | 118 |
Średnio na aktywność: | 114.02 km i 4h 11m |
Więcej statystyk |
- DST 102.09km
- Teren 15.00km
- Czas 04:25
- VAVG 23.11km/h
- VMAX 40.16km/h
- Kalorie 3854kcal
- Podjazdy 609m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Zawijasy i zakrętasy, czyli Gniezno i Żabno
Środa, 7 września 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 2
Z samego rana musiałem odstawić auto do lakiernika w Gnieźnie. Aby później jakoś sprawnie wrócić załadowałem rower w bagażnik i ruszyłem w kierunku Gniezna. Odstawiłem auto i dalej poruszałem się rowerem. W Gnieźnie miałem do załatwienia kilka spraw, więc trochę pokręciłem się po mieście. W centrum natknąłem się na lokal, którego wcześniej nie widziałem. Zapewne już trochę czasu istnieje, ale nie znam go, pewnie dlatego, że rzadko bywam w tych rejonach. Tutaj wstawiam fotkę ze specjalną dedykacją dla bikestatowego konesera browarków i hamburgerów - Rolnika :-)
Masz pretekst teraz, by zawitać do Gniezna i ocenić tutejsze jadło :-D A przy okazji rzecz jasna, trzeba umówić się na wspólnego tripa :-) Po mieście pokręciłem się kilkadziesiąt minut i ruszyłem w drogę do Trzemeszna. Plan był taki, aby pojechać przez Lasy Królewskie. Pogoda klarowała się na dobre, słońce zaczęło grzać, więc zrobiłem krótką przerwę na złapanie małej porcji słonecznych promieni. Nawet z motylem się dzisiaj dogadałem :-D

Mamy wrzesień, ale pogoda iście letnia...

Po kilku minutach ruszyłem dalej. Tak sobie jechałem i doszedłem do wniosku, że przy takiej pogodzie trzeba pokręcić chociaż do tych 50 kaemów. I tak sobie jechałem z Gołąbek do Ławek, dalej Kruchowo i mała zawrotka na Jastrzębowo. Na odcinku od Kruchowa do Grabowa w końcu zaczęli remontować nawierzchnię...

Z Jastrzębowa pojechałem do Strzyżewa Paczkowego i dalej szutrem przez Kozłowo w kierunku Pasieki. Stamtąd przez Niewolno prosto na Trzemeszno i w ten sposób nakulało się nieco ponad 50 kaemów.
Po południu okazało się, że mogę odebrać w Żabnie zamówiony towar. Zagadałem jeszcze do Kacpra i razem ruszyliśmy do Żabna. Dojazd przez Trzemżal, Płaczkowo i Wylatowo. W Żabnie załatwiłem co miałem załatwić i ruszyliśmy dalej. Najpierw zajrzeliśmy na nieopodal położony stary most kolejowy...

Spędziliśmy tam kilka minut, przeznaczając czas na fotki...

Zajrzeliśmy też na dół...

Po kilku minutach ruszyliśmy w drogę powrotną. Jako, że Kacper nigdy nie był na drugim z pobliskich mostów, postanowiliśmy pojechać przez Marcinkowo. Nim dotarliśmy na miejsce zahaczyliśmy o Gębice i tamtejszy sklep spożywczy. Krótka przerwa i kręciliśmy dalej. W rejon mostu w Marcinkowie dostaliśmy się wariantem dolnym. Trochę musieliśmy się przeprawić przy przejeździe pod torami z uwagi na duże zarośnięcie terenu. Ostatnio jak tu byłem było względnie, natomiast teraz spore połacia chwastów, trawy i krzaków. Przebrnęliśmy tę przeszkodę i po chwili byliśmy pod mostem...

Na górę dostaliśmy się stromym i śliskim nasypem. Nieźle się przy tym zdyszeliśmy :-D Na górze oczywiście fotki...

I przeprawa na drugą stronę mostu...

Na dole z kolei można było zaobserwować przyjemny efekt w postaci cienia ukazującego konstrukcję mostu...

Ewakuacja z mostu nastąpiła wariantem górnym i mogliśmy ruszać w kierunku Trzemeszna. Powrót przez Łosośniki i Trzemżal. Tym sposobem nieoczekiwanie pękła mi tego dnia stówka, co było przyjemną niespodzianką, bo czasu na jazdę ostatnio bardzo mało.
Kategoria Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 110.72km
- Teren 30.00km
- Czas 05:19
- VAVG 20.83km/h
- VMAX 38.40km/h
- Kalorie 4045kcal
- Podjazdy 766m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Grzybowo - Koszalin + powrót do domu
Wtorek, 26 lipca 2016 · dodano: 30.07.2016 | Komentarze 0
Pobudka o godzinie 7:00. Szybka poranna toaleta, małe zakupy na śniadanie w delikatesach, spakowanie sakwy i można było ruszać na małego tripa wzdłuż wybrzeża Bałtyku w drodze do Koszalina. Wyruszyłem z Grzybowa o godzinie 8:00 i od razu skierowałem się w kierunku plaży...
Miałem taki mały, chytry plan. Jako, że poniedziałkowy wieczór upłynął głównie na poszukiwaniu noclegu zamiast siedzenia na plaży, to w ramach rekompensaty obowiązkowym było zjeść śniadanie na plaży...

Po śniadaniu ruszyłem w trasę. Najpierw oczywiście dojazd do Kołobrzegu. Poruszałem się nadmorskim szlakiem rowerowym R-10 i byłem tak zafascynowany ścieżką, że nawet nie wiem kiedy przejechałem latarnię i molo w Kołobrzegu :D Mogłem co prawda się cofnąć, ale byłem tego dnia ograniczony czasowo. Trzeba było przecież zdążyć na pociąg w Koszalinie. W związku z tym mogłem popatrzeć tylko na to co zostało za moimi plecami...

Jest też plus całej tej sytuacji - argument, by wrócić tu ponownie :-) Tymczasem przede mną rozlegał się przyjemny widok na nasz polski Bałtyk...

Jadąc dalej po swojej prawej stronie mijałem urokliwe mokradła...


A trasa w tym miejscu prowadziła przyjemną kładką...

Podróżując dalej w dalszym ciągu mogłem się delektować nadmorskimi krajobrazami...

Kilka chwil później byłem już w Ustroniu Morskim. Tam zepsuła się jakość ścieżki. Trasa prowadziła między zejściami na plażę, a budynkami użytkowymi, co było mało komfortowe. Prędkość przelotowa w tym miejscu wynosiła jakieś 10 km/h, bowiem trzeba było uważać na panujący tu ruch turystów. Na szczęście nie trwało to długo i za chwilę mogłem cieszyć się terenowym odcinkiem. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie odcinek przed Gąskami, gdzie podłoże pozostawia wiele do życzenia. Dosłownie, dziura na dziurze i o płynnej jeździe nawet nie było co myśleć. Ten fragment to istne rodeo. Tutaj też mieści się Punkt Obserwacyjny nr 16 Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej oraz Posterunek Obserwacyjny Gąski wchodzący w skład Zautomatyzowanego Systemu Radarowego Nadzoru (ZSRN) polskich obszarów morskich podlegającego Straży Granicznej...

Z Gąsek udałem się do Sarbinowa, które przez wielu turystów jest mocno chwalone. Z ciekawości zajrzałem tam zjeżdżając nieco ze szlaku R-10. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że miejscowość nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych nadmorskich lokalizacji, a co więcej jest tu zdecydowanie za dużo ludzi jak dla mnie. Tak szybko jak tam wjechałem, tak samo szybko się ewakuowałem i pomknąłem na Chłopy. Zrobiło się trochę spokojniej, a w miejscowości trafiłem na ciekawą wizytówkę...

W najbliższym sąsiedztwie miejscowości przebiega też 16-ty południk geograficzny...

Kolejne kilka minut jazdy i zameldowałem się w Mielnie, gdzie zmieniłem tor jazdy w kierunku jeziora Jamno...

Jezioro jest pokaźnych rozmiarów, położone bardzo blisko morza, jednak czystość wody pozostawia wiele do życzenia, ale o tym za chwilę. Poruszałem się wzdłuż linii brzegowej akwenu, jadąc przyjemnym szutrem, aż dotarłem do Unieścia. Tam odbiłem ponownie w stronę morza, aby przyjrzeć się wałowi przeciwpowodziowemu i wrotom sztormowych na kanale jamneńskim...

Z Unieścia dotarłem do Łaz i tam definitywnie opuściłem szlak rowerowy R-10 i pożegnałem się z nadmorskim krajobrazem. Od tej chwili poruszałem się już tylko w głąb lądu, jadąc w kierunku Koszalina. Nadal pozostawałem jednak w bliskim sąsiedztwie jeziora Jamno, docierając do miejscowości Osieki. Tutaj krótki przystanek z uwagi na lepszy dostęp do linii brzegowej jeziora...

Przyjrzałem się nieco bliżej wodzie i byłem zdruzgotany jej stanem. Przejrzystość znikoma, barwa odcienia zielonego, do tego pływająca cała masa syfu niewiadomego pochodzenia, oraz dwie sztuki martwych ryb na brzegu. Szczerze, to nie wszedłbym nawet do kostek do tego jeziora, nawet jakby ktoś mi zapłacił...

Dalsza część trasy, to ponownie trochę terenu. Zjazd na dół i po chwili przecinałem rzekę Unieść wpływającą rzecz jasna do jeziora Jamno...

Po drugiej stronie z kolei miałem widok na tzw. Głuche Bagno...

Ostatni fragment jazdy przy linii brzegowej jeziora, przejazd przez miejscowości Łabusz i Jamno i moim oczom ukazała się panorama Koszalina...

Po lewej stronie drogi natomiast widok ze wzniesieniem terenu, niczym na Podhalu...

Prosta droga asfaltowa, kawałek ścieżki rowerowej i dotarłem do Koszalina. Tam od razu wykręciłem na dworzec PKP, aby zakupić bilet na powrót do domu...

Niestety pociąg, którym zamierzałem wrócić nie posiadał już wolnych miejsc na rowery. Takie uroki podróżowania w sezonie. Trzeba było wybrać inną alternatywę i nieco dłuższą trasę z przesiadką w Stargardzie Szczecińskim, Krzyżu i Poznaniu. W Stargardzie na dworcu spojrzałem jeszcze na rozkład i stwierdziłem, że nie muszę się przesiadać, bo przecież ten pociąg jedzie przez Krzyż aż do Poznania. Tak uczyniłem, po czym konduktor uświadomił mnie, że trzeba było się przesiąść w tym Krzyżu, bo inny pociąg odjeżdżał 9 minut wcześniej. Co za pokręcone rozkłady mamy w tym naszym kraju :D Skutkowało to sytuacją, że zamiast 5 minut na przesiadkę w Poznaniu miałem aż godzinę. Postanowiłem nie próżnować i przez ten czas dojechać sobie rowerem do Kobylnicy. Tam wsiadłem w pociąg i dotarłem do celu - Gniezno. Pozostało tylko jeszcze wykręcić 20 km rowerem do Trzemeszna i byłem domu po dwóch dniach bardzo udanej wyprawy.
Przez dwa dni pokonałem na rowerze ponad 420 km, w tym około 90 km w terenie. Poznałem kolejne zakątki naszej pięknej Polski, od Wielkopolski, przez Pomorze, aż po rejony nadmorskie. W pamięci z pewnością zostanie wiele chwil i krajobrazów. I jedno wiem na pewno - było warto!!!
Poniżej zapis trasy na odcinku Grzybowo - Koszalin :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 103.68km
- Teren 43.00km
- Czas 04:48
- VAVG 21.60km/h
- VMAX 38.67km/h
- Kalorie 3815kcal
- Podjazdy 942m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Powidzki Park Krajobrazowy
Piątek, 6 maja 2016 · dodano: 06.05.2016 | Komentarze 2
Jako, że piątek był dla mnie dniem wolnym od pracy, a pogoda za oknem piękna, postanowiłem pokręcić nieco więcej korbą. Chętnych nie było, więc w trasę ruszyłem samotnie. W planach było poruszanie się po Powidzkim Parku Krajobrazowym. Przed wyjazdem wstępnie nakreśliłem sobie miejscówki, które chciałem odwiedzić. Trasa w większości była mi znana, ale nie zabrakło też odcinków, którymi zamierzałem pojechać po raz pierwszy. Z domu ruszyłem po godzinie 9 kierując się w stronę Kinna, gdzie zaczynać i kończyć miała się dzisiejsza pętla. Dojazd przez Zieleń i Ostrowite, skąd oczywiście rozlega się przyjemny widok na jezioro Ostrowickie...
W Kinnie w tym roku znowu można podziwiać plantację rzepaku, chociaż nie jest ona tak duża jak w ubiegłym. Uwielbiam ten żółty kolor w połączeniu z błękitem nieba...

Z Kinna rzut beretem do Skubarczewa, a tam myk w teren w jedną z moich ulubionych ścieżek. W ten sposób dojechałem do Ostrowa, gdzie postanowiłem zajrzeć nad jezioro Powidzkie. I tutaj nastąpiła nowość, bowiem tą miejscówkę odwiedziłem po raz pierwszy. Dojechałem drogą do samego końca i trafiłem na urokliwy skrawek plaży...


Jako, że tamtejsze tereny bardzo mi się podobają, pokręciłem się jeszcze trochę po ścieżkach. Zajrzałem też w pod Hotel Moran, aby zobaczyć jak to wygląda. Generalnie kompleks niczym specjalnym się nie wyróżnia, natomiast w jego pobliżu trafiłem na fajnego singla, którym w dół zjechałem do linii brzegowej jeziora. Stacjonowało tam kilka zacumowanych jachtów...

Z Ostrowa pomknąłem przez las do Anastazewa, gdzie liznąłem kawałek asfaltu, aby po chwili znowu wbić się w terenowe ścieżki. Piaszczystym duktem przez Skrzynkę i Lipnicę dotarłem do Kosewa, gdzie ponownie zajrzałem nad jezioro. Widok z tego miejsca zawsze mi się podobał...


Tutaj zrobiłem sobie pierwszą przerwę na posiłek, przy okazji wygrzewając się na ciepłym słoneczku...

Po posileniu ruszyłem dalej i jadąc przez Giewartów, Kochowo skierowałem się do lasów po drugiej stronie jeziora. A skoro te fyrtle, to oczywiście moja ulubiona miejscówka z torami w lesie...

Kontynuowałem jazdę przez las i dotarłem do Powidza...

Dalsza część trasy to dla mnie kolejna nowość, bowiem swoje dwa kółka skierowałem do Charbina. Tam poruszałem się wzdłuż linii brzegowej kolejnego jeziora - Niedzięgiel i trafiłem na ciekawy dostęp do brzegu. Ktoś zrobił sobie samowolkę budowlaną w postaci pomostu. Konstrukcja muszę przyznać była bardzo oryginalna, złożona bowiem ze starych drzwi, palet i przypadkowych desek. Wszystko dość mocno się chwiało, ale dało się dotrzeć na sam koniec, do wody nie wpadłem :-D

Z Charbina w kilka chwil dojechałem do Wiekowa, skąd rozciąga się przyjemny widok na kolejną część jeziora...

Dalej kierunek Skorzęcin. Dotarłem do ośrodka wypoczynkowego i na molo zrobiłem kolejną przerwę na posiłek, uzupełnienie kalorii i płynów, by na ostatnim fragmencie tripa nie zabrakło sił...

Po kilku minutach ruszyłem dalej, kierując się w kierunku domu. Droga powrotna przez Kinno, gdzie zamknąłem dzisiejszą pętlę, a dalej przez Ostrowite Prymasowskie, Gaj, Krzyżowkę i Miaty. Wyprawa udana w 100%, aczkolwiek na ostatnich 10 km zaczynałem czuć w nogach dystans i tą ilość terenu. Długa przerwa i mniejsza ilość jazdy w tym roku robią swoje, ale nie ma co narzekać, powoli do przodu :-)
Kategoria Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 107.16km
- Teren 4.00km
- Czas 04:27
- VAVG 24.08km/h
- VMAX 45.68km/h
- Kalorie 3835kcal
- Podjazdy 357m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Toruń przez Inowrocław
Sobota, 19 grudnia 2015 · dodano: 19.12.2015 | Komentarze 5
Na sobotę zaplanowałem sobie wypad do Torunia, w którym to ostatni raz byłem jakieś 9-10 lat temu, nie licząc po drodze imprez żużlowych. Chętnych jakoś zabrakło, a jedyną osobą, która wyraziła zainteresowanie był Karol. W związku z tym nakreśliłem szybko plan wycieczki w piątkowy wieczór i można było ruszać w sobotni poranek....
Wyruszyliśmy o godzinie 8:00. Najpierw trzeba było pokonać doskonale nam znane tereny. Szybko przeprawiliśmy się przez Trzemżal, Wylatowo, Mogilno, Kołodziejewo i Janikowo. W Janikowie zrobiliśmy krótką przerwę na małe uzupełnienie cukrów z oddali obserwując strefę przemysłową miasta...

Następnie obraliśmy kurs w kierunku Inowrocławia. Jechaliśmy wzdłuż wielkiej, białej hałdy...

Zaraz w jej sąsiedztwie płynie Kanał Notecki...

Dalej pojechaliśmy przez Gorzany i Kościelec, gdzie zainteresował nas nieco dziwny kościół. Okazało się, że jest to kościół św. Małgorzaty, który powstał ok. 1200 roku. Wygląda trochę dziwnie, bowiem obok stoi dobudowana kapliczka, która bardziej przypomina fragment zamku...

Po kilkunastu następnych minutach zameldowaliśmy się w Inowrocławiu, gdzie obowiązkowym punktem była tamtejsza tężnia solankowa...

Zajrzeliśmy oczywiście do środka...

Sama konstrukcja całkiem ciekawa...

Po krótkiej przerwie trzeba było ruszać dalej. Kierunek rzecz jasna Toruń. Po drodze przejeżdżaliśmy przez miejscowość o charakterystycznej nazwie. Ciekaw jestem czy tamtejsi mieszkańcy mają mnóstwo kłopotów, czy może jest zupełnie inaczej...

Dalsza jazda przez miejscowości Orłowo i Więcławice, gdzie do pokonania były krótkie odcinki terenowe. Okazały się one po ostatnich opadach bardzo grząskie, więc upapranie się było nieuniknione. W końcu udało się dojechać do DK 15. Tam wbiliśmy się w całkiem przyjemną ścieżkę rowerową położoną wzdłuż trasy i pomknęliśmy nią aż do Suchatówki. Dalej już trzeba było przeprawić się kilka kilometrów samą krajówką, ale w Małej Nieszawce momentalnie się z niej ewakuujemy i do Torunia wjeżdżamy ulicą Nieszawską...

Głównym celem było oczywiście Stare Miasto. Pojechaliśmy, więc przez dłuuuugi most nad Wisłą...

I rozkoszowaliśmy się pięknym widokiem na Starówkę...

Po pokonaniu mostu naszym oczom ukazała się charakterystyczna Krzywa Wieża - średniowieczna baszta miejska, która swą nazwę zawdzięcza znacznemu odchyleniu od pionu...

I widok na jej górną kondygnację od drugiej strony...

Następnie trafił się nam po drodze sklep z prawdziwymi toruńskimi piernikami. Stał się on głównym celem w drodze powrotnej, z zamierzeniem kupna łakoci :-)

Nieopodal trafiliśmy na Bramę Klasztorną...

I widok od frontu...

Kolejnym celem był Łuk Cezara...

Stamtąd pojechaliśmy na Rynek Staromiejski, gdzie trafiliśmy na... demonstrację "KOD"...

Ale nie ona była tu naszym celem. A był nim rzecz jasna Ratusz...


Z uwagi na demonstrantów dostęp do pomnika Mikołaja Kopernika był mocno ograniczony, ale finalnie udało się fotę cyknąć...

Z Rynku pojechaliśmy obejrzeć ruiny Zamku Krzyżackiego...



W pobliżu mieści się oczywiście Centrum Kultury Zamek Krzyżacki...

I w bliskim sąsiedztwie Brama Mostowa...

Z tego miejsca widać też w całej okazałości most im. Józefa Piłsudskiego, który ma długość 898 metrów...

Na koniec pojechaliśmy po wspomniane wcześniej pierniki, po drodze zaglądając pod dom Mikołaja Kopernika...

Widok na jego górne kondygnacje...

Na sam koniec wizyty na toruńskiej Starówce udało się trafić jeszcze piękne ujęcie katedry św. Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty...

I trzeba było się zbierać, bowiem zbliżał się czas odjazdu pociągu. Powrót przez most, ale zanim dotarliśmy na dworzec PKP, zahaczyliśmy o taras widokowy po drugiej stronie Wisły, z którego rozciąga się piękny widok na całą Starówkę...

Wspólna fotka też musi być :D

Na tarasie znajduje się też bardzo fajna ściąga...

Z tarasu pojechaliśmy na dworzec, gdzie była masakrycznie długa kolejka po bilety i cudem zdążyliśmy przed odjazdem pociągu. Tzn., Karol kupował bilety, a ja zatrzymywałem już odjeżdżający pociąg. W tym momencie Karol wbiegł na peron, pociąg udało się zatrzymać i dalej bez przygód dotarliśmy do Trzemeszna...

Wycieczka na mega plus!!! Pogoda dopisała, a podczas wizyty na Starówce nawet uraczyła nas słońcem. Bogactwo Torunia w zabytki jest tak ogromne, że polecam każdemu odwiedzić to miejsce :-)
Zapis trasy z wycieczki:
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 102.87km
- Teren 36.00km
- Czas 04:06
- VAVG 25.09km/h
- VMAX 46.72km/h
- Kalorie 3765kcal
- Podjazdy 608m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielna jazda z GKKG
Niedziela, 25 października 2015 · dodano: 25.10.2015 | Komentarze 0
Rano, krótko po godzinie 10 ruszyłem w stronę Gniezna. Powód prosty - niedzielna jazda z GKKG. Na Rynku w Gnieźnie zameldowałem się idealnie o 11. Kilka osób było już na miejscu, kilka następnych dojechało po chwili. W ten sposób zebrało się 11 śmiałków, którzy zechcieli tego dnia wspólnie pokręcić trochę kilometrów...
Dla mnie była to też okazja do poznania kilku nowych osób, które zarażone są cyklozą :-) Ruszyliśmy z Rynku kilka minut po 11 i obraliśmy kierunek Powidz. Pojechaliśmy przez Jankowo Dolne, Kalinę, rejony Wymysłowa, Gaj i Wylatkowo. Było bardzo sympatycznie ze sporą ilością terenu :-) Na plaży w Powidzu oczywiście pamiątkowa fotka (zdjęcie autorstwa Tomasza Wachowiaka)...

Powrót przez Skorzęcin wieś, Sokołowo, Krzyżówkę, Lubochnię i Wierzbiczany. Za przejazdem kolejowym pożegnałem się ze wszystkimi i pomknąłem do domu przez bloki w Jankowie, Kalinę i Wymysłowo. Tempo przy tym kilometrażu jak dla mnie dość szybkie, ale jak to Tomek stwierdził: "dzisiaj było całkiem spokojnie" :-D Wniosek więc taki, że trzeba dalej nad sobą pracować i podnosić poprzeczkę coraz wyżej :-)
Kategoria Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 147.12km
- Teren 15.00km
- Czas 06:42
- VAVG 21.96km/h
- VMAX 41.04km/h
- Kalorie 4986kcal
- Podjazdy 474m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
10000 km!!! Magiczna bariera pokonana!!! (Gniezno, Strzelno, Kruszwica)
Piątek, 9 października 2015 · dodano: 10.10.2015 | Komentarze 7
Na ten dzień planowałem wypad w miejsce, w którym jeszcze nie byłem. Powód, nie byle jaki. Miała paść magiczna bariera 10000 kilometrów w roku, która jeszcze kilkanaście miesięcy temu była dla mnie abstrakcją, ale i marzeniem :-) Z samego rana musiałem podjechać do Gniezna do kuzynki odebrać magiczne składniki do ciasta, które trzeba było upiec na urodzinki małej. Trasa standardowo przez Wymysłowo i Wierzbiczany, powrót podobnie i oczywiście pod upierdliwy wmordewind.Po południu z kolei, żeby też nie było za łatwo ruszyłem w kierunku wschodnim pod ten wredny wmordewind, a celem była Kruszwica. Pojechałem przez Popielewo, Wylatowo, Łosośniki w kierunku Gębic. W Łosośnikach zacząłem się zastanawiać czy nie trafię na jakiś remont drogi, bowiem na kierunkowskazie Gębice powiewała resztka folii. Informacji o objeździe nie zauważyłem, więc pomknąłem zgodnie z założeniem przed siebie. Przejechałem przez Kątno, dojechałem do Marcinkowa i kuku. Droga zamknięta, remont wiaduktu, można zapomnieć o przejeździe...

Wizja wracania do Łosośnik i znowu jazdy pod wmordewind nie wchodziła w grę, więc coś trzeba było wymyślić. W tym momencie przypomniał mi się wiosenny wyjazd na stary most kolejowy w Marcinkowie i ówczesne pokonywanie pól i łąk. Postanowiłem zrobić podobnie. Cofnąłem się nieco, zjechałem polem do torów, a następnie torami dotarłem do starego mostu. Tam zszedłem na dół co łatwe nie było, bowiem zbocze strasznie śliskie. Skoro byłem już w rejonie mostu, to pstryknąłem fotę...

I jeszcze jedna z innego profilu...

Dalej była jazda po nierównej polanie, a następnie kilkadziesiąt metrów z buta przez knieje. Dotarłem do małego tunelu i zaraz za nim można było kontynuować jazdę między polami. Po paruset metrach znalazłem się w końcu na drodze po drugiej stronie remontowanego mostu. Dalej bez przeszkód dotarłem do Gębic i stamtąd przez Zbytowo pojechałem prosto w kierunku Strzelna. Wiatr z każdym kilometrem był coraz bardziej dokuczliwy, ale do celu było coraz bliżej. Dojechałem do Strzelna i tam zajrzałem pod rotundę św. Prokopa...

Ze Strzelna pognałem prosto na Kruszwicę, bowiem czas naglił, a trzeba było zdążyć przed zmrokiem. Po godzinie 18 zameldowałem się na miejscu, a jak Kruszwica, to oczywiście Mysia Wieża. Według legendy tutaj został pożarty przez myszy król Popiel...

Pod wieżą zrobiłem sobie pamiątkową fotkę, oczywiście celebrując już powoli pokonanie granicy 10000 kilometrów w roku kalendarzowym...

Czas pod wieżą szybko upływał, słońce schowało się za horyzontem i robiło się coraz chłodniej. Założyłem kominiarkę, ochraniacze na buty i trzeba było się zbierać. Zajrzałem jeszcze na chwilkę nad jezioro Gopło...

Na wiosnę chciałbym objechać całe jezioro wokoło. Może znajdzie się ktoś chętny do wspólnej wyprawy, np. Grigor, który ostatnimi czasy lubi objeżdżać większe jeziora :P ? Wyjeżdżając spod wieży zauważyłem, że po zmroku bardzo ładnie jest ona oświetlona, w związku z czym postanowiłem pstryknąć jeszcze jedną fotkę...

Było przed godziną 19, na termometrze ledwo 6°C, więc trzeba było gnać do domu. Na moment zatrzymałem się jeszcze na kruszwickim Rynku...

I pognałem prosto przed siebie, energicznie pedałując bowiem temperatura wciąż spadała. Od Strzelna wynosiła ledwie 3-4°C. Droga powrotna niemal ta sama, z małą korektą od Gębic, aby nie nadziać się na nieszczęsny most. Pojechałem przez Gozdanin i dalej Łosośniki, a stamtąd Szydłowo i Trzemżal. W Trzemesznie zameldowałem się około godziny 21.
Wyjazd jak najbardziej na plus, zważywszy przekroczenie granicy 10000 km w roku!!! :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 120.12km
- Czas 04:24
- VAVG 27.30km/h
- VMAX 51.54km/h
- Kalorie 470kcal
- Podjazdy 4630m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Solid Logistics ŠKODA Poznań Bike Challenge
Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 18.09.2015 | Komentarze 2
Długo było dane nam czekać na ten dzień, aby wystartować w Solid Logisctics ŠKODA Poznań Bike Challenge. O godzinie ósmej ruszyłem z Trzemeszna w kierunku Gniezna. Załadowałem rower na bagażnik i pomknąłem zgarnąć Kubolsky'ego i Bobiko. W Poznaniu zameldowaliśmy się koło godziny 9:30. Przebraliśmy się, przygotowaliśmy rowery i ruszyliśmy w kierunku miasteczka rowerowego na Malcie. Najpierw odwiedziliśmy biuro zawodów, a następnie zrobiliśmy obchód po miasteczku, które prezentowało się znakomicie...

W międzyczasie dobiło kilku znajomych Kubolsky'ego. Były luźne pogadanki i było wesoło...

Do startu pozostawało coraz mniej czasu. Po godzinie 11 ruszyliśmy w stronę sektorów startowych, które zlokalizowane były na ul. Baraniaka. Bobiko startował z sektora H, natomiast Kubolsky i ja z ostatniego sektora I. Miała to być bardziej lajtowa zabawa, niż poważne ściganie, więc nie deklarowaliśmy wysokiej prędkości. Zawodników na starcie z każdą minutą przybywało, a na jakieś 20 minut przed startem wyglądało to mniej, więcej tak...

Przed samym startem w roli obserwatora/kibica zjawił się Karol. Zamieniliśmy kilka słów, Karol pstryknął jeszcze nam fotkę i za chwilę ruszaliśmy do przodu...

Ze startu łagodnie, bowiem taki był plan, bez spiny i dla zabawy. Jednak im więcej metrów przemierzaliśmy, tym tempo rosło. W Janikowie dogoniliśmy część zawodników z sektora H, w Kobylnicy z sektora G. Na podjeździe w Bugaju razem z Kubolsky'm postanowiliśmy utrzymać tempo i po chwili okazało się, że reszta znajomych została z tyłu. Dalej nie było już przelewek, cisnęliśmy dość ostro i to pod wredny wmordewind, aż do samego nawrotu w Łubowie. Średnia prędkość na nawrocie wynosiła niespełna 27 km/h i zaczęliśmy zastanawiać się, czy aby to wytrzymamy, bo do mety pozostawało jakieś 70 km. Owszem w drugą stronę było nieco lżej, bo z wiatrem w plecy aż do Kiszkowa, ale tam czekała nas kolejna zmiana. Zakręt w kierunku Pobiedzisk i znowu przeciwny wiatr i do tego stromy podjazd. Dla niektórych była to "ściana płaczu", schodzili z rowerów i podchodzili, mielili korbami na najmniejszym przełożeniu, kogoś zabrała karetka, ale my cisnęliśmy dalej. Łatwo nie było, ale się nie poddawaliśmy. We Wronczynie zwolniliśmy na chwilę, ale tylko po to aby uzupełnić płyny ze strefy bufetowej. W dalszym ciągu połykaliśmy zawodników, którzy startowali z wcześniejszych sektorów, czy to na szosówkach, czy to na MTB. We Wierzonce czekali na nas Grigor z ojcem. W momencie, gdy krzyczeliśmy do Grigora, ten szybko wyjął aparat i cyknął nam fotę :-D

Po chwili byliśmy już w Kobylnicy, a zaraz potem na wjeździe do Poznania. W Poznaniu czekał nas znowu odcinek pod wiatr na ul. Warszawskiej, do tego jeszcze pod górkę... (poniżej fotka autorstwa Tomasza Szwajkowskiego)

Kubolsky postanowił depnąć jeszcze mocniej w końcowej fazie, natomiast ja nie chciałem się zrywać z racji zdiagnozowanej przepukliny. Do mety dotarłem jakieś pół minuty za nim z czasem 4h 15m 18s. Dało to mi następujące miejsca:
- miejsce 1115 w kategorii "open" na 1738 sklasyfikowanych (wg listy startowej 2000 startujących)
- miejsce 88 w kategorii "19-34" na 288 sklasyfikowanych
- miejsce 183 w kategorii "rower inny" na 550 sklasyfikowanych
Ta ostatnia kategoria ma dla mnie największe znaczenie, bowiem startując na rowerze MTB, rywalizowanie z szosowcami jest bez większych szans :-P Występ uważam jako przyzwoity, mając na uwadze start ze zdiagnozowanym urazem, a uzyskana średnia w granicach 27,5 km/h jest zadowalająca :-)
Po przekroczeniu mety otrzymaliśmy pamiątkowe medale...

A następnie odstawiliśmy rowery na "skromy" parking rowerowy...

Po wyścigu spędziliśmy jeszcze kilkadziesiąt minut w strefie gastronomicznej, gdzie wciągnęliśmy pyszne burgery, popijając "złotym izotonikiem", poleżeliśmy na leżaczkach i posiedzielibyśmy jeszcze dłużej, ale trzeba było zbierać się w drogę powrotną do domu. Dotarliśmy do auta, załadowaliśmy rowery i ruszyliśmy w drogę powrotną. Chłopaki w Gnieźnie zameldowali się krótko po godzinie 20, natomiast ja o 20:30.
Podsumowując impreza mega udana. Owszem było kilka małych niedociągnięć, ale przy tak wielkiej imprezie zawsze jakieś się znajdą. Tak samo jak opinie, wśród tylu startujących. Za rok chciałbym wystartować ponownie, ale zobaczymy jak będzie ze zdrowiem. Na tą chwilę chciałbym podziękować wszystkim, z którymi tego dnia startowałem, widziałem się przed, po i w trakcie wyścigu oraz organizatorom za świetną zabawę. Oby za rok było jeszcze lepiej!!!
Kategoria Wyprawy 100-kilometrowe, Zawody
- DST 104.75km
- Teren 30.00km
- Czas 05:09
- VAVG 20.34km/h
- VMAX 47.44km/h
- Kalorie 3717kcal
- Podjazdy 473m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Wał Wydartowski z ekipą BS!!!
Sobota, 5 września 2015 · dodano: 05.09.2015 | Komentarze 4
Na sobotę od kilku dni planowany był trip na Wał Wydartowski i wieżę widokową w Dusznie z udziałem licznej ekipy BS. Wszystkim termin się ładnie spasował i można było konkretniej planować szczegóły. Jako, że sobotę miałem w znacznej części niezagospodarowaną czasowo, postanowiłem wyjechać na przeciw większości ekipy do Gniezna. Wyruszyłem po godzinie 7:30 i po około 60 minutach zameldowałem się na miejscu zbiórki, pod pomnikiem Bolesława Chrobrego u podnóża katedry. Wszyscy zainteresowani zdążyli się już zjawić: Grigor z tatą, Rolnik, Pan Jurek, oraz Kubolsky z Agnieszką. O godzinie 9:00 wyruszyliśmy w kierunku Kruchowa wyjeżdżając z Gniezna ulicą Orcholską. Po kilkunastu minutach zameldowaliśmy się w Strzyżewie Kościelnym i tam robimy krótki pit stop pod miejscowym sklepikiem...
Dalej jazda przez Ganinę, Strzyżewo Paczkowe i jesteśmy w Jastrzębowie. Co niektórych ładnie już suszyło, ciekawe dlaczego :-D

W międzyczasie zdążył zadzwonić dwukrotnie Sebek, który oczekiwał nas mniejszą grupką nieopodal Kruchowa. Podkręciliśmy, więc trochę tempo i niebawem byliśmy na miejscu, już w kompletnej grupie. Dołączyli do nas: Anetka, Sebek oraz Świder. Od tego momentu wspólnie pokonywaliśmy kolejne kilometry w liczbie 10 osób :-) W mgnieniu oka minęliśmy okolice Kruchowa i przyjemnym szutrem zmierzaliśmy w kierunku Ignalina...

W Ignalinie wykręciliśmy na Dębno. Podłoże było tam trochę miękkie i większość musiała przez moment prowadzić rowery. Do tego niedługi, ale wymagający podjazd i na górze krótka przerwa na złapanie oddechu...

Następnie krótki odcinek przyjemnym lasem, dalej na szagę polem i można było już z oddali podziwiać wieżę w Dusznie...

Do celu wyprawy pozostawało już niewiele. Trzeba było pokonać jeszcze jeden dość stromy i piaszczysty podjazd, dwie ścieżki między polami z kukurydzą i po chwili całą grupą zameldowaliśmy się pod wieżą widokową, gdzie oczywiście trzeba było strzelić pamiątkową fotkę...

Po dojechaniu na miejsce trochę luzu, posilenie się, pogaduchy, śmiechy, itp. Kuba szybko wbiegł na górę odnotować wpis w "cache'u", bowiem przy poprzednich dwóch wizytach brakowało czegoś do pisania...

Na górze za długo nie siedzieliśmy, bowiem wiało niesamowicie. Nie robiłem też specjalnie zdjęć, bowiem tych zostało sporo zrobionych przy poprzednich wizytach na wieży. Przed zejściem jeszcze małe spojrzenie w dół... halo, halo, co tam u Was niebiescy słychać :-D

Zanim ruszyliśmy w drogę powrotną jeszcze jedna fota (Sebek i Świder nie zmieścili się w kadrze mojego aparatu :-D)...

Droga powrotna z mocnym wmordewindem przez Wydartowo, Kruchowo, Hutę Trzemeszeńską i Pasiekę, gdzie hitem było pastwisko z hodowlanymi krowami i byczkami. Mieliśmy okazję zaobserwować różne zwierzęce instynkty i potrzeby :-D

Z Pasieki pojechaliśmy przez Rudki, Wymysłowo i w okolicy Wierzbiczan pożegnaliśmy część ekipy, która dalej jechała w kierunku Gniezna. Nie mogło oczywiście zabraknąć wspólnej fotki na pożegnanie...

Razem z Anetką, Sebkiem i Świdrem wróciliśmy do Trzemeszna, gdzie się rozstaliśmy. Ja jako, że od rana miałem chęć na wykręcenie stówki (ostatnia u mnie była bagatela w czerwcu) pojechałem jeszcze przez Miaty i Lubochnię, rzucić okiem nad jezioro Wierzbiczańskie. Woda w jeziorze krystalicznie czysta, nie to co w pełni sezonu :-D

Powrót przez Kujawki i Święte i w domu zameldowałem się przed godziną 15, gdzie czekał na mnie pyszny obiadek :-)
To była w pełni udana sobota!!! Dzięki wszystkim, którzy zechcieli ruszyć "cztery litery" i wspólnie pokonać tą przyjemną trasę. Oby takich wypraw więcej. PozdRower :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 103.30km
- Teren 15.00km
- Czas 04:26
- VAVG 23.30km/h
- VMAX 54.72km/h
- Kalorie 3751kcal
- Podjazdy 458m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Do i z pracy / nocna runda na pograniczu Pałuk i Wielkopolski
Piątek, 14 sierpnia 2015 · dodano: 15.08.2015 | Komentarze 1
Rano do pracy, pod wieczór z pracy. W domu krótki odpoczynek, posilenie się i o godzinie 20:30 ruszyłem na spotkanie z Marcinem i Kubą. Celem była nocna wyprawa na pograniczu Pałuk i Wielkopolski. Z Trzemeszna pognałem z kierunku Lasów Królewskich przez Jastrzębowo i Smolary. Tam zamierzałem trafić na kompanów, którzy zdążyli przejechać tamtędy nie więcej jak 2 minuty wcześniej. Zdążyłem zauważyć jednak blask świateł i pognałem za nimi :-D Niedaleko przed Gołąbkami spotkaliśmy się i dalej już kontynuowaliśmy jazdę we trójkę. Pojechaliśmy przez Gołąbki i dalej leśnostradą do Bełków. Stamtąd prosto na Mogilno, gdzie na stacji benzynowej robimy małe zaopatrzenie, a następnie do parku posiedzieć i zrobić przerwę przy fontannie. Poniżej kilka ujęć z pięknie oświetlonej i kolorowej fontanny...




Po kilkunastominutowej przerwie trzeba było ruszyć dalej. Następnym celem wyprawy była wieża widokowa w Dusznie. Z Mogilna skierowaliśmy się na Izdby. Na przejeździe kolejowym w okolicach Wyrobków mieliśmy przymusowy postój, ze względu na opuszczone szlabany. Po chwili okazało się, że mknęło tamtędy jakieś pendolino, albo coś :-D

Między Izbami i Dusznem musieliśmy przeprawić się przez bardzo piaszczyste podłoże, ale daliśmy radę. Krotko przed północą zameldowaliśmy się pod wieżą widokową i zaparkowaliśmy nasze maszyny :-)

Następnie weszliśmy do góry popatrzeć na rozświetlone miasta, m.in. Gniezno, Mogilno i Trzemeszno. Było też świetnie widać maszt telewizyjny na Żółwieńcu, kominy elektrowni na Pątnowie i strefę przemysłową w Janikowie. Na górze spędziliśmy trochę czasu, pośmialiśmy się też z obsługi monitoringu, bowiem oko kamerki bacznie nas obserwowało, ale trzeba było zbierać się w dalszą część trasy. Na dole jeszcze rzut oka na wieżę w nocy...

Dalsza droga prowadziła do Trzemeszna przez Wydartowo i Kierzkowo. W Trzemesznie pożegnałem się z Marcinem i Kubą, którzy pognali do Gniezna, a ja zameldowałem się w domu kilkanaście minut przed 1 w nocy. Wyjazd na duży plus, dzięki za wspólną jazdę :-)
Kategoria Ciekawe wyprawy, Wyprawy 100-kilometrowe
- DST 115.96km
- Teren 19.00km
- Czas 04:51
- VAVG 23.91km/h
- VMAX 41.24km/h
- Kalorie 4402kcal
- Podjazdy 279m
- Sprzęt Giant Revel 29er
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca - Września - Powidz
Wtorek, 30 czerwca 2015 · dodano: 30.06.2015 | Komentarze 2
Wczesnym rankiem do pracy. Po pracy musiałem dostarczyć fakturę do Wrześni. Pojechałem, więc przez Gębarzewo i Czerniejewo. We Wrześni na Lipówce wielu rowerzystów. Po dostarczeniu faktury krótka przerwa. Zastanawiałem się którędy wrócić do Trzemeszna. Od razu wykluczyłem opcję przez Witkowo. Rzuciłem okiem na mapę w telefonie i zdecydowałem się pojechać przez obszary powiatu słupeckiego w kierunku Powidza. Pomknąłem przez Gutowo Wielkie, Sędziwojewo, Otoczną. Na wyjeździe z Otocznej rzuca mi się w oczy świetne oznakowanie szlaku rowerowego...
Wspominał mi też o tym Bobiko podczas wyprawy na wieże widokowe. Generalnie cały powiat słupecki jest świetnie oznakowany. I rzeczywiście tak jest. Przejechałem kilka następnych kilometrów, a słupki z tabliczkami mijałem co rusz. Dalej pojechałem przez rejony w pobliżu Wólki, a następnie przez Kornaty. Tam ponownie wjeżdżam na szlak rowerowy (czerwony i żółty). Jadę przez Ostrowo Kościelne i Radłowo, gdzie mieści się całkiem fajna agroturystyka. Zaraz za Radłowem wjechałem do lasu. Także tam wzorowo oznakowane są szlaki....

Przez las dojechałem w rejony Niezgody. Na lotnisku w Powidzu ćwiczenia na maxa się odbywały, bowiem hałas był niemiłosierny i co chwila latały samoloty. Po kilku minutach dojechałem do Powidza. Najpierw zajrzałem na dziką plażę, a następnie udałem się bulwarem w rejon Łazienek...

W momencie, gdy odjeżdżałem w powietrzu unosił się kolejny tego dnia samolot...

Powrót do domu przez Wylatkowo, Kinno i Zieleń. W ten oto sposób zamykam czerwiec z rekordową liczbą 1452 kilometrów. Co prawda po cichu liczyłem na 1500, ale pogoda była jaka była, może w lipcu? :-)
Kategoria Praca / służbowo, Wyprawy 100-kilometrowe